Francuska kawiarenka literacka

niedziela, 11 listopada 2012

Bal w operze J.Tuwima w Teatrze Muzycznym w Gdyni




Chociaż jakiś czas temu doszłam do wniosku, iż repertuar Teatru Muzycznego w Gdyni niestety za bardzo odbiega od moich oczekiwań i muzycznych gustów postanowiłam po raz kolejny dać mu (a może sobie) szansę – tym razem w przedstawieniu muzycznym, a nie musicalowym. Szczerze mówiąc Tuwima znam słabo, ale z tego co sobie na temat przedstawienia poczytałam w Internecie wynikało, iż Bal w operze to przedstawienie ciekawe, przedstawienie, które łączy w sobie elementy rozrywki z elementami artystycznymi.

Tekst Tuwima to poemat katastroficzny, wyrażający bunt przeciwko rodzącemu się latach dwudziestych faszyzmowi i sanacji. To sprzeciw wobec głównych grzechów ludzkości: pogoni za pieniądzem, seksem, władzą. Połączenie cytatów z Apokalipsy świętego Jana ze sporą ilością wulgaryzmów stanowiło prowokację wobec ówczesnego społeczeństwa, które nie widząc zagrożenia zatraca się w polityczne spory, którego (sanacyjne) władze wydają coraz to bardziej absurdalne decyzje, a świętoszkowata bigoteria uzurpuje sobie monopol na patriotyzm. Czy coś to wam przypomina?

Tuwimowski poemat jest połączeniem karykatury z groteską, satyry z absurdem, wulgaryzmów z manifestacją pobożności. Jedni chcą w nim widzieć pamflet polityczny, inni kryzys wartości religijnych, jeszcze inni wizję zagłady.
Gdyńskie przedstawienie Balu w operze idzie w kierunku karykaturalnej wizji „prawdziwej Polski” (dzisiejszej Polski); nasze narodowe wady i słabości reżyser pokazał w sposób groteskowy; zezwierzęcenie, pogoń za pieniądzem, przepychanki w urzędach, zatracenie się w seksie, polityczne spory, "ideologizacja". Jest też nawiązanie do katastrofalnej wizji zagłady w postaci scenografii: począwszy od zdjęć przerażonych dziecięcych główek wyglądających z okien wagonu pociągu towarowego po równie przerażające reprodukcje obrazów Boscha. Spektakl rozpoczyna symboliczny wjazd na scenę pociągu a kończy scena, w której aktorzy stają przed widzami nago, aby za chwilę włożyć obozowe ubrania (co prawda bardziej przypominają one niebieskie piżamy, niż obozowe pasiaki, ale może reżyser chciał uniknąć dosłowności).

Bardzo wymowne są cytaty z Apokalipsy Św. Jana wygłaszane przez aktorów przez złote tuby, są one także zapowiedzą zagłady.

W dekoracji scenicznej nie zabrakło elementów znamionujących polskość; biało-czerwone opaski, krawaty, kotyliony, obwódki na meloniku, szarfy.

Reżyser postawił przed aktorami bardzo trudne i wymagające dużej wytrzymałości i sporego talentu zadanie, z którego ci wywiązali się znakomicie. Trudność polegała między innymi na stałej obecności na scenie całej jedenastoosobowej grupy aktorów, częstej zmianie tempa akcji a także konieczności sprostania przedstawieniu fizycznie (przy skomplikowanej muzyce Leszka Możdżera i energetycznym ruchu scenicznym) i językowo (w posługiwaniu się trudnym tekstem Tuwima pełnym zbitek słownych i neologizmów). Na pewno nie można zarzucić przedstawieniu komercjalizmu czy pójścia na łatwiznę. Jest ono wymagające, trudne, ale bardzo dobrze zrobione.

Reżyser przedstawienia pan Wojciech Kościelniak wyreżyserował wcześniej w Teatrze Muzycznym w Gdyni Lalkę (tutaj moja recenzja niezbyt pochlebna, spektakl nie przypadł mi do gustu). Bal w Operze jest wyreżyserowany w podobnym stylu (recenzenci piszą „kościelniakowskim” stylu), ale to co raziło mnie w Lalce groteskowość, awangarda tutaj jest integralną częścią sztuki i jak najbardziej na miejscu.

