…przeżyłem już dwie wojny, największe, jakie znała ludzkość, a nawet każdą z nich na innym froncie; jedną po stronie Niemców, drugą po stronie walczącej z Niemcami. Przed wojną poznałem najwyższy stopień i najdoskonalszą postać wolności indywidualnej, a potem najniższy jej poziom od setek lat. Doświadczyłem honorów i pogardy, wolności i niewoli, bogactwa i nędzy. Wszystkie cztery rumaki Apokalipsy przecwałowały przez moje życie; rewolucja i głód, inflacja i terror, epidemia i emigracja. Widziałem jak szerzyły się wielkie ideologie masowe: faszyzm we Włoszech, hitleryzm w Niemczech, a z drugiej strony bolszewizm w Rosji - a przede wszystkim owa straszna zaraza, nacjonalizm, która zatruła kwiat naszej kultury europejskiej. Musiałem być bezbronnym i bezsilnym świadkiem cofnięcia się ludzkości do barbarzyństwa, uważanego za bezpowrotnie minione, wysuwającego świadomie i programowo dogmat antyhumanizmu (str. 8-9)*.
Im człowiek starszy tym większy ogarnia go sentyment dla lat młodości, tym chętniej wraca do wspomnień, starając się je ocalić, bo tym samym ma wrażenie, jakby jego życie miało głębszy wymiar. Zweig twierdzi, iż pisząc Świat wczorajszy chciał dać świadectwo gigantycznych przemian, które cofnęły Europę i świat cywilizacyjnie o kilka wieków wstecz. Myślę jednak, iż chciał ocalić jakąś cząstkę własnego współuczestniczenia w tych czasach, a samo pisanie mogło być rodzajem ucieczki od chaosu, w którym pogrążyła się Europa i cały świat z chwilą wybuchu drugiej wojny światowej. Pisze pozbawiony dostępu do źródeł, notatek, listów, dochodząc do wniosku, iż pamięć sama dokona selekcji pozostawiając po latach to co naprawdę istotne, a zacierając to co błahe.
Wspomnienie świata dzieciństwa i młodości ożywia dawno utracone poczucie bezpieczeństwa. Ale też czasy młodości autora były okresem stabilności i przewidywalności. Kto posiadał majątek, ten mógł dokładnie wyliczyć, ile przyniesie mu odsetek rocznie, a urzędnik czy oficer wiedział, że w kalendarzu dokładnie oznaczony jest rok, w którym otrzyma awans lub pójdzie na emeryturę. Rodzina z góry miała ustalony budżet, wiedziała ile może wydać na mieszkanie i jedzenie, na wakacje i na rozrywki… (str. 12-13) Nie bez znaczenia jest to, że autor wychowywał się w Wiedniu mieście, „którego sens i kultura opierały się na… internacjonalizmie umysłowym”. Jego mieszkańcy czuli się Europejczykami, co dawało im wolność od przesądów i poczucie braterstwa z innymi narodami. „Żyło się dobrze, łatwo i beztrosko w owym starym Wiedniu…. A tolerancji nie uważano wówczas, tak jak dziś za miękkość i słabość, lecz ceniono wysoko jako wartość etyczną” (str. 38 i 39).
Autor dostrzega ciemne strony czasów dzieciństwa i młodości. Pierwszą była kwestia wychowania i to zarówno szkolnego - nudnego, scholastycznego polegającego na tępym wkuwaniu liczb, wzorów i dat (zresztą, czy dziś jest inaczej? Za czasów mojej młodości wyglądało to podobnie), jak i wychowania w domu. Jedno i drugie miało wpoić młodemu człowiekowi poszanowanie istniejącego porządku i całkowite podporządkowanie nauczycielom, rodzicom, starszym. Tym metodom wychowawczym (wpojenie poczucia całkowitego posłuszeństwa) zawdzięcza autor towarzyszące mu całe życie pragnienie swobody i nienawiść do wszelkich narzuconych odgórnie autorytetów. W swoistym buncie przeciwko skostniałym metodom nauczania młodzież szkolna dokonywała własnych odkryć; uczestniczyła w teatralnych premierach, czytała, dyskutowała o literaturze i sztuce. „Czytaliśmy, co tylko wpadło nam w ręce. Z każdej biblioteki publicznej przynosiliśmy książki, pożyczaliśmy sobie nawzajem wszystko, co udało nam się zdobyć.” (Str. 54). „W szkole, w drodze do szkoły i ze szkoły, w kawiarni, w teatrze, na spacerach nie robiliśmy latami całymi nic innego, tylko dyskutowaliśmy nad książkami, obrazami, muzyką, filozofią” (Str. 57).
