Wydawnictwo Dwie siostry 2009 |
Pierwsze spotkanie z prozą noblistki i pierwszy od dawna powrót do opowiadań, gatunku literackiego, który przez długi czas omijałam szerokim łukiem. Miałam za złe opowiadaniom to, że ledwie zdążę się zaprzyjaźnić z bohaterami już muszę się z nimi żegnać. Jeszcze jestem w środku historii, a już muszę o niej zapomnieć i wejść w nową. Z powodu krótkiej formy wydawały mi się one niesłychanie ulotne. Zapominam treść niemal natychmiast po przeczytaniu. Jak dotąd jedynie opowiadania Maupassanta i jedno z opowiadań Iwaszkiewicza (Upadek Ikara) poruszyły mnie na tyle, że zapadły głębiej w pamięć. A może po prostu musiałam do nich dojrzeć.
Uciekinierka to zbiór ośmiu opowiadań o życiu pięciu kobiet. Jest to w ogóle proza niezwykle kobieca, emocjonalna, przy czym stworzona językiem prostym i pozbawionym zbędnych ozdobników. Pięć kobiet spotykamy na rożnym etapie ich życia, za to w bardzo ważnych dlań momentach podejmowania decyzji. Decyzji, które wpłyną na dalsze losy, ich, czasem ich bliskich. Choć bywa i tak, że nie tylko podejmowane decyzje, ale też przypadek pokieruje ich życiem. Każda z bohaterek poszukuje swojego miejsca w życiu, wolności od krępujących zobowiązań, konwenansów, każda szuka szczęścia na swój sposób, nie zawsze je znajdując. Każda też dochodzi do wniosku, iż nie można uciec od samej siebie. Uciekając czy to od męża, czy od rodziny, czy od wymogów otoczenia nie da się uciec od siebie.
Bohaterka pierwszego opowiadania Carla uciekła najpierw od rodziny, aby zamieszkać z mężem, potem od męża, aby znaleźć wolność i możliwość samorealizacji (czy na pewno, a może uciekła przed odpowiedzialnością za swą nieprzemyślaną, wymyśloną historyjkę, którą opowiedziała mężowi), aby w końcu podjąć właściwą (czy na pewno?) decyzję.
(Carla) Nie potrafiła sobie tego wyobrazić [nowego życia]. Jazdy metrem czy tramwajem, zajmowania się nowymi końmi, rozmów z nowymi ludźmi, codziennego życia pośród tłumów ludzi, którzy nie są Clarkiem [mężem].
......
Najdziwniejsze było to, że robiła to wszystko [uciekała], jechała tym autobusem w nadziei, że odnajdzie siebie samą. Że...weźmie odpowiedzialność za własne życie. I nikt nie będzie się na nią wściekał i zatruwał jej dni swoimi humorami. (str.42).
Najbardziej podobało mi się opowiadanie Sztuczki. Jest takie w stylu Wiktora Hugo. Tutaj sporą rolę odgrywa fatum (małe spóźnienie, choroba pracownicy pralni, inna sukienka i wszystko potoczyło się nie tak). Dwudziestosześcioletnia ucząca się pielęgniarstwa i opiekująca chorą siostrą Robin co roku jeździła do teatru na jedną ze sztuk Szekspira. Od chwili, kiedy pierwszy raz przypadkowo znalazła się w teatrze nie wyobrażała sobie dalszej egzystencji bez tej odrobiny, namiastki czegoś, co uważała za prawdziwe, ważne, istotne. Kiedy wychodziła z teatru nadal przebywała w świecie sztuki, nie potrafiła rozmawiać z ludźmi o zwykłych prozaicznych sprawach. Najchętniej wyszłaby stamtąd sama i do nikogo nie odzywała się przez dwadzieścia cztery godziny. Jedna z pielęgniarek …. powiedziała kiedyś: W życiu bym się nie odważyła pójść tam sama” i wtedy Robin zdała sobie sprawę, jak bardzo różni się od większości ludzi. Najlepiej czuła się w teatrze, otoczona obcymi. Po przedstawieniu szła wzdłuż rzeki do centrum miasta i znajdowała jakieś niedrogie miejsce, gdzie można coś zjeść - zwykle kanapkę - siedząc na stołku przy barze. Wracała do domu