| Śladami profesora Langdona w Paryżu |
Robienie kopii całości za
pomocą narzędzi informatycznych wychodzi mi słabo, pojawiają się jakieś dziwne
znaczki, jakiś chiński szyfr, stąd
zabrałam się za żmudne kopiowanie wpisów, wpis po wpisie, wraz z komentarzami
(usuwając zdjęcia, bo zabierają zbyt wiele miejsca). Zajęcie jest żmudne i pracochłonne, ale jakże przyjemne. Nie czytam
wszystkiego, bo jest tego średnio pół tysiąca stron rocznie, a lat pisania już
czternaście. Nie mniej czytam sobie wybiórczo wpisy i pojawiające się pod nimi
komentarze. Przypominam pierwszych komentatorów oraz trafiam na pierwsze
komentarze osób, które pozostały wiernymi czytelnikami do dzisiaj. Ileż książek
mi polecono, o których zapomniałam, ile miejsc do odwiedzenia zasugerowano, których jeszcze nie odwiedziłam, ile osób przestało się odzywać, a których mi bardzo żal. Tych dyskusji, które się nie odbyły, tej wymiany zdań, o którą dziś coraz trudniej. Ogarnia mnie sentyment.
| Ekstaza Św. Teresy Berniniego w kościele Santa Maria della Victoria (Rzym) |
| Londyn Temple Church |
Ale wracając do procesu
kopiowani - przypadkiem trafiłam na pierwszy komentarz Alicji. Alicji, czyli ardioli, którą
poznałam osobiście w czerwcu podczas wycieczki do Wrocławia. A kilka
dni temu Alicja odwiedziła mnie w Gdańsku. I znowuż koincydencja. Tym pierwszym
skomentowanym postem był post o polskiej tradycji spędzania Świąt Bożego
Narodzenia (musi być rodzinnie, przy suto zastawionym stole, z telewizją w tle,
politycznymi dyskusjami i skłóconą rodziną, udajemy że się kochamy, kiedy tak
naprawdę niemal każdy marzy, aby znaleźć się w tym czasie w zupełnie innym
miejscu). I tym razem nasza rozmowa zahaczyła o temat rodzinnego spędzania świąt.
Nic w tym dziwnego, wszak zbliża się czas świętowania. I choć nasze rodziny nie
są ani patologiczne, ani skłócone to chyba każda z nas wolałaby ten czas
spędzić inaczej, po swojemu.
Trafiłam na wpisy z serii
Hugo na dobry początek tygodnia. Nowszych czytelników informuję, iż mam fioła
na punkcie prozy Wiktora Hugo. Jeszcze do niedawna myślałam, iż jest to czas
przeszły dokonany, iż proza Hugo jako nieprzystawalna do współczesności musiała
się zestarzeć i „zramoleć” nawet w moich oczach, uszach i sercu. I wtedy
sięgnęłam po audiobooka Nędznicy. Wysłuchałam w przeciągu kilku dni powieści o
ponad tysiąc sześciuset stronach. Wprost nie mogłam się oderwać od słuchania,
choć przecież doskonale znałam fabułę, a nawet niektóre cytaty, którymi
raczyłam czytelników bloga, chyba do znudzenia. Spłakałam się okrutnie (może to
efekt nadchodzącej, czy też posuwającej się wielkimi krokami starości) i
doszłam do wniosku, że ten Hugo jednak umiał pisać, a choć czasy się zmieniły,
okoliczności mamy inne, styl pisania także to jednak zachowania ludzkie i pewne
zjawiska są nadal niezmienne.
| Kaplica Rosslyn w Szkocji |
Jakże często trafiam na wpisy, iż po przeczytaniu któregoś z pisarzy zaraz sięgnę po kolejną jego
książkę, a potem nie sięgam po żadną, bo coś innego wpada mi w ręce. Życie.
Obietnice złożone samemu sobie nie zawsze bywają skuteczne. Może trzeba je
składać innym. Swego czasu, kiedy przełożona oceniając moją pracę obniżyła mi
ocenę za to, że pracuję po godzinach, co oznacza, iż nie potrafię zorganizować
sobie pracy - obiecałam jej, iż nigdy więcej po godzinach nie będę pracować i
słowa dotrzymałam. Z czego o dziwo, wcale nie była zadowolona. I jak tu ludziom dogodzić.
