Kiedy mówimy Florencja myślimy renesans, kiedy mówimy renesans myślimy o jego najwybitniejszych przedstawicielach Michale Aniele i Leonardo da Vinci (kolejność u każdego będzie wiązała się z palmą pierwszeństwa, jaką dzierży jeden z nich w naszym osobistym rankingu). W moim przypadku nie może być wątpliwości kogo postawię na pierwszym miejscu. Może dlatego czytając Pojedynek mistrzów ciekawa byłam przede wszystkim komu kibicuje pisarz i muszę przyznać, iż mimo, że można to wydedukować z treści książki, autor robi to w sposób bardzo subtelny starając się zachować, na ile to możliwe, obiektywizm i nieopowiadanie się po żadnej ze stron.
Jeśli dwóch wybitnych ludzi żyje w tym samym czasie i do tego w tym samym miejscu oznacza to nieuchronną rywalizację. Dla postronnych to szansa oglądania wciąż nowych i wciąż bardziej genialnych wytworów intelektu, wyobraźni i talentu. Dla zainteresowanych powód do frustracji, ale też impuls do twórczych poszukiwań.
Kiedy Florencja po wygnaniu Medyceuszy, a następnie pozbyciu się (spaleniu) szalonego mnicha Savonaroli na powrót stała się republiką stojący na jej czele gonfalonier Soderini wspierany radami Nicolo Machiavellego stanął przed niełatwym zadaniem utrzymania porządku i wzmocnienia miasta. Czasy były niezwykle burzliwe. Florencja pozbyła się wspaniałego dworu i charyzmatycznego przywódcy, mieszkańcy utracili wiarę we własne siły po francuskim najeździe z 1494 r., a podległa jej Piza uparcie broniła świeżo odzyskanej niepodległości. Skarbiec był pusty, poczucie bezpieczeństwa i poczucie siły uległy gwałtownemu osłabieniu.
W tym czasie Leonardo maluje Monę Lisę a Michał Anioł tworzy Dawida. Pomiędzy oboma artystami skrzy napięcie, Michał Anioł zarzuca starszemu koledze, iż nie potrafi dokończyć tego, czego się podjął, Leonardo drwi z uznanego za symbol Nowej Florencji Dawida mającego być wyrazem jej siły, męstwa, odwagi i patriotycznych uczuć. Leonardo rysuje karykaturę posągu i zarzuca twórcy nieprzyzwoitość; radzi przyodzianie Dawida w biodrową przepaskę. Straszna to zniewaga dla młodszego kolegi, zwłaszcza, iż Leonardo nie kryje się ze swoimi inklinacjami do młodych mężczyzn. I taki człowiek zarzuca jego dziełu (a może jemu samemu) niemoralność. No właśnie, zarzuca Michałowi Aniołowi, bowiem dostrzega w jego dziełach wyraz tajonych pragnień, odgaduje to, co mistrz stara się starannie ukrywać, jego pociąg do męskiego ciała.
W 1503 roku pada rzucone obu wyzwanie; udekorowanie Sali Wielkiej Rady Palazzo Vecchio freskami, które wzmogą ducha walki i patriotyzmu mieszkańców grodu. Wydaje się, że obu to nie na rękę, ale z drugiej strony ego artysty nie pozwala cofnąć się przed szansą pokonania i upokorzenia rywala, wykazania swojej nad nim przewagi.
Leonardo za temat dzieła obiera Bitwę pod Anghiari, Buonarotti Bitwę pod Casciną.
Jeśli dwóch wybitnych ludzi żyje w tym samym czasie i do tego w tym samym miejscu oznacza to nieuchronną rywalizację. Dla postronnych to szansa oglądania wciąż nowych i wciąż bardziej genialnych wytworów intelektu, wyobraźni i talentu. Dla zainteresowanych powód do frustracji, ale też impuls do twórczych poszukiwań.
Kiedy Florencja po wygnaniu Medyceuszy, a następnie pozbyciu się (spaleniu) szalonego mnicha Savonaroli na powrót stała się republiką stojący na jej czele gonfalonier Soderini wspierany radami Nicolo Machiavellego stanął przed niełatwym zadaniem utrzymania porządku i wzmocnienia miasta. Czasy były niezwykle burzliwe. Florencja pozbyła się wspaniałego dworu i charyzmatycznego przywódcy, mieszkańcy utracili wiarę we własne siły po francuskim najeździe z 1494 r., a podległa jej Piza uparcie broniła świeżo odzyskanej niepodległości. Skarbiec był pusty, poczucie bezpieczeństwa i poczucie siły uległy gwałtownemu osłabieniu.
