Łączna liczba wyświetleń

środa, 17 stycznia 2024

Improwizator J. Ch. Andersen

Wydawnictwo Mg rok wyd.2019
Czy wiedzieliście, że Andersen poza pisaniem bajek dla dzieci (przypomnę tu tylko Dziewczynkę z zapałkami, Królową śniegu, Księżniczkę na ziarnku grochu czy Nowe szaty cesarza, a powstała ich ponad setka) pisał także dla dorosłych. Tu taka mała dygresja, jako dziecko uwielbiałam bajki Andersena, ale znałam je jedynie z opowiadań taty, który wieczorami odmalowywał ich treść na dobranoc. Nieco później poznałam je w wersji pisanej z pożyczonej od koleżanki  książki. Oczywiście marzyłam o własnym egzemplarzu Baśni Andersena. Otrzymałam go któregoś roku pod choinką. Odtąd święta bożonarodzeniowe kojarzyły mi się z Andersenem, Kopenhagą i śniegiem. Pamiętam (albo wyobraźnia płata mi figla i takie podsuwa obrazki), że kiedy mama zmywała naczynia po wigilijnej kolacji, ja siedziałam przy choince i zaczynałam lekturę baśni, obok stał talerzyk ze struclą makową i pomarańcze. Nieodłączne wspomnienie świąt lat dzieciństwa.
Okazuje się jednak, iż Andersen poza baśniami, które przyniosły mi spory rozgłos pisywał też dla dorosłych. Wydał wiele wierszy, opowiadań, szkiców, powieści. Improwizator należy do jednaj z najbardziej znanych. 
Nie kopenhaski, ale równie baśniowy widoczek 

