Kaplica w Rosslyn |
Mimo, iż ostatnie książki Dana Browna coraz mniej zachwycają, stają się przewidywalne i powtarzają utarty schemat na zawsze we wspomnieniach pozostanie pierwsze wrażenie i emocje wywołane lekturą (moim zdaniem najlepszych w jego dorobku) dwóch powieści. Nie będę się powtarzać, że nie uważam ich za książki wybitne, ale mnie sprawiły dużą przyjemność. Dlaczego piszę tutaj. Czytanie Aniołów i demonów na Placu św. Piotra a Kodu da Vinci w Ogrodach Tuleryjskich, wędrowanie śladami bohaterów i tych fikcyjnych i tych służących za pierwowzory zachowały się w mej pamięci, jako fantastyczne przeżycia. Odnośnie Aniołów i demonów pozostało przede mną jeszcze do zobaczenia Passetto i choć słyszałam, że są organizowane wycieczki sekretnym papieskim korytarzem to dotąd nie udało mi się tego potwierdzić. W poszukiwaniu Świętego Grala wędrowałam już śladami Langdona po Paryżu i Londynie,
odwiedzenie Rosslyn było ukoronowaniem przygody z bohaterami Kodu da Vinci.
Rosslyn Chapel -obraz z 1834 r. (Galeria w Rouen) |
Pod starą Roslin Święty Graal czeka.
Ostrze i kielich pilnują wieka.
Ostrze i kielich pilnują wieka.
Taką tajemnicę skrywał krypteks, który miał naprowadzić poszukiwaczy na rozwiązanie zagadki, czyli miejsca spoczynku Marii Magdaleny.
Ufundowana w połowie XV wieku przez księcia Orkney Williama St. Clair (Sinclair) gotycka kaplica to miejsce niezwykłe. Jest niewielkich rozmiarów, wykopaliska sugerują, iż planowana była budowa o wiele większej świątyni, jednak po śmierci jej fundatora poprzestano na obecnym kształcie. Nie wiem, czy to na skutek sugestii będących konsekwencją lektury, co to całkiem od nich niezależnie kaplica wywarła na mnie niepowtarzalne wrażenie; aura tajemniczości, położenie z dala od uczęszczanych szlaków, symbolika znaków sprawiły, iż nie sposób pomylić jej z jakąkolwiek inną. Natomiast w sferze klimatu dostrzegam podobieństwo z londyńską Świątynią Temple. I znowu może zagrały tu skojarzenia książkowe, bo choć powstała na długo po zlikwidowaniu Zakonu postrzegana jest, jako świątynia związana z Templariuszami. Jej peryferyjne usytuowanie, bogactwo elementów zdobniczych o charakterze tajemnym, panujący tu klimat wszystko to powoduje, iż wchodząc do jej wnętrza zanurzamy się w świat magii, tajemnic, misteriów.
wnętrze kaplicy |
Kaplica Rosslyn, często zwana Katedrą Kodów, znajduje się w Szkocji siedem mil na południe od Edynburga, gdzie kiedyś stała starożytna świątynia Mithraic. Zbudowana przez templariuszy w 1446 roku, kaplica jest pokryta oszałamiającą mozaiką symboli zapożyczonych z tradycji religii żydowskiej, chrześcijańskiej, egipskiej, masońskiej i pogańskiej.
Geograficznie kaplica leży dokładnie na linii południka, który przebiega przez Glastonbury. Ta długość geograficzna, zwana linią róży, w tradycji jest znacznikiem wyspy króla Artura, Avalonu. Uważana jest też za główny filar uświęconej geometrii Brytanii. To właśnie od tej opiewanej w legendach linii róży bierze swoją nazwę Rosslyn — której nazwa w pierwotnym kształcie brzmiała Roslin.