Bitwa pod Casciną |
W tym czasie Leonardo maluje Monę Lisę a Michał Anioł tworzy Dawida. Pomiędzy oboma artystami skrzy napięcie, Michał Anioł zarzuca starszemu koledze, iż nie potrafi dokończyć tego, czego się podjął, Leonardo drwi z uznanego za symbol Nowej Florencji Dawida mającego być wyrazem jej siły, męstwa, odwagi i patriotycznych uczuć. Leonardo rysuje karykaturę posągu i zarzuca twórcy nieprzyzwoitość; radzi przyodzianie Dawida w biodrową przepaskę. Straszna to zniewaga dla młodszego kolegi, zwłaszcza, iż Leonardo nie kryje się ze swoimi inklinacjami do młodych mężczyzn. I taki człowiek zarzuca jego dziełu (a może jemu samemu) niemoralność. No właśnie, zarzuca Michałowi Aniołowi, bowiem dostrzega w jego dziełach wyraz tajonych pragnień, odgaduje to, co mistrz stara się starannie ukrywać, jego pociąg do męskiego ciała.
W 1503 roku pada rzucone obu wyzwanie; udekorowanie Sali Wielkiej Rady Palazzo Vecchio freskami, które wzmogą ducha walki i patriotyzmu mieszkańców grodu. Wydaje się, że obu to nie na rękę, ale z drugiej strony ego artysty nie pozwala cofnąć się przed szansą pokonania i upokorzenia rywala, wykazania swojej nad nim przewagi.
Leonardo za temat dzieła obiera Bitwę pod Anghiari, Buonarotti Bitwę pod Casciną.
fragm. Bitwy pod Anghiari |
Który z nich zdobędzie palmę pierwszeństwa, czy Leonardo, którego dzieło do dziś dnia jest inspiracją dla następców (autor pisze o Rubensie, dzięki kopii którego możemy podziwiać je nadal, jak i Picassie, w którego Guernice można rozpoznać wpływ mistrza), czy Michał Anioł, którego dzieło bardziej odpowiadało zapotrzebowaniu zamawiających, było wyrazem męstwa, chwały, patriotycznych uczuć i w pewien sposób gloryfikacją walki (w przeciwieństwie do dzieła Leonarda, które można by nazwać pierwszym przejawem pacyfizmu w dziejach sztuki). Ostatecznie obaj zostali pokonani przez historię i czas (ciągłe odrywanie twórców od pracy, wojenne zawieruchy oraz zastosowana przez Leonardo technika malowania spowodowały, iż dzieła przetrwały jedynie w rysunkach, szkicach i kopii). Leonardo i Michał Anioł walczyli ze sobą, a jednocześnie obaj (świadomie, bądź nie) czerpali wzajemnie ze swoich doświadczeń. Podoba mi się sposób, w jaki autor przedstawia obu twórców, z szacunkiem, a jednocześnie bez stawiania żadnego z nich na piedestale.
Epizod rywalizacji został przedstawiony na tle szesnastowiecznej historii Florencji oraz ościennych miast, przywołując na karty książki najwybitniejszych przedstawicieli włoskiego renesansu i włoskiej polityki.
Sposób opisu obu dzieł jest tak plastyczny, że nie widząc obrazu można go dojrzeć oczyma wyobraźni.
