Prawie każde dziecko zna Astrid Lindgren. Co prawda nigdy nie przepadałam za Pippi Pończoszanką, ale już Dzieci z Bulerbyn były ukochaną lekturą mojego dzieciństwa. To jedna z tych książek, które czytałam wypożyczone ze szkolnej biblioteki ubolewając, iż nie mam jej na własność. Niewiele osób wie, iż Astrid zaczęła pisać książki dla dzieci dość późno. Miała wtedy blisko trzydzieści sześć lat, a pisanie było rodzajem terapii – ucieczką od trudniej do zniesienia rzeczywistości drugiej wojny światowej. Jeszcze zanim wpadła na pomysł pisania dla dzieci zaczęła pisać Dziennik wojenny. Pierwszy wpis nosi datę 1 września 1939 r. „O. Dziś wybuchła wojna. Nikt nie chce w to wierzyć. Wczoraj po południu siedziałam z Elsą Gullander w Vasaparken, dzieci biegały i bawiły się koło nas, a my, nie zostawiwszy suchej nitki na Hitlerze, doszłyśmy wspólnie do wniosku, że wojny nie będzie- a dzisiaj Niemcy z samego rana zbombardowali wiele polskich miast i ze wszystkich stron najechali na Polskę.” Astrid nie pisze Dziennika z potrzeby dzielenia się informacjami, czy przemyśleniami z innymi; pisze dla siebie, ponieważ chce zrozumieć mechanizm wielkiej polityki, która w ciągu jednej chwili potrafi unicestwić istniejący porządek rzeczy. Pisze zarówno o zdarzeniach, które mają wymiar historyczny (wypowiedzenie wojny kolejnym krajom, okupacje coraz to nowych terenów, ruchy wojsk, spotkania na szczycie, bitwy, zawieranie i zrywanie kolejnych sojuszy), ale także o tym co przyziemne; trudnościach dnia codziennego, obawach, zmartwieniach, dramatach pojedynczego człowieka. Do Dziennika wkleja wycinki prasowe i fotografie. Informacje czerpie nie tylko z prasy i radia, ale także wykorzystuje te, które uzyskała podczas pracy w cenzurze korespondencji. Astrid, jak sama pisze jest szczęściarą, bowiem urodziła się w Szwecji, jednym z niewielu krajów, który zachował neutralność (nie opowiedział się po żadnej ze stron w toczących się działaniach wojennych), a co za tym idzie, mieszka w kraju, który podczas wojny nie ucierpiał. Tyle, że poczucie radości z tego powodu miesza się z poczuciem winy i wstydu. Doceniając to co ma, nie potrafi się z tego cieszyć. Autorka jest osobą niezwykle wrażliwą. Potrafi też dostrzec paradoks działania polityki, który sprawia, iż wczorajszy wróg jest dzisiejszym sprzymierzeńcem i odwrotnie, bądź to, że zawiązuje się sojusze z agresorem przeciwko sprzymierzeńcom. Największe trudności ma z oceną działań własnego kraju, być może brakuje jej perspektywy spojrzenia. Poza opisem tragedii narodów i społeczeństw pisze też o prozie życia podczas wojny ze szczególnym upodobaniem do notowania ilości i rodzaju pożywienia oraz informacji na temat prezentów otrzymywanych przez członków jej rodziny podczas świąt, czy urodzin. Niektóre z tych uczt są szczególnie obfite, a otrzymywane przez dzieci prezenty tak różnorodne i bogate, że pojawia się igiełka żalu, kiedy porówna się to z sytuacją na terenach krajów okupowanych.
Tu w Szwecji Boże Narodzenie świętowane było jak zwykle, o ile wiem. Objedliśmy się niesamowicie, tak samo jak zwykle. Jesteśmy prawdopodobnie jedynym narodem w Europie, który ma taką możliwość, przynajmniej pod tym względem. (Str. 85) Myślę, że prawie wszyscy tu w Szwecji czują tak samo jak ja w to Boże Narodzenie 1940, że jest to czysta, niezasłużona i niesłychana łaska, że możemy obchodzić Boże Narodzenie w całkowitym spokoju w naszych domach. (Str. 86)
Przedwczoraj Karin skończyła 9 lat. Przyszły Elsa-Lena i Matte. Karin dostała zegarek, tornister szkolny, pudełko czekoladek, 1 książkę, 1 parę spodni drelichowych od nas i wiele książek od innych. Na obiad mieliśmy krewetki, rzodkiewki, sardynki, szynkę, jaja i resztę tortu. (str. 165). Był rok 1943.
