Francuska kawiarenka literacka

niedziela, 1 listopada 2020

Spacerkiem po cmentarzach

Lubię odwiedzać nekropolie. Taki tam spokój i taka cisza, zapomina się o wszystkim, jesteśmy sam na sam z naszymi wyprzedzajacymi. Non amittuntur sed praemittuntur - czyli Nie utraceni, ale wyprzedzający -Seneka. Jedyny dzień w roku, w jaki chodzę niechętnie na  na groby to 1 listopada, zbyt tam wówczas głośno i tłoczno. Chociaż zupełnie inaczej jest po zmierzchu, ludzi nieco mniej, a cmentarz świeci blaskiem tysięcy zniczy. 

Dziś na cmentarz nie pójdziemy, więc postanowiłam zrobić sobie mały spacerek poprzez nekropolie, które chętnie odwiedzam podczas podróży. Na zdjęciu powyżej znajduje się maleńka nekropolia pod świątynią San Miniato we Florencji, nekropolia z najpiękniejszym widokiem na świecie. 

Nietypową nekropolią jest położony na wyspie San Michele w Wenecji, otoczony wodą cmentarz, na którym spoczęli Josef Brodski, Igor Straviński, Sergiej Diagilew i wielu innych znanych i mniej znanych obywateli świata i wenecjan. Cmentarz powstał w 1813 roku na mocy dekretu Napoleona, który zakazał pochówków w mieście. Charakteryzuje go duża ilość cyprysów i niezwykły spokój, niezwykły nawet jak na to miejsce. Oddalona od gwarnej Wenecji nekropolia rzadko jest odwiedzana. Byłam jedyną pasażerką vaporetto, która wysiadła na San Michele, a na obszarze spotkałam zaledwie dwie osoby. Jedynie jaszczurki wygrzewały się na słońcu. 

Na  Pere Lachaise Polacy pielgrzymują do grobu Fryderyka Chopina, który jako jeden z nielicznych wyróżnia się bukietami kwiatów. Ta najstarsza i najbardziej znana paryska nekropolia powstała w 1804 roku. Pochowano tu tak wielu zasłużonych dla kultury ludzi, że nie sposób ich wymienić. Tylko dla przykładu podam, że miejsce spoczynku znaleźli tu Honore Balzak, Oskar Wilde, Isadora Duncan, Marcel Proust, Camille Pisarro, Wiktor Hugo, Edith Piaf. Na cmentarzu spoczęły prochy ludzi zmarłych wiele lat przed jego powstaniem (Abelard i Heloiza, Molier czy La Fontaine). Czytałam gdzieś, iż w związku ze swym położeniem dość odległym od centrum nie cieszył się popularnością, a trzy lata po jego otwarciu znajdowało się tu zaledwie kilkanaście grobów. To właśnie sprowadzenie szczątków Moliera i La Fontaine miało przyczynić się do jego spopularyzowania. Jak widać po dzisiejszym rozmiarze nekropoli (45 hektarów) działanie przyniosło oczekiwany efekt. Może chcemy naszym zmarłym zapewnić odpowiednie towarzystwo na tamtym świecie.

Nekropolie zagranicą odwiedzam z ciekawości, na rodzimych bywam z potrzeby serca, dla wyciszenia, zaznania spokoju, przeniesienia się w inny wymiar. Pierwszą, która zrobiła na mnie duże wrażenie był Krakowski Cmentarz Rakowicki. Powstał w 1803 roku i stał się największą nekropolią w Krakowie. Lubię przechadzać się jego alejkami, lubię przyglądać się posągom aniołów, aniołków, Chrystusów Frasobliwych, Bolejących Matek Boskich, postaciom zmarłych, symbolom ich żywotów, napisom na grobach, ostatnim pożegnaniom, rymowanym epitafiom. Lubię odkrywać miejsca spoczynku zasłużonych dla kraju i miasta obywateli, kwatery powstańców, uczestników wojen. Obowiązkowym punktem odwiedzin stał się grobowiec, w którym pochowano wielką aktorkę Helenę Modrzejewską. Aby tam dojść przechodzę obok grobowca Matejki i grobu Ignacego Daszyńskiego.

