Zgubiłam kilka dni. Moje remedium na stresującą Wigilię
(wycieczka do Krakowa) okazało się skuteczne połowicznie. To co brałam
za migrenę okazało się początkiem choroby. Mimo, iż sporo czasu spędziłam w hotelowym łóżku udało mi się zawędrować w kilka uroczych zakątków, odwiedzić parę znanych i kochanych miejsc, a także poznać i polubić kilka nowych. Kraków ostatnich dni ubiegłego roku przywitał mnie piękną, słoneczną, acz dość rześką pogodą i całym mnóstwem różnojęzycznych turystów. I o dziwo, jakoś wcale mi to nie przeszkadzało. Po raz pierwszy czułam wspólnotę z tymi rzeszami odwiedzających. Na ulicach panowała atmosfera radości i zabawy. Czy spowodowała to aura, czy też szczególny okres roku – nie wiem, ale Kraków był pełen młodości i radości życia, takiego poczucia, że dobrze jest być tu i teraz. I choć radość tę odczuwało się wszędzie, to jej epicentrum stanowił Rynek, na którym poza Sukiennicami i majestatycznymi wieżami Kościoła Marii Panny królowały jeszcze jarmarczne adwentowe stragany pełne wyrobów rękodzieła oraz beczki z grzańcem galicyjskim a także budy z kiełbaskami i oscypkami. O jarmarku pisała przed świętami Łucja Widoki bajecznie kolorowych cudeniek radowały oczy, a rozchodzące się zapachy pobudzały pozostałe zmysły.
I chyba po raz pierwszy w życiu nie przeszkadzało mi wcale, że było tłumnie, tłoczno, chwilami ciasno, bo przy okazji było też serdecznie i przyjaźnie. Takie Euro 2012 na bis w całej gamie jego pozytywnych aspektów. Nawet rozpychający się zwykle łokciami Rosjanie, jakby spokornieli i większą uwagę zwracali na otoczenie, niż na to, oby otoczenie zwracało uwagę na nich.
Od czego zacząć spacer po czcigodnym grodzie? Może od początku królewskiego szlaku w kolegiacie Św. Floriana, gdzie witano nowego monarchę i gdzie urządzano ingresy monarsze z racji koronacji, skąd rozpoczynały swą ostatnią drogę orszaki pogrzebowe. Może od Wawelu, siedziby królów i miejscu ich pochówku, inspiracji malarzy, pisarzy i poetów, serca polskości. Może od epicentrum grodu, czyli od Rynku, który był świadkiem wielu ważnych wydarzeń, albo od kościoła Mariackiego, którego przepiękny ołtarz Witta Stwosza przyciąga jak magnes tysiące cudzoziemców. Można by mnożyć miejsca i zdarzenia, bo w Krakowie niemal każdy kamień przemawia historią. W Krakowie każdy znajdzie coś dla siebie. I też trudno napisać o Krakowie coś nowego, coś, czego nie napisało by już tylu przede mną i czego nie napisze tylu jeszcze po mnie. Każdy chce tu dołożyć swą cegiełkę oczarowania.Ja nieodmiennie zaczynam mój pobyt w Krakowie od zachwytu nad Gmachem Teatru im. Juliusza Słowackiego. Jest to chyba jeden z najczęściej przeze mnie fotografowanych obiektów. Powstały w początku lat dziewięćdziesiątych XIX wieku budynek, wzorowany był na gmachu paryskiej Opery Garnier. Zaprojektowany przez Jana Zawiejskiego w stylu eklektycznym z przewagą neobaroku początkowo nosił nazwę Teatru Miejskiego. Dopiero szesnaście lat po wybudowaniu otrzymał imię Juliusza Słowackiego.
Ufundowało go społeczeństwo Krakowa, o czym przypominają wykute w marmurze słowa; Kraków narodowej sztuce.
Fasadę zdobią dwie alegoryczne grupy rzeźb; z lewej - Poezji, Dramatu i Komedii, z prawej - Muzyki, Opery i Operetki. Poniżej gzymsu znajdują się alegoryczne popiersia Wesołości oraz Smutku. Na szczycie budynku umieszczone zostały posągi młodzieńca i dziewczyny w szlacheckich strojach (są to mickiewiczowscy bohaterowie: Tadeusz i Zosia). Budynek pełen jest zdobień i maszkaronów. Z nieco dalszej perspektywy wzrok przykuwa zielona, okrągła kopuła dachu.
