Teatr Narodowy w Warszawie |
W tym roku odkrycia podróżnicze tylko w retrospekcji. Jedyny wyjazd miał miejsce w lutym i był kulturalnym wypadem do stolicy (dwie sztuki teatralne, wystawa grafiki pana Łopiańskiego oraz film w kinie Atlantic). W teatrze 6 piętro obejrzałam spektakl ART w obsadzie Żebrowski, Szyc i Chabior. Trzech
przyjaciół dyskutuje o sztuce, ponieważ jeden z nich zakupił za horrendalną cenę obraz przedstawiający na białym tle białe paski. Dwaj pozostali próbują to zrozumieć, prowadzą dysputy,
dochodzi do ostrej wymiany zdań, od tematu sztuki po zagadnienia
egzystencjalne. Błyskotliwe dialogi przeplata humor sytuacyjny. Zróżnicowani bohaterowie świetnie zostali zagrani. Dawno nie widziałam tak dobrej komedii. Mam wrażenie, że wystawienie dobrej komedii jest o wiele trudniejsze niż wystawienie dobrego dramatu. W przypadku ART to zasługa to zarówno autorki sztuki Yasminy Reza, jak i aktorskiego kunsztu wykonawców. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się tak dobrej gry po panu Szycu (za którym nawiasem mówiąc nie przepadam). Natomiast w Teatrze Narodowym miałam przyjemność (wreszcie - polowałam na bilety długie miesiące) obejrzeć sztukę Garderobiany. Jest to mistrzowski popis genialnych aktorów; Janusza Gajosa i Jana Englerta albo Jana Englerta i Janusza Gajosa. Naprawdę trudno byłoby mi ocenić, który z panów był w tym duecie lepszy, bowiem obaj grali wspaniale. Choć oni nie grali, oni byli postaciami ze sztuki Ronalda Harwooda. Englert - odtwórca sztuk szekspirowskich, zadufany w sobie egocentryk, rozedrgany i depresyjny oraz Gajos - jego garderobiany, a zarazem sługa i wierny druh, który bez słowa znosi skargi i humory mistrza, a pozwala sobie na chwilę słabości, kiedy okazuje się, że mistrz w swojej wielkiej księdze życia pomija go w podziękowaniach. Występujący w przedstawieniu pozostali aktorzy, choć grali dobrze, stanowili jedynie tło dla dwójki bohaterów. Miałam dodatkową przyjemność oglądać sztukę z pierwszego rzędu.
Kupiec wenecki |
W tym roku miałam wielokrotnie przyjemność oglądania sztuk teatralnych z pierwszego rzędu wygodnej kanapy, niestety były to spektakle online. Na temat wirtualnego teatru można by wiele pisać, że to nie to samo, że brak kontaktu aktora z widzem, że nie ma tej niepowtarzalnej atmosfery odświętności i tego czegoś, co górnolotnie nazywam sacrum, ale jest jedna niepodważalna zaleta takiego przedstawienia, iż bez niego nie mielibyśmy okazji obcowania ze sztuką (nieco odmienną, nie taką za jaką tęsknimy, ale jednak sztuką). Natomiast dla części widzów, co podkreślano na spotkaniach z twórcami podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych te przedstawienia online były jedyną możliwością obejrzenia sztuki. Mieszkańcy małego miasteczka, czy wioski nie mają możliwości korzystania z dobrodziejstwa teatru, natomiast mieszkańcy Gdańska nie wybiorą się do Krakowa, Warszawy czy Poznania, aby pójść tam do teatru. Oczywiście są wyjątki. Czytając te entuzjastyczne podziękowania za możliwość obejrzenia przedstawień myślę sobie, że powinno się na przyszłość także rozważyć tę kwestię. Dzięki wirtualnemu teatrowi udało mi się obejrzeć całkiem sporo przedstawień, z których za najciekawsze uznałam obejrzane na warszawskich spotkaniach Kupca weneckiego z Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku, Fedrę z Teatru Wybrzeże w Gdańsku oraz Panny z Wilka Teatru Starego w Krakowie a także Ucho, gardło, nóż na portalu themuba (internetowy teatr prowadzony przez wspomnianego wyżej Borysa Szyca). Ta ostatnia sztuka to monodram w wykonaniu świetnej Krystyny Jandy.
W oczekiwaniu na koncert dla Piotra S. |
Podobnie było z koncertami, na żywo udało mi się uczestniczyć jedynie w koncercie pani Alicji Majewskiej w Filharmonii Bałtyckiej. Piosenkarka była w świetnej formie, a jej nowe utwory były równie dobre, jak te starsze. Połączenie ciekawego głosu, perfekcyjnego wykonania ze znakomitymi tekstami sprawia, że wieczór z panią Alicją to sama przyjemność. Kolejne koncerty oglądałam w wersji streamingowej. Tyle, że w przypadku koncertu brak publiczności jest bardziej dojmujący a szklana ściana pomiędzy wokalistą a odbiorcą bardziej przeszkadza. Z kilkunastu koncertów, jakie obejrzałam i wysłuchałam największe wrażenie zrobiły na mnie Koncert Piwnicy pod Baranami w 90 rocznicę urodzin Piotra (przy okazji polecam platformę kina Piwnicy pod baranami, na której można obejrzeć też ciekawe filmy), koncert Janusza Krucińskiego na platformie Wirtualny Teatr oraz koncert z okazji 50 lecia pracy na scenie Andrzeja Sikorowskiego (na you-tubie). No i last but not least odbywający się na przełomie roku- jak obietnica normalności koncert Jeana Michela Jarre w wirtualnej katedrze Notre Dame de Paris. Uwielbiam Jarre`a - jego muzyka jest tak ożywcza, energetyczna, jest w niej powiew świeżości. I choć elektroniczna, jest harmonijna. W tej muzyce i tym przedstawieniu był i niepokój i obawa, smutek i radość, zamyślenie i nierealność, piękno i odczłowieczenie, różnorodność i nadzieja. (link)
Udało mi się również odwiedzić parę galerii online. Fantastycznie było pospacerować po Orsay`u czy Uffizi. Polecam ciekawą stronę na której można nie tylko obejrzeć zbiory kilku galerii i muzeów, ale i pospacerować wśród obrazów i rzeźb.
Na szczęście jest coś co można robić poza ekranem komputera. A jest to dla mnie czytanie książek papierowych. Niestety większa ilość czasu wcale nie przełożyła się na większą ilość przeczytanych pozycji. Nie mniej parę książek udało mi się przeczytać, napisałam zaledwie o kilku. Może w tym roku zacznę zapisywać choć tytuły przeczytanych lektur, będzie można podać w kolejnym podsumowaniu jakąś cyfrę. Cóż to za podsumowanie bez cyferek. Rok 2020 był dla mnie rokiem, w którym zapoznałam się z prozą naszej noblistki. Przeczytałam Prowadź swój pług przez kości umarłych oraz Prawiek i inne czasy. Obie zrobiły na mnie dobre wrażenie, ale przed napisaniem paru słów sparaliżowała mnie niemoc (powiedzmy, że twórcza). Może zmieni to kolejna książka, którą dziś zaczęłam czytać Anna In w grobowcach świata. Zarówno wśród recenzji na blogu, jak i wśród przeczytanych a nie opisanych książek nadal przeważają biografie. W zeszłym roku zapoznałam się też z nowym gatunkiem, jakim są reportaże (Zrób sobie raj). Najczęściej czytaną recenzją według statystyk są Gdańskie wspomnienia młodości Johanny Schopenhauer. Na drugim miejscu znalazła się Włoska podróż Goethego z ilością odsłon niemal o połowę mniejszą, oraz Bogowie, groby i uczeni na miejscu trzecim. Nie przebiły ich nawet takie zapchaj dziury, jak bożonarodzeniowe wspomnienia, wpis o biblioteczce, czy świątecznych prezentach. Mimo ciężkiego dla wszystkich roku (u mnie przejawiło się to mniejszą ilością wpisów na początku pandemii) udało mi się opublikować łącznie dwadzieścia siedem wpisów, co oznacza, iż zaczynam odbijać się od dna, jakim było dla mnie dziesięć wpisów (w roku 2018).
Życzmy sobie, aby nowy rok poza poznaniem wirtualnym pozwolił nam wzbogacić osobisty bagaż doświadczeń kulturalnych także o doświadczenia realne. I z tą nadzieją udaję się w Krainę Łagodności, gdzie przy dźwiękach chilloutowej muzyki z nowej płyty zanurzę się w świecie grobowców wraz z Anną In.
Życie wirtualne u nas to głównie praca zdalna. Po tylu godzinach spędzonych na komputerze nie specjalnie chciało mi się jeszcze tu zaglądać. Natomiast nadrobiłem kilka lektur, ale już w formie papierowej i obejrzeliśmy kilka fajnych filmów no i trochę wyjazdów w kraju też udało się zrealizować. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że spędzając wiele czasu pod komputerem (też mam to szczęście, że mogę pracować zdalnie) wskazanym byłoby oderwać się od internetu. Niestety popadłam w uzależnienie. W zeszłym roku po raz pierwszy zaczęłam żałować, że nie jeżdżę samochodem, co dałoby mi możliwość bezpiecznego przemieszczania się. Pozdrawiam także.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŻyczę otwarcia klatki, przy okazji moją też niech ktoś otworzy, choć czasami obawiam się, że sama ją zamknęłam od środka dodatkowo. A choć nigdy nie lubiłam przytulanek, ściskania- to dziś strasznie mi tego brakuje. Oby więc nastała normalność
OdpowiedzUsuńOprócz zdrowia życzę Ci na Nowy Rok przynajmniej trzykrotnie więcej przyjemności z rodzaju tych opisanych powyżej.;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, jeśli z połowa w nich byłaby w realu nie miałabym nic przeciwko.
UsuńNo cóż trudny czas. Niestety człowiek człowiekowi stworzył po części taki los. Szczególnie dla osób aktywnych siedzenie w domu jest męczące. Ja tęsknię za możliwością wędrówek pieszych, robienia zdjęć. Póki co jest jak jest. W tym wypadku więcej czytam, rozwiązuję krzyżówki. Przede wszystkim staram się być optymistką, czego i Tobie życzę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo prawda, że sami, jako gatunek zgotowaliśmy sobie taki los. Ja jestem introwertyczką, i choć uwielbiam podróżować i korzystać z różnych kulturalnych atrakcji jestem domatorką, ale to wymuszone siedzenie w domu doprowadza mnie do ... Jestem optymistką, choć miewam okresy pesymizmu. Takie falowanie i spadanie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że 2021 rok będzie atrakcyjniejszy pod względem podróży. Chociaż oboje uwielbiamy wszelakie wyjazdy to tym chętniej wracamy do domu bo doskonale się w nim czujemy, lubimy spędzać w nim czas. Gdy żyła nasza Bellunia i musiała przebywać u zaprzyjaźnionej Pani, to wracaliśmy jak na skrzydłach bo tam czekał na nas stęskniony piesek.
OdpowiedzUsuńMałgosiu, wszystkiego najlepszego w nowym roku!
Serdecznie pozdrawiam:)