 




W kwaterach z XIX i początku XX wieku spoczywają przedstawiciele różnych profesji  oraz ich żony, matki, babki, córki.  Panowie są profesorami, naukowcami, urzędnikami, mistrzami rzemieślnikami, albo choćby obywatelami miasta Krakowa, panie są częścią ich życia, jakby same nie funkcjonowały. Poniżej grób Dyrektora, imię i nazwisko zatarł czas, stanowisko pozostało.




Czytam wspomnienia Marii Czapskiej Europa w rodzinie, w których przywołano wrażenia babki autorki Emerykowej Czapskiej (a jakże żony Emeryka Hutten- Czapskiego) z pobytu na cmentarzu Rakowickim 1 listopada 1897 roku w rok po śmierci jej męża. 

Wracam z cmentarza - jutro po południu pójdę tam jeszcze raz sama, fantastyczne wrażenie, całe morze światła i te wielkie drzewa w blasku, tłum nieprzeliczony, śpiewy wokół pomnika 1863 roku, z odsłoniętą głową ludzie intonowali zwrotki Boże coś Polskę... i Z dymem pożarów (str. 133)

Czasy się zmieniły, podczas ostatniego pogrzebu, w jakim uczestniczyłam rok temu mogliśmy wysłuchać ulubionego utworu zmarłego Perfect Symphony w wykonaniu Bocellego i Eda Sheerana i przyznam, że wywołało to niesamowite emocje, a łzy popłynęły tym, którym do tej pory udało się je powstrzymać. Muzyka pełnia na pogrzebie rolę katalizatora. Pozwala uwolnić tłumione emocje.

Kolejną nekropolią, którą odwiedzam niemal za każdym pobytem w stolicy są Powązki. Jest niemal tak ogromny jak paryski (liczy 43 hektary) a powstał prawie dwie dekady wcześniej; w 1792 roku. Każdy spacer to kolekcjonowanie aniołów, których jest na cmentarzu mnóstwo. Próbowałam kiedyś pisać o nich, ale powstał króciutki wpis na blogu Pod skrzydłami aniołów. Dziś blog dawno pokrył się kurzem, a sama pomysłodawczyni nie zaglądała doń od lat. Szukając starego wpisu spostrzegłam komentarz (po trosze może zarzut) aby podać twórców anielskich posągów. Komentarz całkiem słuszny, postaram się to zrobić w wolnej chwili. Powązki zasługują na odrębny wpis więc ograniczę się jedynie do mojego ukochanego Anioła Pokoju

Dziś nie mogąc wybrać się na cmentarz popatrzę sobie na chryzantemy ustawione na "tarasie mojej posiadłości". 

23 komentarze:

