Warszawa bezludna- sobotni poranek |
W zeszłym roku zamieściłam 23 wpisy, co w odniesieniu do poprzedniego (obejmującego zaledwie 10 wpisów) jest znaczącym postępem. Oczywiście nijak się to ma do początków działalności bloga, kiedy zdarzało mi się dokonywać dwóch wpisów dziennie (nie na darmo pierwszy mój blog nosił miano Z dziennika grafomanki w średnim wieku).
Nie mniej moje założenie powrotu do pisania nabiera realnych kształtów, choć oczywiście pozostawia wiele do życzenia. Postanowiłam wzorem Piotra (ZWL) sprawdzić, które z wpisów zgodnie z licznikiem wejść odnotowały największe i najniższe zainteresowanie, które był najchętniej komentowane oraz parę innych nikomu i do niczego nieprzydatnych liczb.
Największym zainteresowaniem czytelników cieszył się wpis
Zbrodnia Sylwestra Bonnard Anatola France. Zapewne część czytelników spodziewała się odkrycia nowego autora kryminałów nie podejrzewając nawet, iż Anatol France to pisarz sprzed niemal dwóch stuleci. Drugi w kolejności wpis dotyczył kulturalnego misz-maszu, czy wpisu obejmującego refleksje z trzech przedstawień. Nie podejrzewam, aby zainteresowanie wzbudził spektakl Callas w reż. Jandy w teatrze Och. Głowę dam sobie uciąć, że nie był to także bydgoski Tribute to musical (dziedzina, w której gustuje niewielu czytelników. Pani Ewo jest Pani jak dla mnie chlubnym wyjątkiem). A zatem ciekawość wzbudził Wiedźmin w reż. Wojciecha Kościelnika. Dopiero dalsza informacja, iż ten spektakl to także musical zapewne ostudziła zainteresowanie części odwiedzających. Jak to się można pomylić sugerując się nagłówkiem. Miejsce na podium zamyka wpis zatytułowany List do Van Gogha. Tutaj zapewne łowcy sensacji spodziewali się odkrycia nieznanego listu od brata, albo choćby od któregoś z kolegów po fachu. Najmniejszym zainteresowaniem natomiast cieszył się (a raczej nie cieszył) wpis Miłość jest warta starania. Rozmowy z mistrzami o niezwykle ważnej dla mnie serii wywiadów przeprowadzonych przez Justynę Dąbrowską z artystami i naukowcami na tematy dotyczące istoty życia.
j/w. |
Ilość wpisów najwyższa na początku roku (zapał, noworoczne postanowienia) spadała w trakcie jego trwania.
j/w c.d |
Najczęściej komentowanym wpisem był poświęcony biografii Iłłakowiczówny.
W 2019 roku częściej wracałam do wcześniej czytanych książek, niż odkrywałam nowe. Moje czytelnicze odkrycie pokrywa się z największą ilością odsłon i jest to Anatol France ze swoją Zbrodnią, a raczej zbrodnią Sylwestra Bonnard. Niezdecydowanych zachęcam do sięgnięcia po tę miniaturkę powieści, jest niezwykle esencjonalna i taka baśniowa. Kontynuowałam czytanie moich ukochanych biografii. Więcej miejsca na blogu zajęły refleksje dotyczące wydarzeń kulturalnych niż przeczytanych książek. Mniej jest wrażeń typowo
podróżniczych z powodu mniejszej ilości wyjazdów (jestem na etapie kupowania nowego mieszkania. Po sprzedaży starego chwilowo jestem bezdomna. Może ktoś chciałby przygarnąć do siebie:)) zajmuję niewiele miejsca i pożeram dużo książek, a często mnie nie ma bo latam na różne koncerty, wystawy, teatry itp.).
j/w cd. |
Ze starych wpisów największą popularnością cieszyły się wpisy Narodziny Wenus Botticellego oraz Włochy południowe w pigułce (niezmiennie od kilku lat). Jedynym już wyzwaniem, w którym uczestniczę regularnie (choć nie regularnie zamieszczam wpisy) jest stosikowe losowanie u Anny. Z rzadka zdarza mi się coś skrobnąć na temat klasyki, literatury francuskiej, czy Zoli.
Zdjęcia z krótkiego poświątecznego wypadu do stolicy i sobotniego spaceru. Nawet ja, ranny ptaszek, rzadko mam okazję oglądać tak puste ulice stolicy.