„Na ogromnym rysunku zawieszonym w ponurej Sali piekło już
sięrozpętało. Koń wbijał zęby w gładką pierś przeciwnika z dzikim błyskiem w oku, niczym jakieś monstrum. Te piękne zwierzęta, te cavalli, zachowywały się teraz jak bezduszne, bezrozumne bestie. Oszalały w ogniu bitwy. Pod końskimi brzuchami i nogami ludzie walczyli desperacko na ziemi, unurzani w krwi i błocie, za chwilę miały ich stratować potężne kopyta. Jakiś żołnierz krzyczał rozpaczliwie, przygnieciony przez nieprzyjaciela, który mimo, że wprost nad nimi dwoma stał dęba ogromny koń, patrzył leżącemu w oczy, szykując się do wbicia mu sztyletu w gardło. Inny mężczyzna leżał przerażony, osłaniając się tarczą przed kopytami, podczas gdy nad jego głową toczyła się zajadła walka o drzewce z łopoczącym kawałkiem materiału. Jeden z żołnierzy z czaszką barana na napierśniku i kolczastą muszlą na ramieniu, odwrócił się z grymasem na twarzy tak, aby obiema rękami złapać z tyłu podobne do włóczni drzewce, podczas gdy przeciwnicy nacierali z prawej strony; jeden z nich z podniesioną przyłbicą przypominającą groteskową maskę, próbował wyrwać mu sztandar. W ogniu walki stary żołnierz o twarzy wykrzywionej wściekłością nie puszczał drzewca, wznosząc miecz gotowy odciąć ramię przeciwnika… To kwintesencja bitwy, chaosu z piekła rodem” *
Przyznaję, iż oglądając wcześniej rysunki i szkice obu dzieł nie zwróciłam nań większej uwagi. Po lekturze książki wiem, że podczas najbliżej wizyty w Luwrze nie przejdą obojętnie przed Rubensowską kopią Leonarda.
Epizod rywalizacji został przedstawiony na tle szesnastowiecznej historii Florencji oraz ościennych miast, przywołując na karty książki najwybitniejszych przedstawicieli włoskiego renesansu i włoskiej polityki.
Sposób opisu obu dzieł jest tak plastyczny, że nie widząc obrazu można go dojrzeć oczyma wyobraźni.
„Na ogromnym rysunku zawieszonym w ponurej Sali piekło już
bitwa pod Anghiari |
Przyznaję, iż oglądając wcześniej rysunki i szkice obu dzieł nie zwróciłam nań większej uwagi. Po lekturze książki wiem, że podczas najbliżej wizyty w Luwrze nie przejdą obojętnie przed Rubensowską kopią Leonarda.
fragm. Bitwy pod Anghiari |
Od dawna zastanawiała mnie kwestia homoseksualizmu Michała Anioła. Powodem tego zainteresowania był fakt, iż w żadnej z dotychczas przeczytanych o Buonarrotim książek nie spotkałam się z informacjami na temat tej strony jego życia, natomiast bardzo często słyszałam/ czytałam stanowcze opinie na temat odmiennej orientacji rzeźbiarza. Dziwiło mnie, iż sprawa wydaje się oczywista, a ja nie mogę dotrzeć do źródeł. Lektura książki Jonesa rzuciła nieco światła na sprawę. Jak pisze autor Pojedynku mistrzów Buonarroti był żyjącym w celibacie (cnotliwym), nie afiszującym się ze swymi zainteresowaniami homoseksualistą, który nie odważył się na życie zgodne ze swoją naturą. Był człowiekiem wielce religijnym, więc fakt tajonych skłonności musiał być powodem wielu rozterek, być może nie chciał się przyznać sam przed sobą. Zdradzała go sztuka, w której wyrażał tajone w realnym życiu żądze. To co sam artysta tłumaczył, jako wyraz hołdu dla piękna i miłości idealnej, zdaniem Jonesa było wyrazem miłości, której istotę stanowiło pożądanie fizyczne. Autor pisze, iż "nic (poza legendami) nie przemawia przeciwko słowom Michała Anioła, że żył w celibacie, a jego miłość była czysta”** A zatem wygląda na to, że pożądanie stało się dlań sztuką, a sztuka zmysłowym spełnieniem.
„Michał Anioł otwarcie wyrażał uwielbienie dla męskiego ciała, ale do końca nie sprecyzował, co to w istocie oznacza”***
„Michał Anioł unikał łamania reguł obowiązujących w społeczeństwie i nie chciał obnosić się ze swoją odmiennością, taką, jaka cechowała Leonarda i sprowadziła na starszego artystę mnóstwo nieprzyjemności”****
A ja nadal chcę wierzyć, że rzeźby tego tytana były wyrazem
uwielbienia dla piękna dzieła Stwórcy, a że było to męskie ciało, no cóż…, nie on pierwszy i nie ostatni uległ tej fascynacji. Przykłady można by mnożyć.
Ponad siedem stron bibliografii robi wrażenie. Książka jest bardzo starannie wydana, na kredowym papierze, w sztywnych okładkach, okraszona fotografiami i reprodukcjami dzieł i co ważne dla pewnej grupy wiekowej czytelników ma sporą czcionkę, co sprawia, iż prawie trzystu stronicową pozycję można pochłonąć bardzo szybko. Jedyne co mnie przeszkadza w lekturze to umieszczenie przypisów na końcu książki, ale to właściwie drobiazg.
