Obok Park Monceau (źródło zdjęcia)
Jak pisałam w części pierwszej Paryskich spotkań wspólne
wędrowanie po Paryżu z Czarą i Holly należą do moich najmilszych
wspomnień z tegorocznej wycieczki po Francji. O odkrytym na nowo dzięki Czarze Montmartrze pisałam tutaj.
Dzisiaj kolej na Paryż z Holly. Spacer rozpoczęłyśmy w przepięknym parku Monceau od znajdującej się przy wejściu rotundy. Park Monceau został utworzony pod koniec XVIII wieku z polecenia Ludwika Filipa Orleańskiego. Była to ciekawa postać; arystokrata, oficer, bohater licznych romansów, królewski kuzyn, którego odwrót od dworu i postępowe poglądy zapewniały temat do rozmów.
Obok pomnik Chopina w parku
W trakcie trwania rewolucji
francuskiej został posłem w konwencie narodowym i głosował za ścięciem
króla. Postępowe poglądy nie zapobiegły jednak temu, iż sam został
stracony na gilotynie. Ogród został stworzony na wzór ogrodów angielskich, co
oznacza, iż pełen był starożytnych świątyń, chińskich pagod, ruin,
obelisków, akwenów wodnych, sztucznych skał. Po upadku rewolucji został przekształcony w park publiczny. Pod koniec następnego stulecia park został wykupiony przez władze miasta, a ponad połowa jego terenu miała być przeznaczona pod budowę nowych nieruchomości. Dzięki inicjatywie barona Hausmanna tereny te jednak pozostawiono w granicach parku. Został on na nowo otwarty przez cesarza Napoleona III.
Park był świadkiem nie tylko beztroskich chwil wypoczynku paryżan, ale także masakry komunardów w 1871 r., którzy tutaj schronili się przed żołnierzami wersalskimi. Był także motywem prac wielu XIX wiecznych malarzy, między innymi Moneta (Le Parc Monceau). Do dzisiejszych czasów zachowała się zaledwie część jego imponującego „wyposażenia”, która i tak daje pojęcie o pięknie i bogactwie parku za czasów jego pierwszego właściciela. Znajdujące się tu dzisiaj liczne place zabaw, pomniki, ławeczki, posągi, ruiny, pomniki. Jest też akcent polski Pomnik Fryderyka Chopina.
Obok Dom Nany.
Nieopodal Parku znajduje się dom, który jak twierdzą znawcy miał być domem Nany z powieści Emila Zoli. W pobliżu Parku znajduje się także wejście do Muzeum Camondo (Musee Nissim de Camondo). Odwiedziny
w tym Muzeum są jak wycieczka w czasie; wprost z XXI wieku przenosimy
się do XVIII apartamentu (małego pałacyku), wyposażonego w autentycznego
akcesoria z epoki rokoka. Wchodząc trudno się zdecydować, co podziwiać najpierw; przestrzenność, bogactwo, smak, czy historię, którą opowiadają wnętrza. Camondo byli potomkami jednego z najbogatszych żydowskich rodów, ich historia zaczyna się w XV wieku, gdy z Hiszpanii poprzez Wenecję przenoszą się do Imperium Osmańskiego, aby tam zdobyć fortunę. Przodkowie Mojżesza Camondo (pierwszego właściciela dzisiejszego Muzeum) byli finansistami, założycielami banku Imperium Osmańskiego.
Obok salonik w posiadłości Mojżesza Camondo. Przybyły do Paryża Moisse był nie tylko bogatym
bankierem, ale i wielkim kolekcjonerem sztuki. Wyburzył odziedziczoną
po ojcu posiadłość i przekształcił ją w odpowiednik nowoczesnego
pałacyku przystosowany do pomieszczenia kolekcji mebli, obrazów,
dywanów, wyrobów złotniczych, porcelany, książek. Kiedy jego syn Nissim
zginął w 1917 roku podczas pierwszej wojny światowej w obronie Francji
Mojżesz postanowił pozostawić swoją posiadłość wraz z ogromnymi
zbiorami, jako Muzeum Sztuk Dekoracyjnych państwu francuskiemu dla
uczczenia pamięci syna (Muzeum nosi dziś imię Nissima Camondo). Mojżesz, po śmierci syna i ucieczce żony z kochankiem do Włoch mieszka w tym ogromnych domostwie zupełnie sam, towarzyszy mu jedynie służba. Popada w depresję. Kiedy ogląda się ogromne pomieszczenia, np. jadalnię, czy salony można oczami wyobraźni zobaczyć samotnego, zgorzkniałego Mojżesza dla którego życie było takie piękne i takie smutne zarazem. Poniżej coś, coś jest moim marzeniem -biblioteka, na zdjęciu zaledwie jej fragment. Posiadłość wraz ze zbiorami przechodzi na własność państwa w 1935 roku. Ale to jeszcze nie koniec historii rodziny Camondo; jest jeszcze zamężna córka Mojżesza, bogata, wykształcona, niedawno przeszła na katolicyzm. Jest rok 1943, Beatrice bez obaw porusza się po mieście. Jest przecież jest katoliczką, jej ojciec przekazał cały swój olbrzymi majątek państwu, uważa więc, że nie może ją spotkać nic złego. A jednak - zostaje aresztowana i wraz z mężem i dwójką dzieci wywieziona do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, gdzie giną wszyscy. I tak kończy się historia XV wiecznego bogatego żydowskiego rodu. Na szczęście dla nas zostaje miejsce, w którym przetrwało coś z ducha tamtych lat, no i przepiękna kolekcja.
