Sufit Opery Garnier wymalowany przez Chagalla |
Zalety biografii doceniałam dopiero parę lat temu. Wcześniej ten gatunek literacki nie wzbudzał mojego zainteresowania. Od biografii oczekuję zarówno wartości poznawczych, jak i pewnego rodzaju psychoanalizy, poza suchymi datami i zdarzeniami także własnego odczytania przyczyn tychże zdarzeń.
Biografia Marca Chagalla na pewno spełniła oczekiwania poznawcze, przy czym było to zadanie dość łatwe, ponieważ na temat malarza wiedziałam bardzo niewiele. Jedynie to, że malował dziwne obrazy lewitujących postaci o dwóch twarzach a także to, że wymalował sufit Opery Paryskiej. Nie wiedziałam, albo też umknęło z mojej pamięci, że Marc Chagall (właściwie Moisiej Szagał) był z pochodzenia rosyjskim Żydem. Ja kojarzyłam go z Francją, co nie było od rzeczy, bowiem Chagall miał także francuskie obywatelsko. Marc urodził się w Witebsku, pod koniec XIX wieku w małym żydowskim miasteczku, takim, jakie utrwalił na swych obrazach. Witebsk przypominał literacką Anatewkę ze Skrzypka na dachu. Można tu było spotkać … zwierzęta, cebulaste kopuły cerkwi, rabinów pochylonych nad Torą, kobiety z koszami, mężczyzn objuczonych bańkami z mlekiem…, a także skrzypka prowadzącego pochód weselników. (ze str. 14), można je spotkać także na jego obrazach. Jego ojciec był sprzedawcą śledzi, matka zajmowała się domem i dziewiątką dzieci. Bycie Żydem w Rosji nie było łatwe, był to czas antysemickich pogromów, a na pobyt w Petersburgu potrzebne było specjalne zezwolenie. A jednak Marc wspominał tamten okres z sentymentem a każde kolejne miejsce zamieszkania porównywał z miejsce urodzenia. Szczególną rolę w jego życiu stanowił Paryż, stolica artystycznej bohemy, miasto światła i wolności, w którym Żydzi cieszyli się równouprawnieniem. Tutaj tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej miał miejsce jego malarski debiut. Wróciwszy tutaj dziewięć lat później doznał olbrzymiego rozczarowania, kiedy okazało się, że wszystkie pozostawione w pracowni La Ruche obrazy (około stu pięćdziesięciu) znikły. Przed drugą wojną Chagall wraz z żoną i córką zamieszkał na południu Francji. Miał nadzieję, że francuskie obywatelstwo uchroni go od aresztowania. Tylko dzięki uporowi i odwadze Variana Freya z Amerykańskiego Emergency Rescue Comittee (który zajmował się ratowaniem europejskich intelektualistów) wydostał się z więzienia, przekroczył granicę hiszpańską i wylądował w Lizbonie, skąd ekspediowano uchodźców do Ameryki. Do Francji wrócił po ponad dziesięciu latach i mieszkał tam do śmierci. Autor biografii pisze sporo o miejscach, datach i zdarzeniach. O ile poznałam życiorys malarza, o tyle zabrakło mi jego portretu psychologicznego. Postać malarza jest delikatnie zarysowana, można by rzec, że autor namalował go w sposób niezwykle delikatny, ledwie widoczny. Więcej miejsca poświęca jego obrazom, i to dzięki nim poznajemy, co mu w duszy gra. Duża zaletą książki jest to, iż Chagall nie jest jednowymiarowy. Autor pisze zarówno o jego zaletach, jak i wadach. Może tych drugich jest nawet więcej (dla przykładu; egocentryzm, romans z władzą radziecką, odmówienie pomocy Freyowi we wsparciu zbiórki na uchodźców, brak zainteresowania synem po rozstaniu z jego matką). Być może przyczyn należałoby upatrywać w ciężkiej historii Marca (historii dzielonej z tysiącami jego pobratymców), może w tym, iż padł on kiedyś ofiarą oszustwa. Zadziwia dwoistość jego postępowania; z jednej strony wierny wyznawca judaizmu, robiący wymówki córce z powodu związku z gojem, a drugiej pozostający w takim związku Marc (w dodatku ukrywający go przed światem). Biografia pióra Wilsona rozbudziła moje zainteresowanie malarzem.
I choć teraz nie mogę powiedzieć, aby obrazy Chagalla wzbudziły mój zachwyt, to dzięki znajomości jego biografii patrzę na nie z większym zrozumieniem. Odpowiada mi się ich lekkość, ulotność, fantazja połączona z realizmem, kolory, delikatna kreska, niedopowiedzenie, romantyzm, natomiast niekiedy drażni nadmiar. Nadmiar szczegółów, detali, symboli, których znaczenia nie umiem, albo nie chcę odnaleźć. Ale jest ten nieistniejący już, a utrwalony przez malarza klimat żydowskiego sztetl i choćby za to cenię Chagalla. Książka przeczytana w ramach stosikowego losowania u Anny.
