Paryż i Edynburg – to
miasta o tak różnych obliczach, że mogłyby obrazować historię życia
kobiety, której losy są z nimi nierozerwalnie związane. Miasta te były
celem wrześniowej eskapady. Chcąc być w zgodzie z historią powinnam
była odbyć tę podróż nieco inną trasą, jednak szczupłość czasu i środków
zdeterminowały taki, a nie jej inny przebieg. Tym razem moją
przewodniczką była niezwykła kobieta. Zweig napisał o niej, że nie
znajdzie się chyba druga kobieta, której sylwetka byłaby odmalowana w
tak rozmaity sposób: już to jako morderczyni, już to jako męczennica,
raz jako wściekła intrygantka, kiedy indziej jako anielska święta.
Niewątpliwie była kobietą, którą życie obdarzyło tyleż hojnie, co tragicznie. Paryż przywitał ją, jako pięcioletnie dziecko, koronowaną królową Szkocji i przyszłą królową Francji. Maria Stuart, bo o niej mowa, przeżyła tutaj swoje, jeśli nie najszczęśliwsze, to najspokojniejsze lata. Wywieziona ze Szkocji w obawie przed wojskami Henryka VIII, oddana została pod opiekę przyszłego teścia Henryka II Walezjusza. Kształciła się na
Notre Dame -jeden z filarów |
królewskim dworze, tam też doświadczyła monarszego przepychu otoczona świtą dam dworu i liczną służbą. Rozpieszczana, wynoszona na piedestał, muza poetów, wykształcona młoda kobieta miała wszystko, o czym mogła zamarzyć. Mając szesnaście lat poślubiła w katedrze Notre Dame delfina Francji Franciszka II. Gdyby Notre Dame potrafiła mówić, powstałaby jedna z najwspanialszych ksiąg dokumentujących życie Paryżan na przestrzeni wieków. Nie będzie dla nikogo nowiną, iż katedra stanowi stały punkt programu każdego pobytu w tym mieście. Kamień węgielny położono równo osiemset lat przed moim urodzeniem, co wywołuje dodatkowy dreszczyk emocji, kiedy o niej myślę.
Była świadkiem tak wielu wydarzeń, że wchodząc do jej wnętrza czuję przepływające przeze mnie wieki, a przed oczyma przesuwający się pochód pokoleń. Uroczyste kładzenie kamienie węgielnego, na którym nie mogło zabraknąć inicjatora jej budowy biskupa Maurice de Sully, Ludwika VII i papieża Aleksandra III, poświęcenie świątyni dwa wieki później, a potem chrzty, zaślubiny, koronacje w otoczeniu monarchów i dostojnych gości. Tutaj 24 kwietnia 1558 r. Maria Stuart poślubiła chorowitego następcę tronu Francji, syna Henryka II i Katarzyny Medycejskiej.
Tutaj za każdym razem siadam pod jednym z filarów i zapominam o otaczającym mnie świecie (o pracy, zmartwieniach, bólu, obawach).
Rozeta północna |
Przykładam ciepły policzek do chłodnego kamienia i
zespalam się z otoczeniem. Z bezpiecznej pozycji obserwuję cienie
przeszłości; rozjuszony tłum wdzierający się do środka, aby zamienić tę
"ostoję zacofania" w Świątynię Rozumu, spadające głowy biblijnych
królów Izraela i Judei zdobiące królewską galerię, uczestników koronacji
Napoleona i szkicującego swój wielki obraz J.Luisa Davida.
Będąc admiratorką prozy Hugo nie mogę się oprzeć wrażeniu,
iż dostrzegam przemykającego chyłkiem Quasimodo oraz dumnie kroczącego
kanonika Frollo. Słoneczne promienie odbijają się kolorowymi refleksami
poprzez północną rozetę. Czy młodziutka oblubienica delfina; beztroska i radosna, zachwycona przepychem uroczystości, przekonana, iż świat należy do niej, bo do posiadanej już korony Szkocji dołączy wkrótce koronę Francji, a kiedyś może i
Anglii dostrzegała padające na jej suknię kolorowe, migotliwe
promyki słońca. Młode, stawiane na piedestał przez poetów, otoczone
miłością, nieco rozkapryszone powodzeniem dziewczę czekało już niedługo
bolesne rozczarowanie. Staram się zatem zatrzymać czas, aby dać jej
jeszcze chwilę cieszyć się pięknem tego dnia, ale historia jest
nieubłagana.
Franciszek II nie panował długo, całe życie chorowity, po niespełna
półtora roku zmarł na banalne zapalenie ucha. Młoda wdowa po kilku miesiącach pobytu we Francji zmuszona była wrócić do swojej ojczyzny. Na dworze, na którym panowała Medyceuszka nie było miejsca dla Marii Stuart. Po długim wahaniu (rokowaniach w sprawie objęcia tronu Anglii) wracała, aby objąć panowanie nad swoim dziedzictwem. Z kraju bogatego o bujnej kulturze przybywa do świata ciasnego, ciemnego i tragicznego pisze Zweig. Z kraju, gdzie była hołubiona, żegnana w blasku i wspaniałości wracała do kraju niemal dzikiego, surowego, gdzie nikt nie witał jej z otwartymi ramionami. Wracała, aby doświadczyć, o ile mniej jest być królową Szkocji niż królową Francji i o ile trudniej.
