Książkę zaczęłam czytać na początku września, skończyłam pod koniec listopada. Myślę, że gdyby nie fakt, iż wylosowano mi ją u Ani pewnie poddałabym się po kilkudziesięciu stronach.
I nie chodzi tu o objętość książki (raptem 520 stron), ale o jej drobiazgowość i nadmiar szczegółów, które czynią lekturę w wielu miejscach nużącą.
Bardzo obszerna bibliografia, spora ilość przypisów wskazują na to, że autor poświęcił sporo czasu na dogłębne poznanie bohatera, a nie było to łatwe, bowiem najbardziej wiarygodnym źródłem informacji są strzępki zapisków mistrza w jego notatnikach, a i one dotyczą jedynie luźnych uwag, pomysłów, codziennych zdarzeń, finansowych rozliczeń. Wyłuskanie z nich myśli, czy pragnień człowieka jest niezwykle trudne. Niestety, dla potomnych, Leonardo nie pisał ani listów, ani dzienników.
Nicholl próbuje na podstawie analizy oderwanych od siebie zdań, czy nawet ciągu niespójnych wyrazów dociec, jakie myśli towarzyszyły Leonardo, jakie motywy kierowały jego postępkami. Doceniając badania nad poznaniem człowieka, trud włożony w ich zdobycie, wysuwanie własnych interpretacji zachowań, analizowanie dzieł nie potrafię ocenić tej pozycji tak wysoko, jak zapewne na to zasługuje.
Przytłoczyły mnie detale opisu rysunków machin, map, pejzaży, nadmiar dat, nazwisk, faktów, rozwodzenie się nad szczegółami technicznymi.
Książka bogata jest w ilustracje, rysunki, szkice, reprodukcje, co jest jej sporą zaletą. I choć oglądałam całe mnóstwo szkiców i rysunków Leonardo we włoskich czy francuskich muzeach to wiele zamieszczonych w książce fotografii sprawiało wrażenie nieznanych, bądź odkrytych na nowo.
Nie do końca jestem przekonana co do próby psychoanalizy osobowości Leonardo przez pryzmat jego seksualności. Zajmuje ona sporą część wywodów autora biografii, moim zdaniem zbyt dużą. Choć oczywiście nie można nie dostrzec, iż ta strona osobowości Leonardo nie pozostawała bez wpływu na jego życie i jego dzieła.
Kim jest Leonardo według autora? To niespokojny duch, który pragnie bardzo wiele, chce odkrywać, tworzyć nowe machiny, malować, rzeźbić, grać, być nadwornym scenografem, architektem, magikiem, przyrodnikiem, anatomem, inżynierem, geologiem i hydrologiem. No i chce przypiąć skrzydła ludzkości, choć może bardziej sam pragnie oderwać się od ziemi, od przyziemności i ograniczeń. Chce wzbić się w przestworza, niczym ptak.
W jego obsesji na punkcie latania kryje się egzystencjalny niepokój, wola oderwania się od życia pełnego napięć i rywalizacji, od dyktatu siewców wojny, miłośników sztuki i namolności wystawców umów. Da Vinci marzy o wielkiej ucieczce, a ponieważ nie może uciec, tym bardziej czuje się więźniem. (Str. 420)
Jak każdy artysta, bo Leonardo jest przede wszystkim artystą, potrzebuje wolności i swobody twórczej. Jednakże żyje w czasach, kiedy liczy się przede wszystkim pochodzenie i pieniądze. A w sytuacji nieprawego syna notariusza, pozbawionego przez ojca spadku, w dodatku ze skłonnościami homoseksualnymi nie łatwo jest pozyskać sponsora. Potrzeba prób, doświadczeń, materiałów sprawia, iż kołacze do drzwi dość kontrowersyjnych władców epoki; Lodovico Sforzy (Il Moro), czy Cesare Borgia, którym oferuje się, jako niezrównany strateg i wynalazca machin wojennych. Niestety większość jego pomysłów pozostaje wyłącznie w sferze projektów. Leonardo wiele zaczyna, nie wiele kończy. Powodem jest brak funduszy, ale także nadmiar pomysłów. Największą jego spuścizną pozostają obrazy, rysunki i szkice.
