"Zaległości recenzyjne" wołają o pomstę do nieba, oczywiście te zaległości to mój wyrzut sumienia, bowiem zacierają się w mojej coraz bardziej szwankującej pamięci wrażenia z przeczytanych lektur. Dlatego podjęłam nieudolną próbkę zachowania ich w mojej pamięci, a jeśli przy okazji przypomnę jakiś okruszek wspomnień czytającym to będzie to, jak to wartość dodana wpisu (jeszcze nie tak dawno modne wyrażenie powoli zaczyna się dewaluować)
Premier Georges Simenon (audiobook) - lektor Józef Duriasz
Główny bohater powieści – były premier Francji (postać fikcyjna) dokonuje rozrachunku z przeszłością. Stary, ponad osiemdziesięcioletni człowiek , dawniej niezależny i piastujący jedno z najbardziej odpowiedzialnych stanowisk w świecie polityki, dziś znużony życiem, pochłonięty codziennymi, rutynowymi zajęciami oraz postępującym bezwładem odmawiającego posłuszeństwa ciała, upokorzony koniecznością poddania się opiece obcych ludzi, dostrzega swą szansę na jeszcze jedno, chwilowe zaistnienie. W sytuacji impasu w misji stworzenia nowego gabinetu zadanie odbudowy powierzono, jedynemu, zdolnemu do tego człowiekowi. W świecie polityki nie ma jednak ludzi bez skazy, każdy ma na sumieniu jakąś wstydliwą tajemnicę. A tajemnicę owego męża opatrzności, trzyma w ręku były premier. Simenon dokonuje wnikliwej analizy psychologicznej starego człowieka. Aby poznać motywy jego postępowania wchodzi w swego bohatera i jego myśli (narrator zostaje starym premierem); dokonuje wiwisekcji psychologicznej, dzięki której dociera do najgłębiej ukrytych pobudek działania człowieka, takich, które ukrywał on nawet przed sobą samym. Książka jest ciekawym spojrzeniem na homo politicus i potwierdza moje głębokie przekonanie, iż od polityki należy uciekać jak najdalej, a ludzi nią zarażonych unikać. Samotny, zgorzkniały, bezradny starzec, usiłujący jeszcze rządzić, chociażby na własnym podwórku rozpadającego się domu w Normandii, nie budzi sympatii, czy choćby współczucia, a raczej pożałowanie. Moja ocena 4,5/6
Wysłuchawszy bez emocji i zainteresowania, doszłam do wniosku, iż piękno tej historyjki musi być ukryte, jak dla mnie zbyt głęboko. Akcja prowadzona jest dość nużąco i zupełnie nie wciąga. Kryminalna zagadka ginie na tle nielegalnego transportu i składowania toksycznych odpadów. Jak na kryminał, za mało tu akcji, za mało logicznych pułapek i za dużo nieudolności ze strony stróżów prawa. Komisarz Brunetti sprawia wrażenie niezbyt bystrego policjanta, który jedynie przez przypadek wyjaśnia sprawę. Jedyne atuty tej książki to weneckie otoczenie, ironiczne odzywki żony komisarza oraz zamiłowanie trojga bohaterów do czytania książek. To jednak zdecydowanie za mało, aby książka mogła zainteresować i pozostać w pamięci. Moja ocena 3/6
Po wysłuchaniu Ukrytego piękno zaczęłam utwierdzać się w przekonaniu, iż z kryminałami mi nie po drodze, wyrosłam, zestarzałam się, potrzebuję dziś innego rodzaju lektur. Lewiatan pokazał mi, iż byłam w błędzie. Dawno już żadna książka nie wciągnęła mnie tak bez reszty. Słuchałam długo w noc, a wchodząc z słuchawkami na uszach do pracy nie mogłam doczekać się chwili, kiedy wychodząc z biura będę mogła założyć je ponownie. Odnalazłam w tej książce najlepsze cechy klasycznej powieści kryminalnej, jakie odnajdywałam zawsze u Agaty Christie. Wciągająca fabuła, ciągłe zwroty akcji, atmosfera dreszczyku spowodowana zamknięciem bohaterów wraz z mordercą w ograniczonej przestrzeni morskiego luksusowego statku pasażerskiego, niemożność odgadnięcia kto jest zabójcą, ciekawe, zróżnicowane typy bohaterów (zadufany w sobie, irytujący komisarz policji francuskiej, japoński lekarz popadający w przerażenie z powodu popełnianych (w jego mniemaniu) wciąż nowych gaf, niezwykle inteligentny i skromny rosyjski dyplomata, absorbująca swoją osobą ciężarna dama, nieśmiała, szukająca uczucia była zakonnica to niektórzy z szerokiej gamy bohaterów). Jeśli dodamy do tego ironiczno - humorystyczny, lekki styl autora dostajemy kryminał od którego nie sposób się oderwać. Moja ocena 5/6
Fabuła nasuwa na myśl porównanie z Sienkiewiczowskim Quo vadis. Młodego, szlachetnie urodzonego, wykształconego, pochodzącego z bogatego domu rzymskiego trybuna Marcellusa poznajemy w chwili, kiedy ten znajduje się na rozdrożu swej życiowej drogi; dostrzega całą nieprawość świata zewnętrznego, nie potrafi uwierzyć w Bogów, których czcić nakazuje panująca religia, nie widzi celu w pokornym przytakiwaniu rządzącemu w imieniu Cezara głupcowi. Zapalczywość młodzieńca zsyła go do karnej jednostki wojskowej na prowincji cesarstwa, gdzie zostaje dowódcą oddziału odpowiedzialnego za ukrzyżowanie Chrystusa. Marcellus w grze w karty wygrywa szatę, w którą ubrany był idący na stracenie Galilejczyk. Szata ta ma niezwykłe właściwości, wywiera szczególny wpływ na ludzi, którzy jej dotkną. Ale Szata to nie jest książka wyłącznie dla wyznawców Chrystusa. Owszem; kwestia duchowej przemiany głównego bohatera i jego niewolnika stanowi jedną z najważniejszych kwestii, ale wartość Szaty upatruję w jej uniwersalizmie. To książka o rozterkach moralnych każdego myślącego człowieka, książka o rozróżnianiu dobra i zła, o uczciwości wobec samego siebie i wobec innych i o cenie, jaką czasami trzeba zapłacić za życie w zgodzie ze sobą samym. Książka niezwykle emocjonalna, która w sposób nie nachalny prezentuje ważne prawdy na temat człowieka i jego widzenia świata. Niezwykle spodobał mi się poniższy fragment, który wypisz wymaluj mógłby stanowić komentarz niejednego współczesnego wydarzenia (niekoniecznie o charakterze religijnym)
…po nas nie spodziewają się niczego lepszego. Wcale nie jestem pewny, czy podobałoby im się, gdybyśmy przerwali na jeden dzień pochód przez szacunek dla ich wierzeń. Oni uważają, że gorzej znieważylibyśmy ich religię uznając ją, niż ignorując wszystkie jej nakazy. Nie chcą od nas niczego, nawet szacunku. (str. 97) – jakże to znajome, niestety.
Szata to też niezwykle ciekawa książka historyczna, opis panujących na początku I wieku n.e. stosunków na dworze cesarza i w senacie, opis życia bogatych patrycjuszy, średniozamożnych obywateli, biedoty, a także niewolników; jest tu cały przekrój społeczny, życie w stolicy ale i na krańcach imperium. Na niezwyciężonym i potężnym ciele rzymskiego kolosa pojawiają się pierwsze pęknięcia, a co światlejsi obywatele przewidują jego przyszły upadek. Lektura przybliża początki chrześcijaństwa, tworzenie się pierwszych gmin wyznawców Chrystusa, wątpliwości jego uczniów i zwolenników, niesnaski między nimi, różne koncepcje na temat dalszych losów chrześcijaństwa. Niezwykle ciekawie przedstawiona jest przemiana, jakiej podlega człowiek, który odkrywa w sobie dar wiary, a nie jest to przemiana ani łatwa, ani szybka, ani bezbolesna. Muszę przyznać, iż lektura wciągnęła mnie bez reszty, czyta się lekko i szybko. Jest w tej książce coś baśniowego, może jest to głęboka wiara w zwycięstwo człowieczeństwa nad bestią, zamieszkującą ludzkie dusze.
No i pobudza do refleksji i przemyśleń
… nasze życie przypomina wędrówkę, droga jest łatwa, gładka i nudna, kiedy idziemy przez równinę, a trudna i mozolna, kiedy wspinamy się na stromą górę. Ze szczytu ukazuje się wspaniały widok i wtedy ogarnia nas uniesienie, mamy w oczach łzy szczęścia, chcielibyśmy śpiewać, żałujemy, że nie mamy skrzydeł. Nie możemy jednak zostać na szczycie, trzeba schodzić drogą stromą uważając tak pilnie, gdzie da się oprzeć stopę, że zapominamy, co przeżyliśmy na szczycie. (str. 220)
Jedyny minus to według mnie nieco zbyt małe zróżnicowanie postaci, granica pomiędzy pozytywnymi i negatywnymi bohaterami jest wyraźna, nie ma miejsca na żadne półcienie.
Szata została przeczytana w ramach wyzwania z półki (pożyczona od koleżanki z pół roku temu wreszcie się doczekała).
Szata została przeczytana w ramach wyzwania z półki (pożyczona od koleżanki z pół roku temu wreszcie się doczekała).
Moja ocena 5/6
Nie znalazłam okładki do audiobooka, wypożyczona z biblioteki płyta nie miała takowej, więc zamieściłam tę, która spodobała mi się najbardziej.
Bardzo zainteresowałaś mnie "Premierem", bo lubię Simenona (doskonały z niego psycholog), a i dosyć rzadko spotykam powieści, których bohater ma aż 80 lat. Prawie każda książka opowiada o ludziach młodych lub w średnim wieku.
OdpowiedzUsuńA Donna Leon... cóż, nie należy ona do autorek, które piszą w sposób fascynujący, trochę za wiele u niej wątków politycznych. Komisarza Brunettiego lubię, bo jest człowiekiem rzetelnym, nieprzekupnym i uczciwym. Pozdrawiam :)
Premiera bardzo polecam właśnie z powodu psychologicznej analizy człowieka uwikłanego w politykę i to człowieka stojącego u kresu dni. Prawdę mówiąc biorąc płytę z półki nie miałam pojęcia czego się spodziewać, myślałam, że to będzie kryminał, a tu taka miła niespodzianka. Co do Leon przeczytałam gdzieś, że Ukryte piękno to jedna z jej słabszych książek. Może dlatego i postać komisarza jakoś nie wzbudziła mojej większej sympatii, choć co do uczciwości i rzetelności nie mogę mu niczego zarzucić. Może dam jeszcze szansę pani Leon ze względu na te weneckie klimaty i panią Brunetti, bo to ją bardziej polubiłam z tego duetu (za jej cięty język i swoiste poczucie humoru).
UsuńO widzę, że tez nie chce ci się pisać. Ja już machnęłam ręką. Szkoda mi czasu i piszę już wybiorczo. I w ogóle mi się nie chce.
OdpowiedzUsuńTo fakt, nie mam natchnienia, a kiedy mam do wyboru czytać, czy pisać wybieram to pierwsze. Ale szkoda mi tego, że przeczytane książki coraz szybciej uciekają z mojej pamięci, więc od czasu do czasu dyscyplinuję sama siebie i staram się coś skrobnąć (tak ku pamięci). No i jeszcze wprowadziłam sobie szlaban na internet i dni bez komputera po pracy (a w pracy nie mam ani czasu ani dostępu do blogosfery) stąd rzadsze odwiedziny na zaprzyjaźnionych blogach. Ale nadrabiam w dzień pisania :) Pozdrawiam serdecznie
UsuńMa podobnie- Kryminały mi się przejadły, ale nie te Akunina:).
OdpowiedzUsuńMoże to tż dlatego, że sceneria jest naprawdę ciekawa, a nei ciągle te dysfunkcyjne rodziny skandynawskie, jak wszędzie.
Ja już przygotowałam sobie płytki do zwrotu i mam zamiar wypożyczyć kolejne jego pozycje. Niestety z powodu kłopotów ze wzrokiem coraz chętniej sięgam po audiobooki, ale tak, jak przy niektórych powieściach zaczynam miewać kłopoty ze skupieniem, tak Akunina słuchałam bez żadnych odlotów myśli w bok ... :)
UsuńPięknie zaprezentowałaś "Szatę". To wspaniała lektura.
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam, choć miałam pewne obawy przed powtórnym czytaniem. Zawsze kiedy wracam do książek czytanych dawno temu, które kiedyś wywarły na mnie duże wrażenie zastanawiam się, czy dziś po latach odczytam książkę podobnie, czy też mój osąd ulegnie zmianie. Na szczęście tutaj obawy okazały się niepotrzebne.
UsuńTo dobry pomysł, by hurtowo przedstawić część przeczytanych książek, by nie umknęły w zakamarkach pamięci. Leon nie czytuję - jedna powieść mi na razie wystarcza, Simenona kiedyś chętnie czytałam (jeszcze na studiach), a historyczne kryminałki Akunina są wciągającą lekturą. Ja jakoś nie mogę się jeszcze przekonać do słuchania.
OdpowiedzUsuńPomysł z hurtownią zgapiony u Izy (Filety z Izydora). Co do audiobooków życzę ci abyś nie musiała się do nich przekonywać. Ja polubiłam, a dziś to moje polubienie błogosławię z powodu coraz słabszego wzroku mając w perspektywie, że kiedyś mogą być one moim ratunkiem.
UsuńJa też jakoś nie mogę przekonać się do słuchania.audiobooków...
OdpowiedzUsuńWiem, to najwyższa pora aby się przekonać.
A co do Szaty? lubię od czasu do czasu do niej wracać.
Powiem Ci, że taki hurtowy post to nie jest zły pomysł...
Pozdrawiam serdecznie:)
Nie namawiam, bo wiem, że każdy musi do tego dojrzeć sam, a są i tacy, którzy nie przekonają się nigdy. Hurtowy post to jedyne wyjście, aby troszkę zmniejszyć ilość zaległości (nawet, jeśli przyjęłam, że nie będę pisać o wszystkich przeczytanych książkach, to i tak jest sporo takich, o których chciałabym wspomnieć.
UsuńOch, "Szatę" czytałam tak dawno, że prawie jej nie pamiętam - jedynie ogólne wrażenie, że mi się podobało, że porusza emocje, że uroniłam kilka łez przy czytaniu...
OdpowiedzUsuńLektura Szaty była dla mnie powrotem do książki, czytałam kilka lat temu i miałam obawy przed konfrontacją ze wspomnieniami. Dziś łez nie roniłam, kiedyś być może.
UsuńPodziwiam Cię za umiejętność koncentracji podczas słuchania audiobooków. Próbowałam ze dwa razy, ale zupełnie mi to nie wyszło. W sytuacji jednak, kiedy trzeba dbać o oczy to świetne rozwiązanie, tylko zapewne wymaga nieco treningu.
OdpowiedzUsuńSerię z Erastem Fandorinem przeczytałam parę lat temu i chyba własnie one pozytywnie mnie nastroiły do retro kryminałów, aczkolwiek kilka części jest nieco mniej wciągających od tej, którą opisałaś. Przymierzałam się do sięgnięcia po kryminały Donny Leon, ale chyba na razie wygra Nesbo ;)
Co do audiobooków nie będę się powtarzać, dobry sprzęt i dobra książka a w ręku jakaś gierka, która pomaga mi się skoncentrować i skupić wyłącznie na słuchaniu. Dziś wypożyczyłam kolejne dwa Akuniny - na podróż :) do stolicy :) Co do Leon - ponoć trafiłam na jedną z najsłabszych :(
OdpowiedzUsuńEch, troszeczkę szkoda, że "Lewiatana" nie przeczytałaś 'analogowo' ;) Ze wszystkich części serii o Eraście Fandorinie ta jest najciekawiej wydana, bo przy każdej postaci 'opowiadającej' inny jest druk, a przy Japończyku trzeba książkę 'obracać' o 90 stopni :)
OdpowiedzUsuńTo, że korzystam z audioteki i słucham książek nie oznacza, iż nie żałuję, że nie przeczytałam ich w wersji tradycyjnej. Często (choć oczywiście nie zawsze), no bo skąd brać czas, po wysłuchaniu książki, która szczególnie mi się spodoba kupuje lub wypożyczam jej wersję papierową. :) A dla zapoznania się ze wspomnianą przez ciebie wersją przynajmniej ją obejrzę, bo jestem bardzo ciekawa, jak to może wyglądać.
UsuńI dodam jeszcze, że pan Gosztyła świetnie czytał z podziałem na rolę i każda z osób miała inny sposób wypowiedzi.
UsuńNie wyobrażam sobie inaczej :) Musiał tak czytać ;) Cały cykl o Fandorinie jest świetny (muszę go sobie kiedyś skompletować i odświeżyć), ale "Lewiatan" się wyróżnia - jak będziesz miała okazję obejrzyj koniecznie ;)
Usuń