Wypad uzupełnił moją listę wydarzeń kulturalnych o niesamowity spektakl z Natalią Sikorą w roli Piaf (ciary na skórze od pierwszego utworu) oraz o niekontrolowane wybuchy śmiechu na sztuce Trzeba zabić starszą panią, w której panowie Piela, Żak i Borowski dzielnie towarzyszyli pani Kraftównie.
Dziękuję wszystkim odwiedzającym stale, czasowo, sporadycznie i życzę dobrego nowego roku.
Ja mam dwie nogi, a mój kot cztery, więc statystycznie mamy po trzy. Ktoś mądry powiedział, że statystyka jest jak kurtyzana - każdemu daje to, czego od niej oczekuje.
OdpowiedzUsuńU mnie swego czasu wielkim powodzeniem cieszył się wpis pod tytułem "Efekt Muchy", gdzie mowa była o adoptowanej przez nas starej suczce Muszce, która była przyzwyczajona do spacerów i dzięki temu my także zobaczyliśmy jaki piękny jest ten świat. Początkowo trochę mnie dziwił nagły ruch na stronie, ale potem trafiłam na nagłówki krzyczące o jakichś sensacjach związanych z życiem prywatnym aktorki/celebrytki Anny Muchy i wszystko stało się jasne.
Przyznam się szczerze, że nie zawsze w 100% rozumiem o czym piszesz i nie wszystkie Twoje zainteresowania podzielam bezgranicznie, ale z każdym przeczytanym postem czuję się odrobinkę bogatsza w jakąś wiedzę. Więc na pewno ucieszy mnie większa liczba wpisów na Twoim blogu :). I tego Ci życzę na kolejny rok - żeby pisanie sprawiało Ci przyjemność i nie brakowało na nie czasu, i żebyś mogła uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach kulturalnych, które Cię zainteresują, i żeby wzruszeniom i zachwytom nie było końca :).
:) ubawił mnie ten efekt Muchy. Moje pierwsze skojarzenie było z Alfonsem Muchą, bo jak Małgosia w papilotach to sztuka, ze tak sobie pozmieniam troszeczkę. A to, co napisałaś o pannie lekkich obyczajów skojarzyło mi się z polityką, która temu ... da, kto więcej zapłaci. Nie podzielamy swoich pasji w całości, a przynajmniej dzieje się to niezmiernie rzadko, ale podziwiamy to, że je posiadamy i się im oddajemy, bo chyba największą tragedią człowieka jest to, kiedy dobiega kresu jego życie, a on uświadomi sobie, że właściwie to sam nie wie czego pragnie. Rozmawiałam ostatnio z pewną osobą, która nie potrafiła mi powiedzieć, o czym marzy. Zrobiło mi się tej osoby ogromnie żal. Za życzenia dziękuję.
UsuńMyślę, że wpis o spektaklu Jandy mógł wzbudzić zainteresowanie. Może aktorka dostaje powiadomienia dot. takich tekstów? Choć Wiedźmin pewnie zdecydował.;)
OdpowiedzUsuńCzy we wspomnianym spektaklu Sikora śpiewa z charakterystyczną dla siebie manierą? Mnie to trochę zniechęca, a nie powiem, chciałabym ją zobaczyć na żywo.
Guciamal, Tobie także życzę wszystkiego najlepszego!
Myślę, że pani Janda ma tyle spraw na głowie, że nie śledzi wpisów na swój temat, zwłaszcza, że internet jej ich nie oszczędza. Czy Natalia Sikora śpiewa z manierą- nie potrafię odpowiedzieć, bo w zasadzie nie znam tej wokalistki. Ominęły mnie wszystkie talent show (a chyba w jakimś występowała), nie wysłuchałam nawet jednego utworu na y-t i przyznam, że szłam z obawami, bo wyrobiłam sobie opinię- na jakiej podstawie- sama nie wiem- że to będzie przekombinowane, przerysowane, udziwnione. Nie było. Moim zdaniem, ona śpiewała tak, jak mogłaby to śpiewać sama Edith, a grała przekonywająco, była irytującą zakochaną kobietą, wkurzoną na swego pana, zdesperowaną, potulną, histeryczną, płaczliwą, pokorną, wszystkim naraz.
UsuńWszystkiego dobrego
Jeśli jedną nogę włożysz do miski z gorącą wodą a drugą do wody lodowatej to statystycznie temperatura jest odpowiednia to określenie na statystykę mojej żony. Chociaż czasem warto się z nią zapoznać. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńBardzo trafne określenie, a jakie obrazowe. Choć czasem rzeczywiście zaciekawia. Pozdrawiam również
UsuńBardzo ciekawe podsumowanie. Muszę pomyśleć nad swoim:)
OdpowiedzUsuńZ jednej strony śmiejemy się z takich podsumowań, a z drugiej z ciekawością je przeglądamy dla oderwania się od bardziej merytorycznych wpisów.
UsuńTrochę się napracowałaś przy tej statystyce, bowiem jak dobrze policzyłam, w sumie opublikowałaś 642 posty. Ja mam ich o siedem więcej - czasami podglądam statystyki Bloggera i twierdzę że te za wszystkie okresy są nieprawdziwe, bo liczby nie zgadzają się z tymi bardziej szczegółowymi. Poza tym, mój blog był znacznie częściej odwiedzany, kiedy działało G+. Teraz wyszukiwarki jakby "zwolniły obroty".
OdpowiedzUsuńJestem pierwszą, która komentuje Twój post w nowym roku.
Pozdrawiam serdecznie :)
Ewo, to raczej Ty się naliczyłaś. Mnie się nawet nie chce podliczyć ile wpisów zamieściłam. W zestawieniu postów widnieje 648, ale tam mogą być też posty robocze, które zaczęłam tworzyć i z jakichś powodów przerwałam. A ponieważ zapewne zliczyłaś z licznika z prawej strony (z podziałem na lata) to liczba 642 będzie właściwsza. Kiedyś dawniej zaglądałam na licznik odwiedzin w ciągu dnia, tygodnia czy miesiąca i zadziwiało mnie, jak leci w górę, mimo braku nowych wpisów, a innym razem stoi w miejscu przy dwóch na przykład pod rząd nowych (dawniej to mi się zdarzało). Mój blog jest niszowy i takie 1000 odsłon dziennie to dla mnie coś zupełnie niezrozumiałego, a zdarzało się. Od jakiegoś czasu rzadko zaglądam na licznik, częściej sprawdzam czy są jakieś komentarze, bo lubię każdemu odpowiedzieć, nawet, jeśli wiem, że niektórzy wcale tego nie oczekują, a nawet nie wracają ponownie po tę odpowiedź. Czasami zdarza mi się to z małym poślizgiem, ale staram się nie pozostawić nikogo bez słowa. A ponieważ zatwierdzam komentarze nie mogłaś wiedzieć, że niestety twój nie jest pierwszy, ale za to bardzo ważny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń...powinnam była postawić znak zapytania a nie kropkę po "Jestem pierwszą, która komentuje Twój post w nowym roku"... Starzeję się, bo dopiero kiedy kliknęłam na opublikuj komentarz, uświadomiłam sobie, że zapewne nie ja jedna w tej chwili go piszę i przypomniałam sobie, że je zatwierdzasz.
UsuńDo odpowiedzi pod komentarzem Małgosia - "Sztuka w papilotach" dołączę swoje trzy grosze. Otóż jakąś godzinę temu obejrzałam film o Ralphie Laurenie, który w końcówce filmu powiedział: trzeba spełniać marzenia, żeby odkrywać te właściwe. Jak obejrzysz ten film to pewnie przyznasz mi rację, że to zdanie pięknie podsumowało jego dotychczasowe życie... Zostawiam linka do filmu https://www.cda.pl/video/4341998da
Pozdrawiam :)
Też się na tym łapię, że czasami komentując jakiś niezwykle interesujący wpis nie widzę pod nim komentarzy i myślę, będę pierwsza, a potem okazuje się ...
OdpowiedzUsuńZa link dziękuję. Obejrzę.
Ja znowu w statystyki nie wierzę. Bo mogą oszukać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Zgadzam się z Tobą Moniko. Pozdrawiam
UsuńDroga Gosiu!
OdpowiedzUsuńNawet sobie nie wyobrażasz, z jaką radością daję Ci lokum i przyjmuję u siebie. Czy jednak zamienisz bezdomność w pięknym hanzeatyckim mieście na towarzystwo dwóch osób w miasteczku gdzieś na Południu Polski?
A co do statystyk, to praktycznie nie zwracam na nie uwagi. Chociaż od pewnego czasu jeden z postów jest dosyć popularny - Czas na przerwę.To daje mi wiele do myślenia. Może najwyższa pora aby pomyśleć o przerwie w blogowaniu? Nie mam pojęcia ile wejść ma ten post.