Tak o kaplicy pisze Dan Brown. Czy rzeczywiście rodzina St. Clair należała do Templariuszy - nie odnalazłam takiej informacji. Jednak mity bywają silniejsze niż rzeczywistość. Czy symbole ukryte w rzeźbach zapożyczone zostały z tradycji różnych religii także trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Jednak przyglądanie się rzeźbom w kaplicy jest jak studiowanie zaszyfrowanej przez średniowiecznych mnichów wiadomości. Zapewne błądzę, kiedy w rycerzu na koniu widzę ilustrację jej donatora, w Aniele z sercem w dłoniach personifikację miłości boskiej, a może ludzkiej, a w postaci z rogami Mojżesza -środkowe zdjęcie - (czy błąd odczytania tożsamy z błędem popełnionym przez Michała Anioła). Pytania się mnożą. Może wy patrząc na poniższe zdjęcia dojrzycie coś więcej.
Najwięcej tu rzeźb Zielonych Ludzi (Green Man), czyli twarzy otoczonymi wyrastającymi zewsząd liścmi. Podświetlane od dołu sprawiają nieco upiorne wrażenie. Zgodnie z opisem ze strony Kaplicy mają symbolizować jedność pomiędzy człowiekiem i naturą. Wzrok przyciąga kolumna Czeladnika. Jak w każdej szanującej się świątyni, a tym bardziej w świątyni o konotacjach masońskich istnieje legenda tłumacząca powstanie tej kolumny. Czeladnik, który zaczął ją rzeźbić straciwszy wenę przerwał pracę i wyjechał w podróż w poszukiwaniu natchnienia. Kiedy wrócić zobaczył pracę dokończoną przez swego ucznia. To, co ukazało się jego oczom wzbudziło podziw, ale i zazdrość. W ataku szału uderzył ucznia młotkiem i zabił na miejscu. Za karę jego wizerunek wyrzeźbiony po drugiej stronie kaplicy musi przyglądać się pracy ucznia.
Kolumna Czeladnika |
Green Man |
Do Rosslyn, pomna informacji internetowych o walących (na fali popularności książki) tłumach udałam się wcześnie rano. Dzięki temu na miejsce dotarłam kilka minut przed otwarciem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, iż jestem pierwszą tego dnia odwiedzającą i jednocześnie radość; mogłam spokojnie obejrzeć całą kaplicę, wejść do krypty, obfotografować świątynię wewnątrz, zanim pokazała się pierwsza tura zwiedzających). Dzięki tak wczesnym odwiedzinom obsługa okazała się dla mnie łaskawa i o zakazie fotografowania poinformowała mnie post factum.
Rosslyn stała się teraz miejscem pielgrzymek poszukiwaczy tajemnic. Jedni twierdzili, że przyciąga ich tu potężne pole magnetyczne, inni, że przyjechali zbadać zbocze wzgórza i odnaleźć ukryte wejście do kamiennego skarbca, ale większość przyznawała, że jest tu po prostu po to, aby się przechadzać po okolicy, chłonąć atmosferę i próbować zrozumieć tradycję Świętego Graala.
Po sarkofagu ani śladu |
Dzisiaj, jeśli do Rosslyn walą tłumy jest to zasługą pisarza, dzięki którego spiskowej teorii dziejów o Kaplicy usłyszały osoby, które wcześniej nie miały o niej pojęcia.
Po zejściu do krypty bezskutecznie poszukiwałam śladów Świętego Grala, bo choć rozum mówi jedno, to serce szepcze drugie; a może Tobie się uda; może odnajdziesz jakiś znak tajemny, może pokłonić się zdołasz przed Sarkofagiem Marii Magdaleny ukazanej w powieści w nader korzystnym świetle.
Chociaż już czytał sporo na temat zadziwiająco przemyślnej sztuki kamieniarskiej i płaskorzeźb pokrywających ściany Rosslyn, kiedy zobaczył to wszystko na własne oczy, wrażenie było przejmujące. Raj dla badaczy symboli — powiedział o kaplicy jeden ze współpracowników Langdona. Całą powierzchnię wewnętrznych ścian pokrywały symbole — chrześcijańskie krzyże, żydowskie gwiazdy Dawida, masońskie pieczęcie, krzyże templariuszy, rogi obfitości, piramidy, znaki astrologiczne, motywy roślin, warzyw, pentagramy i róże. Templariusze byli mistrzami kamieniarstwa, stawiali kościoły w całej Europie, ale Rosslyn uważano za najwspanialsze dzieło miłości i uwielbienia. Mistrzowie kamieniarstwa nie zostawili ani jednego kamienia bez rzeźby. Kaplica Rosslyn była świątynią wszystkich wyznań... Wszystkich tradycji... A przede wszystkim świątynią natury i Wielkiej Bogini.