To Holly opowiedziała mi bardzo ciekawą historię rodziny Camondo, ja przytoczyłam jedynie jej fragment. Historia ta mogłaby posłużyć za scenariusz filmowy. Ponieważ na zwiedzenie Muzeum miałyśmy niezwykle mało czasu będzie to jedno z pierwszych miejsc, do których wrócę podczas kolejnej wycieczki do Paryża. Zdjęcia z muzeum nie są mego autorstwa.
Po opuszczeniu Parku Monceau czekała mnie niespodzianka. Holly zaprowadziła mnie na Rue de Chazelles, w miejsce, w którym zbudowana została Statua Wolności. Pewnie niewiele osób wie, że jednym z projektantów Statuy był Gustaw Eiffel (projektant konstrukcji). Stanęłyśmy dokładnie w miejscu, w którym w 1885 r. zostało sporządzone zdjęcie wyłaniającego się spoza pracowni posągu i zostałam obdarowana pocztówką z reprodukcją tamtego zdjęcia sprzed ponad 125 lat (zdjęcie pocztówki obok). Holly nie mogła chyba wiedzieć, jak ogromną mi tą niespodzianką sprawiła radość. Statua Wolności był to bowiem do niedawna jedyny powód, dla którego gotowa byłabym przebyć długą drogę za ocean. Mam to tego symbolicznego posągu wiele sentymentu.
Następnie udałyśmy się na przechadzkę, w trakcie której obejrzałyśmy między innymi przepiękny sobór Aleksandra Newskiego w Paryżu (pierwszą prawosławną świątynię we Francji), Dom Kapitana Dreyfussa (przy okazji dowiedziałam się, że nasz rodak ma nakręcić film o „aferze Dreufussa”. Ciekawa jestem, czy w filmie wystąpi też Zola, który stanął w obronie kapitana), ciekawy secesyjny budynek magazynowy (Magasine Reunis) i doszłyśmy na Rue des Acacias, gdzie toczy się akcja wielu powieści Remarqua.
Po opuszczeniu Parku Monceau czekała mnie niespodzianka. Holly zaprowadziła mnie na Rue de Chazelles, w miejsce, w którym zbudowana została Statua Wolności. Pewnie niewiele osób wie, że jednym z projektantów Statuy był Gustaw Eiffel (projektant konstrukcji). Stanęłyśmy dokładnie w miejscu, w którym w 1885 r. zostało sporządzone zdjęcie wyłaniającego się spoza pracowni posągu i zostałam obdarowana pocztówką z reprodukcją tamtego zdjęcia sprzed ponad 125 lat (zdjęcie pocztówki obok). Holly nie mogła chyba wiedzieć, jak ogromną mi tą niespodzianką sprawiła radość. Statua Wolności był to bowiem do niedawna jedyny powód, dla którego gotowa byłabym przebyć długą drogę za ocean. Mam to tego symbolicznego posągu wiele sentymentu.
Następnie udałyśmy się na przechadzkę, w trakcie której obejrzałyśmy między innymi przepiękny sobór Aleksandra Newskiego w Paryżu (pierwszą prawosławną świątynię we Francji), Dom Kapitana Dreyfussa (przy okazji dowiedziałam się, że nasz rodak ma nakręcić film o „aferze Dreufussa”. Ciekawa jestem, czy w filmie wystąpi też Zola, który stanął w obronie kapitana), ciekawy secesyjny budynek magazynowy (Magasine Reunis) i doszłyśmy na Rue des Acacias, gdzie toczy się akcja wielu powieści Remarqua.
Spacer zakończyłyśmy vis a vis Łuku Tryumfalnego przy lampce calvadosa, gdzie snułyśmy rozważania, który z położonych w pobliżu hotelu mógł stanowić miejsce zamieszkania Ravica (bohatera Łuku Tryumfalnego).
