Francuska kawiarenka literacka

czwartek, 29 grudnia 2011

Rynek w Smyrnie Jacka Dehnela (malarsko, poetycznie i refleksyjnie)

Na początek muszę wyznać, iż bardzo lubię prozę pana Jacka Dehnela, więc mogę nie być obiektywna w ocenie książki. „Rynek w Smyrnie” to zbiór sześciu opowiadań. Opowiadania, podobnie, jak felietony nie należą do moich ulubionych form literackich. Jednak fakt, iż wróciłam do nich do zaledwie dwóch latach od pierwszego czytania świadczy na ich korzyść.
Tym, co łączy opowiadania jest charakterystyczny dla autora styl pisania; barokowe, kunsztowne słownictwo, wrażliwość, malarskość opisów, nastrojowość, ulotność chwili i duża erudycja. Odnoszę wrażenie, że warstwa fabularna jest mniej istotna, jest jedynie przyczynkiem do snucia opowieści o chwili zatrzymanej w czasie. Gdybym miała opowiedzieć, o czym jest Rynek w Smyrnie, powiedziałabym, że o pięknie prozy życia, nie tej wzniosłej, bohaterskiej, nie tej utrwalonej na kartach historii, ale tej zwykłej, a niezwyczajnej. No i jeszcze o tragizmie życia polegającym na jego przemijalności.

Odniosę się jedynie do dwóch opowiadań; pierwsze i ostatnie, bo te podobały mi się najbardziej.
Patrząc na Stromboli” to malarska opowieść o pobycie pary zakochanych w pięknej okolicy południowych Włoch. Przed oczami czytelnika pojawiają się jak w galerii obrazy sennego, nagrzanego słońcem południa miasteczka, gdzie życie płynie wolno i leniwie. Bohaterowie niespiesznie smakują bogactwa natury i zachwycają się bogactwem krajobrazu; delektowanie się owocami bergamotki, opuncją, świeżą bułką, soczystymi pomidorkami i morelową marmoladą, oglądanie małych kościółków, rzeźb, fontann, no i Stromboli, czynny wulkan w tle marzeń o wycieczce na tę tajemniczą i piękną wyspę. Sielskość opowieści zmierza do zadziwiającego zakończenia.
Jako wielbicielce „Lali” spodobało mi się ostatnie opowiadanie „Filc”. Jest ono utrzymane w podobnym stylu i dotyczy podobnej tematyki rodzinnych opowieści. Pogrzeb wiekowej ciotki staje się punktem wyjścia dla snucia historii o życiu i przemijaniu. Proza pana Jacka zawsze zachwycała mnie swoją plastycznością. Jest tam taka cudownie malarska scena poszukiwania konfitur na półeczkach piwnicznej spiżarni, scena, która pobudza moją pamięć nie tylko wzrokową, ale i smakową. Już nie tylko widzę wszystkie te słoiczki pełne rubinowych, bursztynowych, miodowo płynnych zawartości, ale niemal czuję letnio - jesienne smaki na języku.

.... wybieraliśmy konfitury, koniecznie w małych słoiczkach, bo te były najbardziej czasochłonne w przyrządzaniu, a co za tym idzie, najsmaczniejsze. Dwudziestoletnie czereśnie, czereśnie, które tu nazywano hiszpankami i które rosły chyba tylko w tutejszym ogrodzie, bo na targu nigdzie nie można było ich dostać, czereśnie zmarszczone i zbrązowiałe, wyglądające jak spęczniałe rodzynki, czereśnie przechowujące w swym wnętrzu dwudziestoletnie pestki, które nadawały gęstemu syropowi migdałowego aromatu kwasu pruskiego. Albo pijane śliwki z nalewek, tak ciężkie od karmelu i alkoholu, że pozwalano nam zjeść tylko jedną do herbaty i jeśli byliśmy grzeczni, jedną wieczorem, przed snem, ale to nie było już to, bo niezadługo trzeba było umyć zęby, więc grubo ciosany eukaliptus i toporna mięta burzyły delikatne, rozchodzące się po podniebieniu śliwkowe posmaki. Konfitury z płatków różanych, ucieranych w drobny puch z cukrem i odrobiną soku z cytryny, który sprawiał, że zachowywały szlachetny odcień amarantu, zamiast zbrązowieć czy zsinieć. Słodki dżem z utartych papierówek, poprzetykany czarnymi goździkami i grudkami cynamonu. I jak tu wybrać, jak tu nie oniemieć? O, rozkosze wyboru, o słodkie minuty decyzji, rozciągnięte w czasie jak brązowa nitka scukrzonego syropu!