Zdarzył mi się też
zabawny komentarz pod wpisem o biografii Dantego, w którym nieznany komentator
zaklinał mnie, aby nie kupowała kolejnej powieści Dana Browna Inferno, a zamiast
tego kupiła Wieczory florenckie pana Juliana Klaczko. Bo podobno jestem
inteligentną osobą. No chyba się bloger pomylił, bowiem swego czasu
zaczytywałam się w powieściach Dana Browna i choć właśnie na Infernie moja
fascynacja autorem się zakończyła, to jednak zawdzięczam pisarzowi wiele pięknych
podróży śladami jego bohatera po Rzymie, Paryżu, Londynie i Rosslyn. Nie mniej
potraktowałam komentatora chyba trochę niesprawiedliwie, jak kogoś w rodzaju
moherowego beretu, a tymczasem Wieczory florenckie pana Klaczki mogą być
całkiem pouczającą lekturą. Aż mnie korci, aby po nie sięgnąć.
Takie reminiscencje mnie naszły podczas kopiowania bloga. Wiele jeszcze pracy przede mną, bo nadal tkwię w roku 2013. Zatem być może pojawią się kolejne za jakiś czas wspomnienia.
Poza ostatnim zdjęciem nawiązującym do tytułu poleconej mi lektury pozostałe są ilustracją moich podróży śladami bohatera Dana Browna.
![]() |
| Jeden z wieczorów florenckich na Piazza Signoria |

Ależ nam się zbiegły wpisy :) - właśnie też zamieściłam post, w którym wspominam moje poprzednie blogi i piszę o różnych sprawach związanych z blogowaniem i relacjach z czytelnikami i innymi blogerami. U mnie może krócej o samym blogu, no ale też sporo lat już to moje blogowanie trwa :). Pierwszy blog skasowałam, bo myślałam, że to rozdział całkiem zamknięty, drugi zachowałam w archiwum, ale niestety zapisały się tylko teksty, natomiast zdjęcia zniknęły, a tego żałuję, bo akurat było trochę takich, do których chciałam zajrzeć, a nigdzie już ich nie mam utrwalonych. No w sumie to fajna ta nasza blogosfera :))).
OdpowiedzUsuńWłaśnie odpisałam u ciebie. Moje zdjęcia blogowe zarchiwizowane mam w folderach. Mam nadzieję, że nie znikną. Choć długo trwało uświadomienie sobie np. że zdjęcia przesyłane przez koleżanki telefonem (sms, messengerem, whatshapem czy innym sposobem) nie zapisują się automatycznie w galerii i trzeba je wyłuskać z czeluści pamięci telefonu. No bo ja niestety nie mam aparatu, a zdjęcia robię wyłącznie telefonem. Wyłazi moje przywiązanie do minimalizmu (nie będę nosiła aparatu, nawet takiego mini, bo noszę jak najmniej).
UsuńNo ale przy prowadzeniu bloga o robótkach czy obrazach to rozumiem, że się nie wszystko zapisuje. Też nie zachowuję zdjęć np. ugotowanej zupy, choć czasami wysyłam pochwalić się koleżance, że coś ugotowałam, bo generalnie kulinaria nie są moją mocną stroną, choć coś tam potrafię ugotować, czy upiec.
W telefonie mam opcję "wyświetl obrazy z wiadomości" czy jakoś tak. Wchodzę na profil konkretnej osoby i mogę wyświetlić jej zdjęcia. Oczywiście co telefon to inna bajka, ale może też tak masz. Z kolei zdjęcia z bloga można gdzieś tam w chmurze zapisać, ale zawsze mi się wydaje, że to za duży kłopot, a moje foty nie są na tyle atrakcyjne, żeby mi zależało na ich zachowaniu. No ale potem właśnie się okazuje, że jednak coś potrzebuję znaleźć :). No i też robię zdjęcia telefonem, bo i tak nie za bardzo umiałam posługiwać się aparatem, telefon jest wystarczający, a po drugie - też nie chcę taszczyć dodatkowych ciężarów.
UsuńZnalazłam zdjęcia w chmurze, ale tam zapisują się te robione telefonem, a nie te przesyłane przez kogoś. Może one też się zapisują tyle, że w innym miejscu. Poza tym, z tym w chmurze wciąż mi się zbliżają do zapełnienia pamięci na owej chmurze i wciąż pyta, czy usunąć, czy dokupić miejsca. Nie chcę nic kupować, więc co jakiś czas muszę je przenosić gdzieś do kompa. Tak, czy siak samo się nic nie chce zrobić, trzeba poszukać, skopiować, pokombinować. Albo ja już nie ogarniam. Co też jest całkiem możliwe.
UsuńArchiwowanie bloga...
OdpowiedzUsuńDwa swoje pierwsze blogi wyrzuciłem.
Trzeci, pisany na platformie blox zarchiwizowała dla mnie gazeta.pl (ale bez komentarzy).
Jednak nie próbuję porównywać swoich codziennych drobiazgów z Twoimi wpisami, które są prawdziwą skarbnicą wiedzy o sztuce, historii, architekturze.