I poczułyśmy się trochę jak bohaterki z tej starej fotografii (1925 r.)
To jednak nie był koniec przyjemności, ponieważ wieczór zakończyłyśmy wraz z Holly i Czarą delektując się ciekawą rozmową i smaczną kolacją. Dziewczyny, już się nie mogę doczekać kolejnego spotkania z wami i z Paryżem.
To jednak nie był koniec przyjemności, ponieważ wieczór zakończyłyśmy wraz z Holly i Czarą delektując się ciekawą rozmową i smaczną kolacją. Dziewczyny, już się nie mogę doczekać kolejnego spotkania z wami i z Paryżem.
W Paryżu też jest Statua Wolności na Île aux Cygnes. Nie trzeba oceanu przepływać:))
OdpowiedzUsuńWiem, byłam, widziałam, ale ona jest dużo mniejsza i to już nie to samo, żadnego przyspieszonego bicia serca, żadnych skojarzeń.
OdpowiedzUsuńGosiu, faktycznie z dziewczynami poznałaś ciekawe zakątki Paryża.
OdpowiedzUsuńGdy jedziemy do Paryża, to w pierwszej kolejności chcemy poznać te znane miejsca.
Dopiero potem możemy zapuścić się gdzieś dalej...
Serdecznie pozdrawiam
To zrozumiałe, jak jedziemy tam pierwszy, drugi raz, a potem krąg naszych poszukiwań rozszerza się i zatacza coraz większe koła. A przecież wciąż też wracamy w te miejsca, które nas urzekły. I pomyśleć, że są osoby, którym Paryż się nie podoba. Jakie to szczęście, że są, gdyby nie to byłoby tam jeszcze tłoczniej, a dzięki temu, że wolą spędzać urlopy na słonecznych plażach my mamy nieco większy komfort zwiedzania.
OdpowiedzUsuńO, ja też bardzo chciałabym wrócić. Byłam dopiero raz i jestem zakochana. Dziękuję ci za te wspaniale wirtualne wycieczki:)
OdpowiedzUsuńWcale Ci się nie dziwię, ja była pięć i ciągle chcę wracać i wciąż mi mało. W tym mieście naprawdę można się zakochać i nie koniecznie muszą to być jego sztandarowe miejsca, choć i te bywają piękne.
UsuńJak ja lubię odkrywać takie perełki jak muzeum Camondo! W Londynie, gdzie bywałam w swoim czasie wielokrotnie, za swoje odkrycie uważam muzeum Johna Soana i sadzę, że jest między nim a muzeum Camondo w Paryżu jakieś podobieństwo, choć epoka i życiorysy założycieli są zupełnie odmienne. Ale miejsca te nie sa najbardziej znanymi atrakcjami turystycznymi, a potrafią zachwycić i oczarować.
OdpowiedzUsuńPocztówki bardzo "klimatyczne" :)
Jak będę się wybierała do Londynu poproszę Cię o takie wskazówki, choć pewnie pierwsza wizyta będzie musiała być "tradycyjną" :) Tak to jest, jak nie ma się pewności co do powrotu. O Muzeum Johna Soana nie słyszałam, ale zapamiętam sobie. A pocztówki-być może twój cykl Ulotne chwile miał tu jakiś wpływ, bo zaczęłam poszukiwać takich retro pocztówek. Zaczęłam od Paryża.
UsuńInteresujący spacer. Zachwyciłam się opowieścią o rodzinie Camondo i ich pałacyku. Nie znałam tego miejsca. Interesujący jest wątek kariery w Imperium Osmańskim, wielonarodowościowym i wieloreligijnym z pewną dozą tolerancji.
OdpowiedzUsuńMnie również ta opowieść wciągnęła, tym bardziej, że nazwisko zupełnie mi nieznane, a tu proszę co za rodzina- finansiści, kolekcjonerzy sztuki, patrioci dla swej nowej Ojczyzny gotowi oddać życie. I ta odważna, a może zbyt łatwowierna Beatrice; w 43 roku wydaje się, że świat powinien wiedzieć, co czeka żydów ze strony najeźdźców, tymczasem zachód do końca nie wierzył; w obozy zagłady, w eksterminację, w getto, w powstanie żydowskie w Warszawie. Jestem po lekturze W ogrodzie pamięci Joanny Olczak Ronikier i takie mnie naszły skojarzenia.
