Wydane przez Twój Styl Dzienniki mogą wywołać mieszane uczucia. Z jednej strony nie zachwycają talentem autorki, momentami drażnią autorytarnymi sądami światopoglądowymi, chwilami nużą opisem rozterek uczuciowych autorki, ale z drugiej strony ileż tu ciekawostek dotyczących życia w okresie dwudziestolecia międzywojennego, ileż myśli ciekawych i bliskich, ile znajomych nazwisk, z którymi spotkania zawsze są interesujące.
Autorka Dzienników często pisze o niemożności wypowiedzenia tego, co przeżywa, tego, co najistotniejsze, czym chciałaby się podzielić, ale brakuje jej daru, umiejętności, talentu. Po co wypisywać to wszystko?! Nie umiem nic wyrazić, z tych rzeczy, jakie najbardziej odczuwam, nie trzeba pisać o tym, choć czasami tak bardzo chciałabym (str. 16 wpis z 21.04.1923 r.). Dzienniki to rodzaj dokumentu, obrazujący życie pewnej epoki, tym cenniejszy, im więcej upływa czasu od jego stworzenia. Przez fakt, iż obrazuje sposób życia, którego już nie ma, budzi nostalgię za przeszłością (która wydaje się czymś bardziej pociągającym niż teraźniejszość). A Dzienniki pani Anny, pomijając te fragmenty, w których autorka skupia się na sobie i swoich rozterkach, to niezły obraz małego, aż istotnego wycinka życia inteligencji międzywojennej, ich zainteresowań, zwyczajów, sposobów spędzania wolnego czasu. Dla mnie mają dodatkowo tę zaletę, że są pisane sercem, a nie rozumem.
Zachwyca mnie zachłanność autorki w czerpaniu z życia. Mimo licznych okresów pozostawania w stanie odosobnienia z powodu jej słabego zdrowia, mamy tu mnóstwo opisów wrażeń z podróży, koncertów, przedstawień teatralnych, lektur, spotkań z pisarzami, muzykami, malarzami.
Z ogromną ciekawością czytałam wrażenia z podróży.
Byliśmy dwa dni w Berlinie… Do Berlina ostatecznie najmniej kosztownie i najbliżej, a można posłuchać dobrej muzyki i obejrzeć galerie. Przypomina mi to dawne moje, dziecinne jeszcze marzenia o galeriach, kiedy jako mała dziewczynka wygrzebywałam jakieś stare albumy z reprodukcjami obrazów i rzeźb; pamiętam jak cudowne i tajemnicze wydawały mi się włoskie Madonny i cały świat mitologii ze swymi dziwnymi alegoriami, z promiennymi nagimi postaciami bogiń i bogów, centaurami, faunami.. .. Przez dwie doby można jednak wiele zobaczyć; byliśmy trzy razy w teatrze (w dzień przyjazdu wieczorem na Salome Wilde`a, w rosyjskim teatrze następnego dnia na feerii popołudniowej i wieczorem w operze). Zwiedziliśmy cztery muzea dość dokładnie. Byliśmy na bardzo miłej herbatce artystycznej w pracowni malarskiej Kramsztyka i wreszcie przed samym wyjazdem zdążyliśmy jeszcze na godzinę pojechać do ogrodu zoologicznego…. (str. 15 wpis z 11.04.1923 r.)
Rzym. A więc jesteśmy w wiecznym mieście. Tak, może to jest właśnie jedyny wyraz, który może być określenie tego, czym jest Rzym, jedyne zsyntetyzowanie wrażeń, których się tu doznaje. Od kilku dni żyjemy, jak w bajce, zacząwszy od Wenecji, która wydała nam się jakby ze snu, jakąś wiało biało-różową fantazją cudownie zharmonizowaną z błękitem nieba i morza, aż do tego wieczoru cudownego w Rzymie, do tego złotego zachodu słońca za dalekimi wzgórzami. Pomimo, że Plac Świętego Marka, Piazettę i wszystkie w ogóle sławne budynki zna się od dzieciństwa, jednak zawsze widzi się je jeszcze inaczej, a przede wszystkim nie można absolutnie wyobrazić sobie tego cudownego kolorytu Wenecji ani nawet nadzwyczajnych popielato-różowych tonów wnętrza kościoła św. Piotra. (str.47-48 wpis z 08.05.1923 r.).
