Półmetek jest symboliczny, bowiem nieznane są wyroki (tu każdy wstawi sobie właściwe) boskie/ ludzkie/ losu. I mało prawdopodobnym jest, aby tyle jeszcze było przede mną, co za mną, ale pomarzyć dobra rzecz, zwłaszcza w taki dzień.
Od kilku lat rok rocznie funduję sobie w tych dniach styczniowych wycieczkę. Jednak po ostatnich doświadczeniach związanych z zimowymi wyjazdami (kończącymi się L-4) postanowiłam przełożyć urodzinowy wyjazd na … jesień. Przyjdzie mi zatem trochę poczekać na mój prezent, ale czekanie też może mieć swój urok. Teraz przez dziewięć miesięcy będę się karmić przygotowaniami do podróży, jej planowaniem, rezerwowaniem hoteli, koncertów, biletów wstępu, wytyczaniem tras. A podróż to ma być niezapomniana, bo nie mogąc się zdecydować na jedno miejsce godne uświetnienia takiej okazji wybrałam kilka ukochanych z bonusem w postaci dodatkowego – nowego wymarzonego z powodu zamiłowań musicalowych.
Dziś natomiast zrobiłam sobie wagary od roboty, która już od jutra na pięć miesięcy wciągnie mnie swymi mackami, przetrawi, wyciśnie wszystkie soki i wypluje, jak zużytą ścierkę pod koniec czerwca. Zaczyna się nasz miesiąc czytania książek, o którym pisałam tu.
Dziś jest dolce far niente. Czytanie, dumanie, planowanie.
Będąc na półmetku nachodzi taka myśl, co za mną, a co przede mną, robi się bilans zwycięstw i klęsk, zastanawia nad potrzebą zmian. Nie będę jednak dokonywać własnej wiwisekcji na forum, aby dać pożywkę kilku (mam nadzieję, że tylko kilku) spragnionym sensacji znajomym. Mogę tylko powiedzieć, iż uważam się za osobę szczęśliwą, której życie podarowało możliwość realizowania swych marzeń i pasji i która kilka lat temu posiadła wielką, życiową mądrość nie odkładania na później radości życia. Tak więc zachłannie czytam, słucham, uczestniczę i podróżuję. I czasami udaje mi się cząstką tej radości dzielić z tymi, których mogłoby to zainteresować.
Ostatnimi czasy coraz częściej nachodzą mnie wątpliwości co do dalszego prowadzenia bloga; zniechęcenie, brak natchnienia i chęci, często znużenie dyskusjami trącącymi o politykę, rozczarowanie. Zdecydowałam się jednak na dalsze prowadzenie bloga przy zmniejszeniu częstotliwości wpisów. Potrzebuję więcej czasu na życie w realnym świecie.
Od kilku lat rok rocznie funduję sobie w tych dniach styczniowych wycieczkę. Jednak po ostatnich doświadczeniach związanych z zimowymi wyjazdami (kończącymi się L-4) postanowiłam przełożyć urodzinowy wyjazd na … jesień. Przyjdzie mi zatem trochę poczekać na mój prezent, ale czekanie też może mieć swój urok. Teraz przez dziewięć miesięcy będę się karmić przygotowaniami do podróży, jej planowaniem, rezerwowaniem hoteli, koncertów, biletów wstępu, wytyczaniem tras. A podróż to ma być niezapomniana, bo nie mogąc się zdecydować na jedno miejsce godne uświetnienia takiej okazji wybrałam kilka ukochanych z bonusem w postaci dodatkowego – nowego wymarzonego z powodu zamiłowań musicalowych.
Dziś natomiast zrobiłam sobie wagary od roboty, która już od jutra na pięć miesięcy wciągnie mnie swymi mackami, przetrawi, wyciśnie wszystkie soki i wypluje, jak zużytą ścierkę pod koniec czerwca. Zaczyna się nasz miesiąc czytania książek, o którym pisałam tu.
Dziś jest dolce far niente. Czytanie, dumanie, planowanie.
Będąc na półmetku nachodzi taka myśl, co za mną, a co przede mną, robi się bilans zwycięstw i klęsk, zastanawia nad potrzebą zmian. Nie będę jednak dokonywać własnej wiwisekcji na forum, aby dać pożywkę kilku (mam nadzieję, że tylko kilku) spragnionym sensacji znajomym. Mogę tylko powiedzieć, iż uważam się za osobę szczęśliwą, której życie podarowało możliwość realizowania swych marzeń i pasji i która kilka lat temu posiadła wielką, życiową mądrość nie odkładania na później radości życia. Tak więc zachłannie czytam, słucham, uczestniczę i podróżuję. I czasami udaje mi się cząstką tej radości dzielić z tymi, których mogłoby to zainteresować.
Ostatnimi czasy coraz częściej nachodzą mnie wątpliwości co do dalszego prowadzenia bloga; zniechęcenie, brak natchnienia i chęci, często znużenie dyskusjami trącącymi o politykę, rozczarowanie. Zdecydowałam się jednak na dalsze prowadzenie bloga przy zmniejszeniu częstotliwości wpisów. Potrzebuję więcej czasu na życie w realnym świecie.
Poniżej - jeszcze nie It`s time to say Goodbay, ale Passion w wyk. mojej ulubienicy Sarah Brightman i Fernando Limy