Francuska kawiarenka literacka

środa, 24 stycznia 2024

Śmierć na Wenecji Maryla Szymiczkowa

Od lektury ostatniej powieści duetu Dehnel i Tarczyński (znanego jako Maryla Szymiczkowa) minęło kilka dobrych lat i choć Złoty róg przeczytałam z ciekawością to muszę przyznać, że formuła opowieści nie bawiła mnie już tak jak podczas wcześniejszych lektur książek z serii profesorowa Szczupaczyńska na tropie. Owszem było ciekawie, ale miałam wrażenie, że ten sposób pisania nieco się oczytał, a pewne postacie wplatane są w treść na siłę. Dlatego też nie paliłam się do sięgania po kolejną, piątą już książkę przygód śledczych samozwańczej pani detektyw. Jednak po rekomendacji dwóch Małgorzat (jednej znanej wirtualnie, a drugiej całkiem realnie) książka znalazła się na półce w oczekiwaniu na swoją kolej. A ta przyszła dość szybko w stosikowym losowaniu u Anny, a lektura została pochłonięta w przeciągu dwóch dni i połowy nocy.

W mojej ocenie Śmierć na Wenecji poziomem dorównuje Tajemnicy Domu Helclów, a nawet ją przewyższa. Kryminał retro ponownie osadzony jest mocno w Krakowie, co jest niewątpliwe jego ogromnym atutem. Kraków ma bowiem w moim (i jak sądzę nie tylko moim) sercu miejsce szczególne. Rzecz dzieje się w 1903 r. podczas wielkiej powodzi. która zalała Błonie, park Jordana, ulice Wolską, Zwierzyniecką, Smoleńsk, Retoryka, Garncarską, Koletek, św. Agnieszki i kościół na Skałce. Profesorowa Szczupaczyńska sobie tylko może podziękować, za to, iż znalazła się w jej centrum, bowiem po kilkudziesięciu latach mieszkania w kamienicy Pod Pawiem na świętego Jana zamarzyło jej się mieszkanie bardziej nowoczesne, z wygodami, no i przede wszystkim z wanną. 
Kamienica Pod Śpiewającą Żabą
… coraz częściej była zapraszana przez znajomych i krewnych do mieszkań poza pierścieniem Plant; a to na Piasek, a to na Nowy Świat. Wydawało się, że nikogo już nie zawstydza wyprowadzka na takie rubieże; mieszkania były tam wyższe, jaśniejsze, wygodniejsze. Od czasów pamiętnej wizyty ….. w Domu Egipskim coraz częściej popatrywała w tamte okolice, na ulicę Retoryka, gdzie dobrą dekadę temu nad malowniczą rzeczką Rudawą wybudowano całe mnóstwo efektownych, nowoczesnych kamienic. Celował w tym szczególnie pan Talowski, człowiek niełatwy, ale architekt wzięty i pomysłowy, który nie tylko dom własny (zawsze stanowiący dla architektów rodzaj witryny sklepowej, w której prezentują swój kunszt), ale bez mała każdy budynek projektował, jako romantyczne zamczysko z gotyckiej powieści, pełne maszkaronów, zwierząt, wieżyczek i fantazyjnych szczytów, albo przynajmniej – renesansowe palazzo.(str.23) 
Kamienica pod śpiewającą żabą- detal

