Francuska kawiarenka literacka

sobota, 23 września 2023

Spotkania w drodze

U Ady na Kleparzu
Kiedy wspominam moje podróże poza odwiedzanymi miejscami dużo miejsca zajmują w nich napotkani ludzie. Dzięki prowadzeniu bloga poznałam wirtualnie kilkanaście osób, które wydawały mi się pokrewnymi duszami. Tyle, że czym innym jest taka znajomość wirtualna, zwłaszcza, jeśli dziś niemodna sztuka epistolografii odeszła w zapomnienie i znajomość ta nie ma szansy rozwoju, a czym innym spotkanie w realnym świecie i choćby najkrótsza rozmowa nie będąca kurtuazyjną wymianą grzeczności i komplementów.
Przez długi czas unikałam, jak ognia spotkań z tymi wirtualnie poznanymi osobami obawiając się rozczarowania. Albo tą drugą osobą, albo też tym, że ja okażę się mało interesującą osobą, zbyt przyziemną, nie potrafiącą się ładnie wysławiać, po prostu nudną interlokutorką.
Kiedyś wspomniałam o planowanej podróży do Paryża i odezwała się do mnie Czara (Małgosia) z propozycją spotkania. Nie wypadało odmówić, choć miałam spore obiekcje. Małgosia pisała bardzo ciekawie, miała ogromny zasób słów, czasami musiałam sprawdzać ich znaczenie w słowniku. A cóż ja, osoba o wykształceniu co prawda humanistycznym (prawnik), ale nie oczytana, nieobyta, nieznająca języków, potrafiąca coś tam sklecić i napisać, ale zapominająca języka w gębie w rozmowie nawet ze znajomymi, a cóż dopiero z kimś nowo poznanym.  Małgosia najpierw spotkała się ze mną sama i oprowadziła po Montmartrze, pięknie opowiedziała o dzielnicy i artystach tu mieszkających (to wtedy usłyszałam po raz pierwszy o Suzanne Valadon i jej synu), a kolejnego dnia spotkałyśmy się jeszcze z Joanną (fantastycznie piszącą o kulturze i sztuce, znawczynią teatru i stosunków międzynarodowych).
Przy winnicy na Montmartrze z Czarą
Rozmawiało się nam, jakbyśmy się znały od lat i o dziwo, ja również miałam coś do powiedzenia. W życiu nie prowadziłam tak interesujących rozmów, jak wówczas. A kiedy pod koniec spotkania przyznałam się, iż miałam duże obawy, czy nie rozczaruję swoich rozmówczyń usłyszałam, że dziewczyny też je miały.  Byłam w szoku. One, z taką wiedzą, tak ciekawie piszące miałyby się obawiać spotkania ze mną - która nazywałam się grafomanką i która miałam świadomość tego, jak wiele mam braków w lekturze, czy znajomości kultury i sztuki.
Pod domem, w którym mieszkał Zola z Joanną
Od tego czasu podejmuję wyzwanie, jadąc w miejsce, w którym mieszkają osoby piszące bloga proponuję spotkanie, bądź przyjmuję propozycję. Poza jedną osobą, która po wydawałoby się sympatycznych dwóch spotkaniach przestała się odzywać, wszystkie inne osoby zaistniały w moim życiu na dłużej. To nie ważne, że niektóre przestały prowadzić bloga, niektóre odzywają się raz na parę miesięcy, z niektórymi spotkałam się tylko raz czy dwa i małe szanse na kolejne spotkania, ale poznanie ich było dla mnie wielką przyjemnością. Istnieją one w mojej świadomości, jako pokrewne dusze. Niektóre kojarzę z wpisami na blogach, inne z rozmowami przy kawie, spacerami. Na pewne obiekty patrzę ich oczami.
Z Dorotą w Dzielnicy Czterech Wyznań

Dorota z Wrocławia okazała się i przeuroczą przewodniczką po mieście i przesympatyczną pokrewną duszą. Ja jestem wzrokowcem, a nie słuchowcem, ale mam wrażenie, że zapamiętałam wszystkie, albo większość informacji, jakie mi przekazała na temat pokazywanych obiektów, czy choćby wspominanych wystaw. A w tym roku udało się nam spotkać z moją towarzyszką podróży we trójkę i wszystkie miło spędziłyśmy czas na rozmowie o sztuce i o życiu. Dorota znowu pokazała nam swój kawałek Wrocławia, kiedy już myślałam, że poznałam nieźle to miasto, to okazało się, że ma ono jeszcze wiele do zaoferowania.

