Wydawnictwo Zrzeszenie Księgarstwa,
tłumaczenie Maria Kreczowska
rok wydania 1985
Tę niepozorną książeczkę zakupioną za grosze położyłam na półce i gdyby nie losowanie u Ani leżałaby tam nie wiadomo jak długo.
Historia pewnego życia to historia naiwnego dziewczątka Janiny, chowanej pod kloszem, nieprzygotowanej do życia, która wyrwawszy się zza klasztornych krat marzy o założeniu rodziny i spełnieniu się w roli żony i matki. Przy czym ma mętne pojęcie, na czym owa rola polega. Cóż może wiedzieć o obowiązkach małżeńskich dziewczę wychowane w klasztorze. Małżeństwo roi jej się, jako romantyczna wycieczka na Korsykę, wspólne podziwianie wschodów i zachodów słońca, zrywanie kwiatków i stąpanie po trawie. I kiedy trafia się ON, ten którego sobie wymarzyła do roli męża i ojca jej dzieci niemal bez wahania decyduje się go poślubić. Tymczasem ON – mocno stąpa po ziemi i dobrze liczy, najlepiej wychodzi mu liczenie posiadłości przyszłych teściów.
Czyli historia stara jak świat; wielkie nadzieje i bolesne rozczarowanie. Monotonne życie w upokorzeniu bez jakichkolwiek szans na odmianę. Książę okazuje się łajdakiem, a żona, jak to w onych czasach bywało (mamy wiek XIX) musi pogodzić się z sytuacją zapełniając sobie czymś życie. Może, gdyby Janina została wychowana w innym duchu miałaby przynajmniej szansę spełnić się, jako matka. Niestety nie nauczono jej być matką.
Historia z morałem, ale jak napisana. To się znakomicie czyta, trochę przypomina Balzakowskie Stracone złudzenia, ale Maupassant pisze lżej niż Balzac, przede wszystkim mniej tutaj ozdobników, a lektura mimo, iż wydaje się przewidywalna wciąga.
Naiwność i anielskość Janiny aż drażni, chciałoby się nią potrząsnąć, bo wydaje się sama sobie winna. A jednak trochę żal, bo tak ją wychowano, w przeświadczeniu, iż sfera zmysłów nie istnieje, jest tylko odrażającą rozrywką dla niższych warstw. W ten sposób dziewczyna została psychicznie „okaleczona” i stała się bezbronna wobec życia.
Ileż tu ciekawych postaci; żyjąca wspomnieniami matka, wiodąca bezbarwne życie ciotka, egoista Paweł i wreszcie pozbawiony uczuć książę małżonek. Nawet jeśli są to postacie nieco przerysowane, przy czym najbardziej główna bohaterka, to i tak o każdej z nich można by napisać kolejną książkę.
Mnie zaintrygowała ciotka, osoba, której obecności nikt nie zauważa, która przemyka niczym cień przez życie. Polecam, to całkiem niezłe czytadło w dobrym sensie tego słowa.
Przeczytana w ramach stosikowego losowania u Ani.
Zazdroszcząc innej Ani lapidarnych wpisów skróciłam notkę do minimum.
"Może, gdyby Janina została wychowana w innym duchu miałaby przynajmniej szansę spełnić się, jako matka. Niestety nie nauczono jej być matką". Uważam, że to, jaką się jest matką, nie zależy od wychowania. Poza tym rodzice Janiny byli bardzo dobrzy, tolerancyjni, pomagali biedniejszym,potrafili ująć się za bitym chłopem, a takie zachowanie wśród osób z ich sfery było przecież rzadkością. I kochali Janinę, wyniosła więc z domu dobre wzory :-)
OdpowiedzUsuńKsiążka świetna. Czyta się ją znakomicie - zgadzam się z Tobą :-)
No tak, nie ma szkół jak być matką, ale myślę, że to jak zostało się samemu wychowanym rzutuje na to, jak wychowuje, albo jak nie chce się wychować swoich dzieci. Rodzice Janiny mieli dobre intencje, ale cały trud wychowania przerzucili na kogoś innego, a klasztorne wychowanie nie przygotowało jej do życia. Jakoś przeoczyłam te dobre cechy rodziców, wydali mi się nie bardzo przejmującymi się życiem córki, matka wiecznie wspominająca kochanka i ojciec ... taki trochę nieobecny. Ale pewnie mi to umknęło. Trzeba przyznać, że Maupassant umie pisać.
OdpowiedzUsuńCzy celowo zlikwidowałaś możliwość komentowania u siebie, bo nie mogłam dodać komentarza. Czy może coś bloger szwankuje?
UsuńChyba to ja źle zapamiętałam wątki dotyczące rodziców Janiny, bo czytałam tę książkę już kilka lata temu. Ale za jakiś czas planuję powtórkę :-)
UsuńUmiał pisać, ale był chyba autorem nierównym, bo jego "Uwodziciel" wydał mi się bardzo nudny. A co do komentarzy, rano coś niechcący przestawiłam, nawet nie wiem, co (nie znam się dobrze na funkcjach blogera). Kiedy dodam kolejną recenzję, już będzie można dodawać komentarze.