Początkowo wydawało mi się, iż nie wszyscy aktorzy dysponują dobrym wokalem (podczas zbiorowej piosenki nie mogłam rozróżnić słów), jednak już podczas indywidualnych wykonań doszłam do wniosku, że każdy z osobna śpiewa fantastycznie, a jeśli widzowie nie rozróżniają słów to albo wina akustyki (na nowej scenie nowego teatru? chyba niemożliwe), albo trudnego tekstu, albo publiczność (czyli ja) ma coś ze słuchem. Ale na widowni siedziała spora grupka młodzieży, która po wyjściu z sali narzekała, iż nie rozumiała słów. Więc chyba jednak nagłośnienie nie dochodzące na balkon. Może dobrym pomysłem byłoby wydrukowanie całego tekstu w programie przedstawienia, nie jest on długi, a pozwoliłby lepiej zrozumieć treść sztuki.

Mam też uwagę do organizatora. Teatr jest w tej chwili rozbudowywany, działa jedynie Nowa scena (na 300 miejsc), scena docelowa będzie w stanie pomieścić (1070 widzów). Kiedy usiłowałam zarezerwować bilety przez Internet dostępne było jedynie kilka miejsc w dziewiątym rzędzie (na balkonie). Kilkakrotnie rezygnowałam z zakupu biletów, gdyż widoczność w dziewiątym rzędzie jest ograniczona, a w przedstawieniu, takim jak Bal w Operze, gdzie scenografia grała dużą rolę, ważne jest nie tylko słyszeć, ale i widzieć. Sądziłam, że przedstawienie cieszy się tak dużą popularnością, że to właśnie dlatego brak lepszych miejsc i nie mając wyboru zdecydowałam się w końcu na ten dziewiąty, daleki rząd. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, iż sala zapełniona była zaledwie w połowie i sporo było wolnych miejsc w rzędach bliższych scenie. Nie wiem, jak Teatr zamierza zapełnić o wiele większą salę widowni stosując tak dziwną politykę sprzedaży biletów.
Reasumując muszę stwierdzić, iż Bal w Operze to dobre i warte obejrzenia przedstawienie, oczywiście, o ile ktoś lubi groteskę i absurd. Ja nie przepadam za tym gatunkiem, ale muszę przyznać, że to naprawdę dobrze zrobiony spektakl i wyrazy uznania dla aktorów, którzy w trakcie tej zaledwie godziny przedstawienia dali z siebie tak wiele.

Dzisiaj wielki bal w Operze.

Sam Potężny Archikrator
Dał najwyższy protektorat,
Wszelka dziwka majtki pierze
I na kredyt kiecki bierze,
Na ulicach ścisk i zator,
Ustawili się żołnierze,
Blyszczą kaski kirasjerskie,
Błyszczą buty oficerskie,
Konie pienią się i rżą,
Ryczą auta, tłumy prą,
W kordegardzie wojska mrowie,
Wszędzie ostre pogotowie,
Niecierpliwe wina wrą,
U fryzjerów ludzie mdleją,
Czekający za koleją,
Dziwkom łydki słodko drżą.
całość tekstu tutaj (bez cytatów z Apokalipsy Św.Jana)


Jak napisałam za groteską nie przepadam, ale patrząc na chociażby dzisiejszą scenę polityczną i "patriotyczne manifestacje" z okazji Dnia Niepodległości absurd i groteska wydają się najodpowiedniejszą formą wyrazu.