Ilekroć sięgam po kolejną książkę o Michale Aniele obawiam się rozczarowania, bo po pierwsze Udręce i ekstazie, (mimo, że nie jest to typowa książka biograficzna), nic moim zdaniem nie jest w stanie dorównać, a po drugie obawiam się zawsze, iż kolejna książka nie zadośćuczyni moim oczekiwaniom. Ta książka naprawdę godna jest polecenia.
„Michał Anioł otwarcie wyrażał uwielbienie dla męskiego ciała, ale do końca nie sprecyzował, co to w istocie oznacza”***
„Michał Anioł unikał łamania reguł obowiązujących w społeczeństwie i nie chciał obnosić się ze swoją odmiennością, taką, jaka cechowała Leonarda i sprowadziła na starszego artystę mnóstwo nieprzyjemności”****
A ja nadal chcę wierzyć, że rzeźby tego tytana były wyrazem
Dawid Michała Anioła |
Ponad siedem stron bibliografii robi wrażenie. Książka jest bardzo starannie wydana, na kredowym papierze, w sztywnych okładkach, okraszona fotografiami i reprodukcjami dzieł i co ważne dla pewnej grupy wiekowej czytelników ma sporą czcionkę, co sprawia, iż prawie trzystu stronicową pozycję można pochłonąć bardzo szybko. Jedyne co mnie przeszkadza w lekturze to umieszczenie przypisów na końcu książki, ale to właściwie drobiazg.
Ilekroć sięgam po kolejną książkę o Michale Aniele obawiam się rozczarowania, bo po pierwsze Udręce i ekstazie, (mimo, że nie jest to typowa książka biograficzna), nic moim zdaniem nie jest w stanie dorównać, a po drugie obawiam się zawsze, iż kolejna książka nie zadośćuczyni moim oczekiwaniom. Ta książka naprawdę godna jest polecenia.
Łańcuszki - wizyta w Luwrze oraz lektura Giorgio Vasariego Żywotów najsłynniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów
*str.201-202 Pojedynek mistrzów Jonathan Jones, wydawnictwo Świat książki, rok wydania 2012,
** str. 150 tamże,
*** str. 149 tamże,
**** str. 143 tamże.
Wielcy artyści żyjący w czasach sobie współczesnych rzadko są przyjaciółmi, częściej rywalami śledzącymi każde dokonanie, przychylną ocenę albo krytykę. Może taka postawa pobudza do działania, wpływa na intensywność planowania nowych dzieł.
OdpowiedzUsuńCiekawa książka odkrywająca tajemnice starych mistrzów.
To chyba tylko potwierdza ułomność ludzkiej natury, bo przecież można by sądzić, że szczególna wrażliwość na piękno powinna uwrażliwiać także na drugiego człowieka, niestety wychodzi nasza "człowiecza" próżność.
UsuńPięknie się czytało! Temat mi także bliski, podoba mi się, że tak uczuciowo obeszłaś się z Mistrzami. Trudno wyzwolić się spod ich uroku, a im więcej o nich wiemy, tym bardziej ich rozumiemy.
OdpowiedzUsuńCo pisze autor książki pokrywa się z moją wiedzą na temat obu florenckich Gigantów. Rzeczywiście MAB był po swojemu religijny, cnotliwy i lekko nawiedzony, natomiast Leonardo, wiadomo: narcyz świadomy swego geniuszu, strojniś i sodomita :) - to tak w skrócie. Ciekaw jestem tej książki, a skoro polecasz, to zaczynam jej szukać w internetowych księgarniach. Może coś podpowiesz?
O Leonardo nie wiedziałam wcześniej zbyt wiele, ale to co zdołałam do tej pory wyczytać rzeczywiście pokrywa się z obrazem, jaki nakreślił autor. A i Michał Anioł zachował wizerunek, jakim zdążyłam go obdarzyć w swojej imaginacji (tak lekko nawiedzony - zgadzam się, trochę furiat, trochę szalony, niezrozumiale cnotliwy, na swój sposób religijny, samotnik zazdroszczący innym umiejętności nawiązywania kontaktu z ludźmi, ale sam od nich stroniący i tak pragnący miłości, że uczucia przelewał na swoje dzieła). W internetowych księgarniach dużego wyboru nie ma, jak pewnie zauważyłeś jej koszt nie jest mały bo przekracza 40 zł, moim zdaniem jest to cena, którą warto zapłacić. Można też poszukać w bibliotece, w mojej wydaje mi się, że widziałam książkę.
