Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 6 czerwca 2013

Nieoswojone ptaki Maria Rodziewiczówna (audiobook)



Pierwsze spotkanie z prozą pisarki, którą kojarzyłam dotąd z pisarkami pokroju Mniszkówny okazało się … nijakie. Książki wysłuchałam kilka dni temu a dziś, kiedy zasiadłam do pisania, musiałam mocno wysilić pamięć, aby przypomnieć sobie zarys fabuły, o klimacie nawet nie wspominając.
Ona panna Antonina - wychowana przez inteligentnego, bogatego, acz nieco ekscentrycznego wuja zakochuje się bez pamięci i na zabój w klepiącym biedę, obiecującym malarzu Janie Stankerze, który (prawdopodobnie, bowiem motywy jego działań pozostaną do końca niewyjaśnione) licząc na posag poślubia pannę wbrew życzeniom opiekuna.  Uczucie wygasa dość szybko, okazuje się, że on ten wymarzony i wyśniony nie jest ani wymarzonym, ani nawet całkiem zwyczajnym, nudnym małżonkiem, lecz draniem skończonym, co to na dom nie łoży, żonę znieważa, dziecko głodem morzy, a do tego baby do domu sprowadza.
Antonina, unosząc się honorem, wbrew namowom przyjaciół nie zgadza się zwrócić o pomoc do wuja, bowiem małżeństwo traktuje, jak karę za nierozważną decyzję (poryw młodości/ uczucia). I tak wciąż ucieka przed mężem tyranem, a nie mając dokumentów (paszportu) zdana jest na życie tułacze. Antonina, gdziekolwiek się nie pojawi, tam staje się opoką, na której wspierają się inni (zostaje najdroższą przyjaciółką dwóch wdów, niezbędną sekretarką pewnej samotnej milionerki, przywraca wiarę w sens życia pewnemu nieszczęśliwcowi, ratuje nieszczęsne kobiety przed nędzą i poniewierką). Słowem wszędzie, gdzie się pojawia okazuje się „żoną opatrzności”. I tylko sobie nie umie pomóc.
Postacie są papierowe, niewiarygodne psychologicznie, a historia nieprzekonująca. Niemal wszyscy bohaterowie są ludźmi pozbawionymi wad. Jeden tylko Jan jest zły.  Pisarka nie wyjaśnia przyczyn, dla których Jan męczy i dręczy swą żonę. Wydaje się, że ma on stanowić przeciwwagę dla kryształowo dobrej Antoniny, aby czytelnik nie miał absolutnie żadnych wątpliwości, że zaszła tu krzywda ogromna. A pozbawiona jakichkolwiek praw kobieta w sytuacji, kiedy mąż (będący Panem i władcą) okaże się draniem jest niewolnikiem w jego domu, bowiem nikt nie jest jej w stanie pomóc, bowiem żona ma być posłuszna mężowi i ani władza duchowna, ani świecka nic tu nie pomogą. Tyle, że na ten temat napisano całe mnóstwo innych, o wiele lepszych książek.
Banalne, ckliwe i nierealne. Owszem czytało (słuchało) się gładko i nawet z zainteresowaniem, ale uleciało z głowy zbyt szybko. Jakoś zupełnie mnie to historyjka nie przekonała.  
Moja ocena 3-/6

10 komentarzy:

  1. Trzy na sześć? Dużo jak na taką recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No bo taka łaskawa jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kilka książek Rodziewiczówny znam, tej nie. A teraz przymierzam się do czytania kolejnej. Te co czytałam to jej najbardziej znane. Widocznie nie wszystkie są dobre.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to trafiłam nie najlepiej, tyle, że to pierwsze trafienie może być brzemienne w skutki, bo nie mam już ochoty na więcej.Ale myślę, że pisarce wielbicieli nie zabraknie, więc obejdzie się bez kolejnej czytelniczki. A zresztą, jak mówią nigdy nie mów nigdy... :)

      Usuń
  4. To straszne i być może jestem niesprawiedliwa, ale właśnie z tego typu opowieściami kojarzy mi się twórczość Mniszkówny w ogóle :/ Raczej mnie do nich nie ciągnie...
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpis dotyczy co prawda książki Rodziewiczówny, ale rozumiem, że wkładasz obie panie do jednego wora; przyznam się, że ja także odnoszę takie wrażenie, aczkolwiek pewnie niesprawiedliwe, bowiem nie znam ich twórczości (poza ekranizacjami)

      Usuń
  5. O, to się tym razem zgrałyśmy, obie odbyłyśmy pierwsze spotkania z książkami Rodziewiczówny i obie poczułyśmy się niezbyt zadowolone.

    Zauważyłam ze zdziwieniem, że niektórzy nazywają Rodziewiczównę "polską Jane Austen". Zupełnie nie zgadzam się z tym określeniem. Gdzież jej do Austen, która tworzyła bohaterów bardzo wiarygodnych i posługiwała się pięknym językiem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jane Austin powinna by się w grobie przewrócić na takie kalumnie, ale jest też taka możliwość, że trafiłyśmy na wyjątkowo słabe pozycje w twórczości pani Marii.

      Usuń
    2. Rodziewiczówna też pisywała pięknym językiem ("Lato leśnych ludzi"), choć faktycznie do Austen bym jej nie porównywała.Tej książki na pewno nie czytałam, ale prawie wszystkie, z którymi się zetknęłam odpowiadały Twojemu opisowi: błyskawiczna lektura i fru! z głowy.

      Usuń
    3. Raczej nie planowałam powrotu do pisarki, ale sam tytuł Lato leśnych ludzi brzmi tak pięknie, że kto wie. A skoro jeszcze ładnie napisane... Choć z drugiej strony Nieoswojone ptaki to też piękny tytuł.

      Usuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).