Całkiem spora ilość wrażeń z podróży. Tak na marginesie - ilekroć czytam o podróżach artystów w okresie dwudziestolecia międzywojennego nie mogę się nadziwić, skąd na to czerpano środki, zwłaszcza, iż nie zawsze bywali to artyści uznani. Z opisów wojaży utkwiły mi tu zwłaszcza te dotyczące wizyt: w Kaplicy Sykstyńskiej, w Wilii Borghese, czy pobytu we Florencji.
Aż chciałoby się przytoczyć więcej cytatów, które przywołują przed oczyma obrazy, chwile, uczucia, tęsknotę, no i nadzieję bliskiego powrotu. Podobnie, jak refleksje dotyczące lektury, czy muzyki.
Zachwyca mnie to oczarowanie sztuką, która pozwala odczuć jedność twórcy, dzieła i odbiorcy, sztuką - która wywołuje wręcz metafizyczne doznania porównywalne do religijnej ekstazy.
Czasami w chwilach tej czystej radości, którą daje sztuka, myśli się, czy można by tak trwać, nic już innego nie wiedzieć, niczego innego nie pragnąć. Myślę, że życie wieczne musi być czymś podobnym. (str. 151-wpis z 24.04.1929 r.).
Pani Anna była mocno wierzącą osobą, żeby nie powiedzieć dewotką. Dlatego też pewne jej autorytatywne sądy związane z przekonaniami/ światopoglądem mogą budzić sprzeciw wśród osób, których wiara nie ma tak mocnych korzeni, a na pewno u osób o innych poglądach.
Można tu znaleźć także refleksje na temat sytuacji polityczno-gospodarczej Młodej Polski (początkowe rozczarowanie Piłsudskim), a także ogromne obawy związane z narodzinami ruchów nacjonalistycznych.
Jeśli ktoś chciałby doszukiwać się w Dziennikach informacji na temat stosunków małżeńskich, opisów zachowań Jarosława to będzie zawiedziony. Anna wypowiada się na temat męża z ogromną przyjaźnią i miłością, jednakże samego pisarza w Dziennikach niewiele. Najbardziej szczery zapis odnajduję pod datą 11.12.26 r. … niestety własna słabość jego jest przyczyną wszystkich rzeczy, które go dręczą: niemożność zdobycia się na jakąkolwiek decyzję jest u niego stanem wręcz chorobliwym. Ciężko mi jest, kiedy widzę, że to wszystko co go boli, stara się zawsze jakoś odrzucić na zewnątrz, stworzyć temu sztuczną przyczynę i tę przyczynę swoich stanów najczęściej przenosi na mnie, upatrując we mnie jakieś złe intencje i nadając moim słowom znaczenia, których rzeczywiście nie miałam na myśli. … Nie piszę tu nigdy o tych rzeczach, bo zawsze ostatecznie można być za mało bezstronną…(str. 107).
Lektura Dzienników nie była czasem straconym. A kiedy czytając jakiś czas potem rozmowę Barbary Łopieńskiej z Pawłem Hertzem przeczytałam o przyjaźni tłumacza i poety z Iwaszkiewiczami ucieszyłam się, że moje odkrycia zataczają coraz większe kręgi.
Kolejna książka przeczytana w ramach stosikowego losowania u Anny.