pociągiem za dwadzieścia ósma. I to wszystko. Jednak te kilka godzin dawało jej pewność, że życie do którego wraca, takie jakieś prowizoryczne i niezadowalające, jest tylko tymczasowe i łatwo można się z nim pogodzić. I za nim, za tym życiem, za wszystkim jest jasność, którą wyraża światło słońca widziane z okien pociągu. Światło słońca i długie cienie na letnich polach, jak resztki sztuki w jej głowie. (str. 279). Przypadek sprawia, że Robin podczas jednego z takich powrotów spotyka interesującego mężczyznę, który pomaga jej w kłopotliwej sytuacji (utrata torebki z pieniędzmi i biletem powrotnym do domu). Uwięziona w domu ze schorowaną siostrą cały rok planuje kolejne spotkanie z nieznajomym. Kiedy Robin dociera do drzwi jego domu mężczyzna zamyka jej drzwi przed nosem. Kobieta całe życie żyje w przeświadczeniu, że została oszukana. Dopiero po wielu latach odkrywa zaskakującą prawdę. Czy będzie jej lżej z tą prawdą, czy też dojdzie do wniosku, że popełniła błąd.
Historie opowiedziane przez narratorkę składają się pozornie z mało znaczących wydarzeń (ucieczka kozy, rzucenie się pod pociąg poznanego przed chwilą nieznajomego, zbyt późno zaniesiona do pralni sukienka ...)
A jednak te historie wpływają na losy bohaterek.
Trzy opowiadania, których bohaterką jest Juliet posłużyły za scenariusz filmu Almodovara Julieta. Jest to historia matki, od której odeszła córka. Dramat kobiety, która nie rozumie co było przyczyną decyzji jej córki; czy wina leżała po stronie Juliety, czy to Penelopa była okrutna zostawiając matkę bez słowa wyjaśnienia, czy choćby pożegnania. Kobieta cale życie będzie się zadręczać, co zrobiła nie tak, gdzie popełniła błąd.
Najpierw myśli, że to z powodów światopoglądowych, bo sama nigdy nie była osobą wierzącą. Gdybym ją nauczyła modlitwy, nic takiego by się pewnie nie stało. Powinnam była, powinnam. To by było jak szczepienie. Nie zadbałam o jej uduchowienie. (str. 160).
Potem zastanawia się, czy to brak dialogu spowodował oddalenie córki. Czy powinnam był z nią rozmawiać o szlachetnym życiu? Spytała. O poświęceniu? Otwieraniu na potrzeby innych? Nigdy o tym nie myślałam. Zachowywałam się tak, jakbym chciała, żeby wyrosła na osobę taką jak ja. Czy to ją zraziło? (str.179)
Munro nie daje nam odpowiedzi, niczego nie wyjaśnia, a to sprawia, że sami zastanawiamy się nad poruszonymi tu kwestiami. Dlaczego Carla wróciła, dlaczego los okazał się okrutny dla Robin, dlaczego Penelopa nie odezwała się nigdy do matki. Może i ona próbowała uciec sama od siebie.
Bardzo interesująca proza i pobudzająca do refleksji. Autorka pisze prostym językiem o zwykłych sprawach, które stają się w jej wydaniu niezwykle interesujące. Jest tu spory wachlarz emocji. Na pewno sięgnę po kolejną książkę Munro i tym razem nie zrazi mnie forma opowiadań.
Dopisane po publikacji. Koleżanka podesłała mi linka do artykułu dotyczącego haniebnego postępku pisarki w kwestii molestowania jej córki. Nie chcę zabierać głosu w tej sprawie. Staram się oddzielać pisarza od człowieka oceniając książkę, choć przyznaję, że nie zawsze jest to łatwe, a czasem wręcz niemożliwe. Zapewne inaczej jest, jak o zdarzeniu dowiadujemy się post factum, jak już zdążymy polubić, a nawet pokochać czyjąś twórczość, a inaczej, kiedy dopiero zapoznajemy się z nią, czy jesteśmy jeszcze przed. Myślę, że będzie mi teraz trudniej sięgnąć po prozę Munro mając do wyboru tak wiele innej...
