Muzeum Archikatedralne Warszawa (MAW) |
Od czasu przeczytania Portretu podwójnego Beksińskich autorstwa (już miałam napisać pióra, ale zabrzmiałoby to jakoś anachronicznie) Magdaleny Grzebałkowskiej zainteresowałam się obrazami Beksińskiego seniora. Nie mniej jednak nie byłam w stanie przekonać się do tego rodzaju sztuki. Nawet oglądanie niewielkiego albumu z jego dziełami przerwałam po kilku stronach. Wydały mi się nazbyt mroczne, niepokojące, straszne. Nie trafiły w moją estetykę sztuki wysublimowanej. Dlatego też, kiedy w Gdańsku pojawiła się wystawa obrazów Zdzisława Beksińskiego nie byłam przekonana, czy chcę ją obejrzeć, mimo namów ze strony znajomych. Czekałam na właściwy moment, licząc że nadejdzie zanim wystawa zostanie zamknięta.
Moment ten nadszedł, tyle, że w Warszawie. Przechodząc obok Zamku natrafiłam na plakat reklamujący wystawę w Muzeum Archikatedralnym. Nagle poczułam, że jestem gotowa zmierzyć się z tematem. Szłam z mieszanymi uczuciami, z jednej strony coś mnie tam ciągnęło, a z drugiej pełna obaw, że mi się nie spodoba. Głupio by było, skoro tak wiele osób zachwyca się tymi obrazami nic w nich nie dostrzec. Choć przyznaję, iż nie jestem admiratorką dzieł ani Picassa, ani Fangora, ani (już z innej kategorii) Jacka Malczewskiego, a przecież to wielcy i uznani twórcy.
MAW |
Kiedy dochodziłam do podwójnej salki, w której powieszono obrazy Beksińskiego usłyszałam muzykę; niepokojącą, mroczną, coś alba śpiewy zakonne połączone z ceremonią pogrzebową. Przynajmniej dla mnie tak to brzmiało. Ona była ciemna, tajemnicza, monumentalna, ostateczna, ale fascynująca w swojej prostocie i wymowie. Ta muzyka jak magnes przyciągała mnie do obrazów, które razem z nią tworzyły harmonijną całość. Obrazy pustki, dojmującej samotności, kalectwa, obawy, lęków - obrazy mroczne, ale fascynujące. Ponieważ Beksiński nie nazywał swoich obrazów, ani też ich nie analizował nie będę i ja tego robić. Ot pustka i samotność, strach, lęk, poczucie skończoności, człowiek patrzący pustym wzrokiem, katedra bez ludzi, pustynia, szkielety, morze, drzewo. Pustka niezmierna i nieogarniona rozciągająca się poza obraz, wchodząca w oglądającego. Takie swoiste memento mori. Widać, że ich twórca miał niesamowitą wyobraźnię, nawet, jeśli kroczyła ona w jednym obsesyjnym kierunku lęku przed śmiercią. One przerażają, a jednocześnie fascynują.
MAW |
Zastanawiałam się, czy to właściwie dobrana muzyka towarzysząca wystawie sprawiła, że malarstwo Beksińskiego przestało mnie napawać lękiem, czy sprawił to jakiś tajemniczy urok dzieł, dzięki któremu mimo dość ponurego ich charakteru mogą zachwycić.
MAW |
Teatr Szekspirowski |
I na koniec kilka obrazów z Gdańska
Wiesz co Gosiu, mamy chyba tak samo. Ja po zobaczeniu w sanockim muzeum kilku jego prac po prostu wyszłam stamtąd, wydawały mi się takie jakieś ponure. Dziś może byłyby moje odczucia inne, wtedy po prostu byłam tymi obrazami przerażona.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Wcale Ci się nie dziwię, że obrazy wydają ci się ponure, bo takie właśnie są. Raczej dziwię się, że mnie się spodobały, bo nie liczyłam na to. Widocznie to był właściwy czas i okoliczności. Te obrazy w Gdańsku pochodzą z sanockiego muzeum. Mnie zadziwiło to, że tak wiele młodych ludzi wykazało zainteresowanie. Nie wiem z jakich pobudek, ale już fakt, iż oglądali i dyskutowali o nich był budujący. Jeśli obraz wywołuje reakcję to chyba o to malarzowi chodziło. Choć mam pewne podejrzenia, że młodość fascynuje dziwność, śmierć, jakiegoś rodzaju potworność. To za naszych czasów była fascynacja pięknem, czymś miłym dla oka.
