Francuska kawiarenka literacka

sobota, 18 sierpnia 2012

Brzuch Paryża Emil Zola


Państwowy Instytut Wydawniczy-rok 1957, tłumaczenie Nina Gubrynowicz, stron - 283

Jedna książka – wiele oczekiwań. Z jednej strony Zacofany w lekturze polecił mi ją w konkursie z Paryżem w tle, jako sposób na poznanie miasta z jego kolorami, smakami, zapachami i zapaszkami. Z drugiej strony zafascynowana Zolą Czara - stwierdziła ostatnio po lekturze tejże książki, iż Zola po raz pierwszy ją irytował, a litanie opisów zdawały jej się zbędne, a fabuła schematyczna. Z trzeciej strony jestem ja - czytelnik, któremu lektura Zoli sprawiała, jak dotąd dużą przyjemność i moje pragnienie poznawania miasta przez literaturę. Książkę nie tyle czytałam, co smakowałam. W przeciwieństwie do Czary nie wyrzuciłabym z niej ani jednego opisu. To właśnie one moim zdaniem stanowią o wartości książki, to one są jej istotną treścią. 
Dziewiętnastowieczne dzieło Wiktora Baltarda – dwanaście żeliwno-szklanych pawilonów Hal (Halles) stanowi tło i jądro powieści Brzuch Paryża. Hale były miejscem, w którym zaopatrywał się cały Paryż. Budziły się one do życia, kiedy całe miasto pogrążone było jeszcze w głębokim śnie. Wówczas to nadjeżdżały z okolicznych wiosek i miasteczek wozy pełne tego, co urodziła ziemia. To tutaj na ogromnej przestrzeni 10 hektarów odbywał się handel. Najpierw hurtowy, kiedy zaspani jeszcze kupcy przed wschodem słońca odbierali towar od dostawców, potem detaliczny, kiedy wystawiony na straganach za pomocą specjalnych „układaczy” kusił przez cały dzień potencjalnych nabywców.
Stragany stanowiły imponujące widowiska, godne pędzla nie tylko jednego z bohaterów powieści - malarza Klaudiusza. Pęta kiełbas, góry szynek, osełki maseł, kobiałki serów, piramidy owoców i warzyw, bukiety kwiatów, kompozycje ryb i owoców morza to tylko niewielka cześć asortymentu, którym handlowali straganiarze z Hal. Każdy pawilon miał swoją specjalizację.
Obok Hale Bartarda opisywane przez Zolę
Wędliniarnia, która płonęła we wschodzącym słońcu…
Radowała oczy. Śmiała się, cała jasna z przymieszką żywych kolorów, które grały wśród bieli marmurów. Szyld był to obraz za szkłem, gdzie w obramowaniu gałęzi i liści, wyrysowanym na delikatnym tle, lśniły duże złote litery… Obie boczne ściany wystawy, również malowane i oszklone przedstawiały małe, pyzate amorki, które igrały wśród kłów dzików, kotletów wieprzowych, wieńców parówek, a te martwe natury zdobne w spirale i rozety miały tę pastelową subtelność, że surowe mięso przybierało różowe, cukierkowe tony. W tej miłej oprawie wznosiła się wystawa sklepowa. Ustawiono ją na posłaniu z cienkich skrawków niebieskiego papieru; miejscami liście paproci, misternie ułożone, zmieniały niektóre talerze w bukiety okolone zielenią. Było to mnóstwo smacznych rzeczy, soczystych, tłustych rzeczy. 
Hale to nie tylko bogactwo i różnorodność towarów oraz piękne dekoracje godne uwiecznienia na płótnie. Hale to również mieszanina zapachów. Można łatwo sobie wyobrazić, jakie zapachy, czy też raczej, jaki smród, wydobywał się z Hal po kilku godzinach przechowywania żywności bez lodówek, przy chociażby- kilkunastostopniowej temperaturze, nie mówiąc o upalnych letnich dniach. Słodkawo - mdły zapach rozkładającego się mięsa, ryb, owoców, czy serów mógł przyprawić nie tylko o ból głowy. 