UsuńJeśli dokładnie przeanalizujesz kobiety, wyrzeźbione lub namalowane (patrz fresk Sąd Ostateczny), przekonasx sie, że nie miał pojęcia o wyglądzie kobiecego ciała. Chyba nigdy go nie widział, bo aż trudno sobie wyobrazić, że z jednej strony genialny artysta takie babo-chłopy maluje, lub rzeźbi. Ponoć w Sądzie Ostatecznym pierwotnie w ogóle nie było wizetunków kobiet, dopiero na rządanie papierza, przemalował paru facetów- dodając im biusty.
UsuńNie jestem pewna, ale wydaje mi się, że czytałam, iż dokonując sekcji zwłok kroił też kobiece ciała. Poza tym coś mi się wydaje, że obserwował nagie ciała w łaźni, ale być może wyłącznie męskie. Faktem jest, iż rzeźbił niemal wyłącznie mężczyzn (kobiety jedynie w mocno udrapowanych szatach). Nie przyglądałam się szczególnie postaciom kobiecym w Sądzie ostatecznym, mój wzrok przykuwał zawsze Chrystus gromiący i Matka Boska łagodząca jego gniew.
UsuńMiędzy tymi artystami było napięcie jak daleko nie szukając między Mickiewiczem a Słowackim...
OdpowiedzUsuńMnie przypomina się zaraz inna para- Bernini i Boromini, dwaj architekci barokowego Rzymu.
UsuńBardzo mnie zaciekawiło to, co napisałaś - moja wiedza na temat renesansu ciągle mnie zawodzi, nawet nie wiedziałam, że Leonardo i Michał Anioł mieli jakiś konflikt. Jak tylko uda mi się przebrnąć przez sesję, na pewno sięgnę po tę książkę! :)
OdpowiedzUsuńBo, jak zauważyłam renesans nie należy do głównej dziedziny twoich zainteresowań, a zatem nic dziwnego, że nie miałaś tej wiedzy. Książkę polecam, bo jest rzetelnie przygotowana i choć autor nie unika formułowania własnych wniosków i teorii to nie ma tu miejsca na fikcję i niedopracowanie. Życzę powodzenia na sesji
UsuńTakie męskie ciało jaj prezentuje Dawid niejdnemu i nie jednej się spodoba. Nie wiedziałam, iz Dawid miał przepaskę biodrowa, jak Chrystus Aniolowy. Pozdrawiam jola
OdpowiedzUsuńJolu widzę, że nie tylko mnie sprzęt szwankuje, chyba, że akurat na ten szczegół anatomii chciałaś zwrócić uwagę :) A przepaska w Chrystusa pozostała i choć może razu, to z drugiej strony jej brak też mógłby niektóre osoby szokować. Pozdrawiam i dziękuję za wypowiedz
UsuńJa kiedyś czytałam jakieś dywagacje na temat M.A. ale bij zabij nie wiem gdzie bo było to bardzo dawno temu. Nie wykluczone że pisał o tym Kazimierz Chłędowski ale głowy za to nie dam...
OdpowiedzUsuńNo co Ty, tak się cieszę, że wracasz na łono blogosfery, że bić nie będę, nawet gdyby okazało się, że M.A sypiał z całym zastępem chłopa :) Kazimierz Chłędowski - kojarzę nazwisko, ktoś kiedy podał mi tytuł i tego autora- rzeczy, którą się miało czytać tak dobrze, jak Udrękę i ekstazę. Muszę sprawdzić w sieci, co to było, licząc na pamięć do tytułów zasłyszanych.
UsuńTo super, bo w razie czego mogłoby się to dla mnie źle skończyć! A przeczytać naprawdę warto, chociaż to nie powieści a raczej opracowania popularnonaukowe. Chłędowski pisał o włoskiej sztuce przekrojowo, z ogromną kulturą i znajomością epoki. Ja trafiłam na jego książki przypadkowo w szkolnej bibliotece kiedy byłam jeszcze w wieku licealnym, a teraz przyszło mi do głowy że warto byłoby sobie je odświeżyć. Myślę że też by Ci się podobały!