OdpowiedzUsuńI z jednej strony żałuję, że nie zdołałam dotrzeć na Beksińskiego - czasem jednak sztuka przegrywa z życiem; a z drugiej myślę sobie, czy nie byłoby tak jak Siudmakiem, gdzie wystawa w Willi Cora w Gliwicach zaczarowała a mnie w Gdańsku oświetlenie i rozmieszczenie było fatalne i mnie zawiodło. Dobrze zatem, że mogę u Ciebie pooglądać mroczne otchłanie psychiki Beksińskiego - wszak dzieła odzwierciedlają, nawet jeśli mimowolnie, dusze twórców. A sam pomysł malarstwa z muzyką to fenomen.
OdpowiedzUsuńTego się nie dowiesz. Ja mówiłam sobie nie dotarłszy po raz drugi na wystawę Fangora tak zachwalaną i nagradzaną (po raz drugi, bo po raz pierwszy byłam na wernisażu, a tak tłok, gwar, ścisk i przeleciałam jak burza) mówiłam sobie, że widać tak miało być, skoro mnie nie ciągnęło to widocznie ten rodzaj sztuki do mnie nie przemawia. Wydawało mi się, że wystawa Siudmaka ci się podobała. Mnie- podobała się w takim sensie, że znalazłam na niej parę interesujących obrazów, choć nie zachwyciła mnie, jak choćby wcześniejsza wystawa w Ratuszu pana Włodzimierza Szpringera, była pogodna, radosna i baśniowa, a to w czasie pandemii bardzo dobrze do mnie przemawiało. Czyli na wszystko musi przyjść ten właściwy moment. Gdańska wystawa zdecydowanie u mnie nie odbyła się we właściwym momencie (koszmarny dzień, w którym wszystko szło na opak, a wystawa nie powinna być wtłoczona w jakąś ukradzioną godzinę pomiędzy czymś a czymś.
OdpowiedzUsuńMieliśmy okazję obejrzenia wystawy obrazów Beksińskiego w Lidzbarku Warmińskim . Było to 5 lat temu. Choć zdążyłem już zapomnieć nazw i szczegółów to nawet nie będąc miłośnikiem jego twórczości muszę przyznać, że klimat tych obrazów głęboko zapada w pamięć i wywołuje pewnego rodzaju poruszenie. Myślę, że warto je zobaczyć nawet jeśli to nie nasza estetyka. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńCoś podobnego powiedziała mi ostatnio koleżanka, że odwiedziła wystawę w celach poznawczych, bo wydawało jej się, że malarstwo danego artysty jej nie interesuje, ale chciała się przekonać czy na pewno i poznać to, co być może będzie dalej krytykować. A to dobry komentarz do opinii na temat pewnego filmu, którego pewni panowie nie oglądali, a swoje zdanie mają i co gorsza głoszą je jako jedyny słuszny osąd. Pozdrawiam także
OdpowiedzUsuńObejrzeć obrazy znanego malarza zawsze warto, ale przyznam się, że - znając twórczość Beksińskiego z licznych reprodukcji - raczej nie miałabym ochoty na bliższe z nią obcowanie. Doceniam artyzm i technikę, to są niewątpliwie świetne dzieła, ale ta tematyka i estetyka mnie przygnębiają i odpychają. Tak jak tutaj wspomniano - twórczość artysty odzwierciedla jego duszę, psychikę. A z mroczną psychiką wolę nie mieć do czynienia, bo to się odbija na moim samopoczuciu. Może nie każdy obraz wywołałby negatywne odczucia, niektóre są ciekawe i mają umiarkowany ładunek emocjonalny, ale w takim nagromadzeniu najprawdopodobniej przytłoczyłyby mnie.
OdpowiedzUsuńPodzielam opinię Małgosi - "Sztuka w papilotach". Dodam, że i owszem Beksiński przewijał się śladowo w moim bycie, ale zawsze odpychałam go na później, a kiedy to później nadeszło odpuściłam go sobie całkowicie, bowiem na stare lata potrzebuję sztuki, która nie pozbawia mnie optymizmu i nieco innego spojrzenia na przemijanie.
UsuńGosia, świetna interpretacja obu wystaw.
Pamiętam czasy, kiedy to z uczniami liceum plastycznego wyjeżdżaliśmy do innych miast na wystawy, pamiętam w jaki sposób nauczyciele sami je odbierali i w jaki sposób przekazywali swoje odczucia licealistom. Pamiętam też, że niektórych nie obchodziła opinia nauczyciela-artysty, uczniowie-sami, nieraz podejrzanie długo, fiksowali wzrok na jakimś kawałku płótna... i albo dzielili się później swoimi wrażeniami albo skrywali je głęboko ...