Ewa oprowadziła mnie po Białymstoku i zabrała do swojego Supraśla. Opowiedziała mi wiele ciekawostek o mieście. Zawsze, kiedy dziewczyny tyle opowiadają zastanawiam się, czy ja też potrafiłabym pokazać im moje miasto opowiadając na tyle interesująco, aby i one wspominały ten czas z przyjemnością. Ewie jestem szczególnie wdzięczna, bowiem spotkała się ze mną w ciężkim dla siebie czasie. Dzięki niej dotarłam do Supraśla i do Muzeum Ikon. Było to zupełnie nowe dla mnie doświadczenie.
Z Ewą w Białymstoku

Renia zaprowadziła mnie do niezwykle klimatycznej kawiarenki U przyjaciół w Poznaniu, gdzie kawę i coś pysznego konsumuje się w towarzystwie pisarzy. Prowadziłyśmy ciekawe rozmowy o nowych pomysłach na bloga. Reni też zawdzięczam poznanie Radia Nowy Świat i odkrycie mojego guru doktora Olafa Kwapisa historyka sztuki, którego audycji historyczno-podróżniczo-kulturalnych mogłabym słuchać godzinami, podobnie jak audycji Andrzeja Poniedzielskiego z najpiękniejszymi melodiami oraz trafnymi komentarzami dotyczącymi sytuacji politycznej w naszym kraju.

Z Renią U Przyjaciół w Poznaniu
Podczas ostatniej wycieczki do Krakowa poznałam Adę, która prowadziła kiedyś blog o Krakowie. Gdyby chciała opublikować to co napisała to ja już się zgłaszam z chęcią zakupu. Poza tym, że to były to teksty erudyty, to jeszcze były one napisane tak poetyckim językiem, że czytało się wyśmienicie i z zazdrością (dlaczego, jak tak nie potrafię). Pamiętam taki tekst o świetlnych refleksach na Wiśle, o ich magii, o tym, że wciągają nas i można się w nich zatracić. Od tej pory, ilekroć jestem pod Wawelem  i ja zatracam się w ich blasku i pięknie, choć nie umiem tak mądrze o tym napisać, to umiem to współodczuwać. I za te możliwość współodczuwania jestem wdzięczna. Pamiętam też tekst o Domu Mehoffera, dzięki któremu odwiedziłam go już trzykrotnie, tekst o witrażach Wyspiańskiego i cytaty z Marka Aureliusza. I bardzo żałuję, że blog zniknął, zanim ja nie zdążyłam go sobie przeczytać, albo nawet podkraść parę informacji czy sformułowań. Z Adą spotkałyśmy się na Kleparskim Rynku, gdzie sprzedaje płody ziemi. Stoisko wygląda najładniej ze wszystkich kleparskich stoisk; lawenda we wszelkiej postaci, bukiety suszonych kwiatów i przetwory z ingrediencji tak nieoczywistych i tak smakowitych, że aż ślinka cieknie. Mimo lekarskiego zakazu spożywania cukru nie mogłam się oprzeć i zakupiłam czarną malinę z porzeczką oraz lawendę z różą.
U Ady na Kleparzu
I choć nie wiem, czy nasze drogi się jeszcze kiedyś przetną to Ada już na zawsze zostanie w mojej pamięci i wspomnieniach, jako ktoś bliski i zawsze też będzie mi towarzyszyła w Krakowie nad Wisłą, w miejscach zdobionych witrażami, czy polichromiami Wyspiańskiego, w Ogrodzie i Domu Mehoffera. Ale towarzyszy mi też w Gdańsku, ilekroć wspominam tę wycieczkę do Krakowa, tak jak towarzyszą mi Małgosia, Joanna, Dorota, Ewa czy Renia, kiedy wracam myślami do miłych chwil w Paryżu, Supraślu, Wrocławiu, Poznaniu, Białymstoku.

Nie publikuję zdjęć dziewczyn, gdyż poza Ewą, żadna z dziewcząt nie robiła tego na blogu, więc szanuję ich prywatność. 