Ja również nie przepadam za opowiadaniami. Ostatnio jakoś przypadkowo trafiłam kilka razy na zbiory opowiadań różnych autorów i utwierdziłam się w przekonaniu, że to jednak nie to... No ale czasem warto się przełamać - skoro Munro zdobyła tyle prestiżowych nagród, to chyba coś w tym musi być. Warto przynajmniej wyrobić sobie własny pogląd. Więc może w wolnej chwili sięgnę po książki tej autorki.
OdpowiedzUsuńDokładnie, warto próbować od czasu do czasu, a nuż się trafi na to właściwe. Ty, która czytasz tak literaturę z tak różnych kręgów sama wiesz to najlepiej. Ja też nie jestem pewna, czy kolejne opowiadania, po które sięgnę będą ciekawe, być może Munro w moim przypadku była właściwym i jedynym wyborem dot. opowiadań, a być może ona przełamała złą passę.
UsuńAle się cieszę, że o tym napisałaś i tak dokładnie z cytatami. Ja kocham Alice Munro odkąd dostała Nobla i o niej się mówiło w Polsce. Czytam opowiadania raz i drugi, z np rocznymi przerwami, żeby nie zapomnieć. Kupiłam sobie kilka książek na allegro w bardzo dostępnych cenach. Widzę siebie w w wielu jej opowiadaniach, bo też byłam nauczycielką języka ojczystego i swoją mamę/jej rocznik/, która chciała zostać nauczycielką, ale życie potoczyło się inaczej.
OdpowiedzUsuńRównież kiedyś nie lubiłam opowiadań, ale to było dawno. A Iwaszkiewicz to też mistrz tego gatunku, np Panny z Wilka, absolutnie uwielbiam.
Pozdrawiam z Dolnego Śląska. Nie mam czasu pisać postów, jestem z wnuczką i ciągle mnie ktoś odwiedza. Byłam na Festiwalu Góry Literatury i o tym warto wspomnieć.
Po Uciekinierkę sięgnęłam dzięki którejś z blogerek, wspominała tę książkę niedawno. Czy to byłaś Ty, czy taita - przepraszam ale nie pamiętam. Wspominała ona - Ty? o tym, że sama czuje się taką uciekinierką i to mnie zaciekawiło, bo pamiętam swoje ucieczki (wyjścia po angielsku z różnych imprez, łącznie z wyjściem schodami p-poż. z imprezy, która podążyła w złym kierunku). I cieszę się, że trafiłam na tę książkę, bo i styl pani Munro mi odpowiada i przełamałam niechęć do opowiadań. A Iwaszkiewicza czytałam parę rzeczy, ale Panien w Wilka nie znam (w wersji literackiej, znam jedynie filmową ekranizację). Przy okazji wypożyczę i przeczytam. Natomiast ostatnio byłyśmy z koleżanką w Teatrze Narodowym w Warszawie na fantastycznej adaptacji Matki Joanny od Aniołów. Dawno nie byłam na tak świetnym przedstawieniu, które nas przeorało, czułam się trochę, jakby mi wywróciło wnętrzności na drugą stronę i nie była to nieprzyjemna rewolucja, raczej katharsis, olśnienie, że jeszcze można tak dobrze zagrać i tak ciekawie. Polecam, gdybyś akurat była w stolicy. Spotkania z ludźmi to wielka wartość, doceniam to teraz, kiedy mam sporo czasu.
UsuńZnalazłam. To u Ciebie czytałam o tej książce. :) A zatem dzięki za inspirację
UsuńPs. Ja trochę utożsamiałam się z Robin. Uwielbiam wizyty w teatrze, ale najchętniej lubię tam chadzać sama, bowiem reakcje moich współtowarzyszy często mnie rozczarowują. Kiedy np. po zakończonym spektaklu koleżanka rzuca, aby pojechać do hurtowni i kupić majtki, ale zaczyna się opowieść, o tym, jak ostatnio urosło jej ciasto. A ja jestem wciąż w innym świecie, świecie który istniał na scenie i nadal istniej w mojej głowie i nie chcę z niego wychodzić do prozaicznych zajęć typu zakupy czy rozmowy o gotowaniu.