UsuńFascynujący wpis i bardzo interesująca, choć tragiczna historia rodziny Camondo. Jeśl kiedyś będę w Paryżu nie omieszkam odwiedzić parku i muzeum. A co do Zoli to historia Dreyfusa chyba się bez niej nie obejdzie bo odegrał w niej bardzo ważną rolę. A ten nasz rodak to Żuławski czy jakiś inny reżyser? Pozdrawiam serdecznie, liścik dostałam, odpiszę nieco później.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że historia zainteresowała nie tylko mnie, ale jeszcze parę osób. Pewnie ucieszy to także Holly. Film ma nakręcić Roman Polański - widzę, że nie tylko ja o tym nie wiedziałam:) Skoro kręci nasz rodak to jest szansa, że i do Polski film dotrze i z przyjemnością go obejrzę. Z odpisywaniem spokojnie, jak znajdziesz czas, nastrój i chęć :)
UsuńDroga Guciamal,
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam i aż mi się wierzyć nie chce, że tyle zapamiętałaś z naszej przecież w sumie ograniczonej w czasie wędrówki...Niezwykle opisałaś tych kilka obejrzanych razem zakątków, spopularyzowałaś je, a ja się dowiedziałam, że park Monceau portretował Monet...byłam przekonana, że to Twoje zdjęcie...podretuszowane Instagramem! I bardzo mnie rozbawiło to ostatnie zdjęcie...siedziałyśmy dokładnie przy takich samych stolikach i na takich samych krzesłach, w podobnym chyba miejscu...nie zmienia się ten Paryż, oj nie zmienia. Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną wizytę a przede wszystkim spacer!
Holly, gdym ja polegała na pamięci daleko bym nie zajechała, oczywiście trochę zapamiętałam, troszkę zanotowałam na gorąco, a troszkę poszperałam w książkach i internecie. Guciamal popularyzatorką nieznanych zakątków Paryża? - to mi się podoba, ale skromność nie pozwala mi się zgodzić na tak dumne miano. A na zdjęciu to my tylko niecały wiek temu (żywotne jesteśmy). Już jestem ciekawa, gdzie tym razem mnie zabierzecie :)
UsuńOj, z 10 lat temu w parku Monceau, w piękny słoneczny letni dzień siedziałam sobie pół dnia na ławeczce i czytałam "Ferdydurke", co jakiś czas wybuchając gromkim śmiechem, co chyba musiało trochę dziwnie dla osób wokół mnie wyglądać ;-)
OdpowiedzUsuńŚliczny spacer!
Uwielbiam takie czytelnicze skojarzenia, a jak jeszcze czytanie ma miejsce w pięknych okolicznościach przyrody to nie trzeba do szczęścia nic więcej.
UsuńPrzyjeżdżaj, przyjeżdżaj! Piękne Ci te zdjęcia wyszły z Parku Monceau, zwłaszcza to pierwsze, takie tajemnicze i zamglone. Ten park to miejsce mojego rannego biegania, małe to romantyczne i natchnione zestawiając z Chopinem, ale bardzo przyjemne w takim otoczeniu.
OdpowiedzUsuńA Park Monceau "zagrał" nie tylko w Nanie. W jednym z tych pałacyków na jego brzegu Zola umieścił też historię Renaty ze Zdobyczy (w Monceau dzieją się "pikantne" momenty;) ale też w Pieniądzu i innych.
Pozdrawiam ciepło!
To pierwsze to akurat nie moje, więc na pewno piękne. Zaraz dodam źródło (ze wstydem przyznaję, że zdarza mi się o tym zapomnieć, kiedy czerpię ze strony obrazy dla..) Zauważyłam, że Paryż to miasto biegaczy, jeśli w Gdańsku widzę to pojedyncze sztuki, a w Paryżu całe tabuny. Zdobyczy jeszcze nie czytałam, a w Pieniądzu widocznie nie zwróciłam uwagi na ulice. Ale poproszę o wynotowanie numerów, a ja je obejrzę następną razą :) Pozdrawiam ciepło z zimnego Gdańska (od powrotu wciąż mi zimno- dziwne).
OdpowiedzUsuńtego spotkania to Ci zazdroszczę, miałaś świetnych, nietuzinkowych przewodników :)
OdpowiedzUsuńi dopiero odkryłam tego Twojego bloga :)
Nie mogę się z Tobą nie zgodzić co do przewodników :) A co do bloga spotkałyśmy się na anielskim blogu, którego staram się prowadzić przy współudziale kilku blogerek :)
OdpowiedzUsuńwiem, ale dopiero odkryłam, że masz ich więcej :)
UsuńTo już wszystkie :) Prowadziłam kiedyś na WP, ale zaprzestałam. A poza tym tylko uczestniczę we współtworzeniu paru (klasyka, nobliści, francuska kawiarenka,Kraszewski :)
OdpowiedzUsuń