Przyznaję, że kiedy po raz pierwszy przeczytałam recenzję książki Morcinka na którymś z blogów (a było to zapewne albo u Koczowniczki, albo u Nutty, a nieco później u Marlowa) nieco się zdziwiłam. Wydawało mi się, że rzadko ulegam stereotypom i nigdy nie czułam niechęci do lektur szkolnych, a jednak w przypadku Morcinka pierwsze skojarzenie to było lektura, nudna lektura szkolna.
Kiedy jednak zaczęło się tych recenzji pojawiać coraz więcej, a ich treść sugerowała, iż autor wart poznania a dodatkowo w bibliotecznym katalogu ujrzałam przy liczbie wypożyczeń książki cyfrę zero pomyślałam, że warto zmienić tę statystykę. W przeciwieństwie do jednej z blogerek nie jest dla mnie rekomendacją do czytania duża liczba wypożyczeń (tzw. poczytność książki), nie twierdzę także, iż książka nieczytana oznacza książkę wybitną, ale zrobiło mi się trochę przykro z powodu braku chętnych na lekturę.
Wyrąbany chodnik to dwutomowa panorama dziejów Śląska z początku ubiegłego wieku. Wraz z członkami górniczej rodziny Wałoszków wędrujemy poprzez meandry historii; od pierwszych strajków dzieci przeciwko nauczaniu religii w języku niemieckim, od tworzenia polskich czytelni, strajków górniczych, poprzez udział w I wojnie światowej, po powstania śląskie aż do odzyskania niepodległości.
Gustlika poznajemy w chwili ukończenia szkoły, jako czternastoletniego chłopca, kiedy musi porzucić świat dziecięcych zajęć, ukochane książki i zacząć pomagać w utrzymaniu skromnego gospodarstwa domowego matce. Rzecz dzieje się na Śląsku, Gustlik nie ma więc dużego wyboru, zaczyna pracę w kopalni, w której zginął jego ojciec. Przez lata chłopiec ima się różnych zajęć, ale gro jego życia upływa pod ziemią w kopalniach (z epizodycznym wątkiem pracy w hucie). Opis pracy górnika; jego znoju i niebezpieczeństwa z nim związane (zawalenie, zalanie, wybuchy) są tak sugestywne, że aż trudno zrozumieć determinację, która sprawia, że ludzie pomimo zmęczenia, niebezpieczeństw, głodu, gorąca, marnych pensji, złego traktowania wciąż pod ziemię zjeżdżają.
Wyrąbany chodnik łączy w sobie opis trudu pracy górnika z trudem walki o polskość, tworząc analogię pomiędzy obydwoma; oba ciężkie i niebezpieczne i tu i tam równie łatwo postradać życie. Kiedy Gustlik zostaje powołany do wojska i jedzie na front cieszy się, iż przynajmniej podczas drogi odpocznie i wreszcie się wyśpi, radość jest jednak krótkotrwała, zaczyna się walka o przeżycie. Kiedy ranny wraca do domu uważa, że złapał pana Boga za nogi, tymczasem;
Gustlik spostrzegł, że z jednego piekła wstąpił w drugie. I tam źle, i tu źle. Tam nagła śmierć lub nieoczekiwana męka konania, tutaj powolne zmaganie się z parszywą dolą. Ujęła człowieka w karby i trzyma. Do ziemi przygina jak ten strop w chodnikach rozgniatający pokurczone stemple.
Aż nagle przyszło olśnienie, kiedy uświadomił sobie, że ta wojna ludów jest tą oczekiwaną, przepowiadaną szansą dla jego zniewolonej Ojczyzny.
Walka o odzyskanie polskości na Śląsku przyrównana została do wyrąbywania chodnika w kopalni; zajęcie ciężkie, mozolne, napotykające na liczne przeszkody, ale w końcu przynoszące zwycięstwo.
Akcja powieści toczy się dwutorowo; raz w Karwinach (rodzinnej miejscowości autora), leżących po stronie zaboru austriackiego (Śląsk Cieszyński), raz w Ligocie, znajdującej się pod zaborem pruskim, ukazując różnice w traktowaniu Polaków przez zaborców.
Powieść moim zdaniem może dla Ślązaków być tym, czym jest trylogia Tak trzymać Fleszerowej dla Pomorzan; lekcją historii, powieścią dokumentalną i wreszcie lekcją patriotyzmu. Przyznam, iż dzięki lekturze odświeżyłam sobie dawno zakurzoną wiedzę a także pozyskałam nową na temat roli Śląska w politycznych przetargach po I wojnie światowej.
Jeśli coś mnie trochę raziło w tej powieści to jednostronna linia podziału na dobrych i złych. Dobrzy to oczywiście Polacy, poza jedną czarną owcą w osobie niejakiego Sojki. Polakom, jeśli nawet przydarzy się zbłądzić to szybko pojmują swój błąd i wracają na ścieżkę cnoty (jak synowie Wałoszki).
Niemcy to oczywiście ci źli (okrutni, niesprawiedliwi, sprzedajni, amoralni, cyniczni), a jeśli pojawia się jakiś przyzwoity Niemiec to odgrywa on rolę marginalną. Zabrakło mi też Czechów, którzy występowali po stronie austriackiego zaborcy. Czytana przeze mnie powieść, choć powstała w latach trzydziestych wydana została parę lat po wojnie, co zdaniem autora posłowia miało spory wpływ na korektę treści zastosowaną przez autora (pod wpływem sugestii wydawców). Czyta się dobrze, choć momentami występują dłużyzny w opisach miejsc, bójek, czy bitew.
Nie spodziewałam się jednak, że tematyka w dużej mierze zdominowana przez opis życia i pracy górników może okazać się aż tak ciekawa.
Moja ocena książki 4,5/6
I krótki fragment, który przemówi do serca każdego mola książkowego.
Czasami odkładał książkę i zastanawiał się nad losami jej bohaterów. Wyszukiwał podobieństwo między nimi, a sobą, a jeżeli go nie mógł znaleźć, postanawiał w duchu, że musi stać się im podobnym. Porywało go bohaterstwo powstańców, rozrzewniało poświęcenie starego sługi, kochał, jak tamten w książce kochał i cierpiał, jak jego narzeczona cierpiała. Przeczytał jedno zdanie i wypisał je sobie na karteczce; - Co ma począć kamień polny, gdy go uczucie do diamentu ogarnie?..Widział się owym kamieniem polnym, którego uczucie do diamentu ogarnia, a myśląc o tym, tworzył zjawę dziewczyny młodej, tak pięknej i jasnej, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie spotkał. Powstała w nim tęsknota nienazwana i żal jakiś, nie wiedzieć za kim i za czym.