UsuńMiałam napisać, że obiecywałaś zajrzeć do jej książek, gdy napisałam post po śmierci autorki w maju.
UsuńJa widzę siebie w różnych sytuacjach opisywanych przez autorkę w tych opowiadaniach., Jak już wcześniej wspomniałam. Historia matki bardzo smutna, bo to kilka dekad z jej życia, a ja już swoje mogę widzieć z podobnej perspektywy, bo też mam córkę i różne z nią relacje. Nawet dwie.
Nigdy bym nie zachowała się tak jak Robin, próbowałabym nawiązać kontakt za wszelką cenę. Też miałam podobną sytuację w młodości, brak telefonow wtedy, adresu, ale znalazłam adres pracy i tam dzwoniłam.
Mnie też nie przeszkadza samej chodzić do teatru czy do kina. Również nie zawsze podobają mi się reakcje koleżanek, nie odpowiadają mi. Na przykład, gdy się film kończy, to Ja lubię słuchać muzyki i czytać napisy, a niektórzy od razu wychodzą. Do teatru zwykle już chodzę z wybranymi osobami, bo muszę dojechać. Dużo gościnnych spektakli jest w moim prowincjonalnym mieście, ale głównie rozrywkowych, to na takie nie chodzę. Drogie bilety i takie głupoty. Bardziej lubię klasykę.
A ja teraz czytam kryminały Wojtka Chmielarza, bo byłam na spotkaniu z nim podczas festiwalu Góry literatury. Bardzo mi się spodobał taki bezpośredni gość i w wieku mojej córki 🤣
Na ogół lekceważyłam kryminały, ale gdy mam pod opiekę wnuczkę, to potrzebuję łatwego relaksu wieczorami.
Pozdrawiam serdecznie.
Pisząc o podobieństwie do Robin miałam na myśli odbiór sztuki, a nie rezygnację z nawiązania kontaktu. Tego nie wiem, bo nie byłam w takiej sytuacji, choć myślę, że chciałabym wyjaśnić sprawę. Też lubię klasykę, a nudzą mnie sztuki w stylu goło i wesoło. Chyba trudniej mnie rozśmieszyć, niż zasmucić. Napisy końcowe też lubię oglądać do końca, a czasami po tych napisach pojawia się jeszcze jakaś scenka, taki dodatkowy bonus. Chmielarza nie znam, mało czytam kryminałów, ale jeśli chcę lekkiego relaksu to czytam kryminały Donny Leon, z uwagi na weneckie klimaty. Tak od czasu do czasu przyda się przeczytać coś lżejszego.
UsuńRelacje matki z córką bywają ciężkie (piszę to z pozycji córki- dorosłej, która jest w wieku, kiedy mogłaby mieć swoje nie tylko córki, ale i wnuczki). To chyba najtrudniejsza rzecz pod słońcem i choć nie uciekłam ani z... ani od... to jednak lekko nie jest.
Już się wyjaśniło, ale potwierdzam, że to nie byłam ja, bo nie kojarzę, bym cokolwiek czytała autorstwa Alice Munro :) No i ostatni mój wpis książkowy był bardzo, bardzo dawno temu. Mam jeden przygotowany do publikacji, ale jakoś z tym zwlekam - chyba w obawie o komentarze "to nie dla mnie", "ciężka tematyka", itd. Ludzie lubią zaklinać rzeczywistość, chować głowę w piasek i udawać, że pewne negatywne zjawiska nie istnieją na tym świecie.
UsuńTakie komentarze najczęściej dotyczą książek o wojnach i obozach zagłady. To rzeczywiście ciężki temat. Ja nie napiszę, że nie dla mnie, bo taka literatura jest niezwykle wartościowa i rzadko trafiam, aby była słaba, uważam, że powinno się ja poznać, a przynajmniej częściowo zgłębić (może niekoniecznie katując się nią wyłącznie). Dla mnie jedynie musi nadejść odpowiedni moment i on co jakiś czas się pojawia.