Kiedy więc w kamienicy Pod Śpiewającą Żabą zaprojektowanej przez pana Talowskiego opróżniło się mieszkanie na drugim piętrze pani profesorowa tak długo wierciła dziurę w brzuchu małżonka, aż ten niechętnie, ale wyraził zgodę na przenosiny. Nowoczesny, ale wykwintny dom, przyzwoici lokatorzy, zaraz obok można odetchnąć pełną piersią na Błoniach. Niby w mieście, a jak na wiledżiaturze. I jeszcze uroczy narożny, zwieńczony strzelistą iglicą wykusz, w którym .. stała [profesorowa] wykusz dający znakomity widok na krzyżujące się ulice i strzeliste mosty spinające brzegi głębokich kanalików, przy których wznosiły się piękne kościoły oraz pałace arystokratycznych rodzin. Porośnięta gęstą winoroślą fasada kamienicy odbijała się w wodzie niczym pałac w Canal Grande. (a profesorowa stałą niczym wenecka dogaressa..- str. 23-23)
Kamienica pod śpiewającą żabą od strony narożnej (z wykuszem który zachwycił tak Zofię)
Jak wiadomo kamienica Pod śpiewającą żabą mieści się na ulicy Retoryka (gdzie znajdują się też trzy inne kamienice projektu pana Talowskiego) tak więc, kiedy w lipcu 1903 roku wody Rudawy i Wisły zalały okoliczne ulice profesorowa mogła zająć się swoim ulubionym zajęciem; siadła w oknie i obserwowała, a jej bacznej uwadze nic nie umknęło. A zwłaszcza pływające w wodzie na Wenecji męskie ciało. Zofia nie byłaby sobą, gdyby natychmiast nie rozpoczęła śledztwa. Dostojna  matrona, żona profesora uniwersytetu krakowskiego poza prowadzeniem domu, a prawdę mówiąc poza nadzorowaniem służącej Franciszki i pilnowaniem mężowskiej diety niewiele miała do roboty, a zatem pojawienie się zwłok przyjęła niemal z entuzjazmem (w końcu, jeśli zwłoki musiały się pojawić, to nie mogły znaleźć właściwszego miejsca, aby wypłynąć). Pani profesorowa miała okazję, aby wysilić swe szare komórki i rozwiązać zagadkę. Wydawać by się mogło, iż powódź w postaci stojącej na ulicach wody o wysokości paru metrów będzie przeszkodą dla dystyngowanej damy. A jednak, kiedy w grę wchodzi śledztwo okazuje się, że pływanie w balii czy pojemniku po kiszonej kapuście nie może stanowić najmniejszej trudności. Podobnie, jak udanie się do gniazda rozpusty, siedliska dekadencji w Jamie Michalikowej, którą upatrzyli sobie na miejsce spotkań nie tylko różnej maści artyści, ale także o zgrozo panowie, którzy szczególny pociąg czuli do innych panów.
Fragment kamienicy pod osłem
Po raz kolejny Zofia Szczupaczyńska wchodzi na wyżyny intelektu, umiejętnie łącząc fakty, a dzięki prowadzonemu dochodzeniu (przesłuchaniom, rozmowom i eksperymentom śledczym) udaje jej się to, co nie udało się policji, odkrycie prawdy. A wszystko to czyni, jak zwykle w tajemnicy przed małżonkiem.
W tle jest Kraków z początku XX wieku, miasto, które ku zgryzocie jego dawnych mieszkańców staje się aż nazbyt nowoczesne, na ulicach pojawiają się automobile rozwijające zawrotną prędkość, przestępczość szerzy się niemożebnie, młodzież nie szanuje Ojca Świętego, a władze nie są przygotowane na wylewy rzek. I kiedy połowa Krakowa tonie w szaroburych wodach, druga połowa prowadzi codzienne życie.
Wisłą płyną porwane przez fale chaty, szopy, stodoły, a nawet budynki z cegielni z Przegorzał, tymczasem po drugiej stronie miasta, w teatrze, jak gdyby nigdy nic grają Traviatę Verdiego. Ktoś obok narzekał na to, że wiledżiatura w tym roku wyjątkowo nieudana, że ludzie wracają z Rabki i Zakopanego rozczarowani i w podłym nastroju. Inna pani sarkała, że deszcze niszczą kapelusze. (str.45).

Kamienica Festina lente (spiesz się powoli) ul. Retoryka
Wenecja to krakowska ulica, ale też Kraków zalany wodami rzek w powieści nie raz przypomina Wenecję licznymi na wiązaniami do wód kanałów, porównaniem jednostek pływających do gondol, a profesorowej do dogaressy. Błyskotliwy, uszczypliwy humor, nawiązania do współczesności i doskonałe osadzenie w czasie i miejscu sprawiają, iż lektura jest wciągająca, rozśmieszająca i pouczająca. Czyta się lekko, szybko, a lekturze towarzyszą wybuchy śmiechu. Polecam gorąco.
Kamienica pod osłem Talowskiego ul. Retoryka (z mottem Każdy jest kowalem swego losu)
Ponieważ kamienice Talowskiego wywołały zainteresowanie części czytelników podaję link do wpisu Ady, od którego zaczęło się moje zainteresowanie Talowskim i jego kamienicami. Przepiękny wpis i cudowny blog Ady o Krakowie, życiu, sztuce. Link do wpisu o kamienicach Talowskiego