A prawdziwego mecenasa i admiratora swych dokonań odnajduje dopiero u kresu dni na cudzoziemskim dworze Franciszka I, króla Francji.
Leonardo widziany oczyma autora to zupełnie inny człowiek, niż Leonardo przedstawiony u Vasariego. Autor wielokrotnie polemizuje z tym, jak dotąd najbardziej znanym źródłem informacji o włoskim geniuszu renesansu.
Parę faktów w historii Leonardo mnie zaskoczyło. Do tej pory wyrobiłam sobie przekonanie, iż nie doceniał on sztuki rzeźbiarskiej, lubił gwar i wesołe towarzystwo oraz tworzył (poza pierwszymi obrazami, które powstawały w pracowni jego mistrza Verrocchia) samodzielnie.
Tymczasem Nicoll pisze o dużym szacunku Leonardo do rzeźby, a nawet traktowaniu jej, jako sztuki wymagającej wiele więcej umiejętności niż malowanie.
Autor przedstawia artystę, jako człowieka towarzyskiego, ale także człowieka, który pragnie swobody i odosobnienia.
Powołując się na Traktat o malarstwie Leonardo pisze Najwłaściwiej doświadcza się natury w samotności. „Kiedy jesteś samotny, należysz w pełni do siebie, kiedy masz choćby jednego towarzysza, należysz do siebie tylko w połowie”. Malarz powinien „wycofać się w ustronie, by móc lepiej poznawać kształty naturalnych przedmiotów”. Powinien pozostać samotny, zwłaszcza gdy zamierza badać i rozważać to, co bez przerwy jawi mu się przed oczami i dostarcza materiału do starannego przechowywania w pamięci”. (Str. 63).
Czy inny fragment:
Ostatni punkt przywodzi na myśl rękopis paryski MS B, z projektem domu „w idealnym mieście” i uwagą; Zamknij drzwi na klucz wyjście oznaczone m, a zamkniesz cały dom” . To nader praktyczne podejście mówi nam bardzo wiele o silnych skłonnościach Leonarda do skrytości i chronienia życia prywatnego- hermetycznym zamykaniu się w świecie wewnętrznym” (str. 336).
Zaś co do tworzenia pisze
… była to praca kolektywna (o czym nie wspomina Bandello, niesłusznie sugerując twórczą samotność artysty). Leonardo nie pracował nad tym dziełem sam, tak jak ponoć Michał Anioł w Kaplicy Sykstyńskiej, lecz w asyście pomocników. Wśród nich byli zapewne Marco d`Oggiono, jako garzone, i Tommaso Masini, którego udział w pracy przy późniejszym wielkim malowidle (fresku Bitwa pod Anghiari we Florencji) potwierdzają dokumenty. Do tych zaufanych pomocników można dodać uczniów z nowego naboru oraz pracowników, których imiona znajdujemy na dwóch kartach Kodeksu Atlantyckiego.
Rzecz dotyczy Ostatniej wieczerzy (str. 318-319)
Autor znalazł wyjaśnienie dla leonardowskiego stylu malowania sfumato. Wyjaśnia to sam Leonardo da Vinci w rękopisie zwanym paryskim.
Jeśli chcesz kogoś sportretować, rób to przy chmurnej pogodzie lub przed zmierzchem(…) Na ulicy, pod wieczór lub przy złej pogodzie zwróć uwagę ileż wdzięku i powabu mają w sobie twarze mężczyzn i kobiet. Przeto, o malarzu, skorzystaj z podwórza o pomalowanych na czarno ścianach, osłoniętego jakimś zadaszeniem (…) a jeśli nie masz takowego, maluj pod wieczór albo w dzień chmurny lub mglisty, bo są to warunki wymarzone. (str. 285)
Reasumując biografia jest świetnym źródłem informacji na temat Leonardo, niestety, jak dla mnie jest napisana w sposób zbyt naukowy, mało przystępny dla czytelnika, który jest w tej dziedzinie laikiem. Gdyby połączyć wiedzę autora z talentem pisania biografii Irwinga Stone`a czy Julii Frey powstałoby arcydzieło.