UsuńJa również nie gustuję w krótkich formach literackich i sięgam po nie sporadycznie na przykład przy okazji jakiejś podróży. Ostatnio na lotnisku kupiłam Miasto z mgły Carlosa Ruiza Zafona - zbiór jedenastu opowiadań. Nie komentując tej książki mogłabym przytoczyć tutaj pierwszą cześć Twojej wypowiedzi: Miałam za złe opowiadaniom to... a już muszę o niej zapomnieć i wejść w nową.
OdpowiedzUsuńDobry obserwator otaczającej go rzeczywistości odnajdzie wokół siebie niejedną taką uciekinierkę...
Pozdrawiam :)
Literatura podróżnicza choć z założenie lżejsza też moim zdaniem nie powinna być zbyt lekkostrawna, bo wówczas przeleci przez nas szybciej, niż zdołamy wysiąść z pociągu :) A propos ucieczki i podróży myślę, że to też są powiązane tematy. Często ludzie podróżują w nadziei ucieczki od problemów, od pracy, od gorsetu zobowiązań, a i tu okazuje się, że tak naprawdę uciekają od siebie.
UsuńPozdrawiam
Do tej pory jakoś nie nie przepadałam za opowiadaniami. Najwyższa pora aby sięgnąć po opowiadania Alice Munro. Po powrocie z Włoch, zaczęłam czytać Genialną przyjaciółkę Eleny Ferrante.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Czytałam Córkę Eleny Ferrante, ale chyba jesteśmy niekompatybilne, bo kompletnie nie zrozumiałam idei opowieści, ale może przeczytałam ją w kiepskim momencie. Może Genialna przyjaciółka spodobałaby mi się lepiej. Pozdrawiam
UsuńJa serię o przyjaciółce przeczytałam na samym początku pandemii i na początku kupiłam pierwszą część bo umknęła mi informacja, że to jest trylogia. Z kupieniem dwóch kolejnych miałam już problem bo nigdzie ich nie było ale w końcu się udało. Bardzo mi się podobała cała seria, ma fajny klimat, przeczytaj 😊
UsuńZapomniałam dodać, że "Córka" również średnio mi się podobała.
UsuńW takim razie zaczęłam od niewłaściwego tytułu. Sięgnę po przyjaciółkę.
UsuńDaj znać, jak już ją przeczytasz :) U mnie "Genialna przyjaciółka" leży na stosie do przeczytania. Dostałam ją już dawno temu w prezencie, i aż mi głupio, że jeszcze nie przeczytałam! Niestety moje prywatne książki często cierpią pod tym względem, bo zawsze odkładam je na potem, a priorytet daję tym wypożyczonym z biblioteki, bo - wiadomo - termin goni, trzeba być przykładną użytkowniczką i oddać na czas :) A że jakoś nie mogę przestać wypożyczać, to też nie mam czasu na zabranie się za mój prywatny stos ;)
UsuńSkądś to znam, moje książki to najczęściej wylosowane w stosikowym losowaniu u koleżanki blogerki Ani, czytam je, bo głupio mi nie przeczytać, skoro biorę udział, ale już opisywanie ich coraz trudniej mi przychodzi, bo zaraz gonią książki wypożyczone i zanim się zabiorę za pisanie pierwsze wrażenie umyka. Już na stoliczku nocnym (szafeczce raczej) leży siedem książek wylosowanych i przeczytanych, które miałam jutro opisać (to jutro trwa od trzech miesięcy).
UsuńAlbo w tym losowaniu bierze udział niewiele osób, albo masz niesamowite szczęście i powinnaś zacząć grać na loterii ;)
UsuńObok "Za dużo szczęścia" to mój ulubiony zbiór opowiadań Munro.
OdpowiedzUsuńFaktycznie opowiadania Maupassanta zapadały w pamięć, przynajmniej niektóre. Iwaszkiewicz to już inna rzecz, ale też potrafił wryć się w pamięć. Ze szkolnych lektur pamiętam jeszcze "Rozdziobią nas kruki i wrony" Żeromskiego, dość drastyczne były.