Po latach spojrzy na te młodzieńcze pasje z krytycyzmem, ale i zdziwieniem.
Dziś zdaję sobie naturalnie sprawę, ile głupoty tkwiło w tym entuzjazmie bez wyboru, ile w nim było wzajemnego małpowania, sportowej ambicji prześcignięcia innych, dziecięcej próżności, aby dzięki sztuce wznieść się ponad przyziemny świat krewnych i nauczycieli. Ale i dziś jeszcze ogarnia mnie zdziwienie, gdy pomyślę, ile my, młodzi chłopcy, wiedzieliśmy wówczas, dzięki tej wyolbrzymionej pasji literackiej, jak wcześnie wyrobiliśmy w sobie krytycyzm dzięki nie kończącym się dyskusjom i dociekaniom” (str. 59).
Można tylko żałować, iż dzisiaj bunt młodzieży przyjmuje zupełnie inną postać.
Inną ciemną stroną czasów przełomu wieków było zakłamanie w sferze spraw życia seksualnego. Strach przed wszystkich co cielesne, traktowanym jako brudne, grzeszne i niemoralne, powodował rozwój instytucji, które zaspakajały naturalne potrzeby młodych panów w sposób nie zawsze bezpieczny, a na pewno mało romantyczny. „Tak jak w mieście pod brukiem czystych, schludnych ulic z pięknymi luksusowymi sklepami ciągnie się sieć podziemnych kanałów, do których spływają nieczystości kloaczne- tak samo całe życie seksualne młodzieży miało odbywać się pod moralną powierzchnią życia „towarzystwa” (str.102).
Zaciekawiły mnie zwyczaje panujące na austriackich i niemieckich uniwersytetach tych czasów. Były to miejsca, w których studentom przysługiwały szczególne prawa; rodzaj nietykalności i prawo do obrony honoru w drodze pojedynku. Przy czym poczucie honoru było pojęciem dość płynnym, często pretekst do bójki był prowokowaną przez agresora błahostką, a pokiereszowana twarz stanowiła nobilitację dla uczestnika zajścia. Istniały całe korporacje studentów, które zajmowały się bijatykami i załatwianiem korzystnych synekur. „Widok tych brutalnych, zmilitaryzowanych band, tych pokiereszowanych twarzy i bezczelnie wyzywających twarzy obrzydził mi uczęszczanie na uniwersytet” (str. 119).
Zweig wybierając kierunek studiów brał pod uwagę przede wszystkim to, aby zajęcia na uczelni pozostawiły mu czas na naukę życia, bowiem, jak pisze „doznawałem nawet skrycie- i po dzień dzisiejszy wyzbyć się nie mogę- pewnej nieufności do wiedzy akademickiej. Twierdzenie Emersona, że najlepszy uniwersytet to dobre książki, uważam za niewzruszenie prawdziwe i nadal jestem przekonany, że można być znakomitym filozofem, historykiem, filologiem, prawnikiem i Bóg wie czym nie mając doktoratu, a nawet matury. (Str. 120). Dlatego o wyborze kierunku zadecydowało nie to co odpowiadało mu najbardziej, a to co najmniej miało mu ciążyć pozostawiając jak najwięcej czasu na prawdziwe pasje. Wybrał filozofię, a pierwsze lata uniwersytetu bez uniwersytetu wspominał, jako najszczęśliwszy w życiu okres. Był młody, niezależny i całkowicie wolny. A poczucie wolności było dlań największą wartością. Dość wcześnie udało mu się zadebiutować publikując swój felieton w prestiżowym czasopiśmie. Propozycje dalszej współpracy posypały się szybko; felietony, nowelki, pierwsze próby dramatów na potrzeby sceny. Jednak z publikacją powieści wstrzymywał się długo mając świadomość niedoskonałości warsztatu. Jak wielu innych pisarzy sporo tłumaczył. Dużo podróżował wyznając teorię, iż podróżowanie to najlepsza (po książkach) szkoła życia. Szczególnie ciepło wspomina podróż do Paryża, które to miasto darzy ogromnym uczuciem. „Tu bowiem piękno kształtów, łagodność klimatu, bogactwo i tradycja stają się zadziwiającą ich afirmacją. Każdy z nas młodych, wsysał w siebie cząstkę tej lekkości, i przykładał własną cegiełkę… Nie było w niczym przymusu, każdy mógł mówić, myśleć, śmiać się, kląć, jak mu się chciało, każdy żył, jak chciał, sam lub we dwoje, rozrzutnie, lub oszczędnie, luksusowo lub po cygańsku. Tu uwzględniano każdą odrębność, przewidywano wszystkie możliwości”.