Pierwsze co zobaczyłam był to wyłaniający się zza mgły Edynburski Zamek. Kiedy go ujrzałam zrozumiałam stan ducha królowej. Paryż jawi mi się jako miasto pogodne nawet w niepogodę, Edynburg ujrzałam pogrążony w oparach mgły, ponury i tajemniczy. Istna sceneria dramatów Szekspira. Leżący na wysokiej nagiej skale, otoczony fosą wydaje się twierdzą nie do zdobycia. Patrząc na leżące u jego podnóża góry miałam nieodparte wrażenie, iż tak musiała wyglądać posiadłość Makbeta i tylko patrzeć, jak pobliski las podejdzie pod jego mury. Po raz pierwszy miałam okazję doświadczyć tego, co nazywamy typowo angielską pogodą. Wilgotno, mglisto i ponuro. Zastanawiałam się, jak ludzie tutaj mogą żyć.
Marię powracającą po kilkunastu latach do domu powitał spowity w gęstej mgle port w Leith z pustym nabrzeżem i paroma
Zamek Edynburski |
Port w Leith |
Marię powracającą po kilkunastu latach do domu powitał spowity w gęstej mgle port w Leith z pustym nabrzeżem i paroma
Zamek Edynburski |
gapiami. Nie mogła pamiętać Szkocji, którą opuściła, jako mała dziewczynka. Po życiu w przepychu i blasku paryskiego dworu, otoczona ceremoniałem i ubóstwiana przybyła do kraju, w którym nikt jej nie witał, przybyła do miasta splądrowanego przez Anglików, miasta, w którym nie było pałacu, który mógłby ją godnie przyjąć, bo pałac w Holyrood wiał chłodem i pustką. Zweig pisze, iż przybywając z Francji do Szkocji Maria cofnęła się o całe stulecie. Katoliczka do kraju, w którym przeważał protestantyzm. I tak, jak mnie po dwóch dniach pobytu, kiedy zaświeciło słońce i ujrzałam Edynburg w pełnym blasku poprawił się humor, tak i Maria niebawem odzyskała chęć do życia. Była osobą kierującą się w życiu emocjami, a nie rozsądkiem. Kiedy się zakochała nie zważała na nic, co nie było głosem serca. Z jej osobą związane są zarówno Pałac w Holyrood, jak i Zamek Edynburski. Pierwszy był świadkiem jej dwukrotnych zaślubin oraz morderstwa na sekretarzu królowej Dawidzie Rizzio. Morderstwa popełnionego na oczach ciężarnej królowej i którego inspiratorem był jej awanturniczy i zazdrosny małżonek. Drugi był miejscem narodzin jedynego potomka Jakuba I - następcy tronu Szkocji i Anglii. Za panowania Jakuba tworzył Wiliam Szekspir. Nie wiem, czy Szekspir odwiedził kiedyś Edynburski Zamek, ale właśnie tak wyobrażam sobie miejsce akcji jego największych dramatów.
Czasami i tu świeci słońce |
I prawdę mówiąc cały Edynburg sprawia wrażenie miasta surowego, ponurego i tajemniczego. Jednak kiedy wyjdzie słońce, a jego mieszkańcy wylegną na skwerki, parki i trawniki natychmiast zapomina się o jego mrocznej aurze.
Za dosłowność cytatów ze Zweiga nie ręczę, książkę poznałam w formie audiobooka.
Ale pięknie napisałaś! Zaniemówiłam. Zdjęcia zespolone z tekstem. Tak chciałabym być wszędzie!
OdpowiedzUsuńWłaśnie odpisywałam niedawno koleżance, że chciałabym się rozdwoić, roztroić, albo rozdziesiątkować, aby zobaczyć choć mały kawałeczek naszego pięknego świata.
UsuńPodobno jest zawód - podróżnik. :) Szkoda, że nie wpadłam na to jakieś 20 lat temu!
UsuńDla mnie już chyba za późno na zmianę profesji :( ale jak mówią lepiej późno niż wcale, dlatego podróżowanie wybieram na dodatkowy etat :)
UsuńSzkocja tkwi ciągle wśród moich niezrealizowanych planów podróżniczych. Choć bardziej niż z tragiczna królową kojarzy mi się z bohaterami sióstr Bronte i to pewnie śladów słynnych psiarek bardziej bym tam szukała.
OdpowiedzUsuńKażdy podąża śladem swoich ukochanych postaci. Nie pamiętam, czy akcja Wichrowych Wzgórz toczyła się w Szkocji, ale nie wyobrażam sobie odpowiedniejszej ku temu scenerii. Żałuję tylko, że nie trafiłam na pola wrzosowe :)
UsuńByła postacią tragiczną. Kiedyś jej historię znałam doskonale. I byłam przepełniona współczuciem dla niej. Dzisiaj tak wspaniale mi ją przypomniałaś.