Czyli dobrze zaczęłam znajomość z panią Alice. Żeromskiego pamiętam lepiej z dłuższej formy niż opowiadania. A rozdziobią ... jedynie z tytułu. Może sobie przypomnę. Choć Ludzi bezdomnych ostatnio czytało mi się dość ciężko, co mnie zdziwiło, bo kiedyś dosłownie połykałam wszystko Żeromskiego.
UsuńJak po latach oceniasz styl Żeromskiego?
UsuńPrzyznam, że po latach zupełnie nie pamiętam ani stylu, ani treści, ani klimatu. Pewnie kiepsko to o mnie świadczy. No może poza Wierną rzeką, którą chyba niestety odbierałam wówczas jako romantyczną opowieść o niespełnionej miłości (ale taki przywilej młodości). Musiałam nawet zerknąć do spisu powieści, aby sobie je przypomnieć. Jak mogę nie pamiętać Popiołów, czy Przedwiośnia. Czyli może czas na odświeżenie.
UsuńNie czytałam, ale Twój opis bardzo mnie zachęcił do tej lektury. Wierzę w moc przypadku lub przeznaczenia jak kto woli. Sama niejednokrotnie a nawet bardzo często tego doświadczyłam, że jakieś banalne zdarzenie lub czyjeś słowo rzucone podczas niezobowiązującej rozmowy było impulsem, który sprawił, że moje życie potoczyło się w zupełnie innym kierunku niż kiedykolwiek mogłabym to przewidzieć. Myślę, że doskonale wiesz czym w moim życiu był wyjazd do Włoch ( naprawdę był czymś o wiele więcej niż jest to powszechnie wiadome) a między innymi to właśnie zdarzyło się na tej zasadzie. Gdybym zignorowała ziarenko zasiane przez przypadek w mojej głowie to wszystko by się nie wydarzyło a moje życie ( i życie moich bliskich) wygadałoby zupełnie inaczej, gdyż cały łańcuch zdarzeń, który skutkiem tego nastąpił po prostu by się nie przytrafił... Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA ponoć to wszystko ma jakąś siłę sprawczą i nie ma przypadku, a jednak. Ciekawa jestem, czy spodobały by ci się te opowiadania. Jak macie bibliotekę to sprawdź to. Ja coraz częściej zamiast kupować nowe książki (choć i to mi się zdarza, niestety, bo nie mam już gdzie ich gromadzić) wypożyczam, a wtedy podejmuję decyzję, czy chcę jeszcze kupić. I czasami kupuję, co wydaje się bez sensu, jakie jest prawdopodobieństwo sięgnięcia po raz kolejny po książkę w przeciągu powiedźmy optymistycznie dwudziestu lat... No ale jaka to przyjemność żyć w otoczeniu tych pięknych myśli i historii, nawet jeśli się nie sięga to zawsze można to zrobić.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Toba w stu procentach, chociaż rozsądek mówi, żeby nie kupować to ja swoje! Ale najczęściej kupuję na allegro bo tam najłatwiej mi znaleźć coś co mnie kręci no i czasem w księgarniach internetowych, ale tyko takie rzeczy, o których wiem, że jeszcze do nich zajrzę albo mam komu oddać i się ucieszy. Może to starość, ale lubię czytać w kółko pewne książki, które zrobiły na mnie niezatarte wrażenie bo nigdy mi się nie nudzą. Pamiętasz serię o podróżach pod redakcja Hertza, mam je na półce przy łóżku, jak nie wiem co by tu poczytać wyciągam pierwszą z brzegu otwieram gdzie bądź i jestem szczęśliwa, bo znów mnie wciąga niczym bagno. Mam jeszcze parę innych takich np. biografie, czy książki o malarstwie, zawsze niezawodne. Serdeczności przesyłam!