Pozdrawiam ciepło :)
To właśnie jest ciekawe, że każdy z nas inaczej odbiera sztukę. Będąc kilka razy na wystawach z innymi osobami zauważyłam, ze choć zdarza się, że podobają nam się te same dzieła, to oczywiście dotyczy to kilku obrazów, są też takie rozbieżności, że coś nas odrzuca, a naszego współoglądacza przyciąga. To odnosi się też do innych dziedzin sztuki. Kilka dni temu byłam na gali musicalowej z dwoma dziewczynami i choć we trzy jesteśmy fankami tego gatunku, to każdej co innego przypadło do gustu. I to jest piękne, jeśli umiemy znaleźć odbicie własnej duszy, czy oczekiwań w jakimkolwiek dziele sztuki. Gorzej byłoby gdyby była nam ona całkiem obojętna. A artyści mawiają, że najgorszą reakcją jest brak jakiejkolwiek reakcji. A może to ja to wymyśliłam. Ale chyba coś jest na rzeczy
UsuńDoskonale Cię rozumiem, sama była przekonana, iż moja reakcja będzie tożsama z twoją. Bo jest w nich (obrazach) i przygnębienie i coś co odpycha i coś co przyciąga. Zależy co przeważy u widza w danej chwili. I zależy w jakiej chwili zetkną się nasza percepcja i gotowość odbioru z dziełem tak mrocznym i ponurym. To coś, jak czytanie wspomnień wojennych, czy łagrowych, z reguły nie mamy na to ochoty, ale jak już nadejdzie to często dochodzimy do wniosku, że warto było, bo w jakiś przedziwny sposób nas to wzbogaca w wiedzę o mrocznej naturze człowieka. Trochę przypomina mi się książka Pachnidło, którą wielu się zachwycało, a ja przeczytawszy poczułam mdłości i nigdy nie chciałam obejrzeć filmu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam fanką. Trochę to dla mnie za straszne i za mało kolorowe co się kłóci z tym co mi w duszy gra. A na ścianie to bym nigdy nie powiesiła :)
OdpowiedzUsuńNo, że na ścianie bym nie powiesiła to nie ma dwóch zdań:) też nie moja estetyka, choć nie żałuję, że obejrzałam, troszkę poznałam.
UsuńJa akurat lubię takie mroczne dzieła, obrazy, książki, muzykę, przyciągają mnie one do dziś, choć już nie tak mocno jak w czasach, gdy miałam lat naście. Pamiętam, że jedną z pierwszych reprodukcji, jakimi się zachwyciłam, był Widok Toledo podczas niepogody El Greca, obraz bardzo mroczny, ponury. Zachowanie pani wpuszczającej wydaje mi się bardzo nieprofesjonalne, mam wrażenie, że ona sama nie lubi sztuki, bo gdyby lubiła, wiedziałaby, że wchodzenie razem z grupą młodzieży to nic przyjemnego.
OdpowiedzUsuńOd razu obejrzałam sobie Widok Toledo, którego nie znałam, w ogóle El Greco znam słabo, a to ciekawy malarz. I jak rozumiem, że mroczne malarstwo nie wszystkim odpowiada, tak rozumiem, że może się podobać, bo coś właśnie potrafi w tym przyciągać. I chyba też to, że nastolatki bardziej przyciągają takie klimaty też wydaje się bardziej zrozumiałe, bowiem ich życie z reguły jest prostsze, bardziej kolorowe, więc taka ponurość stanowi dopełnienie. A starsi bardziej potrzebują spokojnych i pogodnych barw. :) Choć oczywiście i tu i tam są wyjątki.
UsuńMiło wspominam pobyt w Teatrze Szekspirowskim, choć nie na tej wystawie. Beksiński mnie przeraża.
OdpowiedzUsuńA na czym byłaś w Szekspirowskim?, a może byłaś zwiedzać? Ja po wizycie na gościnnym spektaklu oglądanym z II balkonu przez barierkę ochronną zarzekałam się, że więcej moja noga nie postanie. Niewiele widziałam, niewiele słyszałam, siedzenie było okropnie niewygodne, bolały plecy, bo nie było dlań oparcia. Ale potem poszłam na spektakl Idiota z Agatą Buzek, siedziałam na parterze na sali- byłam oczarowana, zafascynowana. I od tej pory już zawsze wybieram tylko na parterze. Balkony nadają się albo dla młodzieży, albo dla dekoracji. Rozumiem to przerażenie Beksińskim. Ja oswoiłam temat, choć nadal nie należy do moich ulubionych, ale wystawę warszawską będę wspominać bardzo sympatycznie.
UsuńKila lat temu byłam w Sanoku i tam oglądałam wiele prac Beksińskiego. Muszę ci powiedzieć, że jestem zachwycona jego pracami i nie uważam, że są mroczne, straszne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Cieszę się, że wpis na temat wystawy, który obawiałam się nikogo nie zainteresuje wywołał taki odzew. Jednym się podoba, innych przeraża. I bardzo dobrze. Myślę, że to ucieszyłoby twórcę.
OdpowiedzUsuń