Zdecydowanie powinnaś pomyśleć jak to zachować dla szerszej publiczności
Piszemy o życiu, nawet poprzez pisanie o sztuce, podróżach, czy jakiś drobnych sprawach życia codziennego i myślę, że miło się wraca do takich wspomnień po latach. Oczywiście wybiórczo, nie mamy tyle czasu, aby teraz zacząć przeżywać na nowo kilkanaście, czy kilkadziesiąt minionych lat.
UsuńDziękuję za komplement, miłe to jest, nawet, jeśli niezasłużone
PS. te krzaczki, które widzisz przy kopiowaniu, to prawdopodobnie zapis HTML. W lewym górnym rogu nad polem wprowadzania tekstu (albo gdzieś indziej, nie wiem jak u Ciebie to wygląda) jest taki znaczek <> , którym przełącza się widok wg wyboru: HTML (te krzaczki) lub "tworzenia" (normalny tekst) i wtedy zamiast tego znaczka pojawia się ikonka ołówka. Sprawdź, może to właśnie to.
OdpowiedzUsuńUmiem przestawić tryb tworzenia z HTML, ale w przypadku kopii bloga tego nie mogę zrobić. Może jeszcze raz spróbuję za jakiś czas. Bo jednak trochę czasu to zabiera, choć znowu jest to miły sposób, a mnie się nigdzie nie spieszy
OdpowiedzUsuńPo każdej publikacji nowego posta, przez długi czas kopiowałam teksty i zdjęcia na dysku zewnętrznym, ale któregoś razu mój laptop się zbuntował i przestał przenosić zdjęcia. Próbowałam różnych sztuczek i nic. Zależało mi bardzo na kopii całości, tym bardziej, że zdjęcia na blogu zmniejszałam, bo oryginałów nie dało się wklejać. Oryginały kopiuję na innym dysku zewnętrznym...
OdpowiedzUsuńKopiowanie tak jak wspomniałaś jest zajęciem inspirującym, miło przypomnieć sobie dużo wcześniejsze publikacje...
To podziwiam wytrwałości, bo ja sobie to oczywiście obiecywałam, ale nigdy nie robiłam systematycznie. Ale czuję się usprawiedliwiona, bo kopię bloga już raz robiłam, a może i dwa razy i po zmianie oprogramowania komputera te zrobione w starym wordzie się nie otwierają i muszę robić na nowo. I nie mam żadnej pewności, że za jakiś czas nie zmienią dzisiejszego programu edytującego tekst na inny a ten obecny przestanie być edytowalny. To, że nie można go zmienić to pół biedy, ale to, że nie można otworzyć sprawia całkowitą jego nie przydatność.
OdpowiedzUsuńTy zamieszczasz bardzo dużo zdjęć to też może być jakimś problemem przy kopiowaniu. Jak widać nie ma idealnych narzędzi, albo my ich nie znamy.
Ewo i jeszcze jedno, ja moje blogi muszę dzielić rocznikami, bo jak dokument ma zbyt wiele stron, to mimo, że bez zdjęć, usuwam też ikonki blogerów to się zawiesza, stąd muszę moje kopie w maksymalny sposób upraszczać, zostawiając to co dla mnie najcenniejsze, czyli treść. Natomiast nie miałam nigdy problemu z wklejenie zdjęcia w treść wpisu (bez zmniejszania), ale może dlatego, że ja tych zdjęć nie zamieszczam dużo (tak góra dwadzieścia). Choć może to nie ma znaczenia. :)
OdpowiedzUsuńJak wspomniałaś robisz zdjęcia aparatem telefonu komórkowego, ja zaś robię lustrzanką - w pikselach to 4288x2848 a zatem co najmniej dwa razy wiesze od tego w telefonie. Poza tym mój laptop zrobił się tak opieszały, że odbiera mi cierpliwość wklejania zdjęć na bloga. Zmiana sprzętu, a także kosztowne przejście na światłowód w innej sieci zniechęca mnie do jakiejkolwiek twórczości...
UsuńMój blog ma bardziej charakter pamiętnika, stąd też ta duża ilość zdjęć, w tym też ze mną w roli głównej. Pierwszy post opublikowałam w lipcu 2011 roku, niebawem minie 15 lat, tak jak i u Ciebie. Kawał czasu i kawał serca włożonego w to hobby...
A to wszystko jasne. Taki profesjonalny sprzęt to i problemy profesjonalne, a nie idioten aparaten, jak u mnie :) Tak, czasem też sobie myślę i komu to potrzebne to moje pisanie. I odpowiadam sama sobie, no mnie to jest potrzebna, a jak raz na jakiś czas ktoś znajdzie ciekawą dla siebie informację to też fajnie.