Gosiu, serdecznie Cię pozdrawiam:)
Łucjo z Tobą i Erykiem bardzo chętnie nawet w leśnej głuszy. :) To oczywiście był taki troszkę żart, troszkę prowokacja, tym milej mi, że zareagowałaś. A z tą przerwą to prawda, że zwykle podwyższa statystyki. Chyba dwa razy zapowiadałam chwilową przerwę, która wówczas trwała krócej niż dziś rok temu moje milczenie i zawsze wzrastały wówczas słupki odwiedzin. Ale ja odczytuję to, jako chęć zaprotestowania wirtualnych przyjaciół lub wsparcia w decyzji, o ile będzie to przerwa krótkotrwała. Pozdrawiam serdecznie z pięknego Gdańska.
OdpowiedzUsuńBardzo cenię sobie naszą długotrwałą znajomość wirtualną i dlatego z wielką przyjemnością przyjmiemy Cię w nasze skromne progi. Byłam mocno zmartwiona i to nie jeden raz, gdy zamilkłaś na długi czas. Nie nękałam Cię pytaniami co się dzieje, rozumiałam, że potrzebujesz chwili odpoczynku od bloga, od codziennej pracy, obowiązków, problemów.
OdpowiedzUsuńJak pewnie pamiętasz (zalecenie lekarza-depresja) dla mnie nie ma lepszego sposobu relaksacji niż chwile spędzone na blogu. Doskonale znam swoje mankamenty, gafy stylistyczne, wstydzę się tego ale nie mogę się poddać i uśpić swojego bloga.
Ślemy Ci moc serdeczności:)
Łucja & Eryk
W świecie, gdzie wszystko ulega nieustannym przemianom dobrze mieć jakiś stały punkt odniesienia, dlatego i ja nie wyobrażam sobie, aby mogło zabraknąć twojego bloga i cieszę się, że piszesz, publikujesz zdjęcia i dzielisz się swoimi radościami. Pisanie pomijając inne aspekty jest świetną formą terapii. A że stylistyka szwankuje, interpunkcja nawala, powtarzamy się czasami lub zjadamy słowa- cóż z tego. Przesyłam powiew nadmorskiej bryzy i pełen ciepła uśmiech. Gosia
UsuńMnie też żal osób, które nie potrafią powiedzieć, o czym marzą. Jak można żyć bez marzeń, bez celu? Czasami zresztą marzenia są jedynym, co człowiek ma.
OdpowiedzUsuńOby mieszkanie, które kupisz, sprawiło Ci wiele radości. :)
Tak, jeśli nie stać nas na marzenia, nie stać nas na nic innego. A jak się ma marzenia jest też nadzieja, że któreś się spełni, a nawet jeśli nie to zawsze jest do czego dążyć, o czym myśleć i śnić, co planować i czym wypełniać myśli.
OdpowiedzUsuńDziękuję, czasami wydaje mi się, że nigdy już nie uda mi się kupić mieszkania (po co ja sprzedałam poprzednie), ale zaraz pojawia się myśl, że potrzeba tylko więcej cierpliwości.
Jesteśmy tutaj pierwszy raz, więc jeszcze nie znamy Twojego bloga, ale postaramy się zatrzymać na dłużej.
OdpowiedzUsuńOwocnego Nowego Roku - niech marzenia się spełniają.
Witajcie kochani, nie wiem, jakie przywiały was tu wiatry, ale cieszę się, że jesteście. Każdy gość jest tu mile widziany. Dobrego, pełnego wrażeń nowego roku.
OdpowiedzUsuńMoże mi nikt nie uwierzy, ale statystyki nie za bardzo mnie interesują...
OdpowiedzUsuńZresztą mój akurat blog miał opisywać moje i M. podróże a stał się tez rozważaniem nad sensem , życia, wyrażaniem mojego niekończącego się bólu po odejściu Córki. Mam chwile zwątpienia, czasem nie mam ochoty blogować, czasem moja chora dusza i ciało mi nie pozwalają.
Jestem, znikam, znowu jestem i znowu znikam... I jak w tym wszystkim myśleć o jakichkolwiek statystykach...
Moja droga, życzę Ci wszystkiego dobrego w Nowym Roku z całego serducha!!!
Przepraszam, że dopiero teraz...
Zaglądałam do Ciebie. Wiem, o twojej stracie... słowa nic nie znaczą... myślę ciepło .. Co do aktywności blogowej, u mnie jest podobnie, jestem, milkną, wracam. Obecnie na etapie urządzania w końcu nowo nabytego mieszkanka pochłonięta przez niekończące się odwiedziny w marketach budowlano-meblowych, spotkaniach z fachowcami.
OdpowiedzUsuń