Przeczytana w ramach stosikowego losowania u Anny
Ja z pewnością bym się nie pokusiła do czytania i dlatego Twój post sporo wniósł w skromniutki zasób wiedzy o mistrzu Leonardo.
OdpowiedzUsuńDobrze, że pojawiasz się Gosiu i piszesz takie ciekawe posty.....
Mnie się wydawało, że co nieco wiem na temat Leonardo, czytając sporo o Michale Aniele, Medyceuszach, renesansie, Borgiach siłą rzeczy dowiadywałam się i o Leonardo. Jednak takiej dawki wiedzy nie dostałam nigdy wcześniej. Długo mnie nie było, ale najpierw niegroźne acz uciążliwe problemy zdrowotne, a potem, jak większość z nas nie mogłam się pozbierać po 13 listopada. Nasza najnowsza historia obfituje w tragiczne daty. I tak jakoś trudno było mi się zabrać za pisanie...
UsuńNie może być inaczej. Sięgnę po tę książkę bo jak pewnie pamiętasz, w dalszym ciągu intryguje mnie da Vinci.
OdpowiedzUsuńDla mnie nie będzie miało znaczenia, że w wielu miejscach jest nużącą, drobiazgową, z nadmiarem szczegółów.
Będę się męczyć? być może ale...
Gosiu cieszę się z komentarza. Znowu mam Twój adres blogowy.
Zaraz go umieszczę.
Wklejam je w miarę pojawiania się komentarzy.
Pozdrawiam serdecznie:)*
Czytając książkę myślałam o Tobie, znając twoją miłość do Leonardo- równą jedynie mojej do M.A :) I rzeczywiście, dla ciebie to lektura obowiązkowa. Dawno nie było mnie tutaj, sporadycznie zaglądałam na blogi, kradnąc każdą chwilkę obowiązkom domowym, a dziś właśnie zajrzałam więc można powiedzieć, że był to szczęśliwy przypadek.
UsuńByłam pewna, że pomyślisz o mnie.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)*
Już Twoje pierwsze zdanie "Książkę zaczęłam czytać na początku września, skończyłam pod koniec listopada" wystarczy za całą recenzję. U mnie biografia Leonarda wciąż czeka na swoją chwilę ale po takiej rekomendacji na pewno nie przesunie się na początek kolejki :-)
OdpowiedzUsuńNo wiesz, przyczyn tego stanu rzeczy mogłoby być więcej, na przykład stan psychofizyczny czytelnika, albo też to, że nie poznałam się na książce. Mam nadzieję, że kiedyś w końcu przestanie oczekiwać na twoją uwagę i wtedy przekonam się, czy podzielasz moją opinię :)
UsuńMusial to byc geniusz skoro i nawet rady dla fotografow sie znalazly:) Nie wiem czy kiedys skusze sie na ksiazke, ale warto wiedziec, ze taka pozycja istnieje.
OdpowiedzUsuńNie mam wątpliwości, że geniusz. Oglądałam na którejś z wystaw jego wynalazków- coś, co nazwano prototypem komputera, zapewne było to określenie nieco na wyrost, ale już sam pomysł był dowodem ogromnej wyobraźni i odwagi. Gama jego zainteresowań była niezwykle szeroka, a jeśli wziąć pod uwagę, że nie miał żadnego wykształcenia... to naprawdę niesamowite.
UsuńDa Vinci wciąż czeka na przeczytanie, ale sądząc po recenzji jeszcze sobie długo poczeka.
OdpowiedzUsuńMnie też znużyłyby za długie opisy.
Pozdrawiam:)
U mnie też trochę czekał i gdyby nie losowanie u Ani pewnie nadal by czekał. Zresztą - szczerze mówiąc już miałam się poddać, ale pomyślałam o Łucji, która tak uwielbia Leonardo i jakoś dobrnęłam do końca i ... mimo że łatwo nie było nie żałuję.
UsuńA widzisz? Leonardo jest jedyny, niepowtarzalny.
UsuńPozdrawiam:)*
Ależ ja wcale mu tego nie odmawiam- wielkości, geniuszu, wyobraźni. Choć jeśli mam wybierać między nim a M.A. to mam słabość do Buonarroti :)
Usuń