UsuńTeż mam takie do których wracam, tak właśnie biografie, czy podróże, albo albumy o sztuce (dla tych robię wyjątek i te kupuję nowe (bo generalnie nie mam nic przeciwko używanym książkom- mam nawet takie rozpadające się których nie mogłam dostać w bibliotece i kupiłam na allegro używane bądź w antykwariacie. Jedną nawet uratowałam niosąc do introligatora, aby nadał jej nowe życie. To Udręka i ekstaza o moim ukochanym Michale Aniele. A właśnie kupiłam bilety na film dokumentalny o Michelangelo :) Chodzimy z koleżankami do Gdyńskiego Centrum Filmowego na te filmy o sztuce i nawet, jak się nam pomyli i idziemy drugi raz to wcale to nam nie przeszkadza. Seria o podróżach pod redakcją Hertza znam jedynie Podróże Iwaszkiewicza i Goethego. Możesz mi przypomnieć co jeszcze się ukazało w tej serii? Co o Hiszpanii chyba.
UsuńGosiu jest dużo nawet Twojego ukochanego Hugo "Ren"jak sama nazwa wskazuje o podróży przez Niemcy statkiem po Renie. Wspaniała rzecz nawet po nią sięgnę bo mi ostatnio chodziła po głowie jest pięknie napisana z ogromnym ładunkiem romantyzmu ale jak to Hugo bez zbędnych sentymentalizmem. Ale wyślę Ci zdjęcie że spisem jak się pozbieram po gimnastyce. Zazdroszczę Ci tych filmów są różne fajne na kanałach popularno naukowych więc zawsze sobie nagrywam ale takie kino to super sprawa..
UsuńNo popatrz, Ren kupiłam, ale jeszcze nie zajrzałam, nie miałam pojęcia, że jest o Renie. :) W sumie to logiczne, a jakoś wydawało mi się, że nazwa jest imieniem bohatera jak był Han z Islandii to może jest Ren z .... jakiegoś innego lądu, a to ląd germański. Zupełnie nie wiedziałam, czego dotyczy książka. Muszę wrócić do biografii Hugo, bo jak widzę dużo pozapominałam. A jeśli o filmy chodzi to można też sporo dokumentalnych nabyć w różnych tanich księgarniach (ja trochę kupiłam na Dedalusie po 5 a niektóre nawet po 2 zeta za sztukę. Są to filmy o wybranym obrazie znanego malarza. Od jutra zacznę je oglądać ponownie. :)
UsuńMiałam zamiar iść do biblioteki bo mogą mieć, ale sprawdziłam Allegro i kupiłam na aukcji charytatywnej. Poza tym znam kilka dziewczyn, którym się spodoba, więc puszczę ją w obieg będzie wielokrotny pożytek. Bardzo się cieszę, że zamieściłaś tę recenzję, mam wrażenie, że będzie to świetna strawa duchowa. Buziaki!
OdpowiedzUsuńSkoro charytatywna aukcja to zrobiłaś dobry uczynek przy okazji. A jeśli jeszcze puścisz w obieg to cudnie. Moje koleżanki raczej czytają inny rodzaj literatury, choć jedna już się czai na moje zbiory więc może choć z Magdą będziemy się wymieniać- pożyczać sobie.
OdpowiedzUsuńGosiu wysłałam Ci zdjęcie skrzydełka na maila🙂
OdpowiedzUsuńDzięki przeczytałam.
UsuńNie lubię opowiadań z tego samego względu co Ty. Ledwo się wciągnę w historię i polubię bohaterów a już muszę się z nimi rozstawać. Najczęściej po każdej historii czuję niedosyt, chciałabym jeszcze chociażby kilka stron. Ciężko też sobie radzę z przeskakiwaniem z jednego opowiadania w kolejne, bywa, że sprawia mi trudność rozgraniczenie opowieści. Cienkich książek też nie lubię bo najczęściej są fajne ale za krótkie 😊.
OdpowiedzUsuńTo przeskakiwanie to rzeczywiście problem. Ale mam go także kiedy po skończeniu lektury biorę się za kolejną książkę. Z reguły potrzebuję chwili przerwy, aby przetrawić i zrobic miejsce dla kolejnej książki
UsuńRozumiem, bo i ja nie pałam szczególną miłością do opowiadań. Czytam, jasne, że czytam, bo jednak kocham słowo pisane, ale zdecydowanie częściej sięgam po dłuższe formy, po powieści.