Przed budynkiem teatru znajduje się pomnik Aleksandra Fredro, który był pierwszym patronem teatru. Z budynkiem związane jest wiele znanych nazwisk; od jego dyrektorów (z których wielu było także wybitnymi aktorami); Tadeusza Pawlikowskiego, Ludwika Solskiego, Lucjana Rydla, Juliusza Osterwę po wystawianych tam twórców: Michała Bałuckiego, Stanisława Przybyszewskiego, Stanisława Wyspiańskiego, Adama Mickiewicza, Witkacego. Grywali tu poza wyżej wymienionymi także Aleksandra Śląska, Wanda Siemaszkowa, Zofia Jaroszewska, Stanisława Wysocka, Aleksander Zelwerowicz, Kazimierz Junosza-Stępowski. Gościnnie występowała także Modrzejewska. Tutaj w 1901 roku miała miejsce premiera Dziadów Mickiewicza oraz Wesela Wyspiańskiego. W dwudziestoleciu międzywojennym wystawiano tu Tumora Mózgowicza Witkacego.
I chyba po raz pierwszy w życiu nie przeszkadzało mi wcale, że było tłumnie, tłoczno, chwilami ciasno, bo przy okazji było też serdecznie i przyjaźnie. Takie Euro 2012 na bis w całej gamie jego pozytywnych aspektów. Nawet rozpychający się zwykle łokciami Rosjanie, jakby spokornieli i większą uwagę zwracali na otoczenie, niż na to, oby otoczenie zwracało uwagę na nich.
Od czego zacząć spacer po czcigodnym grodzie? Może od początku królewskiego szlaku w kolegiacie Św. Floriana, gdzie witano nowego monarchę i gdzie urządzano ingresy monarsze z racji koronacji, skąd rozpoczynały swą ostatnią drogę orszaki pogrzebowe. Może od Wawelu, siedziby królów i miejscu ich pochówku, inspiracji malarzy, pisarzy i poetów, serca polskości. Może od epicentrum grodu, czyli od Rynku, który był świadkiem wielu ważnych wydarzeń, albo od kościoła Mariackiego, którego przepiękny ołtarz Witta Stwosza przyciąga jak magnes tysiące cudzoziemców. Można by mnożyć miejsca i zdarzenia, bo w Krakowie niemal każdy kamień przemawia historią. W Krakowie każdy znajdzie coś dla siebie. I też trudno napisać o Krakowie coś nowego, coś, czego nie napisało by już tylu przede mną i czego nie napisze tylu jeszcze po mnie. Każdy chce tu dołożyć swą cegiełkę oczarowania.Ja nieodmiennie zaczynam mój pobyt w Krakowie od zachwytu nad Gmachem Teatru im. Juliusza Słowackiego. Jest to chyba jeden z najczęściej przeze mnie fotografowanych obiektów. Powstały w początku lat dziewięćdziesiątych XIX wieku budynek, wzorowany był na gmachu paryskiej Opery Garnier. Zaprojektowany przez Jana Zawiejskiego w stylu eklektycznym z przewagą neobaroku początkowo nosił nazwę Teatru Miejskiego. Dopiero szesnaście lat po wybudowaniu otrzymał imię Juliusza Słowackiego.
Ufundowało go społeczeństwo Krakowa, o czym przypominają wykute w marmurze słowa; Kraków narodowej sztuce.
Fasadę zdobią dwie alegoryczne grupy rzeźb; z lewej - Poezji, Dramatu i Komedii, z prawej - Muzyki, Opery i Operetki. Poniżej gzymsu znajdują się alegoryczne popiersia Wesołości oraz Smutku. Na szczycie budynku umieszczone zostały posągi młodzieńca i dziewczyny w szlacheckich strojach (są to mickiewiczowscy bohaterowie: Tadeusz i Zosia). Budynek pełen jest zdobień i maszkaronów. Z nieco dalszej perspektywy wzrok przykuwa zielona, okrągła kopuła dachu.