25 komentarzy:

  1. Muszę sprawdzić w mojej bibliotece czy mają te książki. Twoja recenzja, zachęciła mnie do ich przeczytania.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
  2. W moje bibliotece trzeba się zapisać w kolejkę, bo prawie wszystkie egz. w czytaniu. Ale pewnie za parę tygodni się to zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  3. A wiesz, że zachęciłaś mnie do sięgnięcia po tę powieść? Jak wynika ze zdjęcia, kamienica Pod Śpiewającą Żabą jest naprawdę piękna. Widziałaś ją może na własne oczy? Bo ja nie. Mam nadzieję, że się nie zniszczyła podczas tej opisanej w książce powodzi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem i to nie raz. Zdjęcia są sprzed dwóch i trzech lat. Kamienice Talowskiego nie tylko te na Retoryka oglądałam zachęcona wpisami u jednej z blogerek, to od Ady po raz pierwszy usłyszałam to nazwisko i dowiedziałam się o istnieniu architekta. Podczas tamtej z 1903 roku powodzi zapewne kamienica ucierpiała nieco, może też ucierpiała przy kolejnych powodziach, nie wiem też jak było później. Widok na zdjęciu to widok sprzed dwóch lat, więc nawet jeśli kamienice ucierpiały to zostały odrestaurowane.

      Usuń
  4. Czytając kolejne tomy serii wyszukuję sobie w internecie informacje o tych miejscach, sporo czytałam o tych przepięknych kamienicach Talowskiego. Zaraziłam koleżankę, wielbicielkę Krakowa, ona już była na miejscu, przy kamienicy Pod Pawiem i tej Pod Śpiewającą Żabą, planujemy podobną wspólną wyprawę na cieplejszą porę roku :).