Autorka Dzienników często pisze o niemożności wypowiedzenia tego, co przeżywa, tego, co najistotniejsze, czym chciałaby się podzielić, ale brakuje jej daru, umiejętności, talentu. Po co wypisywać to wszystko?! Nie umiem nic wyrazić, z tych rzeczy, jakie najbardziej odczuwam, nie trzeba pisać o tym, choć czasami tak bardzo chciałabym (str. 16 wpis z 21.04.1923 r.). Dzienniki to rodzaj dokumentu, obrazujący życie pewnej epoki, tym cenniejszy, im więcej upływa czasu od jego stworzenia. Przez fakt, iż obrazuje sposób życia, którego już nie ma, budzi nostalgię za przeszłością (która wydaje się czymś bardziej pociągającym niż teraźniejszość). A Dzienniki pani Anny, pomijając te fragmenty, w których autorka skupia się na sobie i swoich rozterkach, to niezły obraz małego, aż istotnego wycinka życia inteligencji międzywojennej, ich zainteresowań, zwyczajów, sposobów spędzania wolnego czasu. Dla mnie mają dodatkowo tę zaletę, że są pisane sercem, a nie rozumem.
Zachwyca mnie zachłanność autorki w czerpaniu z życia. Mimo licznych okresów pozostawania w stanie odosobnienia z powodu jej słabego zdrowia, mamy tu mnóstwo opisów wrażeń z podróży, koncertów, przedstawień teatralnych, lektur, spotkań z pisarzami, muzykami, malarzami.
Z ogromną ciekawością czytałam wrażenia z podróży.
Byliśmy dwa dni w Berlinie… Do Berlina ostatecznie najmniej kosztownie i najbliżej, a można posłuchać dobrej muzyki i obejrzeć galerie. Przypomina mi to dawne moje, dziecinne jeszcze marzenia o galeriach, kiedy jako mała dziewczynka wygrzebywałam jakieś stare albumy z reprodukcjami obrazów i rzeźb; pamiętam jak cudowne i tajemnicze wydawały mi się włoskie Madonny i cały świat mitologii ze swymi dziwnymi alegoriami, z promiennymi nagimi postaciami bogiń i bogów, centaurami, faunami.. .. Przez dwie doby można jednak wiele zobaczyć; byliśmy trzy razy w teatrze (w dzień przyjazdu wieczorem na Salome Wilde`a, w rosyjskim teatrze następnego dnia na feerii popołudniowej i wieczorem w operze). Zwiedziliśmy cztery muzea dość dokładnie. Byliśmy na bardzo miłej herbatce artystycznej w pracowni malarskiej Kramsztyka i wreszcie przed samym wyjazdem zdążyliśmy jeszcze na godzinę pojechać do ogrodu zoologicznego…. (str. 15 wpis z 11.04.1923 r.)
Rzym. A więc jesteśmy w wiecznym mieście. Tak, może to jest właśnie jedyny wyraz, który może być określenie tego, czym jest Rzym, jedyne zsyntetyzowanie wrażeń, których się tu doznaje. Od kilku dni żyjemy, jak w bajce, zacząwszy od Wenecji, która wydała nam się jakby ze snu, jakąś wiało biało-różową fantazją cudownie zharmonizowaną z błękitem nieba i morza, aż do tego wieczoru cudownego w Rzymie, do tego złotego zachodu słońca za dalekimi wzgórzami. Pomimo, że Plac Świętego Marka, Piazettę i wszystkie w ogóle sławne budynki zna się od dzieciństwa, jednak zawsze widzi się je jeszcze inaczej, a przede wszystkim nie można absolutnie wyobrazić sobie tego cudownego kolorytu Wenecji ani nawet nadzwyczajnych popielato-różowych tonów wnętrza kościoła św. Piotra. (str.47-48 wpis z 08.05.1923 r.).
Całkiem spora ilość wrażeń z podróży. Tak na marginesie - ilekroć czytam o podróżach artystów w okresie dwudziestolecia międzywojennego nie mogę się nadziwić, skąd na to czerpano środki, zwłaszcza, iż nie zawsze bywali to artyści uznani. Z opisów wojaży utkwiły mi tu zwłaszcza te dotyczące wizyt: w Kaplicy Sykstyńskiej, w Wilii Borghese, czy pobytu we Florencji.