UsuńJa od dłuższego czasu piszę swoje historyjki najpierw w Wordzie, bo czasami kilka dni je tworzę, a potem je wklejam do bloga.
OdpowiedzUsuńPamiętam przed laty, gdy zaczynałam i uczyłam się, najpierw na onecie, to często kliknęłam coś nieodpowiedniego i wszystko mi znikało. To mój Kim poradził mi pisać "na brudno". Tylko jakieś krótkie refleksje pisałam od razu na blogu. Przed laty pisałam częściej, bo miałam o czym. Wszystko mnie fascynowało, gdy mieszkałam we Francji i ponadto dysponowałam czasem w nadmiarze.
Ja bardzo dobrze pamiętam twoje książkowe refleksje, razem z fragmentami książek. I zawsze myślałam, że musisz dobrze pisać "na maszynie"👏 skoro tyle tekstu przepisujesz. I często wypożyczałam twoje lektury. Dziwiłam się tylko, że po wielkich klasykach czytasz ten włoski kryminał. Bo też go wypożyczyłam 🤣 to pewnie z sympatii do Wenecji.
Ja też tęsknię za niektórymi blogerami. A najbardziej parę lat temu byłam rozczarowana, że taki jeden ciekawy bloger z Olsztyna nie chciał się ze mną spotkać. Ja wtedy ciągle przyjeżdżałam do córki i miałam dużo wolnego czasu i chciałam go poznać, a on zawsze miał jakiś wykręt. To mnie trochę wtedy dziwiło. Miałam do niego tyle zaufania, że nawet dałam mu hasło do bloga i zdjęcia mi wstawiał 🤣 byłam wtedy trzy miesiące w Anglii i wszystko robiłam na komórce/ taka byłam sprytna już 10 lat temu/, a on mi wstawiał zdjęcia 👍👏 bo z tym nie bardzo mogłam sobie poradzić?. Nie pisze już od paru lat. Nazywam się Smerf.
To pa.
Też piszę najpierw w wordzie. Ale po przeniesieniu na bloga dokonuję poprawek, czasami nawet kilka razy, a błędy i tak znajduję choćby teraz przy kopiowaniu. A skoro robię poprawki, to te brudnopisy usuwam licząc na to, że zachowam ostateczną wersję. Jak na razie jakoś cudem udaje mi się odzyskać, albo zachować. Ten pierwszy blog prowadzony na wp był częściowo przenoszony tutaj, a potem robiłam wydruk dla pewnej osoby, która nie miała internetu, więc i to się zachowało tyle, że w formie papierowej. Obym się nie pochwaliła przed czasem.
OdpowiedzUsuńCo do pisania na maszynie - pisanie było częścią mojej pracy- raporty, sprawozdania, protokoły i inne pisemne dokumentowania każdej czynności. Niektóre bywały dość rozległe, więc czy pisząc jednym palcem, czy kilkoma należało to zrobić. Teraz piszę rzadko spoglądając na klawiaturę, ale zdecydowanie łatwiej pisze się z głowy, niż przepisuje tekst z książki. A w przeciwieństwie do ciebie nie korzystam z funkcji głosowej, nie dyktuję tekstu, jakoś nie lubię gadać do maszyny.
Ja rozumiem to, że ktoś nie chce się spotkać, że woli pozostać anonimowy, że może obawia się tej konfrontacji z rzeczywistością, że może ktoś zawiódł jego oczekiwania, czy zaufanie. Albo nie czuje potrzeby takiego spotkania, bo jego zapotrzebowanie na kontakt zaspakaja wirtualna znajomość. Początkowo też nie chciałam się spotykać z blogerami, a do dziś nie uczestniczę w spotkaniach większej ilości osób, zdecydowanie wolę rozmowy z jedną, góra trzema osobami niż jakieś większe spędy.
Też pisałam na żywo od razu na blogu będąc we Francji (wrażenia były tak silne, że nie mogłam się powstrzymać z pisaniem, a pisałam na małym podróżnym laptopie, do którego musiałam mieć mnóstwo cierpliwości, bo się zawieszał, a publikowanie tekstu wymagało czasem kilku lub kilkunastu prób, a zdjęcia zdaje się dodawałam dopiero po powrocie, przynajmniej częściowo, bo zamieszczenie zdjęcia to też było droga przez mękę, najpierw zgrać je do laptopa, a potem wkleić w tekst. Chyba miałam wówczas większą pasję twórczą, bo dziś odpuściłabym to przy drugiej próbie.
