Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 sierpnia 2021

Weekend (nie tylko muzyczny) w Bydgoszczy

Bydgoska Wenecja
Tym razem pretekstem odwiedzin był koncert muzyki filmowej i musicalowej. Znawcom nie trzeba przedstawiać wykonawczyń: Edyta Krzemień i Karolina Trębacz. Średnio zorientowanym wystarczy, jak napiszę, że pierwsza, wyśniła przepiękny sen w roli Fantine w Les Miserables (T.M.Roma), druga rzuciła urok na Macieja i Antka Borynów w roli Jagny w Chłopach (T.M. im. Baduszkowej w Gdyni). To zaledwie ułamek zawodowych osiągnięć wokalistek. Udział w organizowanym dwa lata temu koncercie Tribute to musical w Filharmonii Pomorskiej pozostawił mi bardzo miłe wspomnienia, dlatego bez najmniejszych obaw wybrałam się na koncert. Choć uwielbiam musical, jako gatunek muzyczny i mam od lat swoje ulubione wykonawczynie to jak dotąd dawałam się uwieść raczej śpiewającym panom (prym wiedzie tutaj często przeze mnie wspominany Janusz K.). Tym razem uległam kobietom. Obie panie są perfekcjonistkami, śpiewają innymi głosami, ale obie mają ogromny talent, nie idą utartymi ścieżkami,  szukają nowych rozwiązań. Edycie jestem wierna od lat, od chwili kiedy usłyszałam ją lata temu w warszawskiej Romie. I choć osobiście preferuję barwę głosu, jaką dysponuje Edyta nie mogę nie dostrzec umiejętności i talentu Karoliny. Zachwyciła mnie w szczególności piosenką o pewnej kobiecie po przejściach z mało znanego musicalu. I tu jedyna uwaga, jaką mam do organizatorów. Przydałby się program koncertu, zwłaszcza, iż panie zaprezentowały, poza hitami wszech czasów także parę mało znanych utworów z jeszcze mniej znanych musicali. Nawet dla osoby, która jest nieco zorientowana w tym gatunku muzycznym.  Bardzo żałuję, iż nie zapamiętałam ani tytułu utworu, ani musicalu, z którego pochodził, bowiem niezwykle mi się spodobał, zarówno sam utwór, jak i jego wykonanie, było emocjonujące, poruszające, przenikające do krwioobiegu. Bardzo spodobał mi się także kompletnie nie znany utwór z filmu o wdzięcznym tytule Dom latających sztyletów, który zaprezentowała przepięknie Edyta. Było to wykonanie niezwykle ciekawe, nie dość, że wykonane profesjonalnie to znowu poruszające i powodujące ciarki. Takich wykonań było sporo, że wspomnę choćby szlagierowy Memory z musicalu Cats, czy utwór z pandemicznej piosenki o pracy artystów stłoczonych na małej przestrzeni (jeden drugiemu przeszkadza ćwicząc wokalizy wszelkich gatunków od opery po muzykę nieco lżejszą). Takie koncerty to miód na moje serce, człowiek się zasłucha, zatapia w muzyce, odpływa i zapomina o wszystkich problemach.
Przechodzący przez rzekę i rzeka Brda

Całkiem inny rodzaj muzyki prezentowali wykonawcy uliczni, którzy w piątek i sobotę koncertowali nad Brdą, a że woda niesie wszelkie dźwięki mieli całkiem sporą publikę. Mogłam słuchać ich koncertu leżąc w hotelowym łóżku czytając jednocześnie książkę. Nie. To nie jest do końca prawdą, dzięki stoperom mogłam czytać książkę słuchając muzyki, bowiem bez nich czułam się, jakby moje łóżko stało na scenie a obok walił ktoś w perkusję. Starzeję się, bo głośna muzyka zaczyna mi przeszkadzać. 

To, że się starzeję widzę też po wadze bagażu, z wyjazdu na wyjazd zabieram coraz mniej rzeczy i z wyjazdu na wyjazd wydają się one coraz cięższe. Ale z drugiej strony, nadal potrafię zrobić dziennie po kilkanaście kilometrów, nadal cieszą mnie najdrobniejsze odkrycia, nadal czuję się dość młoda, aby radować się podróżowaniem.

Jaka to radość na przykład oglądać coś tak pogodnego i tak ładnego, jak wnętrze świątyni pod wezwaniem Św. Marcina i Św. Mikołaja. Mam

Sklepienie i polichromie prezbiterium w Bydgoskiej Katedrze
szczególny sentyment do tych świętych.  Marcin jest patronem Francji, której dzieje i bogactwo w dziedzinie zbiorów sztuki bardzo mnie interesują, a Mikołaj był takim dobrotliwym świętym, któremu radość sprawiało obdarowywanie bliźniego, że trudno go nie lubić. Świątynia, która od niedawna nosi miano Katedry pełna jest kolorów. Będąc wielbicielką wszelkiej maści niebieskości nie mogłam oczu oderwać od gotyckiego, żebrowego sklepienia koloru ciemnego nieba. Fioletowe filary, przepiękne polichromie prezbiterium, bogate ołtarze, organy i zieleń pod emporą oraz ażurowo złote kraty przy wejściu do nawy głównej to wszystko nadaje niepowtarzalny charakter świątyni. Katedra z reguły kojarzy się z ogromną, masywną bryłą architektoniczną, a tymczasem Świątynia Św. Marcina i Mikołaja sprawia wrażenie kameralnej. Miałam szczęście, że nie odbywało się nabożeństwo, dzięki czemu mogła dokładnie zwiedzić jej wnętrze. 

Widok na emporę
Kolejnym odkryciem, tegorocznego pobytu był Park Kazimierza Wielkiego z jego największą  (poza stawami) atrakcją - Fontanną Potop. Ta monumentalna rzeźba przedstawiająca scenę biblijną, w której ludzie i zwierzęta, nie mający szczęścia dostania się na Arkę Noego usiłują uchronić się przed żywiołem wdrapując na skałę. Jest to pełna dramaturgii scena, którą potęguje fakt, iż bohaterowie znajdują się w samym środku żywiołu (lejąca się woda urealnia scenę). Fontanna powstała w 1904 r. i przetrwała niecałe czterdzieści lat, kiedy to Niemcy, którym podczas wojny brakowało metalu, dokonali jej rozbiórki. W 2015 r. rzeźba - została odtworzona na podstawie kopii znajdującej się w rodzinnym mieście jej twórcy Ferdinanda Lepcke w Coburgu. Fontanna robi duże wrażenie, a ponadto pięknie komponuje się na tle bryły kościoła św. Piotra i Pawła. Sam park Kazimierza choć znacznie mniejszy niż był pierwotnie także sprawia miłe wrażenie. Dużo tu zieleni, ławeczek i pomników przyrody. 
Fontanna Potop

Park znajduje się nieopodal ulicy Gdańskiej. Jest to ciekawa ulica. Znajduje się przy niej pod nr 14 zabytkowy budynek - Hotel Pod Orłem. Jest to jeden z najstarszych obiektów hotelowych w Bydgoszczy. W takim kształcie, w jakim istnieje dzisiaj powstał pod koniec XIX wieku. Jego eklektyczny styl wyróżnia się na tle sąsiednich kamienic. A najbardziej charakterystycznym znakiem rozpoznawczym jest olbrzymia rzeźba orła znajdująca się na zwieńczeniu piątej kondygnacji budynku. Fasada hotelu jest niezwykle dekoracyjna, fryzy, rzeźby, gzymsy, balkony, attyki, loggie, atlanci. Jest co oglądać i dopiero na zdjęciach dostrzega się detale. Hotel gościł w swoich wnętrzach wiele znakomitości; między innymi Józefa Piłsudskiego, Stanisława Wojciechowskiego, czy Józefa Hallera. Nocowałam w nim dwa lata temu, jeszcze przed zeszłorocznym remontem. I choć wnętrze wymagało odświeżenia widać było, iż wyposażone jest- jak to się dziś mówi - na bogato (plusze, aksamity, złocenia, dekory). Hotel został zaprojektowany przez znanego bydgoskiego architekta Józefa Święcickiego. Był on autorem ponad 60 realizacji w Bydgoszczy, a jego kamienice choć powstałe w pod koniec XIX i na początku XX wieku miały charakter neorenesansowy i neobarokowy. Innym najbardziej rozpoznawalnym jego projektem jest kamienica mieszcząca się na na styku Placu Wolności z ulicą Gdańską.

Przy ulicy Gdańskiej 13 znajduje się lokal zupełnie innego rodzaju, niezwykle klimatyczna kawiarenka o nazwie Fanaberia. Aby wejść do środka należy skorzystać z domofonu. Dobrą kawą, pysznym ciastkiem czy lampką wina można się delektować zarówno w ogródku kawiarnianym, jak i w klimatycznym wnętrzu, pełnym lampek, roślinek, kwiatków, figurek, luster, witrynek, wazoników, zdjęć, obrazków i książek i całej tej różnorodności bibelotów, które w domu zbierają kurze, a w kawiarni robią nastrój. Odbywają się tam koncerty, spektakle, spotkania z ciekawymi ludźmi i różne wydarzenia artystyczne. Kiedy tam byłam grała cicha, stonowana muzyka stanowiąca piękny podkład zarówno do towarzyskich spotkań, jak i do odpoczynku z książką w dłoni. 

Innym ciekawym dekorum ulicy Gdańskiej jest powstała w obumarłym pniu drzewa rzeźba (róg Słowackiego i Gdańskiej). Jej autorem jest rzeźbiarz Zbyszko Piwoński. Rzeźba nosi tytuł Zaraz zagramy i przedstawia muzykantów. Prowadzi ona do dzielnicy muzycznej (z parkiem Jana Kochanowskiego pełnym rzeźb kompozytorów, Teatrem Polskim,  Filharmonią i grającą fontanną). I choć dziś tytuł rzeźby kojarzyć się może z pandemią powstała ona jedenaście lat temu. 

W Bydgoszczy znajduje się dużo ciekawych rzeźb; mnie szczególnie ujęły Trzy Gracje znajdujące się w Starym Porcie nad Brdą i Przechodzący przez rzekę (rzeźba powstała z okazji wejścia Polski do Unii Europejskiej). Oczywiście pobyt w Bydgoszczy nie może się obyć bez obowiązkowego spaceru po Wyspie Młyńskiej. A ja nie potrafiłam odpuścić sobie kolejnej wizyty w Muzeum Leona Wyczółkowskiego. Spędziłam bardzo miło weekend, aż się dziwię, że miałam obawy dotyczące wykorzystania czasu wolnego, a nie udało mi się zrealizować wszystkich moich planów (między innymi wycieczki do Ostromecka).

W Parku Kazimierza Wielkiego


Ten widok fotografowałam w rożnych porach dnia

Tylko dwa ujęcia

Moja impresja

Zaraz zagramy Zbyszko Piwoński

Powróćmy raz jeszcze do muzeum Wyczółkowskiego



Hotel pod Orłem




Trzy Gracje


Grające, kolorowe fontanny w dzielnicy muzycznej

Zdecydowanie w Bydgoszczy nie można się nudzić.