    OdpowiedzUsuń
  5. To proponuję także pozostałe krakowskie kamienice Talowskiego na Smoleńsk i Karmelickiej, Gmach Towarzystwa Gimnastycznego Sokół, czy Szpital Bonifratrów (tego ostatniego nie oglądałam). A Dom Pod Pawiem oczywiście poleciałam obejrzeć, jak tylko Tajemnicę Domu Helclów przeczytałam. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka oprócz fabuły może też być też rodzajem przewodnika po Krakowie. Piękna jest ta kamienica pod śpiewającą żabą. Nigdy nie słyszałem o tym architekcie, ale dzięki Tobie pogrzebałem trochę w Internecie. Znalazłem trochę informacji o Teodorze Talowskim i jego projektach. W Krakowie jest jeszcze jedna kamienica pod pająkiem, którą zaprojektował i w której mieszkał. Prócz tego jest autorem takich projektów jak:
    Pałac w Horyńcu, pałac Czetwertyńskich w Kijowie, Gmach Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" w Jarosławiu, Krakowie i Pilźnie, mauzoleum Potockich w podziemiach kościoła w Łańcucie, wiadukt kolejowy nad ulicą Lubicz w Krakowie, 1897-98.
    Kościół w Kamieniu, w Laszkach koło Jarosławia. Zaciekawiłaś mnie bardzo i postaram się teraz na żywo obejrzeć chociaż niektóre z nich. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie dzięki książce Szymiczkowej dotyczącej okresu zamieszkiwania profesorostwa w kamienicy Pod Pawiem (to akurat nie jest dzieło pana Talowskiego) nie omieszkałam poszukać na Św.Jana owej kamienicy (jest zdecydowanie skromniejsza od kamienic pana Talowskiego. Kamienicę Pod pająkiem na Krupniczej i Pod Smokiem/Bazyliszkiem na Smoleńsk znacznie trudniej sfotografować, bowiem obie ulice są normalnej/ulicznej szerokości. Natomiast na Retoryka pomiędzy kamienicami znajduje się coś w rodzaju placu przedzielającego ulicę. Towarzystwo Gimnastyczne Sokół znajduje się też niedaleko ulicy Retoryka, trafiłam na nie zupełnym przypadkiem, najpierw odkrywając ciekawy budynek, a dopiero po jakimś czasie odkrywając, iż to też T.T. No i ma pewien związek z lekturą, gdyż profesor Szczupaczyński należał do Towarzystwa Cyklistów, a te miało swą siedzibę w Gmachu Sokoła. Co prawda profesor do Towarzystwa należał bardziej formalnie/teoretycznie (jak mówił na wszelki wypadek) niż faktycznie, ale zawsze mógł się swą przynależnością pochwalić. Mnie zainteresowała Talowskim swego czasu Ada z krakowskiego bloga, od tej pory oglądam jego projekty w Krakowie (wiadukt kolejowy również), tylko nie mogę odżałować, iż nie trafiłam na nagrobek architekta (też ciekawy), ale może kolejnym razem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo chętnie poczytam te historyjki krakowskie z humorem:) A najbardziej podoba mi się nie tylko postać pani profesorowej - uwielbiam takie niepoprawne osóbki - co Kamienica pod Śpiewająca Żabą:) Do kompletu brakuje tylko Kamienicy pod Tańczącym Pająkiem - oczywiście w pijanym widzie:) Już widzę te plączące się nóżki, podobnie jak niemal słyszę rechot żabi co to śpiewać usiłuje. Koniecznie muszę w tym roku zawędrować na ulicę Retoryka, żeby się tym niesamowitym budynkom przyjrzeć. I o panu Talowskim poczytać. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kamienica pod pająkiem istnieje, choć może nie tańczącym. Ulica Retoryka mieści się bardzo blisko pomnika Marszałka i legionistów, pod którym robiłyście sobie zdjęcia z dziewczynami. Nieopodal jest Towarzystwo Gimnastyczne Sokół Talowskiego, obok którego przechodziłyśmy idąc do Muzeum Narodowego.

    OdpowiedzUsuń
  10. Uzupełniłam wpis o link do bloga Ady i jej wpisu o kamienicach Talowskiego. Przy jej wpisie nie śmiem zamieszczać swojego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehkm ;) Nie mów tak, proszę, bo zamknę się w sobie (a dopiero co otworzyłam ;))
      Bardzo dziękuję Ci za link i odesłanie do mojego wpisu! Mam nadzieję uzupełnić jeszcze moje opisy krakowskich spacerów szlakiem Talowskiego. Mam tyle zdjęć sprzed lat i ciekawie będzie porównać, jak to wszystko wygląda teraz, jak się zmieniło. Mój pierwszy wpis o ulicy Retoryka z roku bodaj 2009 przedstawia całkiem inny wygląd kamienic i muszę przyznać, że od tamtej pory bardzo wypiękniały (może tylko nie mogę się wciąż przekonać do Osła ;) Bardzo chciałabym też zobaczyć pozakrakowskie realizacje Talowskiego, widziałam dopiero tylko trzy i to też nie zwiedzając a jakby przejazdem. Twoje zdjęcia naprawdę piękne i z przyjemnością zrobiłam sobie spacer ulicą Retoryka, może się zdarzyć - to przecież niewykluczone - że kiedyś naprawdę pójdziemy tam wreszcie razem.
      Dom pod Pająkiem to też niezwykła realizacja (w jednym z komentarzy jest małe przejęzyczenie - znajduje się nie na Krupniczej lecz Karmelickiej) z tym, że rzeczywiście niełatwy do sfotografowania. Pora najlepiej popołudniowa, wtedy fasada oświetlona słońcem. Zresztą pięknie wykorzystałaś słoneczne godziny, żeby tak przedstawić kamienice z Retoryka. Fantazja Talowskiego nie przestaje mnie dziwić (podziw i zdziwienie w jednym) i cieszę się ogromnie, że mogłam się tym z Tobą podzielić.

