Vincent |
O filmie słyszeli pewnie już niemal wszyscy. Powstały w polsko-brytyjskiej koprodukcji film z dużymi szansami na nominacje do Oskara, w dodatku film, który nie podzieli rodzimej widowni (choć tutaj niczego nie można być pewnym), to nieczęste ostatnio wydarzenie.
Film animowany stworzony techniką malarską, co oznacza, iż gra aktorów (ucharakteryzowanych na sportretowane przez Vincenta postaci mu współczesnych) została namalowana farbami olejnymi w stylu twórczości Vincenta. 65 tysięcy obrazów namalowanych przez ponad 100 malarzy składa się na przepiękny obraz całości. Bohaterowie poruszają się wewnątrz autentycznych obrazów Vincenta; dla przykładu w kawiarni nocnej, pod rozgwieżdżonym niebem Arles, na topolowej alejce wiodącej na stare cmentarzysko Alyscamps, na żółtozłotych polach Prowansji, pod kościołem w Auvers i w wielu innych dobrze znanych wielbicielom Van Gogha
miejscach. Obrazy ożywają na ekranie, aktorzy sprawiają wrażenie, jakby byli wciąż od nowa malowani. Oglądamy aktora, aby za chwilę oglądać jego portret, który porusza się, mówi, żyje. A wszystko nasycone barwami, pulsujące, wirujące, w ruchu, jakby malowane na naszych oczach tylko w przyspieszonym tempie. Oglądanie tego filmu to prawdziwa uczta duchowa, myślę, że nie tylko dla wielbicieli sztuki, a dla nich absolutne must see. Dla osób, które trochę znają dzieła Van Gogha dodatkową atrakcją będzie rozpoznawanie obrazów wykorzystanych w filmie, a dla podróżników odnajdywanie namalowanych przez Vincenta widoków Prowansji.
Armand Roulin syn przyjaciela Vincenta naczelnika poczty Josepha Roulin |
Co do warstwy fabularnej ta jest zdecydowanie słabsza. Malarz został przedstawiony dość jednowymiarowo, jako; wrażliwy, subtelny, zalękniony, introwertyk, niezwykle osamotniony. Zupełnie pominięto te cechy malarza, które charakteryzują jego osobę w powszechnym odbiorze; furiata, awanturnika, pijaka, bywalca burdeli. Rozumiem motyw działania pomysłodawców, skupienie się na człowieku i jego dramacie niezrozumienia przez otoczenie, ale jednak taki obraz jest nie do końca prawdziwy. Tylko, myślę, że pomysłodawcom nie o to tutaj chodziło. Nie o
tworzenie psychologicznego portretu Vincenta, a raczej złożenie hołdu malarzowi poprzez ożywienie jego twórczości, zaciekawienie osobą twórcy, ocieplenie funkcjonującego w świadomości powszechnej obrazu szaleńca, obrazu także nieprawdziwego, bo Vincent to przecież postać dużo bardziej złożona i wymykająca się prostym etykietom. Ponadto pomysłodawcy filmu chcieli skupić się na próbie wyjaśnienia zagadkowej śmierci malarza, dlatego fabuła opiera się na detektywistycznej historii poszukiwania adresata ostatniego listu Vincenta przez Armanda Roulin. Rzecz dzieje się dwa lata po śmierci Vincenta. Młody człowiek początkowo nie darzy sympatią nieżyjącego malarza (jak większość mieszkańców miasteczka uważa go za wariata i dziwaka, niezasługującego na szacunek), zostaje jednak przekonany przez ojca, aby spełnić ostatnią wolę Vincenta. Udaje się na poszukiwanie; najpierw Theo, potem doktora Gacheta, a w końcu Jo Van Gogh. Spotykając się z ludźmi, którzy znali malarza próbuje wyjaśnić zagadkę tajemniczej, samobójczej (?) śmierci artysty. Tyle, że poznając kolejne hipotezy wcale nie przybliża się do rozwiązania zagadki. Niemniej każda z przedstawionych hipotez wydaje się prawdopodobna i do nas należy, w którą uwierzymy.