Powieści nie można odczytywać w oderwaniu od życiorysu pisarza. Zawarł w niej wątki autobiograficzne, a główny bohater wykazuje duże podobieństwo do samego pisarza. Andersen pochodził z biednej rodziny (syn szewca i praczki, w dodatku alkoholiczki), zajmowała się nim pracująca w przytułku dla chorych babcia. W młodym wieku opuścił dom rodzinny i przeniósł się do Kopenhagi chcąc zostać aktorem, próbował swych sił w teatrze, a także jako śpiewak. Wszystko bez powodzenia. Jednak dzięki wytrwałości i pracowitości został zauważony przez Fryderyka VI. Uzyskał królewskie stypendium, dzięki któremu mógł się dalej kształcić, kontynuować pracę twórczą i rozwijać zainteresowania. Wiele podróżował (Niemcy, Włochy, Francja). Mimo dużego wsparcia finansowego i sporych możliwości nie umiał znaleźć swojego miejsca na ziemi. Kompleksy, skomplikowany charakter, niepewność, nadmierna wrażliwość, egocentryzm sprawiły, iż nie prowadził ustabilizowanego życia, wpadał w stany depresyjne czy melancholię.
Palazzo Borghese
Bohatera powieści  poznajemy, kiedy ma kilka lat. Wychowuje go samotnie matka. Ma co prawda wuja, jest to jednak człowiek cyniczny, żerujący na ludzkim współczuciu, wykorzystujący swoje kalectwo do oszukiwania naiwnych. Mały Antonio dość wcześnie odkrywa w sobie talent poetycki (potrafi pięknie recytować, czy śpiewać historie na zadany temat). Jak sam podkreśla dorośli podsycają jego próżność przekonując go o jego wyjątkowości. Antonio w wyniku splotu okoliczności zostaje sierotą, a następnie wpada w coraz to nowe tarapaty. Karta losu to się odeń odwraca, to znowuż się doń uśmiecha (dostaje się pod opiekę złego wuja, ucieka i znajduje dom u starej nędzarki Domenici, uzyskuje opiekę księcia Borghese, pojedynkuje się z przyjacielem o względy pięknej wokalistki, wpada w sidła zbójców a to dopiero początek jego powikłanych losów). Antonio, na którego drodze los postawił możnych opiekunów (zupełnie, jak w przypadku samego pisarza) nie potrafi jednak nigdzie zagrzać miejsca. Co prawda to splot okoliczności popycha go do ciągłego  poszukiwania szczęścia gdzieś daleko, poza domem biednej opiekunki, ale można odnieść wrażenie, że on sam swoim zachowaniem ten los prowokuje. Być może autor chciał znaleźć dla swego bohatera usprawiedliwienie w postaci fatum, jakie dopada człowieka niezależnie od jego starań, ja jednak nie mogłam pozbyć się przeświadczenia, że to sam Antonio kształtuje swoje życie wciąż uciekając, wciąż poszukując czegoś, co ma mu przynieść radość. Jego życie, mimo tak wielu zdarzeń, mimo tylu możliwości wydaje się niepełne. Jest człowiekiem wrażliwym i utalentowanym, a jednak nieszczęśliwym. 
Kaplica Sykstyńska
Wewnętrznej pustki bohatera nie zapełnia ani poezja (mimo zachwytów nad Boską Komedią Dantego), ani teatr (który odwiedza dla pięknej solistki), ani piękno świata, którego staje się bacznym obserwatorem. Wciąż czegoś mu brakuje; poczucia bezpieczeństwa, jakiego pozbawiło go wczesne sieroctwo, czy wyrwanie z biednego, ale pełnego miłości domu u starej Domeniki, a może miłości. Choć spotyka wiele pięknych, miłych i cnotliwych dziewcząt nie wiadomo, którą tak naprawdę obdarzył uczuciem. 
Rozdarcie bohatera, niemożność znalezienie swego miejsca  kontrastuje z pięknem świata zewnętrznego (świata natury i sztuki). Zyskując możnych opiekunów może być świadkiem karnawałowych zabaw w Rzymie, pięknych ceremonii religijnych na Watykanie, wspaniałych występów operowych, może oglądać przepiękne dzieła sztuki w Palazzo Borghese, podróżować do Neapolu, Herkulanum, Pompei, Amalfi, Capri, Wenecji, oglądać wybuch Wezuwiusza czy burzę w Weneckiej Lagunie. Ale to wszystko mimo swej urody nie ukoi rozdarcia duszy bohatera. 
I ... pojawia się ostatni rozdział, w którym następuje zwrot akcji i zakończenie, w rodzaju ... i żyli długo i szczęśliwie. Niewiele tu zdradzam, bowiem obiektów westchnień Antonio było kilka. Zupełnie mi to zakończenie do powieści nie pasuje, wygląda, jakby autor nie miał pomysłu, co zrobić z tym cały czas miotającym się bohaterem.  
Bernini w Palazzo Borghese
Zaletą książki są piękne plastyczne opisy XIX wiecznej Italii, jej kultury, obyczajów, życia społecznego. Kiedy narrator pisze o wyścigach koni na Corso to słyszymy ich galop, słyszymy gwar, okrzyki, widzimy barwną maskaradę uczestników, kiedy pisze o wspinaczce na Wezuwiusza czujemy gorąc pod stopami i żar bijący w twarz, a kiedy opisuje burzę na lagunie słychać grzmoty i widać  błyskawice na niebie. Lektura momentami jednak staje się nużąca, kiedy autor stosuje nazbyt rozwlekłe metafory.
Improwizator to powieść ciekawa, choć nie najlepsza. Warta poznania choćby dlatego, że to inny rodzaj twórczości bajkopisarza. Dla wielbicieli Włoch interesującym będzie poznanie miejsc, które dziś wyglądają zgoła inaczej oraz poznanie zapomnianych już zwyczajów. 
Na zakończenie zacytuję tu dwa fragmenty powieści. Pierwszy dotyczy Boskiej Komedii Dantego, a równocześnie i mojego od dawna dysonansu związanego z nauką chrześcijańską.
Na widok owych szlachetnych mężów, którzy nie zaznawszy błogosławieństwa chrześcijaństwa, tutaj znaleźli mieszkanie- napełniły się oczy moje łzami. Homer, Sokrates, Brutus, Wergiliusz i inni najlepsi i najszlachetniejsi mężowie starożytności zostali na zawsze wyłączeni z raju. To mnie nie zadowoliło! Choć Dante urządził wszystko to pięknie i wygodnie, jak tylko w piekle być może, to pobyt w nim był jednak niedolą męczarni, tęsknotą bez nadziei zbawienia. Należeli oni do potępionych. Otaczały ich głębokie kałuże piekielne, gdzie jęki potępieńców tchnące jadowitą parą i zaraźliwymi wyziewami kipiały bezustannie ogromnymi bąblami. Nie mógł Chrystus, gdy zstąpił do piekieł, nim zasiadł na prawicy ojca swego, wyprowadzić tych wszystkich z doliny płaczu? Mogła miłość jego czynić wybór pomiędzy równo nieszczęśliwymi? Zapomniałem zupełnie, że to wszystko tylko poezja. (str.65).
Na Wezuwiuszu (widok w głąb krateru)
Drugi to wizyta w Kaplicy Sykstyńskiej podczas której Antonio bardziej jest zainteresowany dziełem Michała Anioła niż lekcjami ze starych ksiąg i ja mu się wcale nie dziwię.
Zaczęto lekcje, lecz niepodobna mi było utrzymać oczu na martwych głoskach księgi. Zwróciłem je razem z myślą na ów cudowny świat, który Michał Anioł na ścianach i sklepieniu farbami przedstawił. Podziwiałem jego sybille i arcypięknych proroków, z których każdy z osobna podaje treść do obszernego dzieła o sztuce. Moje oczy napawały się tymi wspaniałymi rysunkami i widokiem pięknych chórów anielskich. Nie były to dla mnie obrazy martwe, o nie. Wszystko oddychało życiem! Drzewo wiadomości dobrego i złego, pod którym Ewa podaje Adamowi owoc zakazany; wszechmocny Bóg unoszący się nad wodami, nie jak dawniej przedstawiali go malarze, przez aniołów unoszony, ale przeciwnie, gromady aniołów na szacie swojej unoszący. Wprawdzie oglądałem już te obrazy nie raz przedtem, ale nigdy takiego na mnie nie zrobiły wrażenia jak w tej chwili, gdy umysł mój podniesiony był do egzaltacji, liczne zgromadzenie, a zapewne i liryczny polot mej myśli sprawiły, że na wszystko spoglądałem ze strony czysto poetycznej. (str. 125).
Grota na Capri
Książkę przeczytałam w ramach stosikowego losowania u Anny.

