Francuska kawiarenka literacka

niedziela, 10 listopada 2019

Sarah Brightman warszawski koncert (6.11.2019)


Sarah Brightman to jeden z największych sopranów na świecie. Ja znawcą nie jestem, ale kiedy po raz pierwszy usłyszałam jej głos na koncercie w wiedeńskiej katedrze Św. Szczepana uzmysłowiłam sobie, że w życiu nie słyszałam czegoś równie pięknego. Z zazdrością patrzyłam na słuchaczy koncertu, którym dane było uczestniczenie w tej niezwykłej uczcie wokalno-duchowej. Anielski głos, piękna kobieta i gotycka katedra. Miałam szczęście zobaczyć i posłuchać koncertu, dzięki uprzejmości mojej byłej szefowej. Użyczyła mi ona (wówczas niedostępną) płytę z jego zapisem. Pojawiła się wtedy myśl, którą tłumiłam w zarodku, że nierealna i niedorzeczna, abym kiedyś i ja mogła posłuchać Sarah na żywo. Najpiękniejszym tegorocznym prezentem urodzinowym okazała się informacja o warszawskim koncercie. Bilet zakupiłam 29 stycznia, a koncert miał miejsce 6 listopada na warszawskim Torwarze. Hymn
Zastanawiałam się, czy koncert promocyjny płyty HYMN to dobry pomysł na pierwszy solowy występ w naszym kraju. Płyta zawiera przepiękne utwory, jednak są one niezwykle spokojne, a ich wykonanie więcej ma wspólnego z operą niż koncertem dla kilkutysięcznej widowni.

Powinnam jednak była zaufać intuicji organizatorów. Wokalista to nie tylko utalentowana śpiewaczka, to także najlepiej sprzedający się sopran na świecie. Organizatorzy zadbali o to, aby podczas koncertu zdobyć serca publiczności, dlatego jego program był bardzo urozmaicony. Oprócz kilku utworów z ostatniej płyty HYMN (w tym Sogni, Canto per Noi, Follow me czy Fly to paradise) znalazły się wcześniejsze utwory wokalistki z płyt Symphony, Harem, Eden czy Fly.

O sile głosu wykonawczyni niech świadczy to, że był on lepiej słyszalny niż głos towarzyszącej jej orkiestry. Doceniłam to kiedy kolejnego dnia słuchałam polskiej wokalistki (bardzo dobrej wokalistki), która nie mogła się przebić przez dźwięki towarzyszącego jej trzyosobowego zespołu. 

                                      Narcis Ianau

Sarah towarzyszyło dwóch fantastycznych śpiewaków; Vincet Niclo (z którym zaśpiewała między innymi Sogni) oraz Narcis Ianau śpiewający Caruso niezwykle wysokim głosem (niemal kobiecym). Gdybym nie widziała, że śpiewa mężczyzna nie uwierzyłabym. To było coś przecudnego.
Urzekły mnie zarówno Who wants to live Forever (z repertuaru Queen) jak Pie jesu (Requiem) skomponowane przez byłego męża Andrew L. Webbera czy Hymn. Płyta HYMN powstała jako afirmacja radości życia, nadziei i optymizmu w niebezpiecznym współczesnym świecie. Większość utworów na tej płycie brzmi tak chillout – owo, że mogłaby działać jak najlepszy antydepresant, jak chociażby Follow me. Były też takie utwory, gdzie głos Sarah mógłby rozbić kryształowy żyrandol na tysiąc kawałeczków. A jak żyrandol to oczywiście Phantom of the Opera i pierwsze owacje na stojąco. Pierwsze i nie ostatnie. Artystka sprawdzała się doskonale zarówno w repertuarze operowym, jak i rockowym czy popowym. Jej crossoverowe przekraczanie granic różnych muzycznych gatunków przy niesamowicie brzmiącym sopranie dało fantastyczny efekt.

Sarah Brightman poza pięcioosobowym, własnym zespołem śpiewała w towarzystwie Orkiestry Akademii Beethovenowskiej oraz Chóru Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu Ars Cantandi. Jej stroje (cudnej urody lśniące suknie) dzięki współpracy z firmą Swarovsky mieniły się i błyszczały diamencikami i kryształkami. To był niezapomniany koncert. Już wiem, że jeśli Sarah zdecyduje się powtórnie wystąpić w naszym kraju nie będzie mogło mnie tam zabraknąć. 
                                                           Pie Jesu (Requiem)

I jak podałam na portalu społecznościowym – byłam chyba niezwykle grzeczna, bowiem spełniło się kolejne moje muzyczne marzenie (po kilkunastu spektaklach Dzwonnika, po koncercie Davida Garretta 6 października w gdańskiej Ergo-Arenie, o którym w natłoku pięknych doznań nie zdążyłam napisać) miałam okazję posłuchać, popatrzeć, doświadczyć i przeżyć kolejnej muzycznej uczty, której wspominanie rozświetlać będzie krótkie listopadowe dni.

8 komentarzy:

  1. Małgosiu, życzę Ci kolejnych tak wspaniałych doznań muzycznych nie tylko z okazji urodzin.
    Sto lat w zdrowiu i radości życia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak cudowne przeżycia mi się przydarzają, że zaczynam wierzyć, że urodziłam się w czepku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Małgosiu, dobrze spełniać swoje marzenia.Ten występ musiał być niesamowitym przeżyciem.
    Też bardzo często słucham Narcis'a. Fantastyczny głos.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dopiero usłyszałam po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni tego niesamowitego Rumuna.

      Usuń
  4. Rzeczywiście kobieta ma moc!!!
    Super, że udało Ci się zobaczyć ten koncert:)
    Kurcze, przecież Sarah to ładna babeczka jest, a wydaje mi się, że przesadziła trochę z botoksem. Być może to tylko złudzenie, ale tak to wygląda.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Siedziałam na tyle blisko, że dobrze słyszałam i widziałam postać, ale twarzy już tylko zarys. Może to lepiej, bo mogłam się skupić na śpiewie i całokształcie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyjrzałam się wideo i rzeczywiście chyba masz rację. No cóż, gwiazdy mają swoje słabostki.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).