Książkę kupiłam pod wpływem przeprowadzonego przez Michała Nagaś w Radio Nowy Świat (ostatnio moja ulubiona stacja) wywiadu z autorem. Po licznych zachwytach nad pisaniem pana Szczygła brakowało mi kropki nad i, aby po jego twórczość sięgnąć. I taką kropką okazał się ów wywiad, w którym objawił mi się człowiek o podobnym apetycie na odkrywanie piękna świata. Oczywiście chciałam zacząć twórczą znajomość od Gotland, ale w księgarni akurat zabrakło, a ja, jak na bibliofila przystało musiałam mieć już natychmiast.
Muszę zaznaczyć, iż nie jestem wielbicielką reportaży i w przeciwieństwie do autora nie pałam miłością do Czechów. Może dlatego, że ani jednego ani drugiego nie miałam okazji poznać. Nie przypominam sobie, abym czytała kiedyś reportaże w wydaniu książkowym, a w Czechach byłam raz na wycieczce (Praga), w dodatku zorganizowanej, więc można powiedzieć, że nie miałam możliwości poznania. Wycieczka odbywała się tradycyjnie: Hradczany zaliczone, Złota uliczka- zaliczona, Most Karola –zaliczony, zakupy zrobione, no to można w końcu iść na piwo.
Zaczynam poznawanie Czech gdzieś od środka, ale przyznam, ze to co dostaję podoba mi się na tyle, aby znajomość zarówno z Czechami jak i reportażami Mariusza Szczygła kontynuować.
Książka Zrób sobie raj pozwala nieco lepiej poznać naszych południowych sąsiadów. Na początku lektury zachwycam się społeczeństwem, które ma tak duży dystans do siebie, zazdroszczę tolerancyjności i tego, że Czecha nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi, no może poza podwyżką cen towarów w sklepie. Ogarnia mnie, podobnie, jak autora, przeświadczenie, że w Czechach żyłoby mi się lepiej. I wtedy przychodzą na myśl pierwsze zdania reportażu Wkurzacz czeski, w którym opisuje, jak znany na całym świecie (ale nie w Polsce) rzeźbiarz David Cerny przeczytał w gazecie, iż pewien Polak napisał, że patriotyzmy są skazane na zanik i że już rozpoczyna się proces korzystania z państw jak towarów, i że on wybrałby Czechy. Na co Cerny odpisał mu, że zgadza się z tą tezą, tyle, że on wybrałby coś innego (niż Czechy) nawet Polskę. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
O Davidzie Cernym oczywiście pierwsze słyszę, więc natychmiast zaglądam do Internetu, aby obejrzeć jego rzeźby. To, co w opisie jawi się jako sztuka kontrowersyjna, na zdjęciach wygląda intrygująco, ciekawie, odkrywczo. No i oczywiście obraża czyjeś uczucia, al\bo budzi nieprzyjemne uczucia (jak w przypadku Saddama Husajna w akwarium, którego władze pewnego polskiego miasta nie zgodziły się wystawić). O odmienności Czechów mogą zaświadczyć choćby dwie rzeźby; jedna to bohater narodowy Wacław siedzący na podwieszonym pod sufitem za nogi brzuchu konia, a druga to Sikający na Państwo Czeskie. I jaka jest reakcja Czechów - nic, zero, bez mrugnięcia okiem przyjmują te dzieła w przestrzeni miejskiej, żadnej obrazy uczuć religijnych, patriotycznych, żadnych nieprzyjemnych odczuć. Tolerancyjność, a może obojętność.
Czesi są jacyć inni, chciałby się powiedzieć. Ujął mnie dialog z pewnym Czechem, w którym reagując na pochwałę bohaterstwa pewnego zamachowca przekonuje on, że tak prawdę powiedziawszy ten zamach to żaden wyczyn, a jedynie wynik splotu okoliczności. Albo inna opowieść snuta przez pana, który widział uliczne zgromadzenia podczas aksamitnej rewolucji w 1989 roku – ponieważ przypadkiem przejeżdżał tramwajem. A przecież ten mężczyzna mógł po dwudziestu latach utrzymywać, że wysiadł z tramwaju i też obalał ustrój. Mógł opowiadać, że skoro motorniczy nie otworzył drzwi, sam je otworzył i wyskoczył (co za sztuka otworzyć samemu drzwi tramwaju?). Mógł powiedzieć, że szybko wrócił dwa przystanki pieszo i stał już z dwustutysięcznym tłumem do nocy. Mógł nawet dodać, że zaraz po wydostaniu się z tramwaju dopadło go dwóch uzbrojonych milicjantów w maskach i dostał pałą. … A on nie, on tylko, że przejeżdżał tramwajem (str.43-44) Żadnego zadęcia, bohaterszczyzny, walki z faszyzmem, czy komuną.
Sporo miejsca poświęca autor
czeskiemu ateizmowi. Czesi chlubią się tym, że są najbardziej ateistycznym
narodem w Europie. Ponoć wyprzedzają ich Szwedzi, ale fakt, iż katolicy
stanowią tam niewielki procent. Szczególnie zaskakujący jest opis papieskiej pielgrzymki do Czech, która budzi tak nikłe zainteresowanie wśród mieszkańców a nawet przedstawicieli mediów, że trudno w to uwierzyć mając przed oczyma te mrowie ludzkie podczas papieskich wizyt w Polsce. Są to inni papieże i inny okres, ale można domniemywać, że w Czechach żaden papież nie wzbudziłby zainteresowania.
Czesi w przeciwieństwie do innych narodów, które w swych hymnach manifestują swą bojowość, śpiewają, że ich kraj jest piękny niczym raj.
Czy Czechy to raj? Z jednej strony to kraj, który fascynuje wolnością, swobodą, tolerancyjnością, prostotą życia, indywidualizmem jednostek, a z drugiej ta próba obśmiania rzeczywistości (obrócenia wszystkiego w żart) wygląda na ucieczkę przed wszystkim, co problematyczne, niemiłe, niewygodne, wymagające (ten śmiechy podszyty jest smutkiem, żeby nie powiedzieć że czymś więcej).
Chyba nie będę odosobniona, jeśli napiszę, że ich obrzędy funeralne (brak ceremonii pogrzebowej, a często nawet nie odebranie prochów zmarłych z zakładów kremacyjnych) mocno mnie zaskoczyły i wywołały nieprzyjemne uczucia.
Autor opisuje czeskie obyczaje
i zachowania bez próby ich analizowania, bez dociekania przyczyn i skutków,
opisuje, to co zaobserwował podczas kilkudziesięciu zapewne pobytów w Czechach,
którymi jest zafascynowany. Znalazł tam swój raj, który umiejscawia w mieszkaniu tłumaczki języka polskiego. Przez okno tego mieszkania zamykane na dwadzieścia osiem
klamek widać ogród. Może nie zaczarowany, ale dla autora jedyny i niepowtarzalny. A jeślibym ja miała wskazać, co w książce spodobało mi się najbardziej - byłoby to poniższe stwierdzenie. Mieszkanie
nigdy nie będzie moje, ale nie ma to najmniejszego znaczenia, bo – jak się
Państwo domyślają - będzie moje już na zawsze. (str. 220). Takie stwierdzenie sprawia, że czuję się pokrewną duszą Mariusza Szczygła, a dodatkowo czuję się niezwykle bogata mając swoje na zawsze miejsca w paru zakątkach Europy.
Na zakończenie namiastka czeskiego poczucia humoru, akcja przeprowadzona przez Stowarzyszenie O weselszą przyszłość.
Ponieważ między różnymi grupami antykomunistów istniały napięcia i rywalizacja, zaprosili liderów poszczególnych ruchów do piaskownicy. Wszyscy pod hasłem „Każdy na swoim piasku” dostali łopatki, wiaderka i musieli ulepić swoje babki. Kiedy babki były gotowe, znienacka przyjechał wóz z piachem, który im je zasypał razem z całą piaskownicą, co miało uświadomić , jak miałkie są ich spory.
- …. poszliśmy do domu Vaclava Havla, miał w domu jakiś zagranicznych gości, a my zapytaliśmy jego żonę; Pani Olgo może Vaclav iść z nami do piaskownicy? Olga z surową miną spojrzała na zegarek i powiedziała: Dobrze, ale za godzinę musi być w domu. (str.210).
Książka przeczytana w ramach stosikowego losowaniu u Anny