A może każda z nas zapamiętała inny wątek. Mnie umknęły lepsze cechy, tobie gorsze.
UsuńPamiętam twoje wrażenia z lektury Uwodziciela i chyba dlatego nadal powstrzymuję się przed czytaniem, choć leży na półce. Też nie jestem biegła w blogerze, do dziś np. nie umiem nastawić opcji opublikowania tekstu za jakiś czas, mimo, że kilka razy próbowałam. :(
Chyba jednak Maupassant się nie obronił. W literaturze francuskiej ta książka uważana jest za ważną, prekursorską, nie wolno bowiem zapominać, jakie to były czasy. Maupassant pokazał po prostu życie kobiety-marzenia, rozczarowania nie malując wszystkiego w różowych kolorach tak jak to mieli w zwyczaju mniej utalentowani pisarze. I o ile pamiętam, dawno temu ją czytałam-zrobiła na mnie ogromne wrażenie-chyba po raz pierwszy, bardzo dyskretnie opisano w niej orgazm u kobiety...Abstrahując od lat i obyczajów, los kobiety jest dziś nierzadko podobny, gdy związek nas nie satysfakcjonuje, mąż zdradza i czatuje tylko na nasze pieniądze, a dziecko lekceważy i kobieta czuje się zgorzkniała i przegrana. Znasz takie historie? Ja znam...
OdpowiedzUsuńDziś Maupassant znany, o ile w ogóle, jest chyba przede wszystkim z Uwodziciel (Bel-ami), który jak czytam recenzje nie wszystkich zadowala, no i może z Opowiadań, których pisał po mistrzowski (moim zdaniem). Poza tym, sama miałabym problem z wymienieniem kilku tytułów, a kiedy spojrzałam do ciotki wiki tytułów przetłumaczonych na polski dostatek, a podejrzewam, że tych nieprzetłumaczonych jeszcze więcej. Historia pewnego życia to dla mnie też krytyka ówczesnego systemu wychowawczego (choć głównie chodzi o brak tego, co dziś nazywa się edukacją seksualną, a wręcz wpajanie młodym kobietom, że cielesność jest grzeszna i nieprzyzwoita sama w sobie. Może gdyby Janina nie była tak wstydliwa, nieuświadomiona, gdyby nie traktowała sfery zmysłowej, jako zła wszelkiego jej życie potoczyłoby się inaczej. A co do podobieństwa sytuacji kobiety to jednak bym polemizowała, dziś ma ona o wiele większe możliwości samorealizacji. Oczywiście, że i ja znam przypadki, w których kobieta przyjmuje rolę ofiary, w imię miłości do niego, do dziecka - tylko, że wtedy prawie zawsze przegrywa, no ale to chyba temat na zupełnie inną dyskusję. I szkoda, że Maupassant się nie obronił, bo wydaje mi się, iż większy byłby pożytek z czytania tej książki niż wielu współczesnych romansideł, bo Guy potrafił pisać w przeciwieństwie...
UsuńLektura dzieł de Maupassanta jeszcze przede mną, ale, czytając rzeczy dawno pisane, zawsze odnoszę wrażenie, że ludzie, ich natura, dążenia, pragnienia, wady i problemy wcale się nie zmieniają. Zmianie ulegają jedynie dekoracje - są nowe stroje, rozwija się technologia, pięknieje otoczenie. Zamiast wachlarzy i koronkowych chusteczek mamy dziś smartfony (rozmiarami przypominające czasem spory wachlarz), ale czy to naprawdę istotna różnica?
OdpowiedzUsuńhttp://lezeiczytam.blogspot.com
Jak napisałam wyżej, sama nie jestem znawczynią jego twórczości, poza opisywaną pozycją czytałam jedynie Opowiadania (które również mogę polecić), ale ta mała próbka może uświadomić, iż pisarz znał swoje rzemiosło i nawet jeśli popełniał błędy to są one do wybaczenia. I to też święta racja, że wieki mijają, a postawy moralne, rozterki, uczucia, obawy i marzenia wciąż są podobne, inne jedynie są realia. Dlatego też to co dobrze napisane obroni się po latach, nawet, jeśli czasami trąci myszką. Szkoda tylko, że nie wszystko, co mądre i wartościowe przetrwa, to czasami kwestia splotu okoliczności.
UsuńCzytając Twój post cały czas miałam wrażenie, że już pisałaś recenzję de Maupassanta. Teraz przeczytałam Twój komentarz i sprawa się wyjaśniła. Ta recenzja dotyczyła Opowiadań Maupassanta.
OdpowiedzUsuńDosyć dawno czytałam Historię pewnego życia. Pora by ją odświeżyć. Stoi bidula na półce.