Stały żegnając się wśród zmieszanych w finale woni serów. W tej chwili wszystkie równocześnie grały. Była to kakofonia smrodliwych zapachów, począwszy od szwajcarskich serów, ich gnuśnej, ciężkiej woni gotowanego ciasta aż do odrobiny alkalicznego zapachu olivet. Było w tym głuche sapanie organów-kantal, cheser, kozie sery-podobne do swobodnej na basie pieśni, gdzie jak urywane tony odcinały się nagle zapaszki neufchatel, troyes i Mont d`or. Po czym wonie płoszyły się, spływały jedne na drugie, gęstniały w nagłych kłębach zapachów port-salut, Limburg, gerome, marolle, livarot, pont-l`e- veque, rozwijały się powoli zlewając w jeden buchający smród. Te zmieszane ze sobą wonie rozchodziły się, utrzymywały wśród ogólnej wibracji, oszałamiające jak nieustanne nudności i o straszliwej, duszącej sile. 

Obok Hale w 2007 r.
Hale - miejsce bogate w żywność, którą można było zarówno kupić, znaleźć, wyłudzić, jak i ukraść przyciągało, jak magnes wszelkie miejskie szumowiny. Nędzarki, które w zamian za jaki - taki ochłap na kolację sprzedawały prawdziwe lub zmyślone historyjki, podrzutki i sieroty, które znajdowały tu wraz z kawałkiem chleba i opiekunów, złodziei, którzy okradali zarówno pracodawców, jak i obcych. Na tym tle sama fabuła wydaje się dużo mniej interesująca. Florentyn, były więzień polityczny (więzień z przypadku) ucieka z miejsca deportacji i powraca do Paryża. Tutaj znajduje schronienie u brata, który prowadzi ustabilizowany, mieszczański żywot właściciela masarni i ojca rodziny. Kiedy brat z bratową opływają w dostatki, niczym pączki w maśle, Florentyn – niepoprawny idealista i romantyk szuka możliwości zemsty na znienawidzonym rządzie; czyta radykalne pisma i organizuje kółko lewicowe, które ma za zadanie przygotować przewrót. Niestety Florentyn zupełnie nie nadaje się do czynu, co doprowadza do przewidywalnego finału.
Fabuła, początkowo nawet wciągająca, z czasem staje się jedynie tłem dla opisu codziennego życia mieszkańców Hal; biedoty (Chudych) i żyjących w dobrobycie (Grubych). 
Po raz kolejny zadziwia mnie kunszt opisu błahych i niegodnych opisu tematów. Tak jak kiedyś zachwycało bogactwo opisu towarów Galerii Handlowej, tak tutaj zachwyca (mnie zachwyca, innych być może znudzi nadmiarem i drobiazgowością) malarski opis żywnościowego asortymentu, wystroju wnętrz sklepików i dekoracji wystaw. Opis pierwszej czytam z zainteresowaniem, przy drugiej myślę sobie ten sam pomysł, co we Wszystko dla pań, przy trzeciej zastanawiam, na ile jeszcze wystarczy pisarzowi pomysłu, aby nie zanudzić czytelnika, przy czwartej myślę to trzeba geniuszu, aby pisać pięknie o marchwi i rzodkwi, tak, aby chciało się to czytać, przy piątej cieszę się, że tyle jeszcze przede mną lektury. 
Raduje mnie to bogactwo barw, kształtów, smaków i zapachów, raduje to ożywienie martwej natury na kartach powieści, uchwycenie jakiejś cząstki Paryża, którego już nie ma. 