Armand w kawiarni nocą w Arles |
Adeline Ravoux |
Jak wspomniałam fabuła jest dosyć prosta, co pozwala w pełni skupić się na warstwie wizualnej filmu. Osoby zaznajomione z biografią malarza nie dowiedziały się z filmu niczego nowego, jednak dla osób, które nazwisko malarza kojarzą jedynie ze słonecznikami, gwieździstą nocą i obciętym uchem będzie to okazja do lepszego poznania jego historii.
Wśród aktorów wystąpił w roli tytułowej jedyny Polak w obsadzie Robert Gularczyk. Kolejne polskie akcenty to reżyser Dorota Kobiela (we współpracy z Hugh Welchman). Ta dwójka wraz z Jackiem Dehnelem są twórcami scenariusza. Należy także wspomnieć przepięknie harmonizującą z opowiadaną historią muzykę Clinta Mansella.
O ile staram się nie używać określenia magiczny, które uważam za nadużywane w blogosferze, tak tym razem zrobię wyjątek. Twój Vincent jest dla mnie obrazem magicznym, a jego magię może oddać w pełni jedynie duży ekran kinowy. Ogromna (tytaniczna) praca twórców (artystów) przyniosła wspaniały efekt.
Gorąco polecam, zwłaszcza, iż ze zdziwieniem zauważyłam, że drugiego dnia emisji sala kinowa w sobotę wypełniona była jedynie w około 30 procentach. Za mała reklama, czy też etykieta filmu animacyjnego?
Zwiastun filmu
Poniżej jak zmieniał się wizerunek aktora grającego Josepha Roulin na potrzeby filmu
Powiązane wpisy - Listy Vincenta do brata
Lektury Van Gogha - cz.1 (czyli co czytał i myślał na temat książek)
Lektury Van Gogha - cz. 2
Kobiety w życiu Van Gogha
Biografia I. Stone Pasja życia
W Muzeum Van Gogha w Amsterdamie
Śladami Van Gogha w Arles
Polecam też publikowane w Płaszczu zabójcy przez Piotra fragmenty listów Vincenta
Będę szczera ale znalazłam się w tych pechowcach o których dowiedziałam się o tym filmie dopiero dziś, czytając Twojego posta.
OdpowiedzUsuńTym bardziej się cieszę, może dzięki temu wybierzesz się na piękny film; pełen barw, obrazów, ruchu.
UsuńOd dawna czekam na ten film. Tym bardziej, że bardzo lubię Van Gogha - zarówno jego malarstwo, jak i jego samego jako człowieka.
OdpowiedzUsuńI ja czekałam na ten projekt. Choć jako stara sklerotyczka pomyliłam go z innym projektem dotyczącym Vincenta. Pamiętałam, że słyszałam o projekcie dotyczącym malarza i jego związku z Polską jakiś czas temu i kiedy zobaczyłam plakat Van Gogh Alive - wystawa dzieł Vincenta rzuconych rzutnikiem na ścianę (tak to nazwę moim niefachowym językiem) poleciałam niemal z wypiekami na twarzy. I.... no cóż nie przypadła mi ona do gustu, rozczarowała sztucznością. Wogóle jej nie odczułam. Teraz kiedy usłyszałam o filmie, zrozumiałam swą pomyłkę. Cieszę się jednak, że miałam okazję zobaczyć i jedno i drugie. Też lubię Van Gogha, a pewno Boże Narodzenie spędzone w otoczeniu jego obrazów w Amsterdamie to jedno z piękniejszych wspomnień. Pozdrawiam
UsuńWybieram się, ale cieszę się, że znalazłam recenzję. Pewnie ludzie boją się zbyt ambitnego dzieła, a dziś do kina chodzi się głównie dla rozrywki... Szkoda, że postać artysty została spłycona. Film zapewne koresponduje z obrazami, ale już nie z książką Irvinga Stone'a...