      To tyle, jeśli chodzi o tło, a sam wątek najważniejszy, czyli książka - jeszcze przede mną. Nawet gdybym nie znała autora (autorki, autorów ;) to po Twojej recenzji nie wahałabym się ani chwili. Wspaniale oddałaś nastrój - jest w tej narracji mnóstwo humoru, cynicznej inteligencji, czemu zresztą trudno się dziwić znając nieco styl Dehnela and co. choćby z jego profilu na Fb, jest jednym z moich ulubionych komentatorów rzeczywistości. Mieszczaństwo krakowskie przełomu wieków to po prostu stan umysłu i to cudownie w książce jest przedstawione, choć oczywiście profesorowa Szczupaczyńska nie do końca wpisuje się w ten obraz, jej ciekawość świata i bystrość umysłu czynią z niej naprawdę ciekawą postać przekraczającą wiele granic. Czytałam dotąd tylko "Tajemnicę Domu Helclów" i muszę powiedzieć, że tło Krakowa przełomu wieków jest odmalowane absolutnie cudownie i na pewno tak samo będzie w "Wenecji". Jest to wszystko osadzone w doskonale udokumentowanych realiach. Zamiłowanie Dehnela do kolekcjonowania starych zdjęć - jak on o nich pisze! - na pewno jest tutaj też czytelne. Jest w tym reporterskie oko, uważność i nonszalancja baudelairowskiego flâneura... A zatem Wenecja jeszcze przede mną. A jako ciekawostkę dodam, że miałam swego zajęcia "na Wenecji" i parę egzaminów też, pamiętam ten z włoskiego, to tak się ładnie wpisywało w nazwę.

      Usuń
    2. Jeśli miałabyś się zamknąć z powodu mojej oceny twoich wpisów to jestem gotowa wejść pod stół i odszczekać, że tak wspaniale piszesz, a ja przy tobie to kundelek. Odszczekuję:)
      Jeśli popełnisz nowy wpis to na pewno go przeczytam z ciekawością, bo poza dobrym piórem (ha, ha) to masz też wiedzę, której mi brakuje (odszczekuję....). Też bym chciała zobaczyć inne projekty Talowskiego i taka mnie teraz myśl wpadła do głowy, czemu nie. Mam teraz dużo czasu, jeśli dojazd nie jest zbyt skomplikowany to czemu nie. Sprawdzę. No, jakbym miała za mało pomysłów to wpadł mi do głowy kolejny. Czasami wydaje mi się, że mam ADHD, dziś planuję podróż do Brugii, jutro Drezno, potem na Dolny Śląsk i tak zmieniam co chwila kierunki i chcenia. Cudnie tak kolekcjonować wrażenia czyimś śladem. Jak raz spodoba mi się czyjś obraz czy rzeźba, budynek to potem sobie to kolekcjonuję w pamięci. Krupniczą z Karmelicką mylę nieustannie, podobnie jak inne nazwy przekręcam i mylę, mylę i przekręcam- tak sekretarz, o którym pisze sukienka by mi się przydał, może nie do przecinków, ale do odczytywania moich myśli :). Panowie D i T bogato korzystają z krakowskich czasopism (głównie z Czasu) a zapewne i reportaży z okresu i innych dokumentów dla oddania jak najbardziej rzeczywistego obrazu tamtej epoki. Profesorowa Szczupaczyńska z powieści na powieść coraz bardziej przekracza granice, w końcu bez tego nie byłaby w stanie rozwiązać żadnego śledztwa. A co do wspólnego spaceru byłoby to wspaniałym dla mnie przeżyciem. Oby słowo stało się ciałem. :)

      Usuń
  11. Nie czytałam żadnej z książek o profesorowej, ale skutecznie mnie zachęciłaś, sądząc po cytatach, jakie zamieściłaś, to z pewnością jest coś, co mi się spodoba a przy okazji oderwę się od cięższych gatunkowo lektur bo śmiechu nigdy dość. Wpisy Ady o kamienicach Talowskiego świetnie pamiętam, czytałam je na bieżąco z zapartym tchem bo i architektura ciekawa i Ady spojrzenie na nią odkrywcze i bezcenne. Pozdrawiam z wiosennej Ostródy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem przekonana, że ten rodzaj lektury będzie Ci się podobać, jest sporo inteligentnego humoru - i jeszcze ile spacerów po Krakowie przełomu wieków! Naprawdę nie jest łatwo o książki, które poprawiają nastrój a przy tym są dobrze napisane. Nie wiem, dlaczego to jest takie trudne. Przygodę z czytaniem o profesorowej warto zacząć od Tajemnicy Domu Helclów - to wtedy wszystko się zaczyna. Choć prawdopodobnie kolejność nie ma większego znaczenia. Miłej lektury, wierzę, że Ci się spodoba. I bardzo dziękuję, jak zawsze, Twoje zdanie (i Małgosi) zawsze dla mnie bardzo cenne.