Przed budynkiem teatru znajduje się pomnik Aleksandra Fredro, który był pierwszym patronem teatru. Z budynkiem związane jest wiele znanych nazwisk; od jego dyrektorów (z których wielu było także wybitnymi aktorami); Tadeusza Pawlikowskiego, Ludwika Solskiego, Lucjana Rydla, Juliusza Osterwę po wystawianych tam twórców: Michała Bałuckiego, Stanisława Przybyszewskiego, Stanisława Wyspiańskiego, Adama Mickiewicza, Witkacego. Grywali tu poza wyżej wymienionymi także Aleksandra Śląska, Wanda Siemaszkowa, Zofia Jaroszewska, Stanisława Wysocka, Aleksander Zelwerowicz, Kazimierz Junosza-Stępowski. Gościnnie występowała także Modrzejewska. Tutaj w 1901 roku miała miejsce premiera Dziadów Mickiewicza oraz Wesela Wyspiańskiego. W dwudziestoleciu międzywojennym wystawiano tu Tumora Mózgowicza Witkacego.
Opera Garniera ma swoje freski sufitowe autorstwa Marca Chagalla, Teatr Słowackiego ma natomiast swoją kurtynę Henryka Siemiradzkiego. Wyobraża ona symboliczne i alegoryczne postacie związane z teatrem. Kurtyna nie zyskała poklasku u współczesnych malarzowi. Wyspiański pisał o niej do Rydla, iż jest banalna i pospolita, poza paroma drobiazgami i dość poprawnym wykonaniem w przeciwieństwie do Pochodni Nerona, które są fantastyczne.
Niestety nie miałam okazji oglądać wnętrza teatru, nad czym ubolewam. Zaplanowana wizyta nie doszła do skutku z powodu choroby. Tak więc nie mogę słowom Wyspiańskiego ani przyklasnąć, ani zaprzeczyć.
Jedno jest pewne. Teatr Słowackiego stanowi kawał historii teatru polskiego. W Archiwum i Bibliotece Teatru mieszczą się jedne z najcenniejszych zasobów dokumentacji teatralnej w Polsce (rękopisy, fotografie, maszynopisy sztuk, nuty przedstawień, korespondencja). A sam gmach wygląda równie pięknie w świetle słonecznym, jak i w świetle księżyca i znajdujących się przy Plantach latarni. Można powiedzieć, że jest to jedna z piękniejszych wizytówek miasta, tylko, że Kraków ma wiele tak pięknych wizytówek.
Zdjęcia: 1. Gmach od strony Plantów, 2. Tadeusz i Zosia - Poloneza zaczynają, 3. Fragment kopuły z maszkaronami, 4. Grupa Muzyki, Opery i Operetki, 5. Fronton Teatru nocą, 6. Fragment dekoracji-maszkaron, 7. Grupa Poezji, Dramatu i Komedii nocą.
Niestety nie miałam okazji oglądać wnętrza teatru, nad czym ubolewam. Zaplanowana wizyta nie doszła do skutku z powodu choroby. Tak więc nie mogę słowom Wyspiańskiego ani przyklasnąć, ani zaprzeczyć.
Jedno jest pewne. Teatr Słowackiego stanowi kawał historii teatru polskiego. W Archiwum i Bibliotece Teatru mieszczą się jedne z najcenniejszych zasobów dokumentacji teatralnej w Polsce (rękopisy, fotografie, maszynopisy sztuk, nuty przedstawień, korespondencja). A sam gmach wygląda równie pięknie w świetle słonecznym, jak i w świetle księżyca i znajdujących się przy Plantach latarni. Można powiedzieć, że jest to jedna z piękniejszych wizytówek miasta, tylko, że Kraków ma wiele tak pięknych wizytówek.
Zdjęcia: 1. Gmach od strony Plantów, 2. Tadeusz i Zosia - Poloneza zaczynają, 3. Fragment kopuły z maszkaronami, 4. Grupa Muzyki, Opery i Operetki, 5. Fronton Teatru nocą, 6. Fragment dekoracji-maszkaron, 7. Grupa Poezji, Dramatu i Komedii nocą.
Noc to pojęcie umowne. Z pobudek zdrowo - rozsądkowych spacery były raczej wieczorne niż nocne, co i tak nie uchroniło od spędzenia kilku ostatnich dni w pozycji poziomej.
Ja każdą wizytę w Krakowie zaczynam od Słowackiego, bo... idąc z Dworca do miasta mijam gmach teatru. Jako uczennica LO byłam w tym teatrze kilka razy - zwłaszcza zapadł mi w pamięć "Straszny dwór" Moniuszki.