15 komentarzy:

  1. Przyznam, że nie czytałam żadnej z jego powieści, choć może warto, choćby z powodów, o których piszesz, żeby zobaczyć Włochy jego oczami. Jako dziecko często czytałam jego bajki, chociaż najczęściej kończyło się to płaczem, bo zawsze miałam poczucie okropnej niesprawiedliwości, która spotyka bohaterów, a nawet te, które dobrze się kończyły, też nie wydawały mi się zbyt wesołe, ponieważ podejrzewałam, że i tak w przyszłości może się zdarzyć coś złego. Twoje wspomnienie o świętach jest niemal identyczne z moim z tą różnicą, że ja dostałam "Klechdy sezamowe" Leśmiana, jego okrojoną wersję "Baśni z 1000 i jednej nocy". A swoją drogą, byłam w Sestri Levante, gdzie Andersen spędzał wakacje i gdzie jest festiwal jego imienia, Nawet próbowałam dopytać, gdzie mieszkał, ale nie dowiedziałam się niczego konkretnego...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam tej powieści. Natomiast zbiór baśni Andersena był jedną z pierwszych książek, jakie sama czytałam, na początku podstawówki (czytałam zanim poszłam do szkoły i od początku byłam molem książkowym). Wtedy jednak część tych baśni była dla mnie za trudna, było w nich dużo smutku i ciężkich tematów. W późniejszych latach wracałam tylko do wybranych bajek. Zresztą do dzisiaj uważam, że wiele z tych bajek niby dla dzieci może wywołać traumę u wrażliwego czytelnika (lub słuchacza). Moim dzieciom czytałam dużo książek, ale z Andersena wybierałam tylko niektóre. Mając taki stosunek do jego twórczości nie byłam zainteresowana literaturą przeznaczoną dla dorosłych. Ale Twoja recenzja mnie zaciekawiła, bo faktycznie nie znam tych poważniejszych powieści Andersena. Może powinnam zacząć poznawać książki tego pana od nowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomieszały się komentarze. Poniżej odpowiadałam sukience :) Ja też zaczynałam - z tego co pamiętam, właśnie od samodzielnego czytania Baśni. Były smutne, teraz, jak znam trochę życie pisarza to przestaje mnie to dziwić. Jego życie było z jednej strony bardzo smutne i ciężkie, a z drugiej miał dużo szczęścia. I tak chyba jest z bohaterami jego baśni, którzy prowadzą życie wcale nie baśniowe, choć czasem mają więcej szczęścia. Jak myślę, że mnie ten smutek nie odstraszał od lektury to mam wrażenie, że mój tata czynił je jeszcze bardziej smutnymi opowiadając mi ich treść i wtedy Andresen przy tym nie wydawał się aż tak smutny :). Ale nie mam mu tego za złe, moja wrażliwość nie została wypaczona. Improwizator może być ciekawy dla osób lubiących poznawać nowe kraje (a może szczególnie dla wielbicieli Italii), mnie ciekawią wszystkie książki prezentujące spojrzenie pisarzy, artystów, polityków na poznawane kraje, zwłaszcza, te, które ja także poznałam, wówczas lubię sobie takie wrażenia porównać. Ciekawi też to, jak takie miejsca wyglądały sto czy dwieście lat temu, jak się zmieniły. Pomyśleć, że i wiele lat temu ludzie też narzekali na zbyt dużą ilość turystów. A z drugiej strony na przykładzie bohaterów wydaje się, że nie było ich znowu tak wielu, skoro Antonio wciąż spotykał swoich znajomych w różnych, odległych miejscach Italii. Nie umawiali się, a wciąż się spotykali. Mnie zdarzyło się to raz w zeszłym roku, kiedy weszłyśmy na siebie w Wenecji z koleżanką z pracy :)