To prawda, ilość rzeźb i elementów dekoracyjno - zdobniczych jest tu olbrzymia. Panie Brown właściwie należą się panu moje podziękowania, bo gdyby nie pana książki to nie odkryłabym tylu pasjonujących miejsc, a stara kaplica w Rosslyn z pewnością do nich należy.
Browna nigdy nie czytałam, ale że uwielbiam takie podróże śladami bohaterów/książek, przeczytałam całość z ogromnym zainteresowaniem. ;)
OdpowiedzUsuńChyba jest nas więcej, którzy lubimy podróżować w ten sposób. Dziękuję
UsuńI ja, jak Kasjeusz nigdy Browna nie czytałam.
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetnie powiązałaś to co zobaczyłaś z tym co przeczytałaś.
Kiedyś byłam fanką historii każdej epoki aż po współczesną, do które nie miałam serca. I uwielbiałam czytać książki historyczne, ale to było tak dawno temu, że niewiele mi w pamięci pozostało.
:) Nie wiem, dlaczego, ale jakoś tak już i u mnie jest, że historia mnie ciekawi, bywa niektóre epoki i postacie fascynują, a współczesność denerwuje. Ktoś mi kiedyś napisał, że to dlatego, że do historii mamy większy dystans, a teraźniejszością/ albo w teraźniejszości żyjemy.
UsuńJa też teraz wracam do historii, ale już nie ma we mnie tej fascynacji nią co w młodości.
UsuńSporo racji jest w tym co ta osoba napisała, bo do współczesnej historii trudno mieć dystans.
Nie samymi wybitnymi książkami człowiek żyje. Wędrówki śladami Langdona są całkiem, całkiem... A im głębiej wnikam w treść, tym bardziej wydaje mi się, że jego "teorie spiskowe" jakoś dziwnie pasują do rzeczywistości niczym samospełniające się przepowiednie. Czekam na kolejną powieść;)
OdpowiedzUsuńŚwięta prawda, nie samymi wybitnymi :) trzeba sobie od czasu do czasu urozmaicić lekturę. Choć w moim przypadku chyba straciłam serce dla autora. A pisze coś nowego? Ciekawe, jaką teraz okolicę i jakiego artystę weźmie na warsztat.
UsuńWróble ćwierkały coś o Pradze;)
UsuńNo tak, teraz wydaje mi się, ze juz mi kiedyś na to pytanie odpowiedzialne, skleroza :)
Usuń"...tym bardziej wydaje mi się, że jego "teorie spiskowe" jakoś dziwnie pasują do rzeczywistości niczym samospełniające się przepowiednie. "
OdpowiedzUsuńto znaczy? Pytam, bo nie czytalam, a ciekawa jestem.
To pytanie do książkowca :)
UsuńDo "teorii spiskowych" zalicza się np. plan depopulacji świata (główny problem w "Inferno"). Tymczasem wystarczy wyklikać sobie monument kamienny w Georgii, na którym wyryto przykazania w ośmiu językach, a jest tam i o zmniejszeniu liczby ludności. Drugie hasło to "chemtrails" - przykrywka globalnego ocieplenia, która jest truciem i niszczeniem komórek odpornościowych... Nie wyssał sobie problemów z palca nasz drogi autor;)
UsuńFascynujący wpis. Lepiej opisałaś to miejsce niż mistrz Brown. Podziwiam, jak potrafisz wykorzystać informacje z czytanych powieści do planowania miejsc godnych zwiedzania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Gdzieś tam mnie równać się do takiego twórcy bestsellerów:) ale staram się jak moge
UsuńNo wlasnie co my mozemy wiedziec, co postanawiaja ponad nami, tu Ebola, tu szczepionka, nie wiadomo co gorsze. A Szkocja i jej katedra sprawiaja dosc posepne wrazenie. Musze poczytac tego Browna.
OdpowiedzUsuńWreszcie jakiś szkocki akcent nie związany z meczem. Dzięki za zabranie na wycieczkę :)
OdpowiedzUsuńMogę zapewnić, że o meczu u mnie nie będzie:)
UsuńNie znam książek autorstwa Browna, ale zawsze chętnie odwiedzam miejsca opisane w lekturach.
OdpowiedzUsuńJa też :)
UsuńCiekawy wpis...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńNiesamowity klimat. Aż mi ciarki po plecach przeszły:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, ze takie miejsca maja niepowtarzalny klimat i zapadają w pamieci
UsuńPodobno R. przeżywa teraz najazd turystów, za sprawą "Kodu" właśnie...
OdpowiedzUsuńTez to czytalam, miałam wiec szczęście, ze byłam tam rano, bo kiedy wczoraj weszlam do paryskie notre dame. Tłumy jak w galerii handlowej, zero skupienia, klimatu, magii
OdpowiedzUsuńMiałem mała przerwę w czytaniu blogów. Teraz połknąłem trzy ostatnie. Jak zwykle nasycone Twoja energią i zaraźliwe w bardzo pozytywnym sensie. Browna od dawna nie lubię, choć czytając Kod da Vinci jeszcze o tym nie wiedziałem :) Tak czy owak rozumiem Twoja fascynację i trzymam kciuki za dalsze podróże. Jeśli miałoby Cię pociągnąć do Irlandii (czy Brown pisał coś o Dublinie, Cork lub Galway?) odezwij się mailem. Serio. Pozdrawiam.m
OdpowiedzUsuńI u mnie ostatnio ciężko z zaglądaniem na blogi i pisaniem, kiedy już zaczynam się rozkręcać i nadrabiać "zaległości" czas pakować walizkę. Wczoraj wróciłam z kolejnej wyprawy (znowu paryskiej :) i chyba na chwilę tu zagoszczę, jeszcze tylko parę spraw do naprostowania i parę rzeczy nie mogących czekać. Dziś wolę nie analizować swojego stosunku do D.B. chcąc pozostawić sobie dobre wspomnienia. Nie przypominam sobie miejsca akcji Punktu zwrotnego (rzecz działa się chyba gdzieś gdzie było bardzo zimno), a poza tym raczej o Irlandii nie pisał, ale jeśli zawiodą mnie tam inne ścieżki literacko-artystyczno- niewiadomojakie- to odezwę się na maila:) licząc na jakieś podpowiedzi, czy wskazówki :)
UsuńO, to ja zapytam o wskazówki, kiedy będę się wybierał do Paryża :)
OdpowiedzUsuńZ miłą chęcią udzielę. :)
OdpowiedzUsuńAleż mam duże zaległości...
OdpowiedzUsuńOd pewnego czasu nie zaczytuję się książkami D. Browna.
Wg mojego skromnego zdania są do bólu schematyczne, przewidywalne, po prostu nudna.
Bardzo lubię twoje podróże cyklami bohaterów.
Szkoda, że nie dotarłam do Rosslyn. Może następnym razem?
Pozdrawiam serdecznie:)
Czyli i w tym przypadku mamy podobne zdanie, ja także odpuszczę sobie czytanie kolejnego Browna, bo wolę pozostawić miłe wspomnienia z poprzednich lektur.
UsuńWitajcie, mam takie pytanie jeśli podążacie szlakiem swoich bohaterów i planujecie tego typu podróże to jakich produktów użwywacie do planowania waszej trasy szlakiem książkowego bohatera , wyszukiwania ulubionych książek , czy też jak już jesteście na miejscu w jaki sposób staracie się zapisać to? Fajnie byłoby przeczytać wasze komentarze ...Możecie też napisać co miałby idealy produkt do planowania takich wycieczek ..czekam na komentarze ..pozdrawiam..
OdpowiedzUsuńProdukty do planowania trasy? Idealny produkt? Obawiam się, że nie rozumiem pytania. Produkt jest dla mnie efektem działania, a nie narzędziem poznawczym. Produkt to dla mnie wyrażenie (marketingowe) a jako takie obce i nie umiem skojarzyć go ze sferą emocji (radością z odkrywania), więc nie odpowiem na twoje/pani pytanie :)
OdpowiedzUsuń