OdpowiedzUsuńKurtyna piękna, nie wiem co Wyspiański miał do niej - chociaż on artystą był, a ja zwykła baba ze wsi, więc się pewnie nie znam.
W Krakowie byłam przed świętami - tłok na Rynku straszny ale to urok jarmarków świątecznych;)
Ciekawa jestem co jeszcze w moim kochanym Krakowie Ci się spodobało?
Wierzę, że i mnie kiedyś uda się odwiedzić Teatr od środka i co co kurtyny się wypowiem. Też z pozycji baby (choć z miasta), a nie artystki :(. W Krakowie podoba mi się wielachna rzeczy, o czym postaram się jeszcze napisać. Biorąc jednak pod uwagę ilość zaległych recenzji, nie wypowiedzenie się jeszcze odnośnie Paryża, paru sztuk teatralnych, zaległości muzycznych w ilości przerażającej nie gwarantuję, że nastąpi to niebawem.
OdpowiedzUsuńNic to, panie Wołodyjowski;)
UsuńPoczekam...
Kocham to miasto. Szczerze. Od zawsze. Od kiedy kupowaliśmy stary-dobry-krakowski Przekrój, od kiedy poznałam piosenki Grechuty, od mojej pierwszej samodzielnej wycieczki jesienią iks lat temu.
OdpowiedzUsuńW Krakowie nigdy nie czuję się samotna, w Krakowie o każdej porze dnia i nocy (przesiadka i wędrówka ulicami o 3-4 nad ranem) czuję się bezpiecznie.
W Krakowie nie jestem turystką, jestem podróżnikiem, wędrownikiem, a miasto wita mnie z otwartymi ramionami.
Ja także kocham Kraków; to moje najukochańsze poza rodzinnym miasto. Byłam w nim kilka razy, a od pewnego czasu staram się bywać przynajmniej raz w roku - co nie jest łatwe (podróże koleją trwające ponad dwanaście godzin w połączeniu z chorym kręgosłupem bywają skuteczną barierą). W tym roku nie pokonała mnie nawet upadłość linii lotniczych (znalazłam inne). Ja pokochałam Kraków od pierwszego studenckiego wypadu, który rozpoczął się od szukania noclegu w przepełnionym schronisku młodzieżowym. Pozdrawiam
UsuńZimowe spacery są nie dla mnie, ale dla Krakowa zrobiłabym wyjątek. Przechodziłam obok opisanych miejsc, a po twojej relacji jeszcze raz powinnam obejść budynki z zadartą głową. Spróbuję cieplejszą porą:)
OdpowiedzUsuńTeż dochodzę do wniosku, że zimowe spacery już nie dla mnie, bo widać jak się kończą. No i też zrobiłam dla Krakowa wyjątek. Jak wiele rzeczy nam umyka, kiedy patrzymy pod nogi :), choć bez tego można się potknąć :) Ja także rezerwuję cieplejszą porę na kolejną wizytę.
UsuńMnie jeszcze bardziej zastanowiło, jak mogły (Wyspiańskiemu) podobać się Pochodnie Nerona!
OdpowiedzUsuńI ja, podobnie jak Ania, od Słowackiego najczęściej zaczynam krakowskie wędrówki, dokładnie z tych samych powodów :) Choć jeśli czasem wysiadam z autobusu przy Lubomirskiego, to przechodzę Rakowicką na Lubicz - tak by ominąć molocha-galerię i... zobaczyć "podkop" Talowskiego. Ale to już dygresja, przepraszam.
Pamiętam dobrze te moje ostatnie dni w Krakowie - ostatni dwa dni grudnia i pierwszy stycznia. Jakaż piękna pogoda była! Jak słonecznie, wiosennie! Jaka szkoda, że choroba nie pozwoliła Ci się w pełni cieszyć tymi krakowskimi wakacjami...
Świetnie uchwyciłaś ten przednoworoczny nastrój - miałam podobne odczucia, choć też za tłumem nie przepadam.
