Od lektury ostatniej powieści duetu Dehnel i Tarczyński (znanego jako Maryla Szymiczkowa) minęło kilka dobrych lat i choć Złoty róg przeczytałam z ciekawością to muszę przyznać, że formuła opowieści nie bawiła mnie już tak jak podczas wcześniejszych lektur książek z serii profesorowa Szczupaczyńska na tropie. Owszem było ciekawie, ale miałam wrażenie, że ten sposób pisania nieco się oczytał, a pewne postacie wplatane są w treść na siłę. Dlatego też nie paliłam się do sięgania po kolejną, piątą już książkę przygód śledczych samozwańczej pani detektyw. Jednak po rekomendacji dwóch Małgorzat (jednej znanej wirtualnie, a drugiej całkiem realnie) książka znalazła się na półce w oczekiwaniu na swoją kolej. A ta przyszła dość szybko w stosikowym losowaniu u Anny, a lektura została pochłonięta w przeciągu dwóch dni i połowy nocy.
W mojej ocenie Śmierć na Wenecji poziomem dorównuje Tajemnicy Domu Helclów, a nawet ją przewyższa. Kryminał retro ponownie osadzony jest mocno w Krakowie, co jest niewątpliwe jego ogromnym atutem. Kraków ma bowiem w moim (i jak sądzę nie tylko moim) sercu miejsce szczególne. Rzecz dzieje się w 1903 r. podczas wielkiej powodzi. która zalała Błonie, park Jordana, ulice Wolską, Zwierzyniecką, Smoleńsk, Retoryka, Garncarską, Koletek, św. Agnieszki i kościół na Skałce. Profesorowa Szczupaczyńska sobie tylko może podziękować, za to, iż znalazła się w jej centrum, bowiem po kilkudziesięciu latach mieszkania w kamienicy Pod Pawiem na świętego Jana zamarzyło jej się mieszkanie bardziej nowoczesne, z wygodami, no i przede wszystkim z wanną.
Kamienica Pod Śpiewającą Żabą |
… coraz częściej była zapraszana przez znajomych i krewnych do mieszkań poza pierścieniem Plant; a to na Piasek, a to na Nowy Świat. Wydawało się, że nikogo już nie zawstydza wyprowadzka na takie rubieże; mieszkania były tam wyższe, jaśniejsze, wygodniejsze. Od czasów pamiętnej wizyty ….. w Domu Egipskim coraz częściej popatrywała w tamte okolice, na ulicę Retoryka, gdzie dobrą dekadę temu nad malowniczą rzeczką Rudawą wybudowano całe mnóstwo efektownych, nowoczesnych kamienic. Celował w tym szczególnie pan Talowski, człowiek niełatwy, ale architekt wzięty i pomysłowy, który nie tylko dom własny (zawsze stanowiący dla architektów rodzaj witryny sklepowej, w której prezentują swój kunszt), ale bez mała każdy budynek projektował, jako romantyczne zamczysko z gotyckiej powieści, pełne maszkaronów, zwierząt, wieżyczek i fantazyjnych szczytów, albo przynajmniej – renesansowe palazzo.(str.23)
Kamienica pod śpiewającą żabą- detal |
Kiedy więc w kamienicy Pod Śpiewającą Żabą zaprojektowanej przez pana Talowskiego opróżniło się mieszkanie na drugim piętrze pani profesorowa tak długo wierciła dziurę w brzuchu małżonka, aż ten niechętnie, ale wyraził zgodę na przenosiny. Nowoczesny, ale wykwintny dom, przyzwoici lokatorzy, zaraz obok można odetchnąć pełną piersią na Błoniach. Niby w mieście, a jak na wiledżiaturze. I jeszcze uroczy narożny, zwieńczony strzelistą iglicą wykusz, w którym .. stała [profesorowa] wykusz dający znakomity widok na krzyżujące się ulice i strzeliste mosty spinające brzegi głębokich kanalików, przy których wznosiły się piękne kościoły oraz pałace arystokratycznych rodzin. Porośnięta gęstą winoroślą fasada kamienicy odbijała się w wodzie niczym pałac w Canal Grande. (a profesorowa stałą niczym wenecka dogaressa..- str. 23-23)
Jak wiadomo kamienica Pod śpiewającą żabą mieści się na ulicy Retoryka (gdzie znajdują się też trzy inne kamienice projektu pana Talowskiego) tak więc, kiedy w lipcu 1903 roku wody Rudawy i Wisły zalały okoliczne ulice profesorowa mogła zająć się swoim ulubionym zajęciem; siadła w oknie i obserwowała, a jej bacznej uwadze nic nie umknęło. A zwłaszcza pływające w wodzie na Wenecji męskie ciało. Zofia nie byłaby sobą, gdyby natychmiast nie rozpoczęła śledztwa. Dostojna matrona, żona profesora uniwersytetu krakowskiego poza prowadzeniem domu, a prawdę mówiąc poza nadzorowaniem służącej Franciszki i pilnowaniem mężowskiej diety niewiele miała do roboty, a zatem pojawienie się zwłok przyjęła niemal z entuzjazmem (w końcu, jeśli zwłoki musiały się pojawić, to nie mogły znaleźć właściwszego miejsca, aby wypłynąć). Pani profesorowa miała okazję, aby wysilić swe szare komórki i rozwiązać zagadkę. Wydawać by się mogło, iż powódź w postaci stojącej na ulicach wody o wysokości paru metrów będzie przeszkodą dla dystyngowanej damy. A jednak, kiedy w grę wchodzi śledztwo okazuje się, że pływanie w balii czy pojemniku po kiszonej kapuście nie może stanowić najmniejszej trudności. Podobnie, jak udanie się do gniazda rozpusty, siedliska dekadencji w Jamie Michalikowej, którą upatrzyli sobie na miejsce spotkań nie tylko różnej maści artyści, ale także o zgrozo panowie, którzy szczególny pociąg czuli do innych panów.
Kamienica pod śpiewającą żabą od strony narożnej (z wykuszem który zachwycił tak Zofię) |
Fragment kamienicy pod osłem |
Po raz kolejny Zofia Szczupaczyńska wchodzi na wyżyny intelektu, umiejętnie łącząc fakty, a dzięki prowadzonemu dochodzeniu (przesłuchaniom, rozmowom i eksperymentom śledczym) udaje jej się to, co nie udało się policji, odkrycie prawdy. A wszystko to czyni, jak zwykle w tajemnicy przed małżonkiem.
W tle jest Kraków z początku XX wieku, miasto, które ku zgryzocie jego dawnych mieszkańców staje się aż nazbyt nowoczesne, na ulicach pojawiają się automobile rozwijające zawrotną prędkość, przestępczość szerzy się niemożebnie, młodzież nie szanuje Ojca Świętego, a władze nie są przygotowane na wylewy rzek. I kiedy połowa Krakowa tonie w szaroburych wodach, druga połowa prowadzi codzienne życie.
Wisłą płyną porwane przez fale chaty, szopy, stodoły, a nawet budynki z cegielni z Przegorzał, tymczasem po drugiej stronie miasta, w teatrze, jak gdyby nigdy nic grają Traviatę Verdiego. Ktoś obok narzekał na to, że wiledżiatura w tym roku wyjątkowo nieudana, że ludzie wracają z Rabki i Zakopanego rozczarowani i w podłym nastroju. Inna pani sarkała, że deszcze niszczą kapelusze. (str.45).
Kamienica Festina lente (spiesz się powoli) ul. Retoryka |
Wenecja to krakowska ulica, ale też Kraków zalany wodami rzek w powieści nie raz przypomina Wenecję licznymi na wiązaniami do wód kanałów, porównaniem jednostek pływających do gondol, a profesorowej do dogaressy. Błyskotliwy, uszczypliwy humor, nawiązania do współczesności i doskonałe osadzenie w czasie i miejscu sprawiają, iż lektura jest wciągająca, rozśmieszająca i pouczająca. Czyta się lekko, szybko, a lekturze towarzyszą wybuchy śmiechu. Polecam gorąco.
Kamienica pod osłem Talowskiego ul. Retoryka (z mottem Każdy jest kowalem swego losu) |
Ponieważ kamienice Talowskiego wywołały zainteresowanie części czytelników podaję link do wpisu Ady, od którego zaczęło się moje zainteresowanie Talowskim i jego kamienicami. Przepiękny wpis i cudowny blog Ady o Krakowie, życiu, sztuce. Link do wpisu o kamienicach Talowskiego