Pozdrawiam serdecznie:)*
Tak, jak nie przepadam za opowiadaniami, jako gatunkiem, tak te, jako jedne z niewielu podobały mi się, a Baryłeczkę pamiętam do dziś. Z reguły są takie ulotne.
UsuńIle jest takich zapomnianych książek, które są dużo lepsze niż większość dzisiejszych, przede wszystkim pod względem językowym...
OdpowiedzUsuńPewnie się nie dowiemy. :( Na szczęście jest parę blogerów, którzy wyławiają takie perełki. Hm... nie prawię sama sobie komplimentów mam nadzieję.
UsuńTeż się natknęłam na nią kiedyś przypadkiem w antykwariacie, nawet nie wiedząc, jaki mi wpadł w ręce skarb. To książka z tych, które bezceremonialnie wybijają z głowy wszystkie cukierkowe wizje ze śpiewającymi ptaszkami i kwieciem ścielącym się u stóp. Jak uderzenie kamieniem w głowę, jak upadek z wysokości. Dla mnie znakiem naprawdę wielkiego pisarstwa jest wprowadzenie w świat bohatera tak głęboko, że przeżywa się wszystko razem z nim – takie miałam wrażenie czytając np. „Tessę d'Urberville” Hardy'ego i takie towarzyszyło mi też przy tej lekturze. Gorzko, gorzko.
OdpowiedzUsuńCzytałam twoją opinię na lubimy czytać:) A potem zajrzałam na bloga. pamiętam też komentarz lirael, która była na świeżo po lekturze. I ja także trafiłam przypadkiem, albo w antykwariacie, albo na allegro, na pewno za grosze, jako dopełnienie zakupów. Nie czytałam nic Hardy`ego, a już kilka razy natknęłam się na to nazwisko.
UsuńTeraz jest o Hardym głośno głównie ze względu na ekranizację „Z dala od zgiełku” :) Przymierzam się do tej książki od dawna, bo „Tessa” jest naprawdę doskonała, ale jakaś taka jestem przekorna, że im o książce głośnie, tym mniej mam na nią ochotę. Poczekam, aż się przetoczy ten medialny szum z okazji filmu :).
UsuńMam to sama, im głośniej tym mnie do niej dalej, co oczywiście wcale nie musi oznaczać, że książka mi się nie spodoba, tyle, że też wolę podejść bez wygórowanych oczekiwań i po przeczekaniu medialnego szumu (choć w tym przypadku dotyczy on, jak piszesz ekranizacji).
UsuńOn tyle napisał a ja znam tylko "Beczułeczkę" i "Oberżę". W sumie nie wiem czemu tak mało czytałam jego prozy.
OdpowiedzUsuńFakt, że dziewczęta niewiele wiedziały albo i też nic na temat współżycia małżonków i tego na czym polega życie małżeńskie bywał i powodem dramatów. Ale dzisiaj wiedzą doskonale co to współżycie seksualne, ale do wspólnego życia, jego trudów nadal nie są przygotowane. Tego w szkole nie uczą a domy, jak to domy.....
Fajnie, że można przynajmniej czytając post powrócić na moment do tamtych klimatów.
Może i ja sięgnę po Maupassanta....
Krótkie posty o książkach to wielka sztuka......dość trudna do opanowania. I ja zazdroszczę tym, które to potrafią....
W pierwszej chwili pomyślałam, że Baryłeczka i Beczułeczka to ta sama książka z różnymi wersjami tytułu, ale nie, Beczułka, jak podaje wiki to odrębna pozycja. Co do nieświadomości, to jak wiele innych spraw nie działa w dwie strony, tzn. że uświadomienie może uchronić od rozczarowań i dramatów, aczkolwiek nie gwarantuje satysfakcji i szczęścia :( Krótkie posty to niestety nie moja specjalność, choć się staram:) Co do Maupassanta chętnie sięgnęłabym po coś jeszcze, aby się przekonać, czy jest równie dobre w czytaniu.
OdpowiedzUsuńTo ja jednak znam chyba jednak Baryłeczkę....
UsuńA szczęście to ponoć rzecz względna...czyli to od nas zależy czy się chcemy czuć szczęśliwi czy też nie.....czy poprzestajemy na tym co mamy czy wciąż szukamy a wtedy nigdy nie poczujemy się szczęśliwi......
Przy najbliższej okazji sprawdzę w bibliotece co też jego maja ...z samej ciekawości....
To też prawda, że nikt nie sprawi za nas, abyśmy poczuli się dobrze w swojej skórze i swoim życiu:) Czasami chciałoby się potrząsnąć tą czy tamtym, choć częściej dotyka to kobiet, aby uświadomili sobie, jak wiele mają i jak nie potrafią z tego korzystać.
UsuńJa też zajrzę do mojej biblioteki, bo przyznam, że Maupassanta w niej nie szukałam. Przy okazji dojrzałam na półce 24 godziny z życia kobiety :)