Czytając o całej rzeszy ciotek i wujów, ich zaletach, wadach, przyzwyczajeniach, ich zmaganiach z czasem ponownie przypomina mi się wiersz Szymborskiej „Muzeum” (cytuję go przy okazji wpisu o Lali tutaj).
Jeśli komuś nie podobała się Lala raczej powinien odpuścić sobie Rynek w Smyrnie.
Moja ocena- 4/6
Zdjęcia: 1. Okładka książki, 2. Stromboli - wyspa z czynnym wulkanem.

14 komentarzy:

  1. Z książek Jacka Dehnela "Rynek w Smyrnie" podobał mi się najmniej. Ale i tak wrażenie na mnie zrobił język autora - jest niesamowity, taki "inny" od tego, z czym zazwyczaj ma się do czynienia. Od razu tworzy taki charakterystyczny, niepowtarzalny klimat.
    Podobnie jak Tobie, z całego zbioru najbardziej podobało mi się pierwsze opowiadanie - bardzo sensualne i plastyczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli bohaterem są Włochy, to pięknie.
    A tak w ogóle to właśnie opowiadania bardzo lubię. Trudniej jest stworzyć dobrą krótką formę niż powieść. Tak rozpoznać można pisarza, który ma coś do powiedzenia. Mój Dehnel czeka w kolejce.
    Samych dobrych lektur w nowym roku życzę, Gosieńko:)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Karolina Muszę przyznać, że mnie również I Rynek i Balzakiana podobają się mniej niż Lala (mój nr1) i Saturn (nr nr 2). Ale jest w jego prozie coś, co mnie przyciąga. I to dziwne, bo na ogół nie lubię barokowego języka, zbytnich ozdobników, rozbudowanych zdań, a tutaj mi się one podobają.
    @książkowiec- Włochy są (w tle) bohaterem dwóch opowieści; Patrząc na Stromboli i Rynek w Smyrnie. Zgadzam się z tobą, że o wiele trudniej stworzyć dobrą krótką formę. I tym bardziej doceniam, jeśli po kilku miesiącach, a nawet latach pamiętam, jeśli nie treść, to nastrój, klimat.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam książek tego autora ( mało czytam polskiej literatury - z wyjątkiem reportażu ). Ale teraz w końcu z twórczością Jacka Dehnela muszę się zapoznać - lubię taki malarski język, ( jak w przytoczonym fragmencie ).
    Pozdrowienia na Nowy Rok.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ronja, jeśli lubisz to proponuję poczytać Lalę. Ja także mniej czytam literatury polskiej; do wyjątków należą Dehnel, Ligocka, których staram się czytać wszystko, co wydadzą. Dawniej czytywałam sporo Chmielewskiej. Zresztą wystarczy spojrzeć na podróże literackie autorami, Polaków tam niewielu :( Może czas na zmiany

    OdpowiedzUsuń
  6. Odkąd przeczytałam "Lalę" to chętnie sięgam po książki Dehnela, i choć "Balzakiana" oddałam prawie nie tknięte (zaczęłam, ale mi nie szło, może to był nieodpowiedni czas na to)to "Saturna" pochłonęłam z przyjemnością i jak tylko zobaczę "Rynek..." w bibliotece to zgarnę. Właśnie ta plastyczność, erudycja i klimat przyciągają mnie najbardziej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Agnesto- Mam nadzieję, że Ci się spodoba, no w najgorszym razie zawsze można oddać bez czytania

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdecydowanie nie dla mnie,odpuszczę sobie;)

    OdpowiedzUsuń
  9. @Miravelle - tak myślałam, troszkę poznaję Wasze gusty :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Niech z Nowym Rokiem
    I szczęście nowe
    Wejdzie za nasze
    Progi domowe.
    Życzę ci Gosiu, wszystkiego co najlepsze, niech ci się spełnią najskrytsze marzenia, życzę dużo komentarzy na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Moniko- Dziękuję za życzenia.
    @Agnes- niestety nie ja jestem autorką, ale dzięki

    OdpowiedzUsuń
  12. Na pewno przeczytam, w końcu udało mi się zdobyć. A propos, czy wiesz, że Jacek Dehnel prowadzi dość zabawny blog z kroniką kryminalną z lat międzywojennych? Na wszelki wypadek podaję link:
    http://tajnydetektyw.blogspot.com
    Kapitalna jest notka sylwestrowa. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. @Lirael A zatem będę czekała opinii. Owszem wiedziałam o tajnym detektywie. Moja koleżanka podsyła mi takie różne informacje i nowinki, bo koresponduje z panem Jackiem. To dzięki niej zaczęłam go czytać.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).