UsuńTo chyba się nazywało Rzym ludzie Odrodzenia, tzn. ta książka, którą mi polecano. Zdawałam sobie sprawę z tego, iż to nie powieść. Może i dobrze, na dobrą powieść historyczną trafiam raczej rzadko, wpisane w ich treść, jako wabiki wątki romansowe zdecydowanie mnie zniechęcają, a w wydawnictwach popularno naukowych mam do czynienia z materiałem historycznym przetworzonym na potrzeby mniej obeznanego z tematem czytelnika. Jeśli jeszcze osoba ma dar ciekawego przekazywania wiedzy to nie potrzebuję niczego więcej.
UsuńŚwietnie się czyta to co piszesz. Już nieraz o tym pisałam, ale nie dla zwykłego pochlebstwa.
OdpowiedzUsuńTo byli wielcy artyści. Ale jako ludzie mieli również wady a tą z pewnością była nie zawsze zdrowa rywalizacja. O odmienności MA już wcześniej wiedziałam, ale nie wiem skąd. Nie wiem czy mogłam to wywnioskować czytają "Kamień i cierpienie" Schultza.
Postawa MA w kwestii życia w celibacie z powodu swej odmienności może i dzisiaj byłaby godna uwagi.
Może niezdrowa, ale ludzka, nikt z nas nie jest wolny od błędów. Mnie się wydaje, iż wiem od zawsze, ale skąd nie mam pojęcia. W Kamieniu i cierpieniu raczej tego nie wyczytałyśmy, jestem "świeżo" po lekturze, a od jakiegoś czasu zwracam na to szczególną uwagę.
OdpowiedzUsuńCo do celibatu chyba nie chciałabym zabierać głosu w tej sprawie na moim blogu. Ma on (blog) nieco inny charakter, ale rozumiem twój punkt widzenia, albo wydaje mi się, że rozumiem. Pozdrawiam
Czyli musiałam gdzieś, gdzie była mowa o MA to wyczytać.
UsuńTo była tylko taka delikatna dygresja. Milo mi, że prawie mnie rozumiesz.
Dygresje mile widziane. Prawie, bowiem tak do końca to nawet siebie czasami nie rozumiemy, okazuje się często, że autora książki nie zawsze odczytujemy zgodnie z jego zamierzeniem, stąd to prawie.
UsuńTo "prawie" to absolutnie nie był przytyk. Daleka byłabym od tego. To nie w moim stylu."Prawie" to znaczy, że może w chociaż małym stopniu nasze poglądy są zbieżne.
UsuńAle nie napisałam poprzednio, że spodobało mi się to Twoje zdanie od "A ja nadal........
Oj tam, oj tam. wcale nie odebrałam tego, jako przytyku. Jakże niedoskonałe bywają słowa, jak wiele mogą mieć znaczeń. Przewaga bezpośredniej rozmowy polega chyba na tym, że poza słowami są jeszcze gesty, mimika twarzy, mowa ciała :) A gdybyśmy porozmawiały, to mogłoby się okazać, że w tej kwestii nasze poglądy wcale nie są tak dalekie od siebie :)
UsuńOt właśnie. Zgadzam się w pełni i załączam pozdrowienia ze słonecznej Małopolski.
UsuńBardzo lubię M.A ale jak wiesz jestem zauroczona Leonardo.
OdpowiedzUsuńZnam relacje między nimi. To, że mieli inne orientacje, wszystko jest w fazie domysłów.
Musieli się z nimi ukrywać, przecież wiemy w jakich czasach żyli.
Gosiu, czytam każdy post. Jestem wierną fanką Twojego talentu.
Pozdrawiam serdecznie:)
Doskonale pamiętam, iż u ciebie Leonardo jest numerem jeden :) Akurat jeśli o niego chodzi to kwestia jego odmienności nie wydaje mi się tak złożona, czy problematyczna, jak u M.A. W pojedynku mistrzów autor pisze, iż Leonardo nie ukrywał swej odmienności, a wręcz się z nią afiszował. Cieszę się, że mam tak wierną fankę. Pozdrawiam także
UsuńPiękny wpis - no i dowiedziałam się o ciekawej książce. Poszukam jej, dziękuję!
OdpowiedzUsuńZawsze do usług :)
Usuń