      Usuń
  12. Zdecydowanie jest to lektura na poprawę nastroju. Wydaje mi się, że nie często spotyka się coś lżejszego a jednocześnie niegłupiego. Nie przepadam za kryminałami, gdzie krew leje się gęsto, ale takie gdzie dobrze pogłówkować, albo choćby śledzić tok myślenia bohatera lubię, a w dodatku ten humor:) mnie odpowiada bardzo

    OdpowiedzUsuń
  13. O, widzisz! Pierwszy tom cyklu dostałem w stosie podarunkowym i nawet miałem w ręce, ale jakoś nie był to dobry czas, bo doszedłem z procesorową tylko na jakiś, chyba, targ. No to wrócę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, czasami książka nam się nie wpisze we właściwy w życiu moment. Może kolejne podejście będzie lepsze, tego życzę

      Usuń
  14. Piszę nie na temat bo o "Improwizatorze". Kupiłam, wczoraj książka przyszła, przeczytałam prawie połowę, jestem zachwycona opisami i klimatem. Czyta się świetnie, jest napisana bardzo lekkim stylem a poza tym nie ma tam smutku, jaki jest w utworach dla dzieci. Ot, bajka dla dorosłych, ale śliczna (jak na razie). Masz rację, to świetne uzupełnienie dla Goethego, Muratowa i innych. Nie wiem, czy Ci pisałam, ale na Allegro kupiłam całą serię o wielkich podróżach do Hiszpanii, Włoch i na bliski wschód pod redakcją Pawła Hertza, no i jest tam jeszcze wspaniała rzecz twojego ukochanego Wiktora Hugo pt. "Ren". W sumie trudno powiedzieć, kto mnie bardziej porwał, Goethe, Gregorovius, Muratow, czy nasi wspaniali podróżnicy Kraszewski, Wiszniewski czy Iwaszkiewicz? Zrobił się z tego piękny włoski gobelin a teraz Andresen dodał swoją niteczkę, więc go postawię obok nich. Zapomniałam napisać o jeszcze jednej książce z tej półki - Antoniego Odyńca wspomnieniach z podróży do Włoch, jaką odbył z Mickiewiczem. To wspaniałe móc czytać takie książki, wspominać to co się widziało i porównywać swoje wrażenia, albo marzyć o tym co chciałoby się zobaczyć. Przepraszam, że tu o tym piszę, ale nie wiem, czy zaglądasz do starszych postów a chciałabym się z Tobą tym podzielić i podziękować za podrzucenie tego tytułu. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  15. Oczywiście, że czytam stare komentarze, muszę je zatwierdzać, więc jak tylko wchodzę na bloga zaglądam, czy są komentarze, zatwierdzam, lub odrzucam - reklamy i staram się od razu odpowiadać, no chyba, że jestem w podróży, to na odpowiedź trzeba trochę poczekać. Ale to żaden problem, czy komentarz znajdzie się pod wpisem, czy w innym miejscu. Na szczęście nie jesteśmy w pracy i nie musimy przestrzegać żadnych procedur. Jak się nazywa ta seria podróżnicza pod redakcją Pawła Hertza? Bo i ja bym chętnie poczytała. Uwielbiam czytać o wrażeniach z podróży. Niektórzy potrafią tak ciekawie opisywać, że ja tylko mogę się skręcać z zazdrości, iż moje bogate wrażenia tak ubogo potrafię opisać. Czytałam Goethego, Muratowa, Iwaszkiewicza i paru innych. Ale pozostałych wymienionych nie znałam. Też lubię podążać tymi samymi ścieżkami, a także czytać o zwyczajach, czy budowlach, których już nie ma i wyobrażać sobie, jak wyglądały. Jak owe wyścigi na Corso w karnawale, o których czytałam już chyba u Goethego, a teraz Andersena. Albo te święto lampek, o którym pisze Andersen. Że o weneckim karnawale nie wspomnę, ten udało mi się rok temu obejrzeć- tzn. małą namiastkę w postaci barwnych bogatych strojów na ulicach i widowiska światło, woda, dźwięk w Arsenale. To oczywiście maluśka namiastka, ale zawsze choć trochę. Zaraz zajrzę na Allegro. Na razie zrobię rekonesans, wszak książek tyle, że uginają się półki i mimo dużej ilości czasu, wciąż bark go na przeczytanie wszystkiego, co chciałabym przeczytać już natychmiast, a potem zobaczyć. Pisz komentarze, gdzie i kiedy masz ochotę, bo zawsze piszesz coś ciekawego.