O teatrze napisałaś już wszystko, co najważniejsze. Może dodam tylko, że w związku z jego budową, aby uzyskać odpowiednio dużą parcelę, wyburzono kościół św. Ducha i klasztor (wspaniałe, choć mocno zniszczone średniowieczne zabytki). Było to ostatnie, najpóźniejsze z serii działań krakowskich "burzymurków". Rada Miasta Krakowa uchwaliła to wbrew staraniom i błaganiom samego Matejki, a on zrzekł się wówczas tytułu honorowego obywatela miasta, i zresztą niedługo potem zmarł, biedak, wielki miłośnik krakowskich starożytności, przygnębiony tą osobistą klęską... Zrzekł się przynależnego mu przywileju pochówku w krypcie zasłużonych na Skałce, ba!, ponoć rozgoryczony kazał się pochować na rozstajnych drogach (ale to może tylko taka plotka). W każdym razie jego grobowiec znajduje się tuż przy krzyżujących się alejach cmentarza Rakowickiego.
Piękne szczególnie te nocne zdjęcia!
O tym, że podobały mu się Pochodnie Nerona pisze pan Michał Rożek w Nietypowym przewodniku po Krakowie. To, że Gmachu Teatru nie da się ominąć idąc z Dworca Głównego na Starówkę to prawda, chociaż ostatnio zaczęłam chadzać na Starówkę od strony kolegiaty Św. Floriana przez Plac Matejki, Barbakan, Bramę Floriańską. O tym, że na miejsce Teatru wyburzono kościół Św. Ducha i klasztor czytałam, ale nie znałam historii veta Matejki. A grobowiec Matejki odwiedzałam kilkakrotnie na Rakowickim Cmentarzu, niestety nie tym razem. Nocne zdjęcia są zawsze urokliwe.
UsuńPozwolę sobie zauważyć - z przymrużeniem oka - że w Krakowie nie ma Starówki i broń Cię Panie Boże zapytać na ulicy o drogę do takowej. Nieodmiennie zostaniesz skierowana na Planty, a tam już Pani dojdzie do dworca, wsiądzie w pociąg do Warszawy i dalej zapyta :)
UsuńTwój spacer piękny i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Dziękuję za ostrzeżenie. Choć myślę, że może znalazłoby się jakieś miasto bliżej Krakowa posiadające starówkę, co się zowie:)
UsuńDobre! Ale tak uczy się dzieci w szkołach, w podręcznikach! Kraków mi bardziej do starówki pasował niż Warszawa;)
UsuńŻyczę Ci jeszcze, byś odwiedziła wnętrze i zrelacjonowała nam spektakl. Może innym razem się uda. Pozdrawiam również zmorzona infekcją.
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję. Ależ te infekcje są paskudne w tym roku. Od sześciu już dni ledwie dycham, ani czytać, ani pisać, ani oglądać, a jeszcze wszystko rwie i pali w środku. Robię się marudna, jak facet :(
UsuńGmach teatru po prostu przykuwa oko.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMnie również ten budynek zauroczył. Stałem tam kiedyś dłuższą chwilę wieczorną porą podziwiając kunszt budowniczych. Ładnie oddałaś jego piękno.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Miło słyszeć, że i inni mają podobne gusta. Wieczorem wszystko wygląda inaczej, tak tajemniczo i czysto :)trochę, jak zimą
UsuńMam szczęście, bo mieszkam troszkę ponad 100 km od Krakowa bywam w nim kilka razy w roku. Za każdym razem widzę, jakie to wspaniałe miasto i uwielbiam je. Lubię Rynek i tłum ludzi mi nie przeszkadza. Lubię patrzeć na ludzi z różnych stron świata, którzy podziwiają wszystko wokół. Teatr oglądałam, ale w środku też nie byłam :(. Podoba mi się Twój opis, z zainteresowaniem go czytałam. Pozdrawiam ( Jak masz ochotę na zobaczenie Krakowa u mnie,to popatrz na post "Na zakończenie roku spacer po Krakowie" z 30.12.2012 )
OdpowiedzUsuńJa nie przepadam za tłumami ludzi (nie wiem, czy to kwestia osobowości, czy wieku, ale jestem w tym względzie egoistką i uwielbiam zawłaszczać do wyłącznego swego podziwiania piękne widoki). Ale tym razem podobało mi się nawet, że jest gwarno i tłumnie, bo poza tą dużą ilością ludzi była jeszcze fajna atmosfera, której brakuje mi często podczas innych odwiedzin miast i miejsc. Czytałam i oglądałam twój wpis ze spaceru po Krakowie :)
UsuńPiękny wpis. Ponieważ bardzo lubię Kraków i jego teatr, przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem, Również komentarze są pouczające, zwłaszcza historia z Matejką.
OdpowiedzUsuńTeż lubię takie komentarze, z których można dowiedzieć się czegoś nowego.
Usuńdziękuję za wirtualną krakowską nieśpieszną wycieczkę:)a raczej spacer:) czytałam już parę dni temu, a teraz powróciłam do fragmentów
OdpowiedzUsuńTo miło, też lubię takie niespieszne powroty :)
UsuńWybacz Gosiu, dopiero dzisiaj odrabiam zaległości w czytaniu Twoich świetnych postów.
OdpowiedzUsuńW sobotę, w jednej chwili ogarnęła mnie gorączka, katar i kaszel. Wczoraj cały dzień przeleżałam w łóżku. Dzisiejsza wizyta u lekarza dostarczyła mi kilku dni "leniuchowania".
Podobnie jak Ty, kocham to miasto. Byłam tutaj wiele razy, lecz nigdy nie widziałam go wieczorową bądź nocną porą.
Oglądając Twoje zdjęcia, muszę te zaległości szybko zrealizować... Kraków nocą na Twoich zdjęciach wygląda jak ze snu, jak zaczarowany. Widzę przechadzającego się,lekko przygarbionego Matejkę, potem zmierzającego do Akademii, wracającego na dobrym rauszu Gałczyńskiego z "Pod Aniołów"...
Ja również nie lubię tłumów (niestety z każdym rokiem wszędzie ich przybywa), w Krakowie mnie jakoś nie rażą.
Powiem Ci, że nawet jestem zachwycona z jakim zainteresowaniem podziwiają nasze zabytki. Wsłuchuję się w ich ochy, achy i patrzę na ich szeroko otwarte oczy pełne podziwu...
Kiedy ostatnio o 12-tej był sygnał z Wieży Mariackiej, na jego zakończenie były takie owację jak najlepszym przedstawieniu teatralnym. Widząc to, przyznaję byłam bardzo dumna.
Współczuję, że zachorowałaś. Tak bardzo cieszyłaś się na relaksujący, odprężający pobyt w Krakowie.
No cóż, życie czasem płata nam figle.
To był kolejny wspaniały post. Jak wiesz mnie ciągle jest mało Twoich relacji.
Serdecznie pozdrawiam
Nie wiem, jak Ty, ale u mnie mało ma to wspólnego z leniuchowaniem. Nie mam sił ani na czytanie, ani na pisanie, ani zaglądanie do internetu.
UsuńA wieczorne oglądanie pięknych miast to dodatkowa atrakcja. Niesie z sobą jakąś tajemniczość. Uwielbiam wieczorne zwiedzanie. I polecam. I miło mi czytać twoje miłe słowa
Co do wycieczek po krakowskich zakątkach - mimo, że już ładnych kilka lat biegam po najbliższych okolicach Rynku, cały czas odnajduję tam coś zupełnie nowego i wartego zobaczenia. To taka magia Krakowa. Czasami wydaje mi się, że jest zrobiony z gumy, bo tyle się tu mieści.
OdpowiedzUsuńNiedawno też w ramach weekendowego spacerowania zawędrowałam na Kazimierz, a potem dalej przez kładkę Bernatka na Podgórze. Przy okazji zaglądnęłam na pokład tej nowej barki Augusta, bo już od dawna planowałam, że tam wejdę. Słyszałam pozytywne opinie na temat tego miejsca i... muszę je potwierdzić.
Spacer zakończyłam w miejscu, które zawsze mi się strasznie podobało i nadal tak pozostaje. Park Bednarskiego, bo o nim mowa, pozwala mi się uspokoić i wyciszyć. A teraz jest tam naprawdę magicznie :)
Kazimierz to kolejne urokliwe miejsce w Krakowie, które muszę odwiedzić za każdą tam bytnością. Miejsca, o których piszesz jeszcze przede mną. A odkrywanie czegoś nowego jest chyba zaletą wszystkich pięknych miast. Czasami wydaje mi się, że najmniej znam własne.
OdpowiedzUsuńA już na dniach w naszym mieście szykuje się otwarcie jeszcze jednego fajnego, mam nadzieję, miejsca:) W 300-metrowej piwnicy na rogu św. Tomasza i Floriańskiej mają otworzyć Ganesh – chyba pierwszy w Krakowie oryginalny lokal z kuchnią indyjską. Widziałam już gdzieś wizualizacje i wnętrza wyglądają naprawdę efektownie i baaardzo klimatycznie:)
OdpowiedzUsuń