Francuska kawiarenka literacka

sobota, 1 lutego 2014

Wenecka cisza w cieniu Brodskiego



                                                                                            Wenecję poznałam wcześniej niż Brodskiego. Tym sposobem mogłam odnaleźć moją, własną Serenissimę. Teraz wzbogacona lekturą Muratowa, Iwaszkiewicza, Karpińskiego, Szczucińskiego oraz najpiękniejszej książki o Wenecji (Znaku wodnego Josifa Brodskiego) nie potrafię rozdzielić mojej Wenecji od Wenecji znakomitych poprzedników, bowiem wrażenia się nakładają na siebie, wzajemnie przenikają i uzupełniają. Nie pamiętam, u którego z pisarzy przeczytałam, iż poznawał Ją czytając Znak wodny, a czytał siedząc przy nagrobku pisarza. Brodski pochowany został nieopodal miejsca, które ukochał tak bardzo, jego szczątki spoczęły na wyspie San Michele. Znałam tę wyspę i ten cmentarzyk już wcześniej, ale nie miałam pojęcia, że spoczął tutaj pisarz tak wielkiego formatu i człowiek o tak dużej wrażliwości.

Po raz pierwszy zwróciłam nań uwagę czytając Mistrza z Delf Zbigniewa Herberta. W książce znajduje się przepiękne, bardzo ciepłe wspomnienie pisarza (choć krótkie, to jednak zawierające spory ładunek treści i emocji). Potem trafiłam na cytat ze Znaku wodnego u innego z pisarzy. I tak potoczył się łańcuszek odwołań i skojarzeń.

Dziś Wenecja to dla mnie nie tylko wielkiej urody koronkowa architektura, nie tylko otaczająca miasto woda, gondole, mosty, tajemnicze zaułki, kolorowe szkło z Murano i wszechobecne maski, dziś Wenecja to także cień pisarza przemykający uliczkami cichego, spokojnego i pogrążonego w zimowym śnie miasta na wodzie.
Na cmentarz leżący na wyspie San Michele można się dostać, jak niemal wszędzie w Wenecji, jedynie drogą wodną; najwygodniej płynącym w kierunku Murano vaporetto. Kiedy zatrzaskuje się za mną metalowa barierka wodnego tramwaju znajduję się w innym świecie, zupełnie, jakbym przekroczywszy Styks napiła się wody z Lety i zapomniała o …. (mała modyfikacja mitu) teraźniejszości.

Jeszcze tylko przechodzę przez (sprawiające wrażenie ponurych, zimnych i obcych); wypielęgnowane aleje ze szpalerami cyprysów i stojącymi w równych rzędach nagrobkami, przyozdobionymi sztucznymi kwiatami, jeszcze tylko przechodzę przez odgradzający przeszłość od teraźniejszości zmurszały mur i wkraczam w inny świat, świat, w którym czas stanął w miejscu.

Nagrobek pisarza-poety nie trudno odnaleźć, wśród szeregu zaniedbanych, przewróconych, rozpadających się kamiennych płyt z zatartymi przez czas napisami, zwłaszcza, o ile dysponuje się pobraną przy wejściu mapką. Pośród wygrzewających się, na późno październikowym słońcu, jaszczurek to, jeden z niewielu, zadbany i nie zapomniany, pomnik pamięci. Przyozdobiony jest kwitnącym krzakiem róży oraz doniczkami kwiatów, z których najliczniejsze to wrzosy. Na obrzeżu leży skromnie samotna gałązka storczyka.
Krzak róży pnie się wysoko ku słońcu i przesłania napis na płycie (imię i nazwisko w dwóch wersjach językowych i daty, nic ponadto). To tutaj rzadki widok. W tej części cmentarza nagrobki rozpadają się ze starości i zaczynają przypominać ruiny zniszczonego pożogą miasta. Wędrówka pomiędzy nimi nasuwa myśl o rodzimej, pięknej tradycji, która zobowiązuje do dbania o nekropolie. Może przydałby się na San Michele jakiś komitet odbudowy dbający o to, aby przyszłe pokolenia także miały możność pokłonienia się szczątkom swych przodków, ale może to właśnie dzięki temu, że pozostawiono tu wszystko czasowi – to miejsce jest jedyne w swoim rodzaju. Tymczasem stare wypiera nowe i tuż obok powstają brzydkie blokowiska; półki na urny z prochami przyozdobione sztucznymi wytworami made in China, kamienne wieżowce zmarłych wznoszą się do wysokości kilkunastu metrów, do najwyżej położonych pięter trzeba by wspinać się po drabinie (tylko po co, skoro można wynająć firmę, która za opłatą przyniesie gałązkę sztucznego kwiecia i zapali elektryczną lampkę).
Staram się nie widzieć otaczającej mnie dewastacji, jaką poczynił upływ lat i jeszcze mocniej zamykam oczy na przejawy nowoczesności wyrażające się przewagą funkcjonalności nad estetyką i zatrzymuję przy pomniku pisarza. Wśród kwiatów leży mała wyrwana pośpiesznie z notesu (kalendarza?, jest tu nadruk dnia tygodnia martedi –środa) odręcznie zapisana kartka papieru (list? fragment wiersza?) zaczyna się od słów Caro Josif, oggi sono qui, dopo (miły (drogi) Josefie, dzisiaj jestem tu, potem-później..) Niestety dalszej treści nie jestem w stanie odczytać (oduczona od
ręcznego pisania nie potrafię już ani pisać, ani czytać takowego). Karteczkę chroni przed podmuchem wiatru kamyk. Czy ma on związek ze starą żydowską tradycją kładzenia kamieni, zmodyfikowaną na kładzenie kamyków na grobach swych zmarłych, czy to tylko zabezpieczenie pozostawionej wiadomości. Jakże wzrusza ta mała karteczka, jest potwierdzeniem tego, że pisarz wciąż żyje w naszej pamięci. Czytałam gdzieś, iż na nagrobku pisarza stała kiedyś skrzynka na listy i leżał długopis, aby każdy mógł pozostawić wiersz, list, poemat. Podczas moich odwiedzin po skrzyneczce i długopisie ani śladu. Żałuję, że sama nie mam przy sobie czegoś do pisania. Ale co mogłabym napisać do poety, którego podziwiam i który pozwolił odnaleźć własne wrażenia i odczucia w jego słowach. I który sprawił, że nieznana mi jeszcze Wenecja w grudniowej czy styczniowej aurze stanie się odtąd kolejnym, wielkim marzeniem.

Odwiedzających niewielu, panuje tu nieprzenikniona cisza i to wszechogarniające poczucie spokoju. Mnóstwo zieleni, wysypane żwirem alejki, kamienne posągi i rzeźby, baletki u tancerza Diagilewa i świeże kwiaty u Stawińskich - jak w starym, przepięknym ogrodzie.

Znam Wenecję w skwarze letniego popołudnia, gwarną, hałaśliwą, radosną, znam Wenecję kolorową i rozedrganą we wrześniowe poranki i październikowe wieczory. Brakuje mi Wenecji cichej, wyludnionej, nostalgicznej, pogrążonej w zadumie, a może nawet smutku. Jej namiastką jest właśnie ta część nekropolii na San Michele. Bo, jak mawiał rzymski poeta; letum non omnia finit (śmierć nie wszystko kończy).

17 komentarzy:

  1. Nastrojowo i pięknie. Po Znaku wodnym, znak kamienny. Brodski zdecydowanie "nie cały odszedł".
    Następnym razem odwiedzę miejsce, o którym piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam gorąco, zwłaszcza takiemu miłośnikowi Znaku wodnego, jak Ty.
    Ja generalnie mam słabość do starych nekropolii, ale ta ze względu na swoje odizolowanie, położenie na wyspie otoczonej wodą i kamiennym murem, zieleń cyprysów jest niepowtarzalna.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja bardzo się pilnuję, żeby tej słabości nie mieć :) Człowiek się wtedy zatraca, chodzi miedzy nagrobkami, duma i z tego Nic Konkretnego nie wynika :)
    Ostatnio tak miałem na tyłach kościoła San Miniato, spedziłem tam cała godzinę. Zapomnieć nie mogę, choć to tylko cmentarz.
    PS. Klimat San Michele podziwiałem z pokładu vaporetto, kiedy płynąłem na Murano - nawet o tym wspomniałem we wpisie "Weneckie podchody 2". Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie wynika, bo spływa na mnie, jakaś wielka spokojność i prawdę mówiąc nie dumam wówczas o swojej przemijalności, nie rozgryzam tajemnicy bytu, nie doszukuję się sensu, a po prostu jestem, trwam i jest mi dobrze. Być może to u nas rodzinne- mówimy o sobie, że jesteśmy hieny cmentarne :) Choć moja mama nie podziela i nie rozumie tego dziwacznego zamiłowania.

      Usuń
  4. Niedawno byłam w odwiedzinach u Bogusi, u której dzisiaj też temat wenecki. Zmówiłyście się;)? Jak długo trwa pamięć o pisarzu pochowanym z dala od swoich, ale w ulubionym mieście?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za cynk na temat włoskich klimatów u Bogusi, już tam byłam (jakoś mi umknął, a byłaby to nieodżałowana szkoda, bowiem to kolejny głos za przeczytaniem sprawcy wielu moich pięknych podróżniczych wzruszeń). Jak długo potrwa ta pamięć o pisarzu pochowanym z dala od kraju? Nie umiem odpowiedzieć- o ile to było pytanie nie retoryczne:). Może dłużej niż trwałaby we własnym kraju. Nie wiem, na ile doceniany był/jest Brodski we własnym kraju. Tak mi się z miejscem pochówku Chopina skojarzyło. Czy byłby on tak licznie odwiedzany, gdyby mieścił się na Powązkach, lub na Rakowickim, jako jeden pośród wielu pomników przeszłości naszych wielkich rodaków, tak jak jest odwiedzany dzisiaj na paryskim cmentarzu. Każda polska wycieczka, niemal każdy polski turysta dowiedziawszy się, że tu leży Fryderyk pielgrzymuje do niego. I trzeba przyznać, że jest to jeden z piękniejszych nagrobków na tej najbardziej znanej paryskiej nekropolii (nie chce mi się sprawdzić poprawnej pisowni nazwy :()

      Usuń
    2. Nie-praw-do-po-do-bne:))) Ale posty znakomicie się uzupełniają. Wenecja w pełnej krasie pokazuje różne oblicza.

      Usuń
    3. A ja chętnie poznaję ją z różnych perspektyw :)

      Usuń
  5. Piękna ta twoja wenecka cisza:)
    Ja trafiłam w gwarny czas, ale wyjątkowo dużo czasu zostawiła nam przewodniczka, więc pobłąkałam się wzdłuż kanałów, zaułkami, pomoczyłam nogi na schodkach przed Pałacem Dożów. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie Wenecję, obrzydzali mi znajomi, a zobaczyłam perłę w najczystszej postaci.
    PS
    Zbieg okoliczności niesamowity z podejrzeniem telepatii włącznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwała przewodniczkom, które dają nam poznać miejsce po swojemu (naszemu), o tym, że się było, widziało, zna (choć to i tak słowa na wyrost) można mówić dopiero wtedy, kiedy się zabłądzi uliczkami, usiądzie na bruku, wypije kawę, zje loda, pogapi, zatraci. A nasi znajomi czasami nie dostrzegają tego, co my dostrzeżemy. Wiele osób patrzy powierzchownie i nie dostrzega tego, co ukryte nieco głębiej.

      Usuń
  6. Piękny wpis... Postaram się tam dotrzeć, jeśli będę w Wenecji. A jeśli się to nie uda, to cały czas liczę na wycieczkę z Tobą jako przewodnikiem, na która reflektowałam już wcześniej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, jesteś na wysokim miejscu na mojej liście :), ale mam nadzieję, że wcześniej uda Ci się tam dotrzeć

      Usuń
  7. Beautiful travelogue !
    Hello, blog hopping and found your beautiful blog.
    Nice post.
    Please visit mine too and feel free to add comments.

    Thanks
    Rajiv
    www.magnificentdewdrops.blogspot.com
    www.magicalpresent.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Guciu, pewnie pamiętasz, że miałam o tej porze roku właśnie w Wenecji bywać... Ech, przeprowadzka i coraz większa ociężałość nie pozwoliły ale strasznie się cieszę, że to Ty zabierasz mnie w tę podróż :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się, czy udało ci się zrealizować swój plan Wenecja zimą i nawet troszkę zazdrościłam. Myślałam o tym oglądając styczniową kartkę z kalendarza i piękny opustoszały i mokry Plac Św. Marka. Nic to i Twoje i moje plany po prostu troszeczkę będą musiały poczekać.

      Usuń
  9. Jak Ty ładnie to skomentowałaś :)

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).