Hale z 2011 r.
Dzisiejsze Hale – bez charakteru i stylu w niczym nie przypominają tamtejszych trzewi miasta. Ponieważ jednak rozpoczęła się przebudowa Hal, kto wie, co objawi nam się za parę lat, w miejscu dawnych Hal Baltarda.
W tym wszystkim trochę umknął mi obraz społeczeństwa II Cesarstwa, w którym obok głodującej wśród nadmiaru żywności biedoty funkcjonowała warstwa zamożnego mieszczaństwa, która przedstawiona została tak samo krytycznie, jak w innych dziełach przedstawił Zola burżuazję. A to z powodu jej pędu do bogacenia się, dążenia do utrzymania istniejącego status quo za wszelką cenę, jej dwulicowej moralności.
W tyle, wzdłuż półek znajdowały się rzędy melonów, pokiereszowane od brodawek kantalupy, melony inspektowe niby szarą gipiurą okryte, małpi chleb o nagich guzach. Na straganie piękne owoce, delikatnie przyozdobione w koszach, na pół widoczne pod zasłoną liści, miały krągłość lic, co się kryją, oblicza dorodnych dzieci; zwłaszcza rumiane brzoskwinie z Montreuil, o cienkiej i jasnej skórze córek północy, i żółte, spalone słońcem południowe brzoskwinie ogorzałe, jak prowansalskie dziewczęta. Morele przybrały na mchu ciepłe bursztynowe tony jak u brunetek, które w zachodzącym słońcu grzeją swój meszkiem pokryty kark. 
Zdecydowanie w książce na plan pierwszy wysuwają się Hale - te jego wnętrza, które strawią wszystko, co doń trafi. 
Czytając książkę nieodmiennie przychodziły mi na myśl porównania z Wszystko dla pań, chyba właśnie z powodu tego bogactwa opisów i klimatu Paryża. 
Serdecznie dziękuję Zacofanemu w lekturze za udostępnienie mi książki. Z powodów tylko sobie wiadomych odeślę ją po powrocie z Paryża. 
Dzisiejszy wpis to były krew, pot i łzy- bowiem po raz kolejny technika odmówiła mi posłuszeństwa i raz miałam pół tekstu na czarno, a pół na biało, raz pojawiało mi się dziwnego koloru tło i ramka, innym razem... słowem zamieszczenie wpisu zajęło mi szmat czasu.

46 komentarzy:

  1. Co tam fabuła, co tam problemy społeczne: ale te opisy:) czyste oddziaływanie na zmysły:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Może pot, krew i łzy, ale wyszło smakowicie!
    O marchwiach, rzodkwiach i pętach kiełbasy to ja bardzo lubię, a na zapachy jestem odporna. Im dłużej czytałam Twoją notkę, tym większej ochoty nabierałam na Zolę i ...Paryż. Te nowe hale faktycznie jakieś takie nie bardzo; i jak tam sprzedawać pęta kiełbas ociekające tłuszczem czy ryby (a fuj! czy pan nie widzi, że tu szkło, aluminium i high tech?)
    W obcych miejscach najbardziej lubię właśnie miejscowe targowiska (jak na razie na 1. miejscu jest u mnie targ rybny w Trogirze, w starych kamiennych budowlach, w których rybami handlowano już pewnie za Dioklecjana).
    A do tego: cóż za atrakcyjne wiekowo wydanie tej książki! Wpisuje się idealnie w to, co od pewnego czasu tłucze się po mojej głowie i czemu już za chwileczkę, już za momencik dam upust:) Ja tak sobie myślę, że książce do ZWL wcale nie śpieszno i chętnie zwiedziłaby inne części kraju;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się, czy udać, że nie rozumiem aluzji, bo sam nabrałem ochoty na powtórkę, czy szlachetnie napisać, żebyś się skontaktowała z Gosią i przechwyciła książkę:P

      Usuń
    2. Monmarto - Polecam też z Paryżem w tle, choć nieco innym Paryżem, acz także bardzo ciekawym Wszystko dla pań, książka o wiele łatwiej dostępna. Targowiska nadają miejscom szczególny koloryt, jest tam i coś dla zmysłów i coś dla ciała.

      Usuń
    3. ZWL: przecież szlachetność bije z każdej postawionego przez Ciebie przecinka, więc nad czym tu się w ogóle zastanawiać;)
      Guciu: coś mi się niejasno kołacze w głowie, że Wszystko dla pań to kiedyś czytałam. A w tej chwili to ja się raczej we włoskie północne klimaty wkręcam - Zola chyba nic o Włoszech nie pisał, niestety.