OdpowiedzUsuńNie chciałam tego tak ująć, ale to może być przyczyną niskiej frekwencji. Ale może też godzina 17 to po prostu zbyt wczesna godzina na wizytę w kinie. Mam nadzieję, bo film nie wymaga przygotowania, fabuła jest nieskomplikowana (początkowo pomyślałam nawet- troszkę infantylna, ale w miarę rozwoju akcji zmieniłam zdanie). Twórcy filmu nie chcieli tworzyć kolejnej biografii Vincenta, skupili się na zagadce jego przedwczesnej śmierci. Jeśli nie oglądałaś filmu Vincent i Theo Altmana to gorąco polecam. Stone`a uwielbiam.
UsuńAle w sumie to chyba zbyt mocno ujęłam sprawę. Zapewne główny powód, żeby iść do kina to ten, żeby "rozgościć się" w takim świecie, jakim go widział artysta. W jego obrazach. Już chociażby dla tego warto iść...
UsuńOj tak- warto zanurzyć się w obrazach, zwłaszcza, kiedy tworzone są na naszych oczach, a przy okazji przypomnieć sobie troszkę biografię Vincenta, nawet tak okrojoną.
UsuńFascynująca postać. Chodziłam śladami Van Gogha w Auvers-sur-Oise.
OdpowiedzUsuńPolecam post Auvers-sur-Oise - ostatni przystanek na drodze Vincenta van Gogha.
http://ewa-naprzeciwszczciu.blogspot.com/2014/11/auvers-sur-oise-ostatni-przystanek-na.html
Jestem skłonna twierdzić, że Vincent nie popełnił samobójstwa, ale też nie chciał zdradzić swoich oprawców...
Słyszałam o tym filmie, i jestem bardzo ciekawa nie tylko obrazu ale i treści.
Do posta zajrzę koniecznie, choć wydaje mi się, że go czytałam, co nie zaszkodzi przypomnieć sobie. Ja z ogromną przyjemnością chodziłam jego śladami w Arles. Byłam też na Monmartrze pod domem w którym mieszkał będąc w Paryżu. A jego obrazy uwielbiam kolekcjonować (czytaj oglądać w każdym miejscu Europy, gdzie nań natrafię).
UsuńArles jest mocno "przeładowane" turystami i czasami trudno jest tam zrobić dobre zdjęcia. W Arles byłam dwa razy i przyznam, że z tym miastem zdecydowanie wygrywa Auvers, ciche, spokojne, urzekające swoim pięknym sielankowym klimatem.
UsuńWiem, że czytałaś wcześniej polecanego przeze mnie posta, zajrzałam tam i znalazłam Twój komentarz. Dziękuję za kolejny i serdecznie pozdrawiam :)
Rzeczywiście ludzi w Arles było sporo, co jeszcze wtedy (parę lat temu) nie przeszkadzało mi tak bardzo, jak przeszkadza dzisiaj. A jak mi przeszkadzają ulice Gdańska, przez które grupy wycieczkowe idą ławicami, kawalkadami... :(Oczywiście bardzo bym chciała odwiedzić Auvers, ale kiedy to chcenie zamieni się w rzeczywistość - trudno powiedzieć. Dlatego z tym większą przyjemnością oglądałam twoje zdjęcia i czytałam wrażenia.
UsuńTak czy siak idę jutro na Vincenta i cieszę się, że dzięki Tobie dowiedziałam się że jest już w kinach.