      Usuń
  3. Baśnie Andersena też wydawały mi się smutne, a jeszcze miałam wrażenie, że mój tata nieco je modyfikował, aby były jeszcze bardziej smutne. Choć na końcu było, że żyli długo i szczęśliwie. Może się to wydawać dziwne, a jednak do dziś zdecydowanie wolę (oczywiście w sztuce) smutne zakończenia, niż hollywoodzki happy end. Ale wtedy rzeczywiście często płakałam słuchając takiej bajki. Improwizatora polecałabym głównie z powodu obrazu Włoch z tamtego czasu, nawet bardziej krajobrazów, natury niż sztuki, choć i ona się sporadycznie pojawiała. Pojawia się też rzymski karnawał, czyli gonitwa koni na Corso, czytałam już o tym, bodajże w Podróżach włoskich Goethego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie też te baśnie wydawały się straszliwie smutne i przez wiele lat wyobrażałam sobie Danię jako najsmutniejszy, najbiedniejszy i najdziwniejszy kraj świata. :) Z jego baśni najbardziej podobały mi się Brzydkie kaczątko oraz Dziewczynka z zapałkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzydkie kaczątko rozumiem, bo potem wyrasta z niego piękny piękny łabędź, to takie pozytywne zakończenie. Ale dziewczyna z zapałkami jest taka smutna. Ja zawsze lubiłam tę bajkę, ale to jedna z najsmutniejszych bajek, co nie zmienia faktu, że niezwykle piękna.

      Usuń
  5. Jak się okazuje nie jestem jedynym, który zna tylko twórczość Andersena skierowaną do dzieci. W moich czasach szkolnych książka pod choinką to był szczyt marzeń, choć jako chłopak marzyłem raczej o kolejnych przygodach Tomka, ale bajki Andersena czytałem również. W każdym razie zaciekawiłaś mnie bardzo, tym bardziej że dotyczy Włoch, które uwielbiam. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze kilka miesięcy temu sama dziwiłam się widząc na półce w księgarni ten tytuł. Początkowo myślałam, że to biografia bajkopisarza, a nie jego powieść. I w pewnym sensie to jest jego biografia tyle, że z domieszką fikcji. Tomka Sawyera też lubiłam czytać, w przeciwieństwie do Pana samochodzika. Ale to troszkę później. Bajki były pierwsze, była to chyba druga klasa podstawówki, kiedy wyszłam z etapu dukania przy składaniu liter (mieliśmy coś takiego, jak czytanie na czas- dyscyplina przez którą złapałam pierwszą trójkę i zniechęciłam się przez jakiś czas do czytania, ale jak widać dość szybko mi przeszło.

      Usuń
  6. Książka ta jest znakomitym uzupełnieniem biografii Andersena do filmów dokumentalnych o nim. Nie pamiętam tytułu ale jeden z nich zawładnął moja wyobraźnią kiedy go oglądałam. Świetny dokument. Może jeszcze można go znaleźć w internecie. Wcześniej nie wiele wiedziałam o życiu pisarza, książkę też przeoczyłam.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokładnie, jeśli nie dla wartości literackich, czy dla poznania XIX wiecznych Włoch, to też dla zrozumienia człowieka - pisarza warto przeczytać. Z wiekiem coraz chętniej oglądam dokumenty, okazuje się, że bywają ciekawsze od fabuły. Mnie książka zachęciła do przeczytania biografii bajkopisarza.

    OdpowiedzUsuń
  8. Światy wykreowane przez Andersena były miłością mojego dzieciństwa. Miałam i mam do dzisiaj jego Baśnie z przepięknymi ilustracjami, jakich już dziś nie robią, ponieważ sztuka plastyczna dla najmłodszych została niejako "zabita" przez martwotę disnejowskich bajek. Tak jak tamte rozwijały wyobraźnię plastyczną łącznie z literacką dziecka, tak nie zrobi tego żadna ze współczesnych książek dla dzieci - dziś idzie się na łatwiznę i nie wynajmuje artystów plastyków dla ilustracji dziecięcych. Żyłam zatem w raju wykreowanych przez Andersena baśni, wspartych dziełami sztuki jakimi były tamte obrazki do książek. Zachowałam wiele książek z dzieciństwa nie tylko dla własnych dzieci, myślałam też o wnukach i całe szczęście, bo u mnie Robercik będzie mógł zanurzyć się w tamtym wspaniałym świecie. A że był on przeraźliwie smutny? To właśnie rozwija wrażliwość w dziecku a nie disnejowskie bla bla bla. Wychowałam się więc na Andersenie, jego Królową Śniegu czytałam na okrągło. A powieść, o której napisałaś wydaje mi się tak dołująca, jak były dla mnie Przygodny Sindbada Żeglarza Leśmiana - przeczytałam je tylko raz w życiu jako dziecko i były dla mnie tak depresyjne, że nigdy więcej do nich zajrzałam. Dlatego z przyjemnością przeczytałam Twój opis Improwizatora - w ten sposób też człowiek wzbogaca się i poszerza swoje horyzonty. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Też lubię smutne historie, one jak piszesz rozwijają wrażliwość. A dzieci nie uda się nam uchronić od zła tego świata, bo dość mają go chociażby w telewizji czy internecie. Czym przy tym jest biedna dziewczynka z zapałkami, która nie ma nawet ogarka, aby się rozgrzać, czy, Gerda która musi znosić odmianę braciszka w złego Kaja. Nie wiem, dlaczego powieść wydała ci się dołująca, była może trochę smutna, jako że bohater wciąż goni za czymś, czego znaleźć nie potrafi, a jednak na końcu znajduje miłość. Dla mnie to bohater był depresyjny, a zakończenie - hm.. jakby nie do końca przemyślane, jakby zabrakło autorowi pomysłu. Moje pierwsze Baśnie Andersena były zupełnie pozbawione ilustracji, to dopiero rozwijało wyobraźnię. Biała materiałowa oprawka z granatowymi literami. A kilka lat później dostałam też egzemplarz z ilustracjami J.M. Szancera. Był tak dobry, że do dziś pamiętam nazwisko ilustratora, co nigdy więcej mi się nie zdarzyło.

    OdpowiedzUsuń
  10. Gosiu, też bym się zdziwiła. Andersen zawsze był kojarzony z baśniami dla dzieci. A tu proszę miła niespodzianka. Ja zaczęłam od czytania " Trylogii " Sienkiewicza. Baśnie Andersena były później. A Włochy też uwielbiam.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ostatnio odkryłam jego baśnie na nowo, robiąc porządki w mojej bibliotece 😃

    OdpowiedzUsuń
  12. Sama zastanawiałam się, czy nie sięgnąć ponownie po Baśnie, jakbym je dziś odebrała. Pamięta się ogólny zarys, ale już nie szczegóły.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).