    OdpowiedzUsuń
  16. Super, na przyszłość nie będę robić zamieszania. Na maila wysłałam Ci użyteczną informację i powiem tylko, że nasz Kraszewski zaskoczył mnie niesamowicie oczywiście na plus. Zresztą Odyniec też, chociaż uważa się że płytki i plotkarz, ale w swoich pamiętnikach przytacza wiele ciekawostek o Mickiewiczu i innych współczesnych. Jednak on nie jest z tej serii i trafiłam na niego przypadkiem. Co do innych spraw to chyba nie ma potrzeby, żeby wpadać w kompleksy, uważam, że piszesz bardzo ciekawie, wiele widziałaś i czyta się to z przyjemnością. A poza tym chyba każdy z tych wielkich zapewne miał sekretarza do czarnej roboty (też bym chciała, może by mi stawiał przecinki we właściwym miejscu) więc było mu łatwiej.

    OdpowiedzUsuń
  17. Już przeczytałam i odpisałam nawet, a co więcej już buszuję na allegro. Któraś z koleżanek już mi Kraszewskiego zachwalała, ale podchodziłam do tego z pewną nieufnością, bo Kraszewski to jednak bardziej mi się z ramotkami kojarzył. Pisał tak wiele, hurtowo, w dodatku dziś się okazuje, że z powodu braku dostępu do historycznych źródeł jego książki zawierały sporo przekłamań, a najlepsze było - najbardziej realne tło społeczne. Ale relacje z podróży to w końcu inny rodzaj pisania. Z chęcią sięgnę. Co do sekretarza, to jak wspomniałam Adzie przydałby się, zwłaszcza do wyłapywania moich przejęzyczeń - przekręcania nazw (Karmelicka czy Kanonicza, kanibalizm, czy kabalizm, Brugia czy Bruksela to ostatnie moje "pomyłki". Myślę o czym innym o piszę co innego. Może jednak miałam covida i została mgła covidova ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie wykluczone z tą mgłą, mnie to trzymało to ponad dwa lata, nawet czytać nie mogłam, bo zupełnie nie docierał do mnie sens, jakbym czytała w innym języku. My Twoi czytelnicy i tak pewnie domyślimy się, że to pomyłka, poza tym takie rzeczy zdarzają się większości z nas.

    OdpowiedzUsuń
  19. O kamieniach Talowskiego też dowiedziałam się z postów Ady. Od tamtego czasu poznałam kilka kolejnych jego prac. Odwiedziłam i zapaliłam świeczkę na grobie na cmentarzu Rakowickim. We wrześniu ubiegłego roku byłam w Jarosławiu i tam widziałam Ratusz i budynek Sokoła Teodora Talowskiego.

    OdpowiedzUsuń
  20. Myślę, że sporo blogerów zawdzięcza znajomość kamienic Talowskiego Adzie. Ja podobnie, jak ty po jej wpisie wielokrotnie odwiedzałam Kraków i oglądałam kamienice na Retoryka, Smoleńsk i Karmelickiej, budynek sokoła także. Niestety nie znalazłam nagrobka na cmentarzu Rakowickim. Poszukam kolejnym razem

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).