OdpowiedzUsuńZ wiekiem trochę zmieniają się upodobania i możliwości. Nie tylko na blogu.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam uściski ze świętokrzyskiego ♥️
Robiłem kiedyś kopię bloga, niestety skopiowała się tylko treść bez zdjęć. Może to Ci się przyda, zdjęcia jednak trzeba indywidualnie sobie skopiować zapisując je w oddzielnych katalogach np. z nazwą każdego posta lub jego datą. Tu jest opis, jak to zrobić (dla mojego bloga) , szukaj w ustawieniach Twojego bloga prawie na samym dole strony po przewinięciu. https://support.google.com/blogger/answer/41387?hl=pl&authuser=0&visit_id=639003026981518283-1313433688&rd=1
OdpowiedzUsuńSą też narzędzia (programy) do kopiowania całych stron www w całości ze zdjęciami, nawet darmowe, ale nie wiem czemu, nie działają z blogerem.
Pozdrawiam serdecznie :)
Przeczytałam z zainteresowaniem, zważywszy jak wiele masz postów, jest to naprawdę ogrom pracy a przy tym okazja do wspomnień. Jeśli chodzi o kopię zapasową bloga zrobioną za pomocą Bloggera też sobie zrobiłam, ale z tego co zrozumiałam, żeby go zobaczyć trzeba wyeksportować pliki i wkleić do innego szablonu, czyli po prostu założyć nowego bloga. Ja sobie kopiuję opublikowane wpisy na dysk D na laptopie - założyłam na nim folder "mój blog" - zaznaczam treść opublikowanego wpisu i klikam "drukuj" a jak się pokażą opcje drukowania klikam "zapisz jako pdf" jako miejsce docelowe podaję tenże folder. Wszystko się zapisuje jako pełna strona wraz ze zdjęciami w kolorach na białym tle, chociaż w szablonie jest ono czarne. Można to w każdej chwili wydrukować albo przenieść na dysk Google i stamtąd skopiować jako wpis na blogu razem ze zdjęciami albo dokument. Ale to tylko na marginesie, bo ja w przeciwieństwie do Ciebie mam mało wpisów, więc mogłam się pobawić, a teraz robię to na bieżąco. Co do blogowych znajomości to szkoda wielu osób, które się wykruszyły jak nieodżałowana Ada i paru innych. Ja chociaż zaczęłam blogowanie na bloxie w kwietniu 2010 roku, później miałam 5 lat przerwy, chociaż przez cały czas myślałam o powrocie. Długo mi się zeszło, ale teraz jestem zadowolona, że się przemogłam, a przy okazji odświeżyłam stare znajomości i nawiązałam nowe.🙂🌞
OdpowiedzUsuńKażdy jakoś sobie radzi. Pamiętam, że wspominałam ci o robieniu kopii już dość dawno, bo idzie mi to powolutku. Najpierw się zapaliłam do pomysłu, a potem jakoś zabrakło chęci i czasu. Teraz powoli wracam do kopiowania. Liczę, że jak już zrobię to do końca, to będę robić na bieżąco. A co wyjdzie czas pokaże. Najgorzej mnie wkurza właśnie ta zmiana edytora tekstów co jakiś czas, czy oprogramowania, czy jak tam to się zwie. To, że raz taką kopię już robiłam i potem ona była niezdatna do użytku. Masz rację, że jak zapisujesz jako pdf to przynajmniej masz do odczytu.
UsuńPamiętam, jak ty robiłaś swoją kopię, poszło ci to błyskawicznie. Masz może mniej wpisów, ale twoje wpisy są dużo dłuższe i więcej w nich zdjęć, więc też się napracowałaś.
To prawda, że się napracowałam bo sporo się pozmieniało i mój blog słabo funkcjonował a kopiowanie było tylko wisienką na torcie. Ale warto to zrobić boto kawał życia doświadczeń i informacji i przemyśleń. A książkę Klaczki polecam , parę lat temu kupiłam ją na Allegro oprócz wieczorów jest tam jeszcze druga część o Juliuszu II tylko trudna technicznie bo ma format dużego albumu właściwie potrzebny byłby pulpit do czytania ale poza tym bomba!
UsuńWidziałam ten tytuł Wieczory florenckie, Juliusz II (i myślałam, że to pomyłka), a to dzieło złożone. Bardzo lubię (to złe słowo) ale bardzo ciekawi mnie ten papież, papa terribile, tylko ten format trochę zniechęca. Lubię mieć możliwość czytania w łóżku, na fotelu, nie lubię przy stole. Nie muszę już przy stole. Ale przemyślę
UsuńDokładnie ja też czytam w łóżku na siedząco w fotelu trudno. Pomyslalam że chętnie sobie odświeżę tę książkę, może tym razem pokombinuję ze stolikiem do laptopa bo ma uchylny blat więc nie będę musiała się schylać, ale naprawdę uwielbiam czytać przed snem.