17 komentarzy:

  1. Może jakaś większa grupa w ostatniej chwili zrezygnowała ze spektaklu i stąd te wolne miejsca? Albo teatr w ten sposób upłynnia mniej atrakcyjne miejsca, dając internetowym nabywcom złudzenie, że oto dokonują zakupu ostatnich wolnych biletów? Dziwne.
    Kiedyś oglądałam spektakl przygotowany przez studentów którejś szkoły teatralnej (niestety, nie pamiętam, której) według "Balu w operze". Bardzo dynamiczne i budzące silne emocje widowisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też pomyślałabym o grupie, jednak wolne miejsca nie były obok siebie, a "rozrzucone" po całym teatrze, bardziej przemawia do mnie druga sugestia, internetowy nabywca dostaje pewną pulę miejsc do zakupu i niech sobie myśli, że to najlepsze z dostępnych. Niestety nie każdy ma czas w podanych godzinach sterczeć pod telefonem usiłując się dodzwonić do kasy, a że reszta biletów się nie sprzeda to cóż- bywa. Przedstawienie rzeczywiście jest bardzo dynamiczne - między innymi dlatego piszę, że wymaga sporo od aktorów.

      Usuń
  2. Niestety, są rzeczy które nie ulegają dezaktualizacji do nich należy również "Bal w operze" gdyż na nieszczęście ludzie pod wieloma względami nie zmieniają się mimo upływu czasu i doświadczeń jakie niesie historia. Tuwim był nie tylko pierwszorzędnym poetą ale również bardzo mądrym człowiekiem, bardzo lubię jego poezje a szczególnie "Kwiaty polskie". A wiersze dla dzieci to prawdziwe perełki. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy na chwilę włączyłam dziś radio i usłyszałam o manifestacjach, które przekształciły się w rozróby to jakoś tak skojarzyło mi się z Tuwimowskim Balem w Operze, a także z filmem Dzień świra. patriotyzm odmieniany przez osoby; ja patriota, ty nie patriota, my patrioci, wy nie patrioci, moja, mojsza i najmojsza Polska i rozdzierana płachta materiału. Chciałam tu napisać o jeszcze jednym skojarzeniu, ale obiecałam sobie trzymać się z dala od polityki więc zamilknę.
      Nabrałam ochoty na obejrzenie Tuwimowskiej sztuki Pocałujcie mnie wszyscy w dupę (granego w Romie w Warszawie).

      Usuń
    2. Jeśli jest jakiś tekst, który może zilustrować to, co wciąż żywe w naszym politycznym życiu - to właśnie Bal w Operze. Jest to obraz genialny i w warstwie językowej i w realistyczno-symbolicznej oraz - jak się okazuje - również w profetycznej ;) Ja w ubiegłym roku oglądałam w tym dniu telewizyjne transmisje z wydarzeń, z niedowierzaniem i ze zgrozą. W tym roku - wybrałam się na spacer po lesie. Zbyt bolesne to wszystko, by dyskutować - tym bardziej, że nie chcesz politycznych dyskusji, mogę się tylko z tym zgodzić.

      O "Balu w Operze" genialnie pisał Barańczak. Tutaj powinien nastąpić pean pochwalny, tak jestem pełna uznania dla jego zasług jako tłumacza. Ale to wykracza poza skromne ramy komentarza (i mojej dzisiejszej weny).

      Trudno mi odnieść się do meritum recenzji, ale na pewno słuszna jest uwaga, że groteska, awangarda czy surrealistyczne kształtowanie scenicznej rzeczywistości nie razi tam, gdzie idzie w parze z tekstem sztuki. Unowocześnianie na siłę np. klasyków budzi moje mieszane uczucia - skrajny przykład: Beatrix Cenci w Teatrze Słowackiego.

      Usuń
    3. Na przedstawieniu byłam w czwartek, ale jak napisałam w komentarzu wyżej usłyszawszy wiadomości pomyślałam wypisz-wymaluj Tuwim. I tak jak nie przepadam za groteską to w naszej sytuacji -co to nie chcemy o niej pisać, ani myśleć, ale nie da się jej zignorować (choć bardzo się staram nie oglądając, nie słuchając, nie czytając mass-mediów) - chyba ona najwłaściwiej odzwierciedla tę sytuację. O Barańczaku czytam nie po raz pierwszy bardzo pochlebne komentarze dotyczące jego roli tłumacza. No i chyba mamy podobne zdanie co do uwspółcześniania sztuki "na siłę". Nie raz pisałam o tym, jak to nie podobają mi się nadużywanie wulgaryzmów czy epatowania golizną w teatrze. Tuwimowi tego nie zarzucę, bo pierwsze stanowi tekst literacki, a drugie było jak najbardziej uzasadnione. O uwspółcześnianiu na siłę pisałam przy okazji wpisu o Makbecie Teatru Współczesnego w Szczecinie.