Dużą zaletą Dzienników jest szczerość ich autorki. Nadchodzi czwarta wojenna zima i jeśli my tu jesteśmy zmęczeni myślą o niej, jak jest w innych krajach? Kiedy spojrzy się na wojnę wstecz, można w reakcjach ludzi dostrzec różne fazy; po straszliwej rozpaczy, którą odczuwano na początku, nadszedł długi okres relatywnego zobojętnienia, przerywanego jedynie od czasu do czasu gwałtownym szokiem, jak okupacja Norwegii, klęska Francji, itd. A teraz rzeczywiście zaczyna dominować wojenne zmęczenie; człowiek ma tak dość tej wojny, że nie wie, co począć, wszystko jest takie posępne. (str. 143)
Ostatni wpis dotyczy końca roku 1945. Tak oto Nowy Rok nastanie znów! Szybko idzie jeden po drugim. Dwie godne uwagi rzeczy przyniósł 1945 rok. Pokój po drugiej wojnie światowej i bombę atomową. Zastanawiam się, co przyszłość powie o bombie atomowej, czy to wyznaczy nową epokę w życiu ludzi, czy nie. Pokój nie jest niczym pewnym, bomba atomowa rzuca na niego swój cień. (str. 251)
Brak doświadczenia pisarskiego autorki nie umniejsza waloru poznawczego Dzienników.
Dzienniki nie zachwycają literacko, czy językowo, ale są ciekawym zapisem wydarzeń z punktu widzenia obserwatora, kogoś z zewnątrz.
Któż nie lubi "Dzieci z Bulerbyn".
OdpowiedzUsuńNie znam Dzienników Astrid Lindgren.
Jakoś nie przepadałam za literaturę wojenną. Najwyższa pora aby to zabrać.
Serdecznie pozdrawiam:)
Dzienniki wojenne, jak sama nazwa wskazuje są "literaturą" wojenną, jednakże nie ma tam tak wiele okrucieństwa, więcej smutku, przygnębienia, wstydu, ale także refleksji.
UsuńMam nadzieję,że moja biblioteka ją już ją posiada.
OdpowiedzUsuńCzym było zmęczenie wojną Szwedów w stosunku do tego co spotkało inne narody. Ciekawa jestem co tym wiedziała pisarka.
Oj wiedziała całkiem sporo. Wiedzę czerpała także z korespondencji prywatnej, którą cenzurowała na potrzeby wojenne. Może nie miała pełnej wiedzy, ale na pewno większą niż przeciętny człowiek tamtego okresu.
UsuńMuszę przeczytać. Swoją drogą na półce mam także biografię Lindgren, która także ciągle przede mną.
OdpowiedzUsuńJa także nie czytałam biografii, a teraz mając już jakąś wiedzę na temat pisarki z ciekawością bym poczytała.
UsuńDla mnie zapiski zwykłej tj. nieznanej osoby (a taką AL raczej była w chwili pisania Dzienników) mają dodatkową wartość - szczerość. Domyślam się, że i tak jest to w pewnym stopniu kreacja, ale chyba mniejsza niż w sytuacji pisania z myślą o późniejszym wydaniu.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tej książki, może zdążę z lekturą w tym życiu.;)
Tak szczerość jest dużą zaletą Astrid, a kreacji- jeśli jest w tym trochę- to niewiele. Może pozwolą nam czytać i po drugiej stronie :)
UsuńJag-har-läst-boken,-den-är-mycket-läsvärd.Här-i-Sverige-tyckte-många-att-boken-inte-skulle-ges-ut.
OdpowiedzUsuńVarför-inte,-vad-vet-Sverige-om-krig?-Absolut-inget.
Astrid-skrev-från-sina-egna-tankar-och-funderingar.En-barnboksförfattare-kan-också-skriva-om-annat.
Pozdrowienia/Eva
Dziękuję za komentarz, choć przyznam, że nie rozumiem ani słowa. Ale także pozdrawiam
UsuńJakże światy - mimo fizycznej bliskości - mogą być od siebie odległe i różne...
OdpowiedzUsuńCzy może dziwić to, że w Szwecji - w tym samym czasie, kiedy w Europie działy się te straszliwe rzeczy - można było żyć jak u Pana Boga za piecem, skoro w Warszawie, już za murami getta, był już zupełnie inny (mimo wszystko) świat?
Przypomina się "Campo di Fiori" Miłosza:
(...)
W Warszawie przy karuzeli,
W pogodny wieczór wiosenny,
Przy dźwiękach skocznej muzyki.
Salwy za murem getta
Głuszyła skoczna melodia
I wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo.
Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
Śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli.
(...)
Zaskoczyło mnie to, że Astrid Lindgren czytała (masowo!) cudze listy ;)
Nie mogło to nie wpłynąć na jej widzenie świata.
Pozdrawiam,
S.
Tak, to zadziwiające, jak różne światy funkcjonują obok siebie. Dziękuję za ten piękny i jakże adekwatny komentarz poetycki. Co do pracy w cenzurze- jak wynika z przedmowy najpierw pracowała przy dokumentach rozwodowych i zakupach nieruchomości w biurze adwokackim, potem była zatrudniona w biurze kryminologa Harry`ego Sodermana i to on zarekomendował ją do tajnej pracy w służbie narodu. Pracowała w cenzurze korespondencji celem wyłapania działalności zdradzieckiej dla Szwecji a także potencjalnego szkodliwego donosicielstwa. Dzięki temu wiedziała o wiele więcej niż przeciętna Szwedka. W Dziennikach cytuje czasami zaczerpnięte z listów zdania.
UsuńDzienniki - jeszcze przede mną, ale czytałam biografię Astrid - napisaną przez Margaretę Strömstedt (która też sprawy Dzienników objaśnia). Z tego, co widzę, po powyższej recenzji - obie lektury świetnie się uzupełniają. Gdy czytałam o Astrid - miałam wrażenie, że ona zaczęła pisać książki - na długo przed tym, zanim fizycznie je zaczęła zapisywać. Co mam na myśli? wywodziła się z rodziny, w której rodzice i babcia (jeśli dobrze pamiętam) byli opowiadaczami. Opowieść - taka najprawdziwsza opowieść, jakiej nasze pokolenie zupełnie nie zna - było w ich domu niezwykle ważna. I Astrid tę zdolność odziedziczyła w genach. Miała zwyczaj opowiadać swojej córce bajki. I to jej mała córeczka przyczyniła się do narodzin popularnej bohaterki. "Mamo, opowiedz mi o Pippi Pończoszance" - poprosiła któregoś dnia dziewczynka i Astrid ułożyła odpowiednio szalone przygody do tak szalonego imienia. Długi czas opowiadała córce przygody Pippi, a potem złamała nogę, przez długie miesiące leżała w łóżku. I wówczas narodziła się pisarka. Zbliżały się urodziny córki, Astrid postanowiła spisać przygody Pippi w formie książeczki i podarowała ją córce. A potem wysłała do wydawcy. I tak się zaczęła jej przygoda z książkami dla dzieci.
OdpowiedzUsuńRozpisałam się, ale lubię tę historię:)
A jeszcze pozwolę sobie wtrącić, co do Dzienników, że w przypadku Astrid - po przeczytaniu jej biografii - jestem pewna, że w nich nie było żadnej kreacji, po prostu nie mieści mi się to w głowie, raczej powstały z autentycznej potrzeby...
Pozdrawiam:)
To prawda ja również nie dostrzegam w nich kreacji. Pomijając wszystko inne pisała dla siebie, może ewentualnie dla dzieci, aby zrozumieć samej to co się wokół dzieje. Opowiadanie dzieciom wymyślonych historyjek to cudowny dar. W Dziennikach wspomina jedynie mimochodem o pierwszych książeczkach, które napisała i które udało się wydać. Ale to dzieje się na marginesie wielkich wydarzeń i prozy życia podczas wojny; jakże innego od życia pozostałych narodów, a jednak życia w cieniu wojny, kiedy niewiele wydarzeń pozostawało bez związku z wojną. Nie czytałam jeszcze biografii Astrid, a teraz jestem jej szczególnie ciekawa.
UsuńPozwolę sobie dołączyć do Waszej dyskusji. Biografia Lingren jeszcze przede mną, ale czytam biografię Sigridy Undset i odnoszę podobne wrażenie, jak Ola, że i ona narodziła się jako pisarka zanim nią została, gdyż jej narratorskie umiejętności podobnie, jak u Astrid ujawniły się już w dzieciństwie, gdy opowiadała bajki. Korzenie pisarstwa ich obu leżą w pięknie skandynawskiej kultury i tradycji.
UsuńMożna tylko pozazdrościć tego daru opowiadania historii, jeśli nawet nie z punktu widzenia niedoszłej kariery pisarskiej, to choćby z tego powodu, iż byłaby to bezcenna umiejętność kształtowania wyobraźni oraz rozwijania zainteresowań młodego pokolenia, które dziś od najmłodszych lat popada w uzależnienie od elektroniki.
UsuńTakimi świetnymi narratorami byli moi dziadkowie oraz mąż mojej ciotki.Wielka szkoda, że zbyt mało ich słuchałam, ale i tak więcej niż inni z naszej rodziny stąd sporo jednak się dowiedziałam. Sama niestety nie mam tej umiejętności.
UsuńNiestety w mojej rodzinie to tylko tata był opowiadaczem, ale on opowiadał bajki, ciekawie to robił, choć czasami wprowadzał elementy horroru, dzięki czemu bałam się potem zasnąć. :)
Usuń