Ok. 148-1481 Tempera na desce, średnica 118 cm. Galeria Uffizi
Jak może niektórzy z moich czytelników wiedzą Botticelli był moją pierwszą miłością, jeśli idzie o przedstawicieli świata sztuki. Jego obrazy darzyłam uwielbieniem graniczącym z bałwochwalstwem, no i oczywiście prym wiodły w tym dwa najbardziej znane dzieła znajdujące się w Galerii Ufizzi. Zapewne do końca życia nie zapomnę wrażenia, jakie sprawiła wizyta w salach od 10 do 14 i jej uwieńczenie, kiedy usiadałam na ławeczce, z której jednym okiem mogłam obserwować La Primavera, drugim Nascita di Venere. Siedziałam sobie, a łezki płynęły mi po policzkach i było mi błogo i cudownie. Od tamtej chwili minęło kilka lat i dziś odwiedzając Ufizzi mogę poświecić więcej czasu także innym dziełom Botticellego. O najbardziej znanym aniele Sandro na blogu Pod skrzydłami aniołów pisała bibliofilka tutaj Jeśli ja miałabym wybrać spośród aniołów Sandro te które budzą mój stosunek emocjonalny to byłoby to właśnie przedstawiony wyżej obraz.
Dlaczego? Bo jest moim zdaniem piękny, bo przedstawia członków rodziny mojego ulubionego rodu Medyceuszy (cóż z tego, że wyidealizowanych, jakie znaczenie ma dziś dla nas ich wygląd, kiedy i tak wyobrażamy ich sobie tak, jak przedstawili ich łaskawi artyści), bo jest taki smutny (a smutek także jest piękny). Podobnie, jak na wszystkich obrazach Botticellego, tak i z tego dzieła przebija melancholia.
Jest to też dzieło o wydźwięku nie całkiem sakralnym.
Obraz zwany jest Madonna Magnificat; od początkowych słów pieśni dziękczynnej „Magnificat anima mea Dominum”, czyli „Wielbi dusza moja Pana”. Słowa te miała wymówić, zgodnie z ewangelią Św. Łukasza, Maryja przybywszy w odwiedziny do kuzynki Elżbiety noszącej pod sercem Św. Jana Chrzciciela. Obraz zwany bywa także Madonną z pięcioma aniołami.
Wspaniałe tondo ukazuje Matkę Boską w trakcie zapisywania modlitwy w podtrzymywanej przez anioły księdze. Maria gotykiem zapisuje słowa proroctwa Zachariasza (męża Elżbiety) dotyczące ich syna św. Jana Chrzciciela. Anioły trzymają nad głową Matki Boskiej koronę z gwiazdek. Anioły spajają całość kompozycji i wreszcie anioły dopełniają historię i zadość czynią wymaganiom zleceniodawcy ojca Wawrzyńca Wspaniałego, Piero di Medici, władcy Florencji od 1464 r. Dla zadowolenia zleceniodawcy artysta często na obrazie zamieszczał członków jego rodziny, albo ich wyidealizowane wyobrażenia. Stąd na obrazie Sandro znaleźli się poza żoną zleceniodawcy, także dwaj synowie Piero: Lorenzo di Medici (anioł z kałamarzem) i Giuliano di Medici (anioł trzymający książkę). Pozostałe anioły to ich siostry Maria, Bianca i Nannina di Medici.
Kiedy patrzy się na obraz trudno określić płeć aniołów. Nie można też powiedzieć, iż są one bezpłciowe. Młodzieńcy Sandra wykazują bowiem cechy kobiece, a dziewczęta cechy męskie. Znawcy twierdzą, że być może dzieje się tak za przyczyną homoseksualizmu Botticellego.
Ten obraz jest dla mnie kompilacją przeciwieństw. Radość życia uosobiona w postaciach pięknych, bogatych florenckich młodzieńców i zaduma, a nawet dojmujący smutek z powodu przemijania wyrażony przez melancholijne spojrzenia postaci. Sacrum reprezentowane przez Madonnę z dzieciątkiem i renesansowy neoklasycyzm reprezentowany przez młodzieńców o idealnie pięknych rysach twarzy.
Młodzieńców, bo jednak pierwsze wrażenie mówi mi, że są to anioły płci męskiej. Ale dlaczego anioły? Obraz nie zawiera żadnego z atrybutów anielskich; ani skrzydeł (by może nie zmieściły się na obrazie w kształcie tonda, gdzie i tak aż gęsto od postaci), ani aureoli, ani nawet eteryczności i zwiewności postaci. Musimy jednak uwierzyć na słowo twórcy, że postacie na obrazie to anioły. Może ich anielskość przejawia się w delikatnych, nieziemskich twarzyczkach.
I czy anioł koniecznie musi mieć skrzydła. Nad moim snem czuwają anioły o różnych postaciach i różnych twarzach. Dwoje z nich ma twarz pogańskich boginek namalowanych przez Botticellego.
Zdjęcia:1. Madonna magnificat 2. Anioły z obrazu Madonna Magnificat 3. Anioły i Madonna 4.Fragment fresku Botticellego Wenus i Trzy gracje.
Ogromnie podoba mi się tak dogłębna analiza i trafna interpretacja. Chociaż nie, interpretacja nie może być nietrafna, bo to punkt widzenia.
OdpowiedzUsuńWięc inaczej :-)
Całkowicie zgadzam się z Twoją interpretacją.
Pozdrawiam!
Tak, interpretacja jest odbiciem naszego punktu widzenia. Miło mi, że i Ty ten p.w. podzielasz. Natomiast co do dogłębnej analizy to chyba mi daleko, wszak jestem odbiorcą amatorem, a nie historykiem/krytykiem sztuki :) Pozdrawiam
UsuńBardzo lubię obrazy Botticellego. Głównie za piękno wizerunków postaci. Mogę długo wpatrywać się w jego dzieła i wciąż odkrywam coś nowego. Niestety większość obrazów znam z albumów lub internetu, ale taka prezentacja na spokojnie też ma swoje zalety, bo można dostrzec szczegóły, których w muzeum czasami nie widzimy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Oglądanie na żywo niesie niesamowite doznania całkiem inne od tych polegających na oglądaniu dzieł w katalogach, albumach, książkach, ale z drugiej strony nie mamy przecież możliwości odwiedzić tak wielu galerii sztuki, a nawet odwiedzając ich więcej niż przeciętny człowiek, nie jesteśmy w stanie oddać się kontemplacji większej ilości dzieł, bo przecież nasza percepcja jest ograniczona. Pamiętam, jak zafundowałam sobie pięciogodzinną wizytę w Luwrze ostatnio (była to już trzecia tam wizyta) i w pewnym momencie stwierdziłam, że nie tyle nogi odmawiają posłuszeństwa co głowa, która mówi dość, ani jednej sali więcej, ani jednego obrazu, bo wszystko zaczyna się zlewać i tworzyć w pamięci jakieś colage. Dlatego też uważam, że trzeba się wspomagać innymi środkami i że wtedy można dostrzec więcej szczegółów, detali. Jednak w galerii patrzy się bardziej na całość, na wrażenie, na klimat, niż na detale.
UsuńPięknie opisujesz dzieła najwspanialszych artystów i wzruszenia z nimi związane. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Pozdrawiam również
Usuń