      Usuń
    4. To jeśli mogę coś polecić z Barańczaka (na długie zimowe wieczory) - pamiętam, jak zachwyciło mnie "Stracone w tłumaczeniu". Tekst o warsztacie przekładu pisany przez takiego tłumacza i takiego pisarza to po prostu genialna rzecz.

      Co do tendencji płytkiego i krzykliwego uwspółcześniania sztuk dawniejszych, jestem tutaj tak konserwatywna, że aż mi wstyd ;)

      Usuń
    5. A dziękuję bardzo, co prawda stos książek do przeczytania na długie zimowe wieczory już naszykowany, ale może uda się jeszcze coś dołożyć, zwłaszcza taką delicję.
      Co do uwspółcześniania widzę, że jest nas więcej. I mnie jakoś nie wstyd, choć czasami zastanawiam się, czy to niezrozumienie dzisiejszych tendencji to nie wynik starzenia i przypominają mi się stare ciotki, co to narzekały np. ach ta dzisiejszą młodzież; zaczęły gdzieś u zarania dziejów i robią to do dziś.

      Usuń
  3. Pamiętam swoje podekscytowanie tym, że "każda dziwka majtki pierze" kiedy odkryłem "Bal w operze" w 8 klasie podstawówki :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja jestem zapóźniona :( bo tekst odkryłam kilka dni temu. :(

      Usuń
    2. Spoko :-), jak to powiadają "lepiej się spóźnić na pociąg niż nie pojechać wcale" :-)

      Usuń
    3. A tom zdążyła, kiedy już odjeżdżał, ale zdążyłam go złapać :)

      Usuń
  4. A może specjalnie wystawiono "Bal w operze" aby chociaż troszeczkę pokazać, uwypuklić niektórym ludziom sytuację w Polsce?
    Zastanawiające, czy dotrze to do ich świadomości?
    Przypuszczam, że nie...
    Gosiu, nie znoszę słuchać wulgaryzmów a w w teatrze jako "świątyni", szczególnie. Sądzę, że nie jestem odosobniona.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że producentowi przedstawienia sprzyjały w równym stopniu uniwersalizm sztuki, jak i chęć wykazania się artystyczną wizją sztuki. Czy dotrze do świadomości odbiorcy? Jak czytałam na premierze były niemal same VIP-y i sądząc po reakcji nie zrozumiano ani Tuwima, ani Kościelniaka. :(
      Nie jesteś odosobniona, zaczynam się zastanawiać, czy młodzieży to się podoba, bo chyba ten rodzaj uwspółcześnienia jest skierowany do młodego widza, choć może do nowobogackiego widza :)

      Usuń
  5. Ile jest Tuwima w Tuwimie? - chciałoby się zapytać.Uwspółcześnianie ma podkreślać ponadczasowość spostrzeżeń, ale i nosi w sobie niebezpieczeństwo interpretacji sterowanej poglądami twórców. Z kogo się śmiejecie? Z siebie. Czy to dotarło do niejednego VIP-a?

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdyby takie uniwersalne prawdy docierały do naszych VIP-ów, o ileż żyłoby się nam łatwiej. Zresztą, kto bierze do siebie krytykę, poza paroma wrażliwcami reszta jest bezgrzeszna i niewinna. :( A ile Tuwima w Tuwimie - myślę, że w przedstawieniu udało się jednak ocalić Tuwima :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przy jednoczesnym dodaniu trochę z Kocielniaka, trochę z aktorów, trochę z Móźdzera, trochę z Boscha... i wyszłą taka kompilacja całkiem ciekawa.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).