I choć teraz nie mogę powiedzieć, aby obrazy Chagalla wzbudziły mój zachwyt, to dzięki znajomości jego biografii patrzę na nie z większym zrozumieniem. Odpowiada mi się ich lekkość, ulotność, fantazja połączona z realizmem, kolory, delikatna kreska, niedopowiedzenie, romantyzm, natomiast niekiedy drażni nadmiar. Nadmiar szczegółów, detali, symboli, których znaczenia nie umiem, albo nie chcę odnaleźć. Ale jest ten nieistniejący już, a utrwalony przez malarza klimat żydowskiego sztetl i choćby za to cenię Chagalla. Książka przeczytana w ramach stosikowego losowania u Anny.
W jednym z podręczników do nauki języka francuskiego jego autor umieścił obraz Chagalla Paryż widziany z okna. Pamiętam wypowiedzi moich licealistów plastyków na temat tego dzieła, zresztą wtedy sama pokusiłam się na swoją własną interpretację. Dzisiaj spojrzałabym chyba na ten obraz inaczej znając więcej szczegółów z życia artysty, któremu przyszło się żyć w ciekawych ale tez i trudnych czasach...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Obejrzałam wspomniany obraz, interpretacja musiała przynieść wiele ciekawych wypowiedzi. Obrazy Chagalla są tak bogate w znaczenia, każdy może w nich dojrzeć co innego. A tak nawiasem mówiąc, to z perspektywy czasu można dojść do wniosku, że każde pokolenie żyje w ciekawych czasach, czasami wolelibyśmy zapewne, aby były one mniej ciekawe, a bardziej spokojne.
UsuńLubię biografie. Autor, którego życie znam chociaż z grubsza, zawsze jest mi bliższy niż ten, o którym nic nie wiem.
OdpowiedzUsuńMam takie same odczucia.
UsuńCzytając biografię, mam trochę wrażenie, że odkrywam zakamarki duszy tej osoby...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię weekendowo.
Lepiej bym tego nie ujęła. Pozdrawiam
UsuńUwielbiam biografie, ale też nie od zawsze, to mi przyszło jakoś parę lat temu... Marc Chagall to malarz z okresu, który najbardziej mnie fascynuje, więc coś tam zawsze o nim wiedziałam, ale w sumie mało się nim interesowałam, obrazy do mnie nie przemawiały. Jednak od czasu, kiedy obejrzałam film "Notting Hill" z Julią Roberts i Hugh Grantem, pierwsze skojarzenie nazwiska Chagall to sceny z tego filmu z obrazem "La Mariee" i rozmowy głównych bohaterów o kozie grającej na skrzypcach :). Od tego czasu chyba bardziej lubię i rozumiem obrazy Chagalla :))).
OdpowiedzUsuńChyba obejrzę sobie dziś ten film, bo jakoś przeoczyłam tę scenę, a lubię takie smaczki. Wyłapuję je nawet w nie najlepszej literaturze. Tak, jak swego czasu odniesienia do sztuki u Dana Browna rozbudziły fascynację Berninim. Od tej pory kolekcjonuję jego dzieła w pamięci obejrzawszy je wprzódy w różnych zakątkach Europy z moją ukochaną Galerią Borghese.
UsuńZ tego co pamiętam, to tych scen jest nawet kilka, prawie na początku (reprodukcja), gdzieś pomiędzy (wzmianka w rozmowie) i niemal na samym końcu (oryginał obrazu), tworząc wątek nawiązujący nieco metaforycznie do głównego tematu. A w każdym razie ja tak to odebrałam i właśnie dlatego zaczęłam szperać w internecie, żeby sobie najpierw o tym obrazie, a później o samym Chagallu więcej poczytać :). Kurczę, chyba też dzisiaj ten film znowu obejrzę :).
UsuńWłaśnie wyciągnęłam płytkę i dziś obejrzę. W ogóle nie kojarzę tego filmu, więc jest możliwe, że go nie oglądałam. Teraz tym bardziej jestem zaintrygowana.
UsuńNie znam tej książki ale będę chciała ją poznać.
OdpowiedzUsuńByłam natomiast kilka lat temu w Witebsku i zwiedzałam Muzeum - dom Marca Chagalla. Dowiedziałam się wtedy wiele...
Pozdrawiam serdecznie
To Ci zazdroszczę. Bardzo lubię odwiedzać domy-muzea- pisarzy, malarzy i innych artystów.
OdpowiedzUsuń