  1. Lubię cmentarze, podobnie jak Ty lubię tam spacerować, przyglądać się nagrobkom, napisom, figurom i fotografiom, porównywać daty... Duże wrażenie zrobił na mnie wiele lat temu mały cmentarzyk w jakiejś górskiej miejscowości, chyba w Rabce - na nagrobkach było dokładnie opisane kim byli zmarli, każdy był też inaczej zrobiony i ozdobiony, było dużo figur z drewna, pewnie dzieł miejscowych artystów. W rodzinnych stronach mojej mamy (świętokrzyskie) pamiętam dużo grobowców rodzinnych, gdzie spoczywają szczątki ludzi żyjących jeszcze w XVIII wieku, całe osiadłe tam od wieków rodziny. Na terenach tzw. Ziem Odzyskanych nie ma takiej tradycji i więcej jest grobów urnowych. W moim mieście buduje się teraz "urnaria", całe ściany zwane przez mieszkańców szafami, gdzie będą przechowywane urny. Tam już się tyle kwiatów i zniczy nie da postawić. Zmieni się moda cmentarna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie malutkie nekropolie bywają równie ciekawe, jak te największe i najbardziej znane. Pamiętam na przykład cmentarz w Zakopanem. A jakże ciekawe są te stare cmentarze, kiedy poszukuje się najstarszych grobowców. One mają szanse wygrać z czasem. Urnaria bywają teraz chyba na każdym cmentarzu, taki znak czasów. Właśnie dziś koleżanka mi przypomniała, jak zwiedzając cmentarz we Włoszech 11 lat temu po raz pierwszy natknęłam się na taką betonową ścianę z wnękami, w których stały plastikowe kwiaty i sztuczne (elektryczne) znicze). Pamiętam, iż byłam oburzona, że jak tak można. Mieszkająca tam ciotka opowiadała, że wynajmuje się firmę, która raz na jakiś czas zajmuje się wymianą kwiatów i baterii w zniczach. Wydawało mi się to takie bezosobowe, zimne, bez uczucia, okropne. Czasy się zmieniają i kto wie, może sama będę chciała być skremowana, choć miło byłoby pomyśleć, że miejsce mojego spoczynku przyozdobiłby piękny marmurowy anioł, przy którym zatrzymywali by się ci po nas następujący na chwilę zadumy. Co do mody cmentarnej widziałam gdzieś, zapewne także na Powązkach nagrobne informacje w postaci elektronicznej tablicy. A odczytując inskrypcje na płytach śmiałyśmy się z koleżanką, iż na naszych napiszą o ilości wykonanych zleceń, których szczegóły załącza się w postaci elektronicznej na dysku zapasowym.

      Usuń
  2. Dziękuję za ten artykuł, dziś ma to znaczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwiedziłam twojego bloga i widzę, że jesteśmy dziś przy podobnej tematyce. Pozdrawiam

      Usuń
  3. Podobnie jak Ty uwielbiam spacerować po cmentarzach i nekropoliach. Kocham te małe stare cmentarze przy drewnianych kościółkach i cerkwiach. W Beskidzie Niskim zapalałam znicze na zapuszczonych, łemkowskich grobach, lub gdzieś w lasach Kielecczyzny. W moim mieście też jest "urnaria"wg mnie nastały inne czasy i to jest świetna sprawa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, sama nie wiem, czy lubię te inne czasy. Przestaję nadążać, gubię się w technologicznych nowinkach, wiele rzeczy wydaje mi się odhumanizowanych. Mam wrażenie, że postęp nie służy dziś człowiekowi, a raczej zmierza do jego unicestwienia. Moja obawa związana ze zmianami jest chyba naturalną obawą starzejącego się człowieka. Pozdrawiam

      Usuń
  4. Miałam taki sam pomysł na dzisiejszy post, ale realizowałam go juz kiedyś i nie chciałam się powtarzać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpis powstał tak ad hoc. Co roku obiecuję sobie wyczerpujący wpis, taki z zajrzeniem do źródeł, poparty lekturą, a skończyło się na paru fotografiach. A temat sam pcha się w ręce w taki dzień, jak dziś.

      Usuń
  5. W tym roku szczególnie temat cmentarzy jest "gorący". Mimo tego lubię zajrzeć na różne cmentarze bez okazji i na ten gdzie spoczywają moi bliscy. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po raz kolejny przekonuje się z okazji listopadowego święta, jak wiele osób lubi chodzić na nekropolie. Pozdrawiam

      Usuń
  6. Bardzo lubię spacerować po cmentarzach, są świadectwem naszej bogatej historii. Od razu pomyślałam o cmentarzach w Wilnie i Łyczakowskim we Lwowie. Obydwa piekne, klimatyczne...
    Zawsze zapalamy znicze na grobach zapomnianych.
    Pozdrawiam Cię i zdrowia życzę.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też za każdym razem odwiedzając polskie cmentarze złapałem dwa znicze,jeden do wyprzedzajacego znanego A opuszczonego drugi dla nieznanej osoby której nikt nie odwiedził. Za granicą nie trafiłam na punkty sprzedaży.

      Usuń
  7. W moich nielicznych podróżach za granicę nie byłam na żadnym cmentarzu, zawsze pobyt był zbyt krótki. Podobnie w czasie krajowych wypraw, zwiedzanie obejmowało zabytki i muzea.
    Teraz bardzo tego żałuję, że nie znalazłam czasu na miejscowe nekropolie.
    W obecnej sytuacji nawet niedalekie podróże po Polsce oddalają się bardzo w czasie.
    A może jednak kiedyś uda się zrealizować takie plany.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz żałujemy wielu nie zrobionych rzeczy, ale może lepiej wspominać te które udało się zrobić. Wiecznie sobie obiecuje gdzie nie pójdę, gdzie nie pojadę jak skończę pracę. A może róbmy co jeszcze możemy dziś. Oczywiście podróże odpadają, ale jest parę rzeczy do zrobienia. Choć przyznaję że czasami dopada mnie taka depresja, że nic się nie chce.

      Usuń
    2. Zgadzam się - wspominajmy pozytywnie.
      Mnie również depresyjne myślenie atakuje teraz szczególnie często.

      Usuń
    3. Guciamal - takie obietnice, składane samej sobie, mają zazwyczaj - niestety - to do siebie, że nie żyją dłużej niż kilka dni. Potem znów codzienność bierze górę i po pracy spieszymy do domu, bo obiad, bo coś tam... Znam to, przerabiałam. Kiedyś w jakimś przełomowym momencie solennie sobie przyrzekłam, że "od dziś inaczej". I co? I nawet dziś nie pamiętam, co to niby był za przełom ;)

      Usuń
    4. To prawda, choć raz mi się udało, jeden jedyny raz, dlatego od czasu do czasu próbuję :)

      Usuń
  8. Cmentarze uwielbiam od dzieciństwa chyba, ale na pogrzebach bywam zupełnie wyjątkowo - cóż, w tym czasie jest się w pracy... Ale kilka lat temu pewien pogrzeb wypadał akurat w wakacje, więc mogłam się wybrać. Żegnaliśmy słynną Kikę Szaszkiewiczową (związaną z Piwnicą pod Baranami), właśnie na Rakowickim - i był to pogrzeb jazzowy. Dla ciekawych zostawiam linka: https://www.youtube.com/watch?v=sahgjsjC6Rk&t=36s
    Zaczyna się od 3:50.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzę jutro koniecznie, dziś korzystam z telefonu. Uwielbiam Piwnice pod baranami i żałuję że odkryłam ja tak późno. Udało mi się odwiedzić trzy razy w Krakowie podczas pobytów w tym cudownym grodzie i dwa razy na gościnnych wystepach

      Usuń
  9. Ja tak miałam na Powązkach, przyglądałam się nazwiskom osób tam leżących.
    Pozdrawiam.:)*

    OdpowiedzUsuń
  10. Podobnie jak Ty cmentarze lubię odwiedzać wtedy, kiedy nie ma na nich tłumów. Unikam też i mniejszych zgromadzeń, a ostatnio prawie wcale nie wychodzę, chyba że muszę (Ryszard robi zakupy), i chyba że do pracy w ogrodzie. W moim "domu na zadupiu" żyję jak chcę i tak już się do tego przyzwyczaiłam, że świat do którego, czasami muszę się zapuścić (tak jak dzisiaj na badania kontrolne) wydaje mi się zupełnie obcy...

    "Mauzoleum 26-letniej arystokratki z Ukrainy na Cmentarzu Passy w Paryżu. Maria Baszkircew - diarystka i malarka". To był chyba mój ostatni post, w którym opowiadam o jednym z wielu cmentarzy przeze mnie odwiedzonych. Zostawiłaś tam swój komentarz.
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pamiętam tamten wpis, jak przez mgłę, ale pamiętam. To dzisiejsze pisanie to tylko desperacja próba powrotu w miejsca zadumy, ale zbyt wiele chciałam napisać, więc niewiele z tego wyszło. A nawet nie wspomniałam innych nekropolii.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).