Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 1 listopada 2016

Chwila zatrzymania (na Pęksowym Brzyzku)

Moje zamiłowanie do odwiedzania starych nekropolii często budzi zdziwienie wśród znajomych, którym trudno to zrozumieć. A przecież jest to jedno z niewielu dziś miejsc, w których czas się zatrzymał, i oby jak najdłużej, i oby na zawsze. Taki panuje tu spokój i cisza. Można wsłuchać się w siebie i szepty zmarłych. Wszystko nabiera innego znaczenia, a codzienne problemy i troski stają się odległe i mało ważne. Przynajmniej na tę chwilę. Dobre i to. Nowinki technologiczne co prawda docierają i tutaj (kody QR, znicze na baterie czy inne
gadżety) i pewnie za jakiś czas staną się powszechne, ale na razie przynajmniej na starych cmentarzach ich się nie widuje. Lubię spokój i ciszę, dlatego nie przepadam za odwiedzinami grobów w Dzień Wszystkich Świętych. Nie chcę generalizować, ale widuję tam sporo osób, które przychodzą do swoich bliskich raz do roku, sporo osób, które przychodzą raczej w celach towarzyskich, bