Sala map w Palazzo Vecchio |
Swą słabość do dwóch najgłośniejszych książek Dana Browna prezentowałam nie raz. O jej powodach pisałam obszernie w recenzjach Kodu da Vinci oraz Aniołów i demonów. Czar prysł po drugim przeczytaniu Zaginionego symbolu. I to powinno być dla mnie ostrzeżeniem. Obiecałam sobie wówczas w celu pozostawienia miłych wspomnień do nowych książek pisarza nie sięgać. No, ale jak tu nie sięgnąć skoro najnowsza powieść za tło akcji obrała sobie dwa z miłych memu serc miast; Florencję i Wenecję, a znając styl pisania autora mogłam przypuszczać, iż nie obejdzie się bez nawiązania do świata sztuki.
Tym razem profesor Langdon trafia do Florencji, gdzie zostaje wmieszany w odszukanie miejsca ukrycia czegoś, co może wywołać na ziemi piekło porównywalne z tym, jakie przedstawia w Boskiej Komedii Dante. Pomocą w rozszyfrowaniu miejsca ukrycia groźnej zarazy będzie najgłośniejsze dzieło Dantego i powstała na jego podstawie Mapa piekieł Botticellego.
Tym, co mnie w powieściach Browna najbardziej fascynowało
(poza wartką i trzymającą w napięciu akcją) była umiejętność autora zainteresowania dziełami sztuki i ich twórcami oraz umożliwienie poznania miejsc nieznanych (o czym pisałam poza wyżej wspomnianymi recenzjami, choćby tu czy tu). Paradoksalnie w czytaniu Inferna znajomość tematu mi nie pomogła. Florencję i Wenecję znam dość dobrze, może dlatego wstawki z przewodnika turystycznego nie zaspakajały mojego apetytu poznawczego, a trochę rozczarowywały. Również informacje na temat Medyceuszy, Dantego, Machiavelego czy Botticellego niewiele wniosły nowego do stanu mojej wiedzy, a to co wydawało się czymś nowym, czy przeoczonym podczas lektury Commedia Divina (Najmroczniejsze czeluście piekieł zarezerwowane są dla tych, którzy zdecydowali się na neutralność w dobie kryzysu moralnego) okazało się być wymyślonym przez autora cytatem z Dantego. Nie jest to oczywiście zarzut w stosunku do autora, jego książka to thriller apokaliptyczny, jak nazywają ten gatunek znawcy, czy powieść sensacyjna, jak ja bym to nazwała, a nie popularno-naukowa pozycja na temat sztuki i turystyki. Dlatego dla wielu osób przyjemnością będzie poznawanie miejsc i dzieł sztuki za pośrednictwem autora, mnie tym razem ta przyjemność ominęła. Okazuje się, że nadmiar wiedzy może być przeszkodą.
Tym razem profesor Langdon trafia do Florencji, gdzie zostaje wmieszany w odszukanie miejsca ukrycia czegoś, co może wywołać na ziemi piekło porównywalne z tym, jakie przedstawia w Boskiej Komedii Dante. Pomocą w rozszyfrowaniu miejsca ukrycia groźnej zarazy będzie najgłośniejsze dzieło Dantego i powstała na jego podstawie Mapa piekieł Botticellego.
Tym, co mnie w powieściach Browna najbardziej fascynowało
Sala Pięciuset |
Casa di Dante |
Kiedy padało hasło jakiegoś miejsca lub dzieła mój umysł wyprzedzał informacje, które chwilę później słyszałam z nagrania. Miejscami nawet korygowałam wywody profesora Langdona, który na skutek amnezji stracił całą swą bystrość, stąd zapewne pojawia się malujący na sztalugach pod florencką katedrą Michał Anioł.
Cieszący się moją sympatią profesor Langdon zaczynał coraz bardziej irytować, kiedy pozostawał w tyle za czytelnikiem w rozwiązywaniu logicznych zagadek, jak choćby odnalezienie znaczenia CATROVACER, które nawet przy miernej znajomości włoskiego odgadłam w ciągu paru sekund (to tak jakby napisać KAZNAJDZIESZU), czy miejsca ukrytego w XXV części Raju Dantego (wrócę poeta u chrzcielnego zdroju). Rozumiem, że sympatyczny pan profesor padł ofiarą amnezji, bo gdyby nie to, nie dał by się tak wodzić swojemu przeciwnikowi za nos.
No i jak tu dogodzić czytelnikowi, raz chciałaby sam rozwiązywać zagadki, a za chwilę marudzi, że skoro sam je rozwiązuje to znaczy powieść nie spełnia oczekiwań. Na szczęście nie wszystkie sekrety udało mi się rozwiązać, więc i ja miałam trochę przyjemności z lektury.
Trzeba przyznać, iż tym razem autor mocno zagmatwał fabułę i do końca nie było wiadomo, kto jest kim.
Wykorzystanie po raz czwarty tego samego schematu wydaje się
być pomysłem dość ryzykownym. To, co zachwycało w przypadku Kodu da Vinci ledwie wystarcza w przypadku czwartej z kolei książki.
Muszę jednak przyznać, że czyta (słucha) się nieźle i szybko (mnie lektura zajęła półtora dnia), fabuła wciąga, choć nie wywołuje już tak dużych emocji, jak wcześniejsze książki. Stopniowanie napięcia, przerywanie opowieści w najciekawszym momencie, odniesienie do prawdziwych postaci, miejsc, osób i dzieł - wszystko to sprawia, że książka znajdzie swoich sympatyków. Niestety po świetnym początku, niezłym rozwinięciu zakończenie mocno rozczarowuje. Do Kodu Inferno bardzo daleko.
Czy polecam? Osobom nie obciążonym wiedzą na temat epoki, miasta i jego mieszkańców książka może się spodobać, mimo swej powtarzalności w powielaniu tego samego schematu, kiepskiego zakończenia oraz pewnej niepełnosprawności umysłowej głównego bohatera.
Jak dla mnie Dan Brown wzorem swego bohatera zaczął tracić siły.
Cieszący się moją sympatią profesor Langdon zaczynał coraz bardziej irytować, kiedy pozostawał w tyle za czytelnikiem w rozwiązywaniu logicznych zagadek, jak choćby odnalezienie znaczenia CATROVACER, które nawet przy miernej znajomości włoskiego odgadłam w ciągu paru sekund (to tak jakby napisać KAZNAJDZIESZU), czy miejsca ukrytego w XXV części Raju Dantego (wrócę poeta u chrzcielnego zdroju). Rozumiem, że sympatyczny pan profesor padł ofiarą amnezji, bo gdyby nie to, nie dał by się tak wodzić swojemu przeciwnikowi za nos.
No i jak tu dogodzić czytelnikowi, raz chciałaby sam rozwiązywać zagadki, a za chwilę marudzi, że skoro sam je rozwiązuje to znaczy powieść nie spełnia oczekiwań. Na szczęście nie wszystkie sekrety udało mi się rozwiązać, więc i ja miałam trochę przyjemności z lektury.
Trzeba przyznać, iż tym razem autor mocno zagmatwał fabułę i do końca nie było wiadomo, kto jest kim.
Wykorzystanie po raz czwarty tego samego schematu wydaje się
Dante przed Santa Croche |
Muszę jednak przyznać, że czyta (słucha) się nieźle i szybko (mnie lektura zajęła półtora dnia), fabuła wciąga, choć nie wywołuje już tak dużych emocji, jak wcześniejsze książki. Stopniowanie napięcia, przerywanie opowieści w najciekawszym momencie, odniesienie do prawdziwych postaci, miejsc, osób i dzieł - wszystko to sprawia, że książka znajdzie swoich sympatyków. Niestety po świetnym początku, niezłym rozwinięciu zakończenie mocno rozczarowuje. Do Kodu Inferno bardzo daleko.
Czy polecam? Osobom nie obciążonym wiedzą na temat epoki, miasta i jego mieszkańców książka może się spodobać, mimo swej powtarzalności w powielaniu tego samego schematu, kiepskiego zakończenia oraz pewnej niepełnosprawności umysłowej głównego bohatera.
Jak dla mnie Dan Brown wzorem swego bohatera zaczął tracić siły.
Po jednorazowym pobycie w Wenecji i Florencji moja wiedza była akuratna i z przyjemnością pospacerowałam po raz drugi z Langdonem. Jeśli słucham audiobooka, to też ponoszą mnie nerwy, bo czytam szybciej. Myślę, że to książka akuratna dla takich turystów jak ja:)
OdpowiedzUsuńNastępna wizyta naszego bohatera w Pradze. Co ty na to?
Pożyjemy zobaczymy, po Zaginionym symbolu zarzekałam się, że nie chcę psuć miłych wspomnień (miłych to mało powiedziane, wytworzyłam sobie własną wersję jego dwóch powieści a zwiedzanie Rzymu i Paryża, a nawet po tak długim czasie Londynu, a tuszę, że jeśli się uda zahaczyć o Rosslyn to i tam- niosło ze sobą trudne do wytłumaczenia - cudowne emocje) nie będę sięgała po kolejną powieść. Teraz nie będę się deklarować. A Praga to też piękne miejsce, więc kto wie. Mam tylko prośbę do pisarza niech profesorek wydobrzeje i nie każe się poganiać. Widzę że jesteś na bieżąco z planami pisarza :)
UsuńMnie się podobała, ale to może dlatego, że we Włoszech nie byłam ni razu, więc "geografia powieści" była dla mnie czymś nowym i świeżym. Informacje historyczno-literackie były mi w większości znane, ale to jakoś nie przeszkadzało:)
OdpowiedzUsuńPo słabym i nudnawym (przynajmniej wg mnie) "Zaginionym symbolu" "Inferno" sprawiło mi miłą niespodziankę.
A do Pragi z Langdonem chętnie się wybiorę:)
Ja nie czynię zarzutu, co do tej geografii, czy historyczno-literackich informacji, bo zdaję sobie sprawę, że to nie źródło do poznawania wiedzy, a jedynie może być pewnym sygnałem, zachętą i dla wielu osób spełni taką rolę, tak, jak dla mnie spełniły ją dwie pierwsze części. Nic na to jednak nie poradzę, że trochę mnie zawiodła ta strona książki. I też uważam, że mimo wszystko Inferno lepsze niż Zaginiony symbol. A z Pragą - jak pisałam Bogusi- czas pokaże.
UsuńNie czytalam jeszcze, ale tez specjalnie sie nie pale. Jak Kod mi sie dosc podobal, tak Anioly i Demony ledwie kojarze. Na rynku jest teraz bardzo duzo tego typu literatury, troche tez tego przeczytalam i wiele z nich zlalo mi sie w calosc. Lubie tego typu ksiazki, ale takie powtarzanie jednego i tego samego scematu nurzy. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńW takim razie nie polecam. Ja generalnie nie przepadam za tego typu literaturą, mam na myśli sensacja, thriller itp., ale i Kod i Anioły trafiły na właściwy moment. Zainteresowanie Aniołami pojawiło się podczas zwiedzania Caserty, gdzie kręcono watykańskie sceny Aniołów, obiektywnie przyznaję, że wiele w tej książce absurdów, ale sentyment wytworzył zupełnie inną wizję powieści, której chyba poza mną nikt nie zna:) taka guciamalowa wersja Aniołów:) I zgadzam się, że powtarzalność schematu może znużyć, tylko jednych szybciej, a innych nieco później, a pewnie są i tacy, którzy pozostaną pisarzowi wierni do końca. I fajnie, najważniejsze czerpać radość z lektury
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że ja do tego autora straciłam zaufanie już po "Aniołach i demonach". O ile "Kod da Vinci" zachwycił mnie swoją błyskotliwością, o tylu tam wszystko wydawało mi się jakieś takie naciągane. Dlatego też po "Zaginiony symbol" czy "Inferno" w ogóle nie sięgałam. I właściwie nie żałuję, bo kiedy słyszałam opinie na temat tej ostatniej, były one takie jak Twoja - książka była raczej się poniżej oczekiwań. Chyba wolę poznawać historię i sztukę tych miejsc z tradycyjnych opracowań i albumów (i z Twojego bloga, oczywiście!) :)
OdpowiedzUsuńWypada mi jedynie grzecznie podziękować :) Bo wszystko już chyba wcześniej wyartykułowałam i nie chcę się powtarzać.
UsuńPisarz zdecydowanie zaczął tracić wenę. Jeszcze początek, jako tako, a im dalej w las coraz gorzej, czyta się to nieźle, ale natychmiast po przeczytaniu umyka z pamięci. Czytałem jakieś dwa miesiące temu, a jedyne co pamiętam to skakanie po belkach stropowych w Starym Pałacu. Choć wymyślony cytat z Dantego brzmi przekonywająco. Ale kolejnej książki na to samo kopyto nie zdzierżę.
OdpowiedzUsuńNo cóż, jestem na świeżo po lekturze, więc pamiętam dość dobrze. Cieszę się z każdego komentarza, o ile nie jest obraźliwy, ale miło byłoby wiedzieć do kogo się zwracam, choćby inicjał imienia :) Pozdrawiam Wymyślony Dante chodzi mi po głowie do dziś.