UsuńJa mam taki fotel pół leżący, więc czasami na nim czytam. Stoliczek dosuwany do łóżka też niezły pomysł. Ja mam stolik pod laptop do łóżka, choć dawno z niego nie korzystałam, przypomniałaś mi o nim. Do takiej dużej knigi byłby w sam raz
UsuńPoszukam czy jest taka opcja u mnie, albo czy ja umiem się nią posłużyć. Bo z wiekiem coraz trudniej mi to idzie. Zresztą ani narzędzia informatyczne, ani różne nowinki internetowe nigdy nie były mi bliskie. Do dziś jestem dumna i blada, że potrafią sobie ogarnąć kwestie związane z podróżą, rezerwacje, bilety, połączenia itp. Choć niektóre młodsze koleżanki mają z tym problem. Mam nadzieję, że system się nie zmieni za parę lat, aby nie musiała się uczyć czegoś nowego w wieku mocno dojrzałym. Ostatni uczę się obsługi frytkownicy, która miała być intuicyjna. Moja intuicja jak widać jest inna od intuicji pomysłodawcy, bo albo mam frytki przypieczone, albo niedopieczone.
OdpowiedzUsuńTo było do wkraja. Jak piszę odpowiedz, a ktoś w międzyczasie zamieszcza komentarz to potem się trochę pomiesza, ale nieszkodzi
UsuńChwalić cię za to kopiowanie. Mnie pewnie by tak się nie chciało. Kilka blogów już straciłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Tym bardziej bym sobie skopiowała. Ale rozumiem, że nie wszyscy mają potrzebę wspominania :)
Usuń20 lat temu czy więcej były zupełnie inne czasy. Otworzyliśmy się na świat, jako członkowie Unii mogliśmy podróżować korzystając z coraz lepszych naszych pensji, tanich lotów i szerokiej oferty turystycznej. Z ogromną ciekawością poznawaliśmy naszych rodaków, którzy porozjeżdżali się po Europie oraz obcokrajowców. Ja pamiętam pisałam najpierw na portalu podróże.pl i pamiętam jak się cieszyłam, gdy wybrali mój post do ogólnokrajowego artykułu. Poznałam takiego fajnego chłopaka, który mieszkał na angielskiej wyspie Jersey i tak flirtowaliśmy.
OdpowiedzUsuńNasze blogi to cała społeczna historia, dekady polskiej demokracji. To zupełnie inna generacja. Świat podążył w niesamowitym tempie przez ostatnie 10 lat, gdy zaczęła rozwijać się sztuczna inteligencja. Krótkie formy zwyciężyły, cywilizacja ikonek i zdjęć, A teksty tak łatwo napisać przy pomocy internetu. Ja siedzę nieraz parę godzin i piszę swoje opowiadanka, eseje czy recenzje, a tu zadasz temat Gemini i chat gpt i masz co chcesz w ciągu paru sekund.
A co najgorsze, i zastanawiające, jest to , że takie posty cieszą się nawet zainteresowaniem wśród czytelników. Ja też zostaje przy starych znajomych, których chciałam poznać w realu, lub chociażby w prywatnych mailach, żeby nie wchodzić w relacje z "cyborgami", a niektórzy nawet nie rozpoznają tekstów pisanych przez sztuczną inteligencję. Są ładne i na temat. Wczoraj spędziłam cały wieczór, zadając Gemini temat.Piękne historyjki miałam w ciągu paru sekund. A jakie ciekawe recenzje 👏👍
Tego tematu nie rozwinęłyśmy, bo zabrakło czasu.
Słuchałam ciekawego wywiadu na temat AI, ona korzysta z tego, co stworzył, zgromadził człowiek, ale ponieważ poziom dzisiejszego wykształcenia uległ znacznemu pogorszeniu, wystarczy posłuchać młodzieży, która nie potrafi zbudować zdania podrzędnie złożonego i używa monosylab, to za jakiś czas AI będzie podawała głupoty, a nie jak dziś całkiem zgrabne historyjki. Może musimy sięgnąć dna, aby się od niego odbić, a może to droga w jedną stronę.