Aż chciałoby się przytoczyć więcej cytatów, które przywołują przed oczyma obrazy, chwile, uczucia, tęsknotę, no i nadzieję bliskiego powrotu. Podobnie, jak refleksje dotyczące lektury, czy muzyki.
Zachwyca mnie to oczarowanie sztuką, która pozwala odczuć jedność twórcy, dzieła i odbiorcy, sztuką - która wywołuje wręcz metafizyczne doznania porównywalne do religijnej ekstazy.
Czasami w chwilach tej czystej radości, którą daje sztuka, myśli się, czy można by tak trwać, nic już innego nie wiedzieć, niczego innego nie pragnąć. Myślę, że życie wieczne musi być czymś podobnym. (str. 151-wpis z 24.04.1929 r.).
Pani Anna była mocno wierzącą osobą, żeby nie powiedzieć dewotką. Dlatego też pewne jej autorytatywne sądy związane z przekonaniami/ światopoglądem mogą budzić sprzeciw wśród osób, których wiara nie ma tak mocnych korzeni, a na pewno u osób o innych poglądach.
Można tu znaleźć także refleksje na temat sytuacji polityczno-gospodarczej Młodej Polski (początkowe rozczarowanie Piłsudskim), a także ogromne obawy związane z narodzinami ruchów nacjonalistycznych.
Jeśli ktoś chciałby doszukiwać się w Dziennikach informacji na temat stosunków małżeńskich, opisów zachowań Jarosława to będzie zawiedziony. Anna wypowiada się na temat męża z ogromną przyjaźnią i miłością, jednakże samego pisarza w Dziennikach niewiele. Najbardziej szczery zapis odnajduję pod datą 11.12.26 r. … niestety własna słabość jego jest przyczyną wszystkich rzeczy, które go dręczą: niemożność zdobycia się na jakąkolwiek decyzję jest u niego stanem wręcz chorobliwym. Ciężko mi jest, kiedy widzę, że to wszystko co go boli, stara się zawsze jakoś odrzucić na zewnątrz, stworzyć temu sztuczną przyczynę i tę przyczynę swoich stanów najczęściej przenosi na mnie, upatrując we mnie jakieś złe intencje i nadając moim słowom znaczenia, których rzeczywiście nie miałam na myśli. … Nie piszę tu nigdy o tych rzeczach, bo zawsze ostatecznie można być za mało bezstronną…(str. 107).
Lektura Dzienników nie była czasem straconym. A kiedy czytając jakiś czas potem rozmowę Barbary Łopieńskiej z Pawłem Hertzem przeczytałam o przyjaźni tłumacza i poety z Iwaszkiewiczami ucieszyłam się, że moje odkrycia zataczają coraz większe kręgi.
Kolejna książka przeczytana w ramach stosikowego losowania u Anny.
To może być świetna rzecz do porównania z zapiskami Jarosława, o ile jego zapiski z tego okresu zachowały się (pamiętam, że jakaś część uległa zniszczeniu).
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że też mnie zaskakują te europejskie wojaże w kontekście finansów. Podróżowali czasem też ludzie b. skromnie sytuowani, i to tygodniami.
Rozmowa Łopieńskiej z Hertzem fantastyczna, podobało mi się to, co pisał o podróżowaniu po Italii.
Potwierdzam, rozmowa bardzo ciekawa. Zresztą po pani Łopieńskiej nie spodziewałabym się niczego innego. Niesamowite, jak tak prostymi pytaniami (żeby nie powiedzieć zwyczajnymi) potrafi naprowadzić rozmówcę na to, co dla czytelnika interesujące, nawet, jeśli nie zawsze podzielamy poglądy rozmówcy.