      Usuń
    4. I tu się mylisz: Zola napisał Rzym z cyklu Trzy miasta:P Napisałbym, że mylisz się w kwestii mojej szlachetności, ale nie będę publicznie samobójstwa w zakresie PR popełniał:)

      Usuń
    5. Nic mi na temat włoskich opisów o Zoli nie wiadomo. Osobiście lubię Muratowa Obrazy Włoch, ale znalazło by się jeszcze parę książeczek w klimacie italskim. Jeślibyś planowała odwiedziny pięknej ziemi włoskiej to pozdrów ją ode mnie. :)

      Usuń
    6. Ano racja- cykl Trzy miasta jakoś mi zupełnie umknął, może dlatego, że nie czytałam żadnej części.

      Usuń
    7. No i teraz nie wiem: pożyczy czy nie pożyczy?;)
      Rzym mnie nie interesuje (ale zoloignorantką jestem, jak się okazało). A o Alpach Trydenckich ktoś coś napisał, ha?
      Ziemię włoską i owszem, pozdrowię, z radością!

      Usuń
    8. Podanie ze znaczkiem skarbowym za 15 złotych, podpis poświadczony notarialnie i zaświadczenie o niekaralności poproszę:)

      Usuń
    9. Na Twoim miejscu bym ze mną w prawnicze klocki nie pogrywała... Ale jak tam sobie chcesz, w razie jakby co: ostrzegałam:P Brzuch Paryża wróci z głową konia, albo cóś...

      Usuń
    10. Ja bym tylko skromnie chciał, żeby w ogóle wrócił, chętnie w stanie nienaruszonym, więc proszę koński łeb zapakować oddzielnie w duży worek na śmieci, żeby mi jucha białego kruka nie zaplamiła:P

      Usuń
    11. Właśnie odkryłam (zerkając na boczku na inne strony internetowe), że to faktycznie biały kruk. Ło matko, takich cen to ja nie lubię... W związku z powyższym w poniedziałek o świcie pędzę do skarbówki po ten znaczek i upraszam wybaczenia wcześniejszych impertynencji!
      Duży worek na śmieci będzie, ma się rozumieć!

      Usuń
    12. To jeszcze sobie z Gosią ustal sposób przekazania kruka:)

      Usuń
    13. A mówiłam, żeś szlachetny! Dzięki, o Władco Białych Kruków:))

      Usuń
    14. Monmarto- to żemy dwie ignorantki (przy czym ja do tego sklerotyczka, bo i Paryż i Rzym Zoli trzymam w schowku), więc nawet nie będę mózgownicy wysilała, aby sobie przypomnieć, czy czytałam.mam/znam coś z Alpami Trydenckimi w tle (właśnie w tej chwili powinnam siedzieć na widowni teatru sopockiego z CzytankiAnki, alem pomyliła dni). Ale co do zwrotu książki spieszę uspokoić ZWL, że takich rzeczy nie zapominam, a nawet w testamencie sporządzanym przed podróżą samolotem piszę siostrze - komu pożyczone książki odesłać.
      No popatrz - prawnik prosi i grozi zarazem? jak to prawnik prawnikowi nie równy.
      Pozdrawiam oboje :)

      Usuń
    15. Miało byc ześmy, ale mi literki pożera bestyja

      Usuń
    16. Teraz się zastanawiałam, czy skoro kruk- to powinnam może w klatce posłać?

      Usuń
    17. Guciu: ja myślę, że łeb konia obok załatwi kwestię ewentualnego braku klatki:)(w sensie, że do mnie będziesz wysyłać, nie do ZWL).
      Niezbadane są myśli i środki używane przez prawników.
      A co do sklerozy: gratuluję, naprawdę! Ania bardzo zgrzyta?

      Usuń
    18. Muszę podpytać siostrę i szwagra, boc ja prawnik wierzący (?) ale niepraktykujący więc nie wiem, co dziś jest na topie. Łeb konia, ogon wiewiórki, pazur lwa, a może skrzydło nietoperza?
      Ania właśnie siedzi na widowni i mam nadzieję delektuje się spektaklem. Mam też nadzieje, że to nie moje urocze towarzystwo było impulsem wybrania się do sopockiego teatru, a raczej sztuka, więc chyba to przeżyje.

      Usuń
    19. Ja szczerze powiedziawszy też nie jestem obeznana w nowościach pogróżkowych.
      Miejmy nadzieję, że Ania dobrze to zniesie. A swoją drogą, jakby jednak udało Ci się coś o tych Alpach przypomnieć, to daj znać:)
      W sprawie książki odezwę się nie na forum.

      Usuń
    20. jakby mi się ... to dam znać. W sprawie książki możesz pisać na maila guciamal@wp.pl

      Usuń
    21. Gwoli informacji - nieobecność Guciamal jakoś zniosłam, choć przyznam, że byłam tym faktem zawiedziona.;( Taka okazja do poznania blogerki i nic.

      Usuń
    22. Nawet nie napiszę, że kolejnym razem, bo mi wstyd:( Ale może kolejnym razem się uda

      Usuń
    23. Oby.;) Wyjazd był na tyle udany, że będę przyjeżdżać częściej.

      Usuń
  3. Oddziałuje na wszystkie zmysły, a do tego, jak pobudza soki żołądkowe - radzę potencjalnym czytelnikom dobre zaopatrzenie lodóweczki. Choć z drugiej strony co poniektóre zapaszki i obrazki mogą ostudzić i największy apetyt - na mnie tak oddziaływało stoisko pięknej Normandki i jej mniej ponętnej siostry Klary.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale kusisz tym Paryżem! Aż włączyłam sobie Piaf:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobre skojarzenie. Będę jeszcze kusiła przez cały wrzesień, bo w związku z urlopem planuję skupić się niemal wyłącznie na parysko -francuskich klimatach. Jeszcze tylko Jane Eyre w ramach trójeczki (którą za miesiąc chyba opuszczę na rzecz...), Herbert z biblioteczki i idę w kierunku - Paris.

    OdpowiedzUsuń
  6. anonimowo-Edyta:)
    i juz mam prezent dla Jerry , ostatnio delektowal sie "il Museo immaginario" Philippe Daverio gdzie autor w wymyslonej willi
    dekoruje poszczegolne sale obrazami - mistrzow
    i mysle ze "Il ventre di Parigi" maja cos wspolnego
    ;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno mi ocenic, czy Jerremu się spodoba, ale znając wszechstronne zainteresowania twego męża to myślę, że całkiem możliwe. A takie Muzeum imaginacji kojarzy mi się z MW Łysiaka, w którym opisuje on swoje ulubione obrazy i historie, jakie mu się z nimi kojarzą (pisałam) o tym kiedyś na blogu. Nie wiem tylko, czy Łysiaka wydano w języku Jerrego :)

      Usuń
  7. książki nie znam, więc się wypowiedzieć nie mogę, ale po Wszystko dla Pań wiem, o co ci chodzi i czuję bluesa, kiedy mówisz o opisach. Na temat, ale nie na temat powiem, że wydanie tej książki mnie zachwyciło, bo lubię tak wydane, w płótnie i myślę, że wiem, jakie to kartki, takie gładkie z lekko wyczuwalnym drukiem pod palcami, czyż nie? Te z PIW na półkach mojej mamy były mi najdroższe.

    OdpowiedzUsuń
  8. To wydanie rzeczywiście zasługuje na uwagę, połączenie prostoty i piękna. Kartki, nie wiem, czy to na skutek upływu czasu, czy też z założenia są barwy lekko kremowej. Są gładkie i jeśli uruchomi się całą wyobraźnię można poczuć druk pod palcami.

    OdpowiedzUsuń
  9. Niesamowicie sugestywna scena z targiem w roli głównej otwiera filmową adaptację "Pachnidła". Mam dreszcze na samo wspomnienie.
    Ja też przeczytałam "Wszystko dla pań" za sprawą Zacofanego w lekturze. :) Recenzja dopiero za jakiś czas, bo nadrabiam zaległości i jestem dopiero w marcu.
    Zacytowane przez Ciebie opisy rzucają na kolana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja mogę wystąpić z petycją o przepchnięcie Zoli gdzieś bliżej frontu??

      Usuń
    2. Lirael- czytając opis straganu rybnego też miałam skojarzenie ze sceną z Pachnidła. Bardzo sugestywny był ten opis narodzin bohatera pośród rybich odpadków- brr i ach (obrzydzenie i fascynacja cuzamen do kupy).
      ZWL- już miałam prosić o wyjaśnienie- o co biega, kiedy mnie olśniło. Tak ja także dołączam do prośby, bom ciekawa twej opinii na temat mojego - jednego z ulubionych czytadeł.

      Usuń
  10. ~ Zacofany w lekturze
    Mam u Ciebie dług wdzięczności za bęben Basków i słój tytoniu, więc obiecuję, że nastąpią pewne aberracje w harmonogramie. :)

    ~ Guciamal
    Na mnie ta scena zrobiła takie wrażenie, że miałam kłopoty ze skupieniem się na dalszej części filmu. Na szczęście wcześniej czytałam książkę. :)
    Zrobię małą roszadę w kolejce książek czekających na recenzję. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aberracyjny harmonogram, to lubię:)

      Usuń
    2. Stopień aberracji jeszcze nieokreślony, więc z góry dziękuję za wyrozumiałość. :)

      Usuń
  11. Ja nie miałam tego problemu, bo filmu nie oglądałam, czytałam jedynie książkę :) Scena na targu rybnym bardzo obrazowa. Natomiast sama książka w przeciwieństwie do większości czytelników mnie nie przypadła do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też miałam mieszane uczucia. Najpierw pozytywne, a z czasem trochę mniej. :)

      Usuń
    2. O jak miło myślałam, że jedynie mnie nie przypadła do gustu. Moje wrażenia z lektury są sumą dwóch wypadkowych - wartości książki wg mojej subiektywnej oceny oraz stopnia podobania mi się książki- wg jeszcze bardziej subiektywnej oceny. I wychodzą mi takie dziwolągi ocenne- jak przy uznaniu, że książka dobra/wybitna- stwierdzam, że mi się nie podobała, albo wiedząc, że książka raczej z dolnej strefy stanów średnich a mnie wprowadziła w stan zachwytu i otumanienia :)

      Usuń
    3. Masz rację, to są zupełnie nieuchwytne rzeczy. U mnie jest dokładnie tak samo. Czasem zastanawiam się, czy w przypadku takich ogólnie uznanych dzieł nie działa też u mnie przypadkiem mechanizm przekory. :) W ogóle oceny to temat rzeka.

      Usuń
  12. Ciesze sie, ze Ci sie podobalo! Nie przejmuj sie moim marudzeniem, ja i tak jestem fanką Zoli, choc rzeczywiscie wole inne jego powiesci. Szkoda tylko, ze niestety tego Paryza juz nie ma. Probowalam szukac tych uliczek, szybko,jednak przypomnialam sobie, ze ich juz nigdy nie bedzie. Targ jest teraz w Rungis, ale w kosciele sw. eustachego jest takie malowidlo "wyprowadzenie targu owocowo-warzywnego".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On jest jedynie w literaturze i naszej wyobraźni:) Pewnie między innymi dlatego tak lubię książki opisujące świat, którego już nie ma. Choć są i takie światy, które odeszły, których nawet w sennym koszmarze wolałabym nie oglądac, więc nieorginalnie napiszę, że każdy medal ma dwie strony. A do kościoła Eustachego muszę wejść, bo oglądałam go jedynie z zewnątrz.

      Usuń
  13. Przepraszam,niedokonczony ten moj komentarz, ale mam jakies problemy techniczne... Moj mejl to rozcinam-pomarancze.wp.pl

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).