Ostatnio pojawiam się na chwilę i znikam. Poza przygnębieniem spowodowanym epidemią zmagam się z kłopotami zdrowotnymi bliskich. Stąd rzadsza obecność w tym miejscu. Dodatkowo i mnie dopadła niedyspozycja, tylko i aż angina, która uwięziła w czterech ścianach skuteczniej niż wirus.
Na urlop, który dziś jest już tylko wspomnieniem zamówiłam parę książek, między innymi dwie powiastki Simenona, który miały stać się idealną lekturą wakacyjną.
Podróż z Wenecji
Po lekturze Kota Simenona po kolejną powiastkę (trudno 135 stronicową książeczkę nazwać inaczej) sięgnęłam bez obaw. I o ile całość przeczytałam jednym tchem, ulegając pisarskiemu talentowi intrygowania czytelnika oraz umiejętnościom skłonienia go do zadawania pytań, o tyle zakończenie mocno mnie rozczarowało. Justin Calmar wracając samotnie z wakacji spędzonych z rodziną w Wenecji poznaje w pociągu tajemniczego mężczyznę. Ulegając jego czarowi i umiejętności prowadzenia rozmowy opowiada mu o sobie więcej niżby sobie tego życzył. Czy sprawia to urok nieznajomego, czy brak asertywności bohatera, ale podejmuje się on wykonania drobnej przysługi. W dzisiejszych czasach prośba współpasażera zapewne natychmiast wzbudziłaby czujność. Nie mam pojęcia, jak zachowałby się przeciętny paryżanin jakieś siedemdziesiąt lat temu, kiedy to ma miejsce akcja opowiadania. Calmar poproszony o odebranie małej walizeczki ze skrytki na dworcu i zawiezienie jej pod podany adres godzi się spełnić przysługę bez wahania. Nie zaproponowano mu za to żadnego wynagrodzenia, ot przysługa grzecznościowa. Od początku zadajemy sobie pytanie dlaczego to zrobił, dlaczego okazał się tak naiwnym człowiekiem. Każda kolejna decyzja jest konsekwencją tej pierwszej. Każde rozwiązanie wydaje się złe. Nie oczekiwałam wyjaśnienia zagadki, pytania wydawały się ważniejsze od odpowiedzi, jednak pomysł z zakończeniem, w którym bohater znajdujący się w sytuacji nie do pozazdroszczenia zostaje wmanewrowany w jeszcze bardziej zawikłaną mnie nie przekonał. Lektura przeczytana w ramach Stosikowego wyzwania u Anny.
Niewinni
Niezrażona rozczarowaniem, jakie sprawił
Pociąg do Wenecji sięgnęłam po Niewinnych. Georges C`elerin prowadzący z
powodzeniem zakład jubilerski po dwudziestu latach wydawałoby się szczęśliwego
małżeństwa traci w wypadku samochodowym żonę Annette. Nie byłoby w tym wypadku
niczego niezwykłego, gdyby nie okolica, w której Annette wtargnęła pod
samochód. Nie był to rewir, w którym pracowała. Georges nie potrafi poradzić
sobie ze stratą, obwinia się, iż nie był dobrym mężem, nie potrafił
uszczęśliwić żony, bo choć kochał ją nad życie, ich związek wydawał się
chłodny, jego uszczęśliwiała jej obecność, ona wydawała się ledwie tolerować
wspólne życie. Czy nie potrafił uszczęśliwić kobiety? Uznał za pewnik, że się
kochają, i to mu wystarczało. Nie zastanawiał się, czy ona wolałaby żyć
inaczej, czy nie powinien poświęcać jej więcej uwagi. Pochłaniała go praca, Annette także angażowała
się w rolę asystentki społecznej, a kiedy spotykali się wieczorem, nie mieli
sobie nic do powiedzenia. Byli po trosze jak dwoje lokatorów pensjonatu
rodzinnego, widujących się przy posiłkach i jedzących w milczeniu, a potem
uciekających przed telewizor (str. 88). Od samego początku pojawia się w tle
pewna postać, która jak się wydaje będzie kluczem do rozwiązania zagadki i tak
też się stanie. Czytało się lekko, z zainteresowaniem, nie mniej również
Niewinni, w przeciwieństwie do nieprawdopodobnie spuentowanego Pociągu do
Wenecji jako lektura nazbyt przewidywalna nie spełniła oczekiwań. Obu książeczkom daleko do wspaniałego Kota Georges`a Simenona.
Jednak co by nie mówić, nie są to takie zwykłe opowiastki. Postawieni w sytuacjach nadzwyczajnych bohaterowie dowiadują się o sobie rzeczy, jakich nawet by nie podejrzewali, a taka wiedza to rzecz bezcenna.
O tak, "Kot" rzeczywiście był wspaniały. :) Mam pytanie. Czy w "Podróży z Wenecji" znajdują się może ciekawe opisy tego miasta?
OdpowiedzUsuńNiestety W podróży z Wenecji brak Wenecji, śladowe ilości na pierwszej i drugiej stronie i odjazd pociągu ze stacji. Połowa akcji dzieje się w pociągu. Niestety Kot rozbudził we mnie duże oczekiwania i żadna z opisanych im nie sprostała.
OdpowiedzUsuńZaciekawiły mnie te pozycje, mimo wszystko, chętnie przeczytam. Historia z nieodpłatną przysługą dla nieznajomego do mnie przemawia, jako całkiem realny przypadek, bo chociaż sama jestem bardzo asertywna i w ogóle unikam bliskich acz przelotnych znajomości, to znam takiego człowieka, a może nawet kilku... - którzy bez wahania spełniliby prośbę przygodnego współpasażera, ot tak, bo tacy są i uszczęśliwia ich pomaganie innym. Niezależnie od kłopotów, w jakie się przy okazji pakują.
OdpowiedzUsuńW takim razie to lektura w sam raz dla ciebie. Jak się nie ma jakiś wygórowanych oczekiwań to idealna książka dla odprężenia. :) Mnie się wydaje, że nie podjęłabym się spełnienia takiej przysługi, ale kto wie, czasami w nadzwyczajnych sytuacjach dowiadujemy się o sobie czegoś, czego nigdy byśmy nie podejrzewali.
OdpowiedzUsuń