OdpowiedzUsuńMnie by najbardziej interesowały zapiski dotyczące Jarosława. Szkoda, że tych jest niewiele... Wybrałaś bardzo ładne cytaty, zachęcające do sięgnięcia po książkę. :)
OdpowiedzUsuńNazwisko Iwaszkiewicza było oczywiście tym magnesem, który sprawił, że sięgnęłam po Dzienniki, ale nie żałuję, że mimo jego śladowej obecności w Dziennikach przeczytałam. Być może w dalszych rocznikach tych powojennych wspomnień więcej jest Jarosława, twierdzę jednak, iż Anna także była ciekawą indywidualnością.
OdpowiedzUsuńKsiążka leży na półce i czeka na swój czas.
OdpowiedzUsuńCzytałam biografię J.Iwaszkiewicza napisaną przez Ludwikę Włodek co bardzo przybliżyło mi obydwoje Iwaszkiewiczów. Nie był to dla Anny łatwy związek więc być może wiara pomagała jej w nim trwać.
Jak wskazuje Twój ostatni cytat Anna była osobą powściągliwą w ocenach swego męża co się jej myślę chwali i zgadzam się z Tobą, że była ciekawą indywidualnością, intelektualnie nie odstającą od swojego męża.
Załączam pozdrowienia....
Ja natomiast Iwaszkiewicza znam tylko z relacji wynikających ze wspomnień innych; Marii Dąbrowskiej, Pawła Hertza, czy teraz żony Anny. Jak pisałam ardioli taka żona jak Anna to skarb- wytrwanie u boku pisarza to ciężkie zadanie dla kobiety, zwłaszcza inteligentnej i wrażliwej, choć właściwie dla kobiety prostej pewnie byłoby jeszcze cięższym. Na pewno wiara bardzo jej pomogła, ona zawsze pomaga przetrwać ciężkie chwile dając nadzieję nagrody w przyszłym życiu, a zarazem ucząc pokory przy znoszenia przeciwności losu. Nie czytałam późniejszych Dzienników (z informacji w necie wynika, iż były jakieś zapiski powojenne), być może tam była mniej powściągliwa. Czytałam gdzieś, że temat jego bujnego życia intymnego nie był w rodzinie tematem tabu. Napisałam wyżej że sięgnęłam po Dzienniki skuszona nazwiskiem pisarza, ale to nie do końca prawda, interesuje mnie też jak się żyje u boku takich osobowości. Pozdrawiam
UsuńCzytałam Dzienniki Anny i Jarosława na zmianę, porównując ich wrażenia. Ona taka uduchowiona, pięknie formułuje zdania, a on konkretny i tak chciał być sławny i wielki, tylko pisze o sobie, o potrzebie miłości, o osamotnieniu, wykorzystywaniu go. Anna jest wielką jego przyjaciółką, ale tez na nią narzeka ciągle.
OdpowiedzUsuńAnna przestała pisac pamietniki dosyc wczesnie, przed wojną.
Bardzo lubię Iwaszkiewicza i już kilka razy byłam w Stawisku, chciałabym, zeby wrócił do łask, to wspaniały pisarz. Bałam sie, ze w moim miescie zmienią nazwę jego ulicy. Kruczkowskiego zmienili, ale to juz inny temat. Pozdrawiam.
Taka żona dla artysty to skarb, mądra, czuła, przymykająca oczy na jego romanse, no i kochająca ponad wszystko. Z internetowych zapisków wynika, iż pisałą dzienniki do 1951 r.https://merlin.pl/dzienniki-i-wspomnienia-anna-iwaszkiewicz/6853516/ Ale nie dotarłam do późniejszych zapisków.
UsuńTeż lubię Iwaszkiewicza-pisarza. W Stawisku byłam, ale pechowo trafiłam na zamknięte drzwi/ furtkę i szczekającego psa. :) Co do zmiany nazw ulic - wydaje mi się, że Kruczkowski jednak był bardziej spolegliwy w stosunku do PRL-owskich władz niż Iwaszkiewicz, ale czy to go uchroni ...czas pokaże. Z Iwaszkiewiczowskich książek najbardziej spodobały mi się podróże do Włoch, choć nie są one wcale reprezentatywne do jego dokonań literackich. Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny.