|
Fontanna Apolla na Rynku Poznańskim
|
Kiedy byłam mała Poznań jawił mi
się najładniejszym (oczywiście poza Gdańskiem) miastem w Polsce, a może i na świecie, gdyż w tamtych czasach podróżowanie ograniczało się do granic państwa. Nadal często odwiedzam to miasto, choć dziś najchętniej spędzam czas i najlepiej czuję się w
Krakowie. Nie mniej Poznań wciąż zajmuje
ważne miejsce w moim sercu i wspomnieniach. Tutaj urodził się i spędził swe młode lata mój tata i jego młodsza siostra
(moja ukochana matka chrzestna), tu spędzałam każde wakacje, dzieląc je pomiędzy Ustkę i jedną babcię, a
Poznań i drugą babcię. Z Poznaniem wiążą
się wspomnienia zupełnie innego rodzaju, niż te Usteckie. Tam (w Ustce) puszczona samopas przez babcię, która dawała mi dużo swobody
zaznawałam niczym nieskrępowanej wolności i uczyłam się samodzielności, tutaj
(w Poznaniu) byłam częścią rodziny, u której codziennie na stole
stał ugotowany przez babcię obiad, co niedzielę na podwieczorek było
własnoręcznie pieczone ciasto drożdżowe, do tego podawano bitą śmietanę i lody cassate kupowane w cukierni o wdzięcznej nazwie Wisienka. To, co mogłoby się
wydawać monotonią; pewna powtarzalność zdarzeń, smaków, zachowań stanowiła
tradycję, którą wspominam z ogromną nostalgią za czasem i ludźmi, których już
nie ma, tradycję, która sprawiała, że czułam się bezpiecznie otoczona
kochającymi ludźmi. Z przyjemnością wspominam zabawy na malutkim podwóreczku wokół starej kamienicy na ulicy Czechosłowackiej, gdzie w rogu tegoż podwórka zakopywałam sekrety (srebrne papierki pod kawałkiem kolorowego szkiełka), obserwowałam pszczoły na krzakach róż, zwisałam z trzepaka (kiedy babcia nie patrzyła), czy bawiłam się w Czterech pancernych, gdzie pies - zabawka odgrywał rolę Szarika. Nie mniejszą radość sprawiało wyglądanie przez
narożne okienko i oczekiwanie na wracających z pracy u Cegielskiego ciocię i wujka, babskie wyprawy do miasta na zakupy, najczęściej do sklepów z
tekstyliami, z których potem babcia szyła (z tekstyliów, a nie ze sklepów) piękne, kolorowe sukienki, czy
wreszcie wizyty u jednej z ciotek, która była szczęśliwą posiadaczką adaptera z zestawem płyt winylowych. Pamiętam jak wspólnie nuciłyśmy z Połomskim, Dąbrowskim czy Kunicką. Jednym z milszych przeżyć małej Gosi była
podróż do ZOO, dziś nazywanego starym ZOO, odkąd nieopodal jeziora Malta powstał nowy ogród zoologiczny. Sama nie wiem co
podobało mi się bardziej,
czy fakt odwiedzenia egzotycznych zwierząt, czy też podróż miniaturową
kolejką. Kiedy patrzę jeszcze dalej w przeszłość
widzę swoją małą dłoń w spracowanej dłoni dziadka i wspólne spacery na Rynek, dokąd szliśmy zobaczyć trykające koziołki, zjeść lody i koniecznie kupić zakład ówczesnego totolotka. Obaj dziadkowie wcześnie odeszli, dlatego tak cenne jest to wspomnienie. I każdy mój powrót po latach do Poznania ma w sobie jakąś cząstkę
tamtych dni.
|
Wylot ulicy Świętosławskiej
|
|
Poznańska Fara od strony placu Chopina |
|
|
|
Poznańska Fara od strony ul. Świętosławskiej
|
W pierwszy lipcowy weekend wybrałam
się tam ponownie. W teatrze Muzycznym występować miał mój ulubieniec. Wyjazd był także powodem do spotkania z dawno
niewidzianą (z powodu pandemii) matką chrzestną. Spędziłyśmy bardzo przyjemnie
popołudnie i wieczór, a następnego ranka wybrałam się na spacer po Rynku i jego
okolicy.
O godzinie siódmej rano było
jeszcze dość rześko i całkiem przyjemnie. Spacer rozpoczęłam od parku Chopina, z którego
jest ładny widok na poznańską Farę. Ta świątynia o różowej fasadzie, zdobiona
białymi posągami i pilastrami od lat dziecięcych budziła miłe skojarzenia. Przywodziła
na myśl coś smakowitego, niczym ciasto z kremem poziomkowym. Świątynia niegdyś należała
do zakonu Jezuitów, dziś została podniesiona do rangi bazyliki mniejszej. Była niedziela poprzestałam zatem na pozachwycaniu się jej zewnętrzną fasadą. Bazylika zamyka niezwykle urokliwą uliczkę Świętosławską
pełną, jak większość prowadzących do
Rynku uliczek, knajpek z przyległymi doń ogródkami kawiarnianymi. Doszłam do
Rynku, aby wykorzystując mały ruch o tej porze dnia zrobić parę zdjęć, po czym
skręciłam w kolejną odchodzącą od rynku ulicę Wodną.
|
Fontanna Neptuna (kolejna z czterech fontann na Rynku) |
|
|
|
Ratusz na którym codziennie o godzinie 12 trykają się głowami koziołki |
|
|
Zamknięte okienko nad zegarem z którego o 12 wyjadą, aby sprawić uciechę głównie dzieciom koziołki
|
Na Wodnej znajduje się niezwykle
klimatyczna kawiarenka Lavenda Gastro & Cafe, która jest otwarta ku mej
radości od ósmej rano. Zaskoczyło mnie, że niemal wszystkie stoliczki na małym tarasiku były już zarezerwowane.
Na szczęście znalazłam miejsce i mogłam delektować się smacznym śniadaniem w ładnym otoczeniu. Do śniadania podają tam świeżo pieczony chlebek, jeszcze ciepły. Po spożyciu śniadania zrozumiałam, dlaczego lokal cieszy się takim zainteresowaniem.
|
Senne jeszcze o tak wczesnej porze Wodna
|
|
Taras kawiarni Gastro Lavenda & Cafe na chwilę przed pojawieniem się gości |
|
Ulicą Wodną udałam się na Plac Kolegiacki.
Tam nieco ponad pomnikiem koziołków na fasadzie kamienicy znajduje
się wiersz Wisławy Szymborskiej Chmury. Takich wierszy zdobiących poznańskie
fasady jest więcej. Choć sama uważam się za niekompatybilną z poezją, uważam
ten pomysł za wyśmienity. Te wiersze są bardzo ładne, a być może dzięki tej niecodziennej formie prezentacji pozna je więcej osób, może się nimi zachwyci, może sięgnie po więcej. W dobie, w której mało kto czyta poezję to ważne.
|
Chmury Wisławy Szymborskiej na fasadzie kamienicy
|
|
Kolejny przykład poezji na murach poznańskich- Barańczaka Porcelana
|
Choć nie wykluczam, że ulegam złudzeniom i większość turystów przejdzie obok obojętnie.
W Poznaniu jest wiele miejsc wartych odwiedzenia. Ten wpis to tylko taka malutka impresja z pewnego lipcowego poranka z nawiązaniem do wspomnień.
Moim nowym odkryciem jest Poznański Browar - centrum handlowe znajdujące się na terenie starego browaru, miejsce spełniające wielorakie funkcje.
|
Wnętrze z widokiem na Blask księżyca Igora Mitoraja
|
|
Wnętrze z instalacją -ruchomą rzeźbą- Ukryty cień księżyca U-Ram Choe
|
|
Wewnętrzny dziedziniec i jakże by mogło zabraknąć - Kufel piwa
|
|
Restauracje na wewnętrznym dziedzińcu
|
|
Fragment parku wokół Starego Browaru
|
Ledwo wróciłam z Poznania zarezerwowałam kolejny weekendowy wypad. Niestety dopiero w sierpniu. A może już w sierpniu.