Życie na wolności jest tak cudownie wspaniałe i tak wypełnione (jakże mnie śmieszą te pytania koleżanek i kolegów, co będziesz robić na tym wolnym. W kalendarzu brak wolnych terminów na miesiąc naprzód) że brak czasu na pisanie choćby o niewielkiej części podróży, lektur, wystaw, spotkań...) Może podczas jesiennych i zimowych krótkich dni będzie więcej czasu na pisanie, choć już chyba sama nie wierzę w to, co napisałam.

16 komentarzy:

  1. Szkoda, że Ada już nie prowadzi swojego bloga o Krakowie. Z przyjemnością czytałam jej teksty. Tęsknię za Krakowem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też żałuję, ale rozumiem, bo życie stawia czasami w sytuacjach, w których nie masz wyboru i nawet jeśli chciałabyś robisz co innego. Bardzo żałuję i żałuję, że już nie ma tego bloga nawet jeśli nie jest prowadzony na bieżąco.

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże. Ty miałaś obawy, że jesteś mało interesującą osobą, zbyt przyziemną, nie potrafiącą się ładnie wysławiać, po prostu nudną? Chyba nigdy nie zrozumiem czemu tak uważałaś.
    Doskonale pamiętam Twoje relacje z tych spotkań.
    Adę pamiętam doskonale. Takiej osoby się nie zapomina. Uważam, że prowadziła najpiękniejszy blog o Krakowie. Bardzo żałuję, że go usunęła. Jednak nie zapomniałam jak wiele złego doświadczała od trolli.
    Małgosiu, serdecznie Cię pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Owszem miałam obawy i jak rozmawiałam z dziewczynami, większość je miewa. Czy jest to skromność, czy kompleksy trudno powiedzieć, a może jedno i drugie. Przyznam jednak, że już się z tych obaw wyswobodziłam. Tamto pierwsze spotkanie miało miejsce kilkanaście lat temu, a od tego czasu moja wiedza i oczytanie są na zupełnie innym poziomie, więc teraz idę może nie że bez obaw, ale z dużo mniejszymi na takie spotkania w ciemno.
    I mnie brakuje tamtego bloga Ady.
    Z hejtem muszą się mierzyć też najlepsi (vide Agnieszka Holland, że tak mi się skojarzyło), ale on świadczy tylko o miernocie krzykaczy i ich niskim poziomie umysłowym. U mnie moderacja komentarzy zlikwidowała problem niemiłych gości. Nie zatwierdzałam i się skończyły, teraz jedynie czasami ktoś mi się wpycha z reklamą czy chińskimi znaczkami, które nawet jeśli wyrażają peany zachwytu i tak są ignorowane przeze mnie, bo nie wiem, czy czasem kogoś nie obrażają. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. WIrtualne znajomości skonfrontowane z realem.
    Też mam dwa pozytywne doświadczenia, ale znam też przypadki oszustw bez oczywistego powodu.
    Jedna blogowa znajoma opowiedziała mi o własnym doświadczeniu - w wyniku internetowego kontaktu zaangażowała się uczuciowo w kontakt z mężczyzną w jej wieku (czyli młodym). W którymś momencie zaczął jej pisać o poważnych problemach ze zdrowiem, w końcu napisał dramatyczną wiadomość o pobycie w szpitalu w Anglii. Nieboraczka poleciała do Anglii i nie znalazła żadnego śladu tego młodzieńca.
    Inny przypadek był dyskutowany w naszej, australijskiej prasie. Osoba mocno niepełnosprawna nawiązuje kontakt internetowy, który prowadzi do uczuciowego zaangażowania obu stron, ale nigdy nie wyjawia swoich ułomności. Nigdy nie dochodzi do osobistego spotkania i po jakimś czasie kontakt wygasa.
    Niektórzy dyskutanci twierdzili, że bilans jest dodatni bo osoba niepełnosprawna doświadczyła pozytywnej energii a ta druga strona nie poniosła żadnych strat poza stratą czasu.
    To było przed powstaniem Facebooka i innych platform społecznościowych i nie było telefonów z możliwością zobaczenia rozmówcy.