(Str. 158). Jak o własnych pragnieniach czytałam o chęci poznania Paryża z czasów, w których tam przebywał, ale i Paryża czasów Henryka IV, Ludwika XIV, Napoleona i Wielkiej Rewolucji, Paryża wielkich pisarzy, malarzy, rzeźbiarzy, myślicieli, to szukanie ulic, postaci i wydarzeń. „Czułem tu wyraźnie, jak zawsze we Francji siłę nieśmiertelności, jaką daje swemu narodowi wielka i służąca prawdzie literatura. Nim zobaczyłem Paryż, wiedziałem właściwie o nim wszystko, co można było wiedzieć przedtem dzięki plastyce i obrazowości opisów, które wyszły spod pióra poetów, powieściopisarzy, historyków dziejów i obyczajów Francji. To wszystko nabierało życia w zetknięciu się osobistym, oglądanie na własne oczy stawało się tylko rozpoznawaniem, rozkoszą poznania…” (str. 165).
Opisów podróży zarówno po Europie, jak i poza nią (Ameryka, Azja, Afryka) jest wiele. Jako najważniejszy czynnik poznawczy wskazuje Zweig ludzi, z którym się spotykał, rozmawiał, a nierzadko zawierał przyjaźnie. Ilość literatów, ludzi sztuki, polityków, z jakimi się spotkał, jest ogromna, a opis każdego spotkania niezwykle zajmujący. Może czasami wspomina poznane osoby troszkę przez różowe szła okularów, a może takimi je wówczas odbierał, lub to pamięć zatarła to, czego pamiętać nie chciał. Trzeba wziąć pod uwagę, że kiedy pisze wspomnienia zewsząd docierają informacje o kolejnych aktach agresji, dewastacji, zezwierzęceniu oprawców i tragedii ofiar.
Najmocniej utkwiła mi w pamięci wizyta w Rodina, podczas której rzeźbiarz dostrzegając niedoskonałość którejś z rzeźb zabrał się za jej ulepszanie z taką pasją, że zapomniał o gościu i niewiele brakowało, aby zamknął go w pracowni.
Niezwykle sugestywny jest opis ostatnich lat przed największymi kataklizmami ubiegłego wieku. Jakże momentami wydaje się znajomy; obawy, strach, niedowierzanie, wiara, że jednak nie stanie się to, co stać się musiało, opis pewnych z pozoru nieistotnych zdarzeń, których konsekwencje okazały się tak brzemienne w skutkach.
Czytając żałowałam, iż tak małą pojemność ma umysł czytelnika; książka jest bogatą skarbnicą wiedzy o ludziach i czasach, w dodatku napisana prostym, a zarazem pięknym językiem. Opowiada o czasach, które choć są mi dość dobrze znane, to opowiada w sposób ciekawy i wciągający. Momentami można odnieść wrażenie, że autor mógłby dalej kontynuować historię jednej czy drugiej znajomości, jednak jak sam podkreślał zawsze dążył do lapidarności opisów i nawet w najlepszej literaturze chętnie dokonałby korekty i powyrzucał z niej zbędne fragmenty tekstów. Sam pisząc najpierw przygotowywał się solidnie do poznania tła historycznego, obyczajowego i społecznego (zwłaszcza pisząc biografie), potem to opisywał, a następnie usuwał wszystko co zbędne, aby nie nużyć drobiazgowością szczegółów, nadmiarem informacji, pewnego rodzaju pychą w przekazywaniu wiedzy.
Historia kończy się w dniu trzeciego września 1939 roku, kiedy autor wysłuchawszy (w Londynie) informacji o wypowiedzeniu wojny przez Anglię Niemcom po raz kolejny pakuje walizki, aby szukać bezpiecznej przystani. Paradoksalnie, on pacyfista, działacz na rzecz porozumienia narodów z czasów I wojny, osoba, której książki trafiły w Niemczech na indeks ksiąg zakazanych, on, który musiał uciekać z Austrii w obawie przed hitlerowskimi represjami staje się wrogiem Anglii, jako pozbawiony obywatelstwa bezpaństwowiec.
Książka godna polecenia.
*Wydawnictwo PIW rok 1958 (wydanie pierwsze). Książka nabyta w antykwariacie za 12 złotych.
I znowu problem z klasyfikacją- nie jest to typowa biografia, aczkolwiek elementy takowej zawiera, literatura austriacka - wszak Zweig był Europejczykiem, obywatelem świata.
Inne przeczytane książki Zweiga
Dziewczyna z poczty,
Niecierpliwość serca,
Balzac -biografia,
Maria Stuart,
Maria Antonina
Inne przeczytane książki Zweiga
Dziewczyna z poczty,
Niecierpliwość serca,
Balzac -biografia,
Maria Stuart,
Maria Antonina
Bardzo lubię twórczość Stefana Zweiga. Jestem pasjonatką biografii a te pisane przez niego są fascynujące i świetne.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Ja także czytałam kilka napisanych przez niego biografii i dobrze je wspominam. W swoim retrospektywnym Świecie wczorajszym też można wyłuskać parę zdarzeń z jego życia, choć tematów osobistych unika.
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawiłaś mnie tą książką. Tak, szkoda, że w naszych czasach młodzież nie buntuje się w ten sposób, co w tamtych. Zazdroszczę Zweigowi tych dyskusji o literaturze, jakie miał okazję odbywać ze szkolnymi kolegami. Dziś dorastający miłośnicy książek nie tylko nie mogą liczyć na podobne rozmowy, ale nierzadko spotykają się z wyśmianiem, otrzymują też etykietkę nudziarzy i dziwaków marnujących czas. Na szczęście w internecie można znaleźć pokrewne dusze. :)
OdpowiedzUsuńCzytająca młodzież rzadko chyba dziś może liczyć na możliwość dyskusji nie tylko z rówieśnikami, ale i nauczycielami, tak wielu ich realizuje podstawy programowe i niszczy indywidualizm, choć na pewno i tu są wyjątki. Ale nie tylko młodzież, także czytający dorośli rzadko mają szansę porozmawiać o książkach ze swoimi znajomymi, jeśli ci czytają jedynie bestselery. :( lub nie czytają wcale. Dobrze, że jest blogosfera i paru takich nudziarzy i dziwaków :)
OdpowiedzUsuńBardzo interesująca pozycja książkowa i ciekawy twój wpis. Zweiga znam tylko z jego opowiadań biografii, ale mimo to zaliczam do cenionego przez siebie pisarza.
OdpowiedzUsuńWartość poznawcza świata, który odszedł już prawie w niepamięć, tej książki jest nie do przecenienia....
Dokładnie tak- utrwalenie tego kawałka dziejów, tych ludzi; znanych kiedyś, a nieznanych dzisiaj, a także tych, dla których czas okazał się łaskawy, ale też i dobry styl, który sprawia, iż taka masa informacji nie nuży to wielka zaleta książki.
UsuńPrzytoczyłaś takie fragmenty książki i tak ciekawie o niej napisałaś, że nie sposób się nią nie zainteresować. Lubię bardzo ten okres, czasy Zweiga, a jak wspomniałaś o Rodinie, to od razu pomyślałam o Albercie Kahnie, który również był pacyfistą i cały swój majątek przeznaczał na sponsorowanie młodych talentów i podróży młodych nauczycieli. Ciekawa jestem czy się spotkali w Paryżu?
OdpowiedzUsuńŚwietny post :)
W książce pada tyle nazwisk, wiele znanych mi, ale też całkiem sporo, takich, które jedynie gdzieś mi się obiły o uszy, ale i sporo takich, które zapewne słyszałam po raz pierwszy. Parę wynotowałam, ale nie sposób spamiętać wszystkich. Muszę się przyznać, iż o Albercie Kahnie nie słyszałam wcześniej, więc nawet jeśli nazwisko pojawiło się na kartach książki to mogłam je przeoczyć. Zawsze, kiedy czytam tego rodzaju książki żałuję, iż nie ma w nich indeksu nazwisk.
UsuńJeżeli znajdziesz trochę czasu polecam
Usuńhttp://ewa-naprzeciwszczciu.blogspot.com/2015/05/albert-kahn-czesc-druga.html
http://ewa-naprzeciwszczciu.blogspot.com/2015/04/ogrody-alberta-kahna-ogrod-japonski.html
Myślę, że Ci się spodoba :)
Dzięki, zajrzę na pewno, bo szukając w wiki trafiłam tylko na lakoniczne informacje w dodatku tłumaczone na polski przez komputer.
UsuńBardzo ciekawy teksta. Mimo ze Zweig opisuje "swiat wczorajszy" i swoje w nim doswiadczenia, to to co pisze wydaje mi się bardzo bliskie - i to z wielu względow. Jednym z nich jest chyba moje zainteresowanie I polowa XX wieku, a zwlaszcza totalitaryzmem (zarówno faszystowskim, jak i komunistycznym) oraz obiema wojnami i tym co działo się miedzy nimi. Twoj tekst przypomnial mi Tonio Kruegera Manna, Musila, Hessego a nawet... Freuda. Byly to bardzo ciekawe czasy. Niestety, dla wielu ludzi, zycie w takich czasach okazalo sie wlasnie przeklenstwem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Indii
(piszę to po to, by usprawiedliwic się z braku wielu ogonkow ;) )
Bo dobry pisarz ma spostrzeżenia i przemyślenia, które ze względu na swój uniwersalny wymiar pasują do wielu epok, a jeśli się jeszcze doda to, że wiele osób widzi podobieństwo dzisiejszego świata do lat trzydziestych... Okres bardzo ciekawy, nasz pewnie też będzie tak postrzegany, choć my życzyli byśmy sobie więcej przewidywalności i większego poczucia bezpieczeństwa w każdym aspekcie. I tego Ci życzę bezpiecznego podróżowania i bezpiecznego powrotu.
UsuńKsiążki i podróże najlepszymi nauczycielami życia - i jak pisarz, który miał takie zdanie o życiu, może nie zostać tym bliskim, i ulubionym?
OdpowiedzUsuńZ półki spogląda na mnie "Dziewczyna z poczty", którą postanowiłam niebawem przeczytać po raz kolejny. A jak to się stało, że "Świat wczorajszy" do tej pory nieprzeczytany, nie wiem. Już sprawdziłam - jest tylko w jednej (!) bibliotece w mojej okolicy. Ale jest.
A na marginesie dodam, bo wiem, że lubisz i pamiętniki, i podróże: ostatnio sporo dobrego słyszałam o "Szkicach piórkiem" Andrzeja Bobkowskiego. Rzecz zaczyna się wtedy, gdy Zweig kończy swój "Świat wczorajszy" i wybucha wojna. A Bobkowski jedzie rowerem z południa Francji do okupowanego przez Niemców Paryża. Ponoć świetne.
U mnie to był zupełny przypadek, wypatrzyłam książkę w antykwariacie, kiedy szukałam La Mure`a. Nawet nie słyszałam o tej pozycji. Dziewczynę z poczty oceniam najwyżej z wszystkich przeczytanych przeze mnie "Zweigów":)Zapisuję szkice piórkiem Bobkowskiego do listy książek do przeczytania. Kiedy czytałam świat wczorajszy wciąż odnajdywałam swoje myśli i od razu czułam się lepiej. Właściwie z jednym tylko poglądem autora nie potrafiłam się zgodzić, iż należałoby usunąć wszelkie dłużyzny z dzieł klasycznych i wydać ich skrócone wersje, choć akurat w tej kwestii zyskałby zapewne wielu zwolenników wśród młodzieży szkolnej.
OdpowiedzUsuńPamiętam tę lekturę z czasów w studiów, miała niezwykły klimat. Podobał mi się też język (ślęczałam nad oryginałem z musu;)), powiedziałabym: elegancki.
OdpowiedzUsuńNa pewno ciekawa byłaby biografia Zweiga.