OdpowiedzUsuńParyża raczej nie odwiedzę, ale Edynburg mógłby być zasięgu moich możliwości. Może w przyszłym roku.
Piszesz z takim polotem, że mam identyczne odczucia jak książkowiec. Wspaniale łączysz swoje odczucia z historią miejsc, które odwiedzasz.
.
Znam jedynie z powieści biograficznej Zweiga. Czytało się świetnie. Chciałabym napisać choć króciutko o lekturze, ale tyle tematów się pcha na tapetę, a wena udała się chyba w podróż. :) Trzymam kciuki za realizację szkockich planów
UsuńTak lekko opisałaś oba miasta na tle życia jednej postaci. Nie byłem w Edynburgu, ale potrafię sobie wyobrazić te zimne mgliste zamczysko. Czasem jednak i tam zaświeci słońce, świat nabiera barw, a miłość przezwycięży wszystko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Cieszę się, że potrafiłam przekazać choć cząstkę wrażeń z tego i dla mnie nowego miejsca :)
UsuńParyż - miasto ciągle zmieniające się - bardzo chciałabym tam pojechać.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPiękny tekst! Ciekawą postać wybrałaś na swoją przewodniczkę. Już kiedyś się wypowiadałam, że chciałabym, abyś wydała swoje wrażenia z podróży w formie książkowej. Czytanie Twoich tekstów to czysta przyjemność.:)
OdpowiedzUsuńNo to macie szczęście, że wydaję je w formie ogólnodostępnej :) Co do przewodniczki- z reguły podążam tropem bohaterów literackich lub artystów, podróżowanie z królową to miła odmiana. Choć takich tropów rzeczywiście było troszkę więcej.
UsuńNie uwierzysz moja droga blogowiczko, ale znowu mnie uratowałaś od zagłebiania się w przykre refleksje. Zamiescilam po raz kolejny post dla Ciebie z moim wspomnieniem z Edynburga.I dziekuję Ci, ze jesteś, bo od razu czuję się lepiej. Ja też przecież kocham podróże i literaturę, mam duze mozliwosci przemieszczania się, gdzie zechcę prawie w granicach normy i kiedy chcę, a tak uwikłałam się w męsko-damskie rozczarowania. Ale już się otrzeźwiam:) I nie uwierzyłabyś, gdzie teraz jestem. Napiszę po czasie. Całuję i sciskam.
OdpowiedzUsuńOczywiście zaraz poleciałam czytać twój wpis, ale mam jakiś problem, bo wylogowuje mnie ze strony i włącza się przeglądarka Yahoo - ale tak łatwo się nie poddam i będę dalej próbowała (próbuję wchodzić i przez stronę bloga i przez wpis i za każdym razem (4 razy) mnie wyrzuca. Do tekstu jak tylko dotrę zaraz go skomentuję, ale od razu piszę, że bardzo mi miło, że cię zainspirowałam, a jeśli w dodatku oderwałam od przykrych myśli jestem podwójnie usatysfakcjonowana (może zacznę brać opłaty w ... uśmiechach za działalność terapeutyczną). A osoba, która rozczarowuje nie warta jest twego czasu i energii, więc może lepiej wybrać się w kolejną podróż, skoro możliwości ku temu masz :) Nawet nie będę próbowała zgadywać, gdzie jesteś, bo chyba najbardziej zaskoczyłoby mnie, gdybyś była w moim mieście :) wszystko inne jest do uwierzenia
OdpowiedzUsuńZaglądałam na twego bloga chyba z pięćdziesiąt razy i wciąż mnie przekierowuje na stronę Yahoo. Nie mam już siły dalej próbować. Jeśli przyślesz mi na maila z chęcią poczytam. Coś dziwnego się dzieje z blogosferą, bo znowuż jak wchodzę na innego bloga to dostaję info o usunięciu bloga, a wiem, że on jest. :(
OdpowiedzUsuńUFC, udało się, weszlam, przeczytałem i się zachwycilam
UsuńMam kilka pozycji Zweiga. Lubię go...
OdpowiedzUsuńTak mnie nakręciłaś tym pięknym postem, że już bym poleciała do Edynburga.
Są osoby, które zamek edynburski uważają za nudny. Ja jako zamkoholiczka uważam go za atrakcyjny... Jest duży i oferuje wiele atrakcji. Wg mnie ma piękną architekturę.
Pozdrawiam serdecznie:)
Ja nie jestem szczególna wielbicielka zamków, pałaców, ale ten ma swój klimat, no i oba i zamek i Holyrood kojarzą mi się z Maria, do której mam sentyment, bardzo mnie ta postać zaciekawila. Duża przyjemność sprawiło mi tez obejrzenie insygniów koronacyjnych, choć ogladalam juz podobne w innych miejscach, te budziły moje zaciekawienie, a zwłaszcza miecz od Juliusza II, który także mnie interesuje z powodu jego mecenatu nad MA - wiem,ze mecenat nie jest tu najwlasciwszym słowem, ale nic lepszego nie przychodzi mi w tej chwili do glowy
UsuńNo to jak tak, to trzeba jechać... :P
OdpowiedzUsuń