Z ogromną przyjemnością wspominam lekturę Miłości wartej starania tejże autorki, stąd pomysł sięgnięcia po kolejną książkę autorki.
Spojrzenie wstecz to seria rozmów, jaką autorka (psycholog z zawodu) przeprowadza z ludźmi ze świata kultury i nauki. Rozmówcami są ludzie dojrzali (najmłodsi są już blisko osiemdziesiątki, a najstarsza rozmówczyni zbliża się do setki). Bohaterowie reprezentują różne dziedziny życia, niektóre zupełnie mi obce, co nie oznacza, że ich spostrzeżenia czy przemyślenia na temat życia, wiary, przyjaźni, wojny, agresji, szacunku, miłości i oczywiście przemijania są mniej interesujące. Może najmniej stycznych znajduję z pewnym panem, którego przemyślenia są głęboko filozoficzne, a ja w tej dziedzinie ledwie utrzymuję się na powierzchni.
Z przyjemnością natomiast odnajduję własne
(czasami nieuświadomione) myśli w wypowiedziach osób o tak bogatym dorobku naukowym czy
artystycznym, zaś refleksje, które
mnie się nie nasunęły stanowią temat do przemyśleń. Krótko o zaledwie trzech z dwunastu bohaterów wywiadów.
Jerzy Jedlicki historyk idei,
działacz opozycji antykomunistycznej, autor wielu książek i publikacji
twierdzi, iż najciekawszą jego książką jest ta, której nie napisał. Najlepsze pomysły zostaną po mnie jako
tytuły prac nienapisanych i ewentualnie spisy treści, pobieżne konspekty. O
czym byłabym ta książka? O ateizmie, źródłach zła (czy nienawiść i okrucieństwo
są zaprogramowane przez ewolucję, czy przez cywilizację, czy obie razem), honorze,
szacunku, przyjaźni. Honor to według niego rozdęte ego, które nie widzi nic poza sobą,
przesadne dbanie o własne dobre imię i o to, jak widzą nas inni. Może to
prowadzić do tragicznych skutków. Nawet jeśli nie zgodzimy się z taką
definicją, trudno nie dostrzec w niej sporej dawki prawdziwości. Receptą na eliminację zła jest wzajemne
poszanowanie, które mogłoby zostać zapoczątkowane przez eliminowanie agresji z
języka. Agresja w wypowiedziach zarówno publicznych, jak i prywatnych bardzo
mnie razi, więc podzielam zdanie pana Jerzego. Zaczyna się od mowy nienawiści,
a kończy na agresji czynnej. A trzeba dodać, iż książka została wydana w 2012
roku, czyli rozmowy prowadzone były dekadę temu, a temat wciąż coraz bardziej
palący. Najbardziej rozśmieszyło mnie
stwierdzenie pana Jerzego, że powodem napisania
książki byłaby chęć przekonania się, czy posiada światopogląd. ..bo nie jestem tego pewien. Podejrzewam, że
mam, i to mi oczywiście pochlebia, ale nie jestem tego całkiem pewien. Kokietowanie
to, a może szczerość w którą nie każdy uwierzy?
Danuta Szaflarska - aktorka i
łączniczka w powstaniu warszawskim. Pamiętam ją z wielu ról, ale
najlepiej z jednej z ostatnich – bohaterki filmu Pora umierać. Pani Danuta wspomina
doświadczenia wojenne, które osiadły w niej na zawsze i wryły się w pamięć, jak obrazy, których nie można usunąć, bo będą
tam trwać aż do końca, a jednocześnie mówi o wielkiej radości życia i jego
docenianiu, o ciągłym planowaniu i pracy, która jest pasją i życiem zarazem. I
tu pojawia się stwierdzenie, którego zazdroszczę; Praca jest błogosławieństwem.
Nie ma nic piękniejszego kiedy człowiek całe życie robi, to co kocha
najbardziej. Zazdroszczę, bowiem moja praca nie daje mi satysfakcji i z niecierpliwością odcinam dni na centymetrze, jakie pozostały do jej zakończenia.
A co na temat przemijania mówi kobieta w wieku lat dziewięćdziesięciu siedmiu? najtrudniejsze dla kobiety jest, jak się kończy trzydzieści lat. To jest najgorsze. Bo wtedy się wie, że się opuszcza młodość. A potem to już zabawa. Myślę, że dziś ta granica wieku, kiedy kobieta czuje się młodo znacznie się przesunęła, dla niektórych do czterdziestki, a dla innych nawet do pięćdziesiątki.
Największą przyjemność przyniosła
mi rozmowa z panią profesor z dziedziny medycyny, neurolog- Ireną
Hausmanową- Petrusiewicz, która cieszy się życiem jakby odwrotnie
proporcjonalnie do upływu lat. Zupełnie, jakby z perspektywą nadchodzącego
końca to co jeszcze zostało smakowało lepiej i intensywniej. Bo najważniejsze w
życiu jest samo życie. Dziewięćdziesięciotrzyletnia kobieta mówi- Ja czuję teraz radość życia. Naprawdę. Tego
przedtem nie miałam.…Żeby mi zdrowie dopisywało, żebym rozumiała, co
się dzieje, żebym mogła życie chłonąć. …. Nie chodzi mi o jakieś używanie
życia, tylko żeby ono się toczyło wokół mnie, żeby w nim po prostu tkwić.
(str. 39). Jakże mi się to podoba, to podejście do życia i to czerpanie zeń pełnymi
garściami. Staram się przeczytać i to, i
tamto, czytam po nocach i poświęcam wiele czasu rzeczom, z których
prawdopodobnie nie będę nigdy korzystać, ale to wszystko sprawia mi ogromną
przyjemność. Ogromną. (str. 39) Sama mogłabym powiedzieć to o sobie, ileż
to rzeczy robię, zapewne nikomu niepotrzebnych, ale tak ważnych dla mnie,
dających radość i poczucie sensu. Ta ciągła potrzeba poznawania. A z drugiej
strony czerpanie radości z rzeczy zwyczajnych (coś ciekawego się widziało,
spotkało się ciekawego człowieka, ma się bliskich i nie ma za dużych
kłopotów). I to chcenie, aby jeszcze tak
wiele zobaczyć, choć wie się, że to nierealne.
I jeszcze jedna bliska mi cecha - za żadne skarby nie myśleć o
przemijaniu. I kolejna- czytanie. Noce i
dnie mogę czytać bez końca. Lubię tkwić w życiu książkowych bohaterów…. Jak
wydali Prousta-opuściłam tydzień zajęć, żeby go przeczytać. (str. 41). Rozumiem to doskonale, wzięłam kiedyś dzień urlopu tak, aby wyjść ze świata literackiej fikcji i wrócić do rzeczywistości.
Rozmów i bohaterów jest
dwunastu. Wspólnym mianownikiem wszystkich wypowiedzi jest cieszenie się
życiem, jego trwaniem, pogoda ducha (wbrew chorobom, zniedołężnieniu,
nienadążaniu za uciekającym światem). Jak twierdzi jeden z bohaterów, jak świat mi ucieknie tak daleko, że przestanę go zupełnie rozumieć- wówczas uznam, że pora odejść. Bycie takim staruszkiem to moje marzenie. Można usiąść i rozpaczać nad zmarnowanym życiem i brakiem perspektyw, niewykorzystanymi szansami, a można też zacząć żyć, nawet, jeśli nigdy dotąd się tego praktykowało.
Polecam rozmowy, bo prowadząca je ma talent do zadawania właściwych pytań a rozmówcy są ludźmi o bogatej osobowości i ogromnym doświadczeniu życiowym. Warto jest spojrzeć na życie z ich perspektywy. Perspektywy osoby, która już nic nie musi. A tak wiele jeszcze chce.
Książka przeczytana w ramach sierpniowego wyzwania u Ani (stosikowe losowanie).
Czytałam dwie książki Justyny Dąbrowskiej z cyklu rozmów z ludźmi w wieku "70plus" (Miłość jest warta starania" i "Nie ma się czego bać") i to są doprawdy fascynujące opowieści. Nie znam jeszcze "Spojrzenia wstecz", ale na pewno sięgnę po tę pozycję, bo wśró powszechnego narzekania i biadolenia miło jest poczytać tak wspaniałe historie i ogromnie optymistyczne i motywujące wypowiedzi.
OdpowiedzUsuńTo przede mną Nie ma się czego bać. I może należałoby ro przeczytać, zanim się człowiek zestarzeje, bo potem może wpaść w taki ton starczo-narzekający. Kiedy podarowałam książkę pewnej starszej osobie zachwalając optymizm jej bohaterów i będąc pod wrażeniem mądrości doświadczeń zauważyłam, że nie spotkała się ona (książka) z zainteresowaniem u osoby już owładniętej myślą o tym, jaka jest nieszczęśliwa, stara i schorowana.... Choć może niektóre osoby są całe życie nieszczęśliwe i nic tu nie zmieni lektura.
OdpowiedzUsuńJa się trochę takich wywiadów boję: bo albo ktoś już wypowiedział się na jakiś mój pomysł i jest ryzyko plagiatu, albo co gorsza okaże się, że nie jestem dość mądra, by na wpaść na dany koncept:)
OdpowiedzUsuńMowa nienawiści prowadzi do agresji czynnej - dodać można do tego jedynie, iż nienawiść jest najniższym najbardziej prymitywnym instynktem, więc łatwo jest na niej bazować i w ten sposób kierować ludźmi. Trudniej jest budować pozytywne relacje między nami, bowiem one wymagają kompromisu, wyrzeczenia, próby obejrzenia świata okiem innych. Mam nadzieję, że dla większości z nas ten wysiłek jest warty każdej ceny. Z kolei zawsze omijałam z daleka ludzi, dla których jednym sensem istnienia jest praca. Jednym sensem życia sądzę, że powinno być samo życie, a praca jest tylko i wyłącznie sposobem realizacji tego celu. Nie powinno się tracić z oczu, że oprócz tego, iż kocham to co robię, są jeszcze całe światy tego co można poznać, zobaczyć, odwiedzić...i kochać. I tu się podpisuję oboma rękami pod końcowymi tezami Twojego opisu książki - nie poddawać się starości, aż do setki:)Uśmiech na twarzy, a zrzędzenie tylko do siebie pod nosem i to nie częściej, niż raz na tydzień:)
To mam odwrotnie, bo lubię odnajdywać swoje myśli w czyichś słowach, jakby na potwierdzenie, że nie tylko ja tak myślę, uważam, że inni też doszli do takich wniosków, a jeśli ktoś myśli zupełnie inaczej, w czym innym odnajduje sens to zastanawiam się, czym może jest i w tym ziarno "prawdy", jakaś mądrość. Nie masz co się obawiać, że nie jesteś dość mądra, bo nie ma jednej recepty na życie, choć to co napisałaś, że sensem życia jest samo życie właśnie -to konkluzja do której doszło też wielu, może większość rozmówców. Co do pracy- to podzielam twoją opinię- cudownie jest kiedy ona jest nie tyle pracą, co pasją, wówczas nie powiemy o takiej osoby nawiedzony pracoholik, a pasjonat. Ale coś też w tym jest, że osoby żyjące wyłącznie pracą bywają niebezpieczne, niszczące w relacjach.
OdpowiedzUsuń