    OdpowiedzUsuń
  6. A zatem miałam, czy może mam szczęście.
    Jak wspomniałam tylko w jednym przypadku znajomość się urwała w zasadzie nie bardzo rozumiem dlaczego. Być może była to kwestia poglądów politycznych, choć na tematy polityki nie rozmawiałyśmy, to jednak nasze przekonania wpływają też na inne sfery życia i mimo, iż nie poruszałyśmy tych tematów (jakoś wyczuwam, z kim można na te tematy rozmawiać, a z kim lepiej ich nie poruszać) ja doskonale zdawałam sobie sprawę z sympatii mojej rozmówczyni, a ona być może z moich. A może ta osoba po prostu nie była zainteresowana kontynuowaniem znajomości.
    Jednak w przypadku, kiedy te relacje nie mają charakteru uczuciowego nie ma mowy o oszustwie, może pojawić się jakieś lekkie uczucie żalu, czy poczucia rozczarowania, ale nic więcej. A przypadków takich oszustw internetowych spotyka się obecnie dość dużo, o czym opowiadają seriale kryminalne, do których mam (niestety) słabość. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Jako introwertyczka mam podobne odczucia do Twoich., ale o tym rozpisywać się nie będę. Miło wspominam nasze spotkanie chociaż jak napisałaś był to dla mnie trudny okres. To prawda. Chciałam Ci pokazać o wiele więcej, ale po tej gonitwie i szukaniu niezamkniętych białostockich ulic z powodu imprezy Białystok Biega ( w tym roku 9-10 września -13 już edycja) byłam bardzo zmęczona, chociaż na taką może nie wyglądałam. Pamiętam jak przyjechałam po Ciebie do hotelu, to czekałaś już na mnie w lobby z książką w ręku. Od razu pomyślałam, że chyba nigdy się z nią nie rozstajesz :)
    Ech, Paryż, kawał mojej młodości! Mieszkanko na siódmym pietrze 47, Bouleward de Courcelles :)
    Wrocław, także przywołuje miłe wspomnienia :)
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedyś rzeczywiście nosiłam ze sobą wszędzie książkę, teraz z powodu wieku już coraz rzadziej (bo to mi ciężko, a to literki małe, a to wymaga skupienia, więc książki teraz wożę w podróż, na spacer rzadko zabieram). Nie pamiętałam tego spotkania w hotelowym lobby, ale masz rację tak było. Pamiętam naszą kawkę, czy jakieś jedzonko na rynku w kafejce z książkami :) I nasze oglądanie Pałacu Branickich. I bardzo doceniam poświęcony czas i chęć spotkania, mimo tak trudnego okresu, tym bardziej to doceniam. Ach wspomnienia, wspomnienia.. piękna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakże pięknie swobodnie Napisałaś o swoich spotkaniach "blogowych". Zawarłaś w tym wpisie tyle pozytywnych emocji czytałam z wielką przyjemnością. To jest bardzo miło móc spotkać się z osobą znaną tylko wirtualnie i nie rozczarować się, a wręcz poczuć dużą więź i przyjaźń. Ile ciekawych miejscowości Poznałaś. Świetnie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję za miłe słowa. Spotkać osobę, którą można wspominać z sympatią to wielki dar od losu. Wydaje mi się, że po trochu po to prowadzimy blogi (aby zachować w pamięci i aby się podzielić z innymi mającymi podobne zainteresowania naszymi odkryciami i wrażeniami). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Faktycznie świetnie się zgrałyśmy z tematyką wpisów :). Mam nadzieję, że nie muszę Ci pisać o tym, że jeśli kiedyś będziesz w Hamburgu albo gdzieś w pobliżu to liczę na to, że dasz mi znać. Innej opcji w ogóle nie biorę pod uwagę.
    W temacie wirtualnych znajomości, które przeniosłam w realia rzeczywistości, to nie żałuję ani jednej. I wiesz co, ja się nawet jakoś przed takimi spotkaniami nie zastanawiam długo czy będzie fajnie czy nie, poprostu proponuję spotkanie i już! W przyszłym roku jadę na urlop z blogową koleżanką znaną jedynie z internetu, ktoś by mógł pomyśleć, że zwariowałam ale to jest naprawdę przesympatyczna osoba.
    Pozdrawiam przeserdecznie niedzielnie.

    OdpowiedzUsuń
  12. I z wzajemnością, jeśli zawitasz w okolice pięknego miasta Gdańska to jestem do dyspozycji. Niemcy znam słabo (Heidelberg i Stuttgart- krótkie wypady, jeden do znajomych, drugi służbowy), choć przyznam, że bardziej kusi mnie Drezno, ale że mam teraz sporo czasu to może kiedyś:) Twoja decyzja odważna, ale znając Ciebie będzie na pewno fantastycznie, jesteś osobą pozytywną i otwartą, więc czego trzeba więcej.