UsuńZnam wszystkie powieści Browna, a "Inferno" uważam za najbardziej genialną z nich, doskonały przykład lokowania idei. Ta książka została, moim zdaniem, napisana tylko po to, by przekonać czytelników do konieczności podjęcia działań ograniczających populację ludzi na ziemi. Przy okazji bardzo skutecznie szantażuje tych, którzy mają odmienne zdanie w tej sprawie. To co Brown zrobił w swojej powieści z "Piekłem" Dantego, woła o pomstę do nieba. W ogóle sądzę, że warto na świeżo przeczytać "Boską Komedię" przed lekturą Browna, bo wtedy, jak na dłoni widać mechanizmy manipulacyjne w powieści.
OdpowiedzUsuń"Inferno" Browna nie jest literaturą piękną. To jest genialny materiał propagandowy! Wystarczy przeczytać kilka recenzji w Internecie, by zobaczyć, jak ludzie "łyknęli" przekaz i powielają powieściowe tezy. Gdy czytałam zakończenie miałam dreszcze, jak przy żadnej innej powieści. Mówiąc szczerze nadal jestem przerażona.
Pozdrawiam,
SC
Każdy ma prawo do swojego zdania i gustu. Ja uważam Inferno za najsłabszą jego powieść, ale nie mam monopolu ani na rację, ani na dobry gust. Nie czytałam zbyt wiele opinii na temat książki, ale te które czytałam nie wyrażały naiwności czytelników, a raczej bądź zachwyt stylem pisania, bądź znużenie powielaniem schematu. Co oczywiście nie oznacza, iż nie znajdzie się jakiś odsetek czytelników, którzy odbiorą ją w taki sposób, o jakim piszesz. Tak nie do końca zrozumiałam, czy książkę chwalisz, czy ganisz, bo piszesz, że genialna, a jednocześnie, że autor szantażuje swoimi tezami (osobiście nie lubię szantażowania, więc z tego powodu książka by mi się nie spodobała), piszesz, że materiał propagandowy (nie cierpię propagandy, więc jak wcześniej), a jednocześnie jesteś pod wrażeniem zakończenia, które przejęło cię dreszczem (a to chyba dobrze, że książka wywołuje emocje, świadczyłoby to o zdolnościach pisarskich autora). Pozdrawiam i dziękuję za wypowiedź
OdpowiedzUsuńMam ambiwalentne uczucia wobec "Inferno". Podziwiam Browna za warsztatową sprawność, umiejętność utrzymania uwagi czytelnika, ale oburzają mnie przekłamania dotyczące dzieła Dantego wprowadzane z pełną premedytacją i wypaczające sens średniowiecznego dzieła. W ostatnim kręgu piekielnym Dante umieścił zdrajców, takich jakim okazał się zrezygnowany Langdon, kiedy zamiast bić na alarm, relaksuje się gasząc światło w samolocie i patrząc "jak w mroku nocy, powstaje nowy świat". W kontekście powieściowych odwołań do transhumanizmu chciałoby się powiedzieć "nowy wspaniały świat". A powieść Huxleya rozpoczyna się przecież w londyńskim "Ośrodku Rozrodu i Warunkowania" i stąd ten mój dreszcz.
UsuńSC
W takim razie wszystko jasne. Ja warstwę powiedzmy "ideologiczną" u Browna traktuję wyłącznie jako pretekst do rozwinięcia fabuły. Powieści pisarza traktuję wyłącznie, jako sensację z odniesieniami do świata sztuki ewentualnie do miejsc, w których dzieje się akcja. A ponieważ ta warstwa jest moim zdaniem w Infernie najsłabsza stąd też moja niska ocena książki. A jeśli ktoś na podstawie powieści Browna chciałby poznawać Boską komedię, problemy przeludnienia to mogę tylko wyrazić żal, to tak jakby z literatury beletrystycznej czerpać wiedzę na temat historii, sztuki, religii, wiary. Ona może być jedynie impulsem do sięgnięcia do źródeł a nie źródłem poznania. Zapewne są takie osoby, które wiedzę o świecie czerpią z seriali telewizyjnych czy książek sensacyjnych, ale my chyba do nich nie należymy. Ja przynajmniej nie. Dlatego bezprzedmiotowe wydają mi się dyskusje na temat prawd objawionych w powieściach Browna , bo ja za takie ich nie uważam. Nie odczytałam też Inferna jako ukłon w stronę trans-humanizmu, raczej jako przestrogę przed nim, ale oczywiście i tu mogę się mylić.
Usuń