OdpowiedzUsuńTwój post zainspirował mnie do ponownych prób zarchiwizowania mojego bloga. Nie wiadomo, czy Bloger nagle nie stanie się komercyjny i wprowadzi opłaty za prowadzenie bloga, lub co gorsze, po prostu przestanie istnieć. Szkoda by było utraty tylu interesujących wpisów i powiązanych z nimi zdjęć. Dzisiaj, po kilku dniach kopiowania mogę napisać, że udało mi się to całkowicie. To znaczy, mam na dysku kopię (lustro, mirror) całego bloga, który wizualnie niczym się nie różni od tego uruchamianego z sieci i tak samo się go obsługuje. Działają wszystkie odnośniki i skróty. Można pracować z menu bloga lub np z archiwum. W przypadku mojego bloga, który zawiera ok 15000 zdjęć i 560 postów a poza tym posiada skomplikowane , rozwijanie menu cały proces kopiowania zajął mi ok 40 godzin. Program, którego użyłem jeszcze nie zakończył pracy, ale uznałem, że to co już zostało skopiowane jest wystarczające. Cały blog po skopiowaniu zajmuje mi ok 40 GB miejsca na dysku twardym. Tak więc przystępując do pracy trzeba mieć dużo wolnego miejsca na dysku w komputerze, chyba że blog ma prostszy wygląd i mniej zdjęć. Ja chyba go teraz przegram na pendrive 64 GB, co pozwoli w każdej chwili i na każdym sprzęcie obejrzeć zawartość bloga offline. Program, którego użyłem jest darmowy i można go ściągnąć z sieci. Nazywa się
UsuńWinHTTrack Website Copier i znajduje się pod adresem https://www.httrack.com. Napisz, czy Cię to zainteresowało, czy potrzebujesz dalszych wskazówek.
Pozdrawiam i życzę sukcesu.
Spróbuję w przyszłym tygodniu, troszkę mi się zajętości namnożyło, a w dodatku wywaliłam się i mam opuchnięte oko i ograniczam patrzenie w laptop, więc dziś hurtowo odpisuję. Najpierw chyba zakupię dużego pendrive, czy mi się to uda, czy nie przyda się. Byłoby fajnie, bo to takie czasochłonne te moje przegrywanie.
UsuńZ informatyki jestem słaba, ogarniam jedynie podstawowe programy oraz te niezbędne mi do pracy, chociaż dobre w tym wszystkim jest to, że jak czegoś nie wiem to trochę pokombinuję i mi wychodzi. Czasami tylko szybko zapominam jak do tego doszłam i muszę próbować od nowa. I chociaż w zeszłym roku zmieniłam wygląd bloga to znów marzy mi się coś nowego, czasem myślę o wykupieniu domeny i przerzuceniu bloga na nowy szablon ale wiem że z tym to już sobie sama nie poradzę i będę potrzebować informatyka. Słyszałam o kilku przypadkach utraty wpisów podczas przenosin z jednej platformy na inną a przydarzyło się to osobom bystrzejszym ode mnie.
OdpowiedzUsuńPiszę od razu na bloggerze, zdarza się że zapisuję jakieś luźne myśli na telefonie ale wpisy powstają już na laptopie, wtedy sobie porządkuję te myśli i układam w sensowną całość.
Też pamiętam mnóstwo blogów z czasów, kiedy zaczynałam, a które już nie istnieją, nad czym ubolewam. Cieszę się jednak, że dużo tych, które czytam nadal istnieje i ma się dobrze.
Ze sztucznej inteligencji nie korzystam i nie mam zamiaru, komentarze stworzone przez chat gpt wychwycam od razu. Jaki jest sens blogowania, skoro tekst i komentarze pisze za nas inteligencja nazywana sztuczną 🙂. I czy taki blog można jeszcze nazywać swoim? Prędzej zrezygnuję z tego mojego trzymania się chmur niż poproszę IA żeby mi pisała bezosobowe i pozbawione uczuć komentarze.
Bardzo natomiast się cieszę, ze dzięki blogowaniu nawiązałam wspaniałe przyjaźnie, to jest dla mnie największa wartość płynąca z bycia blogerką. I dostaję dużo widokówek 😀
To mamy bardzo podobnie, choć ja jako starsza blogerka ogarniam zdecydowanie mniej niż Ty. Natomiast w przeciwieństwie do Ciebie jestem tradycjonalistką i nie lubię zmian, wygląd mojego bloga jest niezmienny od lat, od samego początku. Polubiłam go nie nie chcę nic zmieniać w szacie graficznej. No i nie umiem też zapisywać myśli na telefonie, nad czym ubolewam, wiem, że można podyktować, ale ja jestem pani od pisania, nie od gadania i zdecydowanie lepiej formułuje mi się myśli w myślach, niż wypowiadając je na głos. Natomiast pisać w telefonie to już bardzo nie lubię, bo małe literki, telefon przekręca wyrazy i wychodzi z tego coś kompletnie bzdurnego. Nie mogę też zapisywać notatek ręcznie bo piszę tak paskudnie (kto dostaje ode mnie kartki to wie), że sama nie mogę się odczytać.
UsuńKiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów. Ja tam nie będę winił za upadek bloga mego nikogo poza sobą samym. Skala popularności mojego kąta odpowiadała moim potrzebom, miałem klikę sympatyków mojej grafomanii i tylko moje lenistwo sprawiło, że blog leży ugorem. Ostatnio do lenistwa dołączyło permanentne wyczerpanie pracą, powodujące że nawet okładek czytanych książek i ogrywanych gier (buahahahaha!) nie chce mi się zmieniać :(
OdpowiedzUsuńTym bardziej cieszy, że są jeszcze takie miejsca jak to tutaj, gdzie ludzie gadają pod wpisami (i znów, moje zmęczenie w połączeniu z lenistwem rozciągają się również na komentowanie), a przy okazji można dowiedzieć się czegoś ciekawego. Zatem - wytrwałości i chciejstwa, których mnie brakło :D
O to -to. Ja też mam parę sympatyków, czy po prostu przyzwyczajonych do mojej pisaniny czytelników, którzy od czasu do czasu coś skomentują i mnie to wystarczy, wiem, że czyta bloga znacznie więcej osób, co widać po liczbie wejść (nawet, jeśli niektóre są wejściami "sztucznymi") i zapewne czytają go sporadycznie czegoś szukając, tak jak ja szukając informacji o jakimś malarzu, czy miejscu zabłądzę na różne stronki, czasem blogi.
UsuńA co do chciejstwa sama się dziwię, że mi się jeszcze chce. Mam takie chwile, że myślę sobie, a zostawię to, w końcu zajmuje to trochę czasu przelecieć się po tych z 15 blogach, poczytać, pokomentować, jak można, coś napisać, poprawić- to zajmuje czas, ale z drugiej strony miło się potem wraca, samemu sobie coś przypomina, zagląda do archiwów nie tylko swoich, ale np co tam Wiesiu, czy Ela pisali o tym miejscu, a czy Łucja była w ..., a Ania czy czytała taką książkę...
I tak się plecie
Zasadniczo do myśli o powrocie skłaniają mnie dwie rzeczy: ludzie, którzy pisali, że lubią mnie czytać oraz skleroza, którą mógłbym choć trochę kopnąć w zadek mając pod ręką blogowe notatki :) Ale te parę razy, kiedy otwarłem edytor bloga ... Nic tego co zaczynałem pisać nie podobało mi się na tyle, żeby to publikować :)
UsuńTa druga przyczyna jest chyba jeszcze bardziej istotna, nasza zawodna pamięć. Wczoraj trafiłam na książkę, którą czytałam w 2013 r., a czego wyparłabym się zapytana, bo choć autorkę kojarzę, to tytuł wydaje mi się zupełnie obcy. Jak kiedyś wyprę z pamięci, że odwiedziłam jakieś miejsce będzie ze mną całkiem źle.
UsuńA co do krytyki to niemal wszystko co piszę wydaje mi się słabe.
Bardzo interesujący wpis i refleksje. Taki blog jak Twój, czyli o kulturze i sztuce, fajnie pokazuje, jak się rozwijają nasze zainteresowania.
OdpowiedzUsuńTrollującą pamiętam, osobliwy przypadek. Mam nadzieję, że większej nieprzyjemności nie doświadczyłaś przez te piękne 14 lat blogowania?
Guciamal, czy pamiętasz tytuł książki, którą polecał Ci pan na przystanku, kiedy to zaczepił Cię czekającą na autobus i czytającą bodajże o świcie?
Jak miło, że pamiętasz tamten wpis. Jasne że pamiętam, bo kupiłam Cud generalny Vladimir Paral. Mnie książka wówczas tak nie zachwyciła, ale może powinnam zrobić drugie podejście. A blogerka pozwoliła mi poznać się na inne blogerce, która tolerowała obrażanie innych komentatorów u siebie. Generalnie nie przejmuję się jeśli ktoś napisze mi coś niemiłego, ale jako gospodarz tej przestrzeni chcę aby inni czuli się tu dobrze i nie toleruję wpisów obraźliwych dla innych.
UsuńPamiętam i ciepło myślę o tym panu.;) Prozę Parala chciałam od dawna poznać, więc może wreszcie nadeszła na niego pora. Dziękuję za przypomnienie.
UsuńPewnie, że nie zawsze musi być było, ale krytykę można w końcu przekazać w kulturalny sposób. Zwłaszcza na blogach i portalach poświęconych kulturze to powinno być normą.;)
Przypadkiem natrafiłam na Pani bloga. Świetna robota. Też chyba zacznę archiwizować, bo żal tych wspomnień: https://storiesoftita.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa
OdpowiedzUsuń