    OdpowiedzUsuń
  13. Małgosiu, czytam to ponownie dziś i jestem tak samo jak i wtedy wzruszona. Dziwnie krzyżują się ścieżki, dziwnie bliskie są czasem osoby, których przedtem się nie spotkało a tylko czytało. Tak niesłusznie lekceważy się czasem wirtualne znajomości, a to przecież tylko inny rodzaj komunikacji. Dziś/wczoraj na przełomie, umownym zresztą, lat zrobiłam sobie sentymentalną podróż w czasie. Niezwykle miło wspominam dawne blogowe znajomości, wymianę myśli, niespieszne pisanie. Jak to jest istotne, pokazuje czas - są miejsca, gdzie wraca się jak do domu. Są ludzie, których widzisz po raz pierwszy, a przecież są bliscy. Dziękuję Ci za wszystko a tamto letnie spotkanie zawsze zostanie w mojej pamięci. Teraz jestem w takim dość trudnym miejscu w życiu i wierzę, że pisanie miałoby wartość terapeutyczną, tylko nie wiem, czy okoliczności mi na to pozwolą. Ale przynajmniej znalazłam już ścieżkę powrotną do blogów i pewien rodzaj spokoju. Pozdrowienia najserdeczniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem bardzo wdzięczna, że zadałaś sobie tyle trudu, aby móc skomentować. Sama już zapomniałam o tych trudnościach i dopiero wczoraj jedna z dziewczyn mi je przypomniała, kiedy ja sama skomentowałam jej wpis (dzięki zmianie przeglądarki). Bardzo to miłe jak widzimy że nasze pisanie jest czytane, że komuś sprawia przyjemność, w jakimś sensie może nawet jest potrzebne, bo odzwierciedla i nasze uczucia, wrażenia, zachwyty czy nawet czasami lęki. Wczoraj tamta dziewczyna (a może kobieta, wszak nie zawsze ujawniamy swój wiek) napisała, że mój komentarz sprawił jej wielką radość, a dziś ja to napiszę Tobie. Ogromną radość sprawiło mi Twoje odezwanie się tutaj. Myślałam, że może w natłoku zajęć nie czytałaś wpisu, byłaś zbyt zmęczona, zajęta, pokonana przez codzienność. Dlatego to taki miły gest na zakończenie i początek nowego roku. Życzę, aby twoje smutki zmniejszały swoją objętość i z dnia na dzień zaczynały znikać i więcej było czasu na niecodzienność. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Małgosiu miła! Wtedy, latem, czytałam Twój wpis i rzeczywiście nie miałam sił na nic albo na niewiele. Nie potrafiłam przypomnieć sobie nawet hasła do dawno nie używanej poczty, mam kilka kont i wszystko mi się zatarło w pamięci ;) Fb jest najłatwiejszy, pisałam tylko komunikaty jak z dziennika okrętowego ;) taki znak życia. Z tamtego czasu pamiętam tylko wielkie zmęczenie, tak jakby to był jeden niekończący się dzień. Ale praca jest dobra i zmęczenie też, czasem pozwala oderwać myśli od problemów, tylko brak snu jest najgorszy... Niemniej tamte niekończące się i podobne do siebie dni były wyznaczone tu i tam jakimiś jasnymi punktami i nasze spotkanie widzę właśnie tak.
    Od paru tygodni mogę już trochę odpocząć i nadrabiam braki snu, a człowiek zresztą ma wielkie zdolności adaptacyjne i przystosowuje się nawet do najgorszych sytuacji, więc tak sobie żyjemy, przechodząc przez kolejne etapy, ciesząc się chwilą zawsze i pomimo wszystko, mając nadzieję na skuteczność leczenia, pracując razem i żyjąc chwilą. W każdym razie pisanie i powrót uważam za bardzo ważny dla mnie krok i zawsze będę pamiętać, kto mi dał bezpośrednią inspirację :) Życzenia tak piękne, że nie wiem nawet... zapamiętuję je sobie i biorę do serca.

    OdpowiedzUsuń
  16. To tym bardziej doceniam, że wróciłaś do archiwalnego wpisu, że ci się chciało, że pamiętałaś. No i cieszę się, że dałam ci impuls do powrotu. Oby, jak najwięcej takich jasnych punktów, które sprawiają, że dni zaczną się różnić od siebie. Dla mnie twój wpis i pierwszo styczniowy komentarz był też bardzo ważnym punktem potwierdzającym sens mojej pisaniny.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).