OdpowiedzUsuńCzasami życie pisze najbardziej niesamowite scenariusze. Znam polską Julietę, ale w jej przypadku Penelopa opamiętała się w porę i teraz razem budują swoją historię, choć pamięć po przeszłości nadal w niej żyje. Podobnie zresztą jak mnóstwo pytań. Tych ostatnich już jednak nie zadaje Penelopie, bo bardzo źle na nie reagowała.
Nie sądzę, bym kiedykolwiek czytała coś autorstwa Alice Munro (no chyba, że zapomniałam), ale dam jej szansę, jeśli trafię na jej twórczość. A w moje ręce trafiły dziś dwie "świeżutkie" polskojęzyczne książki, które Połówek przyniósł mi z biblioteki, więc gdybyś zastanawiała się, co robię w ten weekend, to już wiesz :))
Życzę miłej lektury. I ja ostatnio sporo czytam, bo będąc uziemiona w domu mam na to dużo czasu. Przypominam sobie biografię Meli Muter, którą miałam opisać, podczytuję o wierzeniach Egipcjan bo z biblioteki i czytam kryminał Donny Leon- kolejny z serii weneckich dochodzeń komisarza Brunettiego, do którego mam ogromną słabość. Od lat nie czytałam kryminałów, a ta seria wciągnęła mnie na maksa. Jedynie, po przeczytaniu pięciu muszę zrobić sobie przerwę. To dobra lektura na lato, albo na podróż.
OdpowiedzUsuńLubię książki skłaniające do refleksji :D
OdpowiedzUsuńJa też :)
UsuńGosieńka dziękuję Ci bardzo za kartkę z Ustki. Takie powroty do domu po męczącym dniu to ja rozumiem 😘
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w końcu dotarła, a już myślałam, że skrzynka przy sanatorium była atrapą. Czyli szła prawie miesiąc (i dziś dostałam też potwierdzenie że dotarła do drugiej adresatki w Irlandii).
UsuńA ja dla odmiany od dawna bardzo lubię opowiadania. Nie przepadałam natomiast za reportażami, a ostatnio zaczynam się w nich rozsmakowywać. Dopiero co pochłonęłam reportaż o ludziach chorych na otyłość, a teraz czytam sobie „Jak usunąć wujka z podłogi”. Treść jest dość makabryczna. Właściciele firm sprzątających opowiadają, jak sprzątają i dezynfekują mieszkania, w których leżały rozkładające się zwłoki albo w których chorzy psychicznie ludzie gromadzili tony śmieci. Po "Uciekinierkę" na pewno sięgnę. :) Z książek Munro czytałam tylko bardzo dobre „Za kogo ty się uważasz?”. To były opowiadania, ale w każdym pojawiała się ta sama bohaterka, miałam więc wrażenie, że czytam powieść.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że i do reportaży się przekonam. Nie to, żebym ich nie lubiła, ale jakość tak się złożyło, że rzadko czytuję reportaże, właściwie gdybym miała wymienić jakiś tytuł miałabym z tym trudność. Ale że człowiek się zmienia (albo raczej zmieniają się jego gusta i preferencje- przynajmniej tak mi się wydaje sądząc po sobie) spróbuję sięgnąć na początek po reportaż podróżniczy, ponieważ o podróżach uwielbiam czytać (jak i je praktykować:). I może będzie jak z podróżami właśnie- jeszcze do niedawna nie wyobrażałam sobie, iż nie powrócę do miejsc ukochanych, a teraz ciągnie mnie w nowe nieznane (może to świadomość coraz bliższego horyzontu sprawia, że człowiek chce spróbować nowego, zasmakować w nim), tak więc może będę częściej sięgać i po opowiadania i po reportaże i inne mniej znane mi gatunki. A za kogo ty się uważasz przeczytam na pewno- już tytuł mi się podoba (tak jak tytuł uciekinierki też mi odpowiadał)
OdpowiedzUsuń