UsuńMiłego odbioru
UsuńByłam, widziałam, do kina zabrałam dwie przyjaciółki i wszystkie trzy jesteśmy zachwycone, ja najbardziej, jako że o wątku tajemniczej śmierci Vincenta van Gogha pisałam w listopadzie 2014, no i wędrowałam jego śladami, byłam we wszystkich miejscach, o których wspomina się w filmie, czyli Arles, Paryż i Auvers. Znakomicie zrobiony film. W ubiegłym roku we wrześniu, będąc w Arles wspominałam doktora Paula Gacheta, bowiem jeden z napotkanych w drodze panów nosił niemalże identyczną czapkę jak słynny doktor. Nawet mi jej użyczył i zrobiłam sobie zdjęcie, które jakiś czas temu zamieściłam na Facebooku. Raz jeszcze Małgosiu, dziękuję Ci za tego posta, dzięki któremu dowiedziałam się że film wszedł już na ekrany kin.
UsuńUściski :)
Bardzo, bardzo się cieszę, jeśli zachęciłam Ciebie, jesteś zadowolona, a jeszcze dwie przyjaciółki miło spędziły czas to raduje mnie to ogromnie, bo wiem, jak cenne są tak cudowne chwile. Jak mówią w życiu się liczą tylko chwile- te najpiękniejsze. Chciałabym pójść raz jeszcze za jakiś czas. Myślałam o płycie, ale odbiór nawet na 50 calowym telewizorze to już nie będzie to samo.
UsuńMam zamiar wybrać się na ten film w przyszłym tygodniu do naszego centrum filmowego :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie to dla Ciebie przyjemne doznanie.
UsuńKoniecznie muszę się wybrać! Mam nadzieję, że zdążę zanim go zdejmą z ekranów.
OdpowiedzUsuńDopiero zaczęto grać w piątek, więc myślę, że zdążysz. Choć często wybieram się na wystawę (wybieram i wybieram, tak długo, aż wystawa się kończy). :(
UsuńOglądałam tylko zwiastun w kinie i największe wątpliwości wzbudził we mnie właśnie zarys fabuły. Miałam wrażenie, że malarz został przedstawiony dość jednostronnie, a z Twojej notki wynika, że tak raczej jest.;( Zaskoczenie tym większe, że nad scenariuszem pracował pisarz, który sam maluje.;( Ale nic to, może znajdę czas, żeby pójść do kina.
OdpowiedzUsuńAle też ten pisarz ma ciągoty detektywistyczno-kryminalne :) nawet pomyślałam sobie, czy to nie był jego pomysł. Myślę, że taką wizję mieli pomysłodawcy, aby zająć się kwestią "podrążenia" sprawy postrzelenia malarza i osnucia całej historii w oparciu o ten wątek, a nie tworzenia kolejnego filmu biograficznego. I cóż z tego, że nam by się marzył takowy. Może kiedyś ktoś się tego podejmie. Uważam jednak, że z uwagi na nowatorski charakter i ogrom piękna ożywionego na ekranie warto go obejrzeć w kinie. Jeśli kiedyś trafi do telewizji nie będzie miał tego uroku, jaki daje w tym wypadku duży ekran, który zwielokrotnia przeżycia. Choć może to ja się tak dałam zauroczyć tylko (niemożliwe, skoro przebąkuje się o nominacji oskarowej).
Usuńtez jestem zdanie, że takie filmy lepiej oglądać w kinie. Rozważę wizytę.;)
UsuńVan Gogh to z pewnością postać, którą można pokazać z kilku perspektyw, nic tylko czerpać garściami i kręcić filmy, a nawet serial.
Życie bywa lepszym scenariuszem lub punktem wyjścia dla takiego, niż najlepszy literacki pomysł. :)
UsuńMoże masz rację, że twórcom filmu chodziło o ożywienie obrazów artysty i to one były równorzędnymi bohaterami filmu, a gdyby bardziej została rozbudowana jego biografia na nie skupiła by się uwaga widza....
OdpowiedzUsuńJestem ogromnie ciekawa filmu i postaram się wybrać na niego z córą.
Ciekawa jestem twojej opinii. Daj znać, jak się wybierzesz, jak się podobało.
UsuńPostaram się.
UsuńObejrzałem zwiastun, przeczytałem Twoją recenzję i postanowiłem zobaczyć ten film. Tym bardziej, że niedawno w Ermitażu, obejrzałem kilka jego obrazów.
OdpowiedzUsuńDzięki za zachętę.
To będzie dodatkowa radość odnajdywać oglądane wcześniej na żywo obrazy, w pewnym sensie będzie to taka podróż wstecz. Bardzo żałuję, że nie byłam w Ermitażu, zmam mały album wydany przez Rzeczpospolitą, który daje jedynie namiastkę - przedsmak zbiorów.
UsuńTeż mam w planach zobaczenie tego filmu. Widziałam wiele jego obrazów.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Zachęcam, myślę,że będziesz zadowolona.
UsuńTo jeden z moich ulubionych malarzy, więc jego twórczość w miarę dobrze znam i właśnie dlatego mam trochę mieszane uczucia... iść czy nie iść na ten film? Ta fabuła raczej mnie nie przekonuje. Przypuszczam, że pierwszy był pomysł zrobienia filmu taką nietypową techniką, a dopiero potem doczepiono do niego scenariusz. Widziałam zwiastun - pójdę chyba tylko żeby zobaczyć efekt pracy tylu malarzy, w końcu to też ciekawe doświadczenie :)
OdpowiedzUsuńRozumiem twoje obawy (mieszane uczucia). Przyznam, że kiedy zaczęłam oglądać miałam takie malutkie ukłucie zawodu, ale dzięki magii obrazów szybko się ono ulotniło. Myślę, że jak nastawisz się na nowe doznania, a nie na biografię to nie będzie rozczarowania, a przyjemność.
UsuńDzięki za tę recenzję, bo wybieram się na ten film. Znam Jacka Dehnela, ale nie wiedziałam, że napisał taki scenariusz. Tym chętniej obejrzę:)
OdpowiedzUsuńNie ma za co. Ja także dość późno dowiedziałam się o udziale pana Jacka w tym przedsięwzięciu.
UsuńHello!! I'am glad to read the whole content of this blog and am very excited.Thank you.
OdpowiedzUsuńตารางคะแนน
Wczoraj byłam na tym filmie i jestem zachwycona.
OdpowiedzUsuńTwórczością Van Gogha zaczęłam się interesować już dawno, więc ten film jest takim uzupełnieniem w formie żywych obrazów. Ostatnio zamówiłam również książkę o tym malarzu.
Co by nie powiedzieć życie tego artysty nigdy nie było usłane różami.
Pozdrawiam:)
Bardzo się cieszę. Nie wiem czemu, ale to miło kiedy druga osoba odbiera podobnie sztukę, wtedy można całą radość poznawczą dzielić z kimś jeszcze. Nie wiem, jaką książkę zamówiłaś, choć wiele jest ciekawych, a;e polecam Pasję Życia Stone`a. Jest zarazem przystępnie napisana i przekazuje sporo wiedzy, którą warto poznać, nawet, jeśli zna się dość dobrze życiorys malarza. Na mnie dobre wrażenie zrobiły też Kobiety w Życiu Van Gogha i Nieszczęśliwy Rzymianin. A chyba najbardziej wartościową pozycją jest korespondencja z bratem. Ciekawa jestem, która pozycja będzie twoim udziałem, a może jakaś mi nieznana. Pozdrawiam. No i oczywiście polecam film Altmana Vincent i Theo.
OdpowiedzUsuńFilm chętnie obejrzę, a książka którą już odebrałam nosi tytuł "Van Gogh. Życie".
OdpowiedzUsuńAutorami są Gregory White Smith i Steven Naifeh. To istna cegła. Ma przeszło tysiąc stron, więc czeka mnie bardzo bogata lektura:)
Nie znam tej pozycji. Daj znać, jak przeczytasz, czy napisana przystępnie, bo że ma wartości poznawcze nie wątpię, choćby po zawartości. Miłej lektury życzę.
OdpowiedzUsuń