Francuska kawiarenka literacka

czwartek, 7 października 2021

Na ratunek Italii (zdążyć ocalić skarby sztuki przed nazistami) Robert Edsel

Na ratunek Italii to zajmująca opowieść o ratowaniu dzieł sztuki podczas wojny.

Napisałam kiedyś, iż nie przeraża mnie własna śmiertelność, ale przeraża możliwość unicestwienia dzieł sztuki, bez których nie wyobrażam sobie dalszego trwania świata. Czym byłby świat bez Dawida Michała Anioła, Ostatniej wieczerzy Leonardo da Vinci, czy Słoneczników Van Gogha, bez Bazyliki Świętego Piotra, Ponte Vecchio, Luwru czy dziesiątek tysięcy obiektów dziedzictwa kulturowego. Skupiam się na Europie, bo jest mi ona najbliższa i najlepiej znana.

I choć Na ratunek Italii opisuje działania podejmowane w celu ochrony zabytków (nierzadko zakończone sukcesem) to jednocześnie uświadamia to co przecież doskonale wiemy, jak kruche i nietrwałe są przedmioty w obliczu działań wojennych    

Jest taki fragment opisujący nalot bombowy na Mediolan (sierpień 1943 r.), kiedy bomba spada nieopodal refektarza, którego ścianę zdobi Ostatnia Wieczerza. Eksplozja całkowicie zburzyła wschodnią ścianę refektarza, przez co zawalił się jej dach. Drewniane dźwigary  spadzistego dachu zniszczyły cienki sklepiony sufit sali jadalnej […]. Miejscowi urzędnicy przezornie zabezpieczyli północną ścianę workami z piaskiem, drewnianym rusztowaniem i metalowymi wzmocnieniami już w 1940 roku. Tylko to uchroniło arcydzieło Leonarda przed zniszczeniem. (str. str.22) Uchronienie fresku można uznać za cud, bomba wybuchła zaledwie dwadzieścia pięć metrów od refektarza. 

Przy refektarzu z Ostatnią Wieczerzą 

Książka jest historią oddziału utworzonego przez generała Eisenhowera do ratowania dziedzictwa kulturowego Italii. Oddział jest tworzony, kiedy wojska alianckie lądują na Sycylii.

Początkowe działania napotykają na szereg trudności. Sama idea ochrony zabytków wywołuje kontrowersje wśród dwóch największych rozgrywających; Jankesi, chcą za wszelką cenę ratować dzieła sztuki, które są wartością bezcenną, natomiast Brytyjczycy bardziej doświadczeni działaniami wojennymi pragną jak najszybciej i jak najdotkliwiej zniszczyć Włochów, nawet za cenę zniszczenia paru kościołów, czy obrazów. Stąd pierwsi preferują bombardowania punktowe, nakierowane na ściśle określone cele militarne, unikając bomb zapalających, ofiar wśród cywili i obiektów kultury, drudzy wolą naloty dywanowe, prowadzone w nocy, bezpieczniejsze dla pilotów, ale mniej precyzyjne.

Zwyciężyła opcja oszczędzająca, która nie zawsze była jednak możliwa do zastosowania. Miało to miejsce chociażby przy ataku pod Monte Casino, kiedy zmęczeni i zniechęceni długim oblężeniem niezdobytego wzgórza alianci zdecydowali się na zniszczenie średniowiecznego klasztoru, w którym wbrew przypuszczeniom nie było Niemców.

Trwały działania wojenne, a prowadzący je żołnierze nie rozumieli dlaczego, zamiast o ludzi, mają troszczyć się o budowle, czy jakieś malowidła, dlaczego nie mogą przenocować w świątyni, czy galerii i zapisać swojego imienia na ścianach budowli. Oficerowie wyznaczeni do obrony dzieł sztuki nie posiadali uprawnień do podejmowania decyzji. W dodatku brakowało wszystkiego; ludzi do ochrony, sprzętu do transportu, skrzyń i zabezpieczeń do przewozu dzieł sztuki, dostępu do informacji, katalogów, a sami strażnicy podlegali sprzecznym rozkazom. Dodatkowo działała propaganda, która przedstawiała aliantów, jako prymitywnych grabieżców dzieł sztuki, co powodowało wrogie przyjęcie przez miejscową ludność, przynajmniej na początku ich działań.

Florencki Ponte Vechcio
Z czasem powstają specjalne mapy, na których zaznaczane są najcenniejsze obiekty dziedzictwa kulturowego, które należy oszczędzić. Przykładem będzie niezwykle precyzyjny nalot na Florencję, podczas którego udało się zniszczyć dworzec Santa Maria Della Novella, tory kolejowe, a ominąć znajdujący się sto pięćdziesiąt metrów dalej kościół Santa Maria Novella. Nie zawsze się jednak udaje oszczędzić miasta z ich skarbami kultury, przykładem niech będzie zniszczenie Camposanto Monumentale (cmentarza) w Pizie z bezcennymi freskami renesansowych malarzy w tym Benozzo Gozzoli czy Taddeo Gaddi. Przejmujący jest opis, kiedy opiekujący się cmentarzem zakonnicy usiłowali ratować zniszczone i zalane stopionym ołowiem fragmenty fresków.

Książkę pisze amerykański biznesmen i pisarz i co zrozumiałe największy nacisk kładzie na zasługi amerykańskich chłopców w dziele ratowania dzieł sztuki. Pojawiają się tutaj jednak także i Włosi i Niemcy. Intencje niektórych osób nie były chwalebne, część biorących udział w akcji ratowniczej chciała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, ratować dzieła sztuki, a przy okazji zabezpieczyć własną przyszłość, albo też ratując dzieła sztuki zabezpieczyć swoją przyszłość (zarówno materialnie, jak i zabezpieczając się przed odpowiedzialnością za zbrodnie).

Doceniając sam pomysł utworzenia Oddziałów Ratowniczych i ich wagę w dziele zachowania kulturowego dziedzictwa, liczne trudności, jakie napotykali, częste poczucie bezsilności wobec okoliczności należy też zauważyć wkład setek osób, które pomagały bezpiecznie ulokować dzieła sztuki na czas wojennej pożogi. Dziesiątki posiadłości znajdujących się na uboczu działań wojennych  zostało udostępnionych jako składy obrazów, rzeźb, antyków, woluminów (repozytoria).

Sporo dzieł było przechowywanych  w obrębie murów Watykańskich. Z uwagi na status Watykanu - państwa neutralnego były tam względnie bezpieczne. I tak w pewnym momencie, Watykan, który i tak posiadał jedną z największych kolekcji dzieł sztuki został wzbogacony o eksponaty z Pinakoteki Brera w Mediolanie, Galerii Borghese w Rzymie, muzeum Narodowego w Neapolu, dzieła zwiezione z mniej znanych muzeów i bezcenne skarby z kościołów…. Do tej kolekcji dołączyły obrazy Caravaggia z kościołów Santa Maria del Popolo i San Luigi dei Francesi, a także płótna Tycjana, Veronesego, Tintoretta i Tiepolo z Wenecji. (str. 173)

Dzieła których nie można było wywieźć zostały zamurowywane lub obudowywane. 

Rzeźbę Mojżesz, wysoką na prawie 2,5 metra, dłuta Michała Anioła, owinięto szczelnie i umieszczono w westybule bazyliki San Pietro In Vincoli, gdzie ją zamurowano. Łuk Konstantyna- potrójny łuk, wysoki na prawie 21 metrów, zasłoniły rusztowania i worki z piaskiem. Władze Rzymu zabezpieczyły nawet kolumnę Trajana za pomocą cegieł- pomysł był tak wspaniały, że na pierwszy rzut oka osłona pozostawała niewidoczna (str. 172)

Miejscowi rzemieślnicy wznieśli coś na podobieństwo ceglanego grobowca wokół wyniosłej rzeźby Dawida Michała Anioła oraz niższe wokół towarzyszących mu mniejszych postaci  nazywanych Niewolnikami (str. 183)

Podobny oddział do spraw ochrony zabytków powstał również po stronie niemieckiej. Hitler, jako niedoszły student malarstwa bardzo cenił sztukę, a szczególnie malarstwo realistyczne. Dzieła, których nie rozumiał, jak malarstwo impresjonistów, abstrakcjonistów, ekspresjonistów nazywał sztuką zdegenerowaną i kazał niszczyć. Jego ambicją było utworzenie ze zgromadzonych z obszarów okupowanych dzieł sztuki (czytaj zrabowanych) ogromnej galerii w Linzu Fuhrermuseum.

Niemcy zawarli z Włochami porozumienie, w myśl którego mieli chronić włoskie dziedzictwo kulturowego przed działaniami wojennymi, jednak gdyby nie czujność jednego z oficerów całe zbiory przeznaczone do ewakuacji nie trafiłyby do ich depozytariuszy. Dzięki interwencji udało się większość zbiorów odzyskać, nie mniej w transporcie zaginęły zbiory z kilku skrzyń  najpewniej z przeznaczeniem do prywatnej kolekcji Goeringa.

Najbardziej rozczuliło mnie miejsce pochówku dwóch opisanych w książce bohaterów- strażników skarbów Freda Hartta i Deana Kellera, dwóch antagonistów, którzy działali na rzecz ochrony zabytków. Pierwszy spoczął na dziedzińcu kościoła San Miniato we Florencji, drugi (częściowo) na cmentarzu Camposanto w Pizie.  

Książka posiada bogatą bibliografię, a także ciekawe ilustracje dotyczące wojennych zniszczeń. Polecam osobom, którym równie bliskie jest kulturowe dziedzictwo. 

 

8 komentarzy:

  1. Te rzeźby są unikatami i bez nich świat byłby nudny.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
  2. I smutny i może mniej znośny :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie potrafię zrozumieć jak można niszczyć dzieła sztuki, tak postąpiono np. w Syrii. Zniszczeniu uległy wszystkie obiekty wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, począwszy od położonego na południu zabytkowego miasta Bosra, przez stare Aleppo i Damaszek, Palmyrę, po starożytne „Martwe Miasta” na północy i zamek krzyżowców Krak des Chevaliers. Podobnie było w Afganistanie gdzie zniszczono posągi Buddy. Prawdziwe barbarzyństwo. W Europie stosunkowo świadomość o ochronie zabytków jest znaczna. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem twoje wzburzenie i podzielam. Może też dlatego ta książka wydała mi się ogromnie interesująca, bowiem poza hołdem dla obrońców dzieł sztuki próbowała też nakreślić przyczyny, jakie kierowały niszczycielami, wandalami absolutnie go nie usprawiedliwiając. Mamy szczęście, że mieszkamy w Europie gdzie podejście do tej niematerialnej sfery życia jest zupełnie inne, niż na obszarach, na których ważne są inne wartości (choć my za wartości byśmy ich nie uznali). Pozdrawiam i dziękuję za komentarz, bo choć dla mnie to niezwykle ważna książka nie sądzę, aby jej tytuł przyciągnął wielu czytelników.

      Usuń
    2. Ja też nie mogę pogodzić się z barbarzyńskimi zniszczeniami najcenniejszych zabytków przez terrorystów z ISIS. Dane mi było zobaczyć słynny Krak des Chevaliers, Palmyrę, Apameę, Aleppo, Damaszek, Malulę - malownicze miasteczko gdzie wciąż na co dzień używa się języka aramejskiego - tego samego, którym posługiwał się Jezus Chrystus.
      Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Taka bezsilność ogarnia człowieka, kiedy nie może nic poradzić na taki wandalizm. We wpisie podaję przykłady dzieł uratowanych, ale jest też taka scena, kiedy obrońcy Camposanto w Pizie chodzą płacząc pomiędzy stopionym ołowiem który stapia się z bezcennymi freskami dachu cmentarza. A działania terrorystów to jeszcze inny rodzaj niszczenia, nie z przypadku, nie z głupoty, nie z brawury, a z ideologii, chyba najstraszliwszej z broni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasami sie zastanawiam jak kiedys ludzie tworzyli coś tak pieknego a teraz czegos takiego nie ma...
    trzeba iść naprzod a my sie cofamy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ano właśnie. Choć myślę, że i dziś tworzy się wiele pięknych rzeczy, tylko nasze poczucie piękna ukształtowane przez antyczne wzorce nie nadąża za współczesnością. Sama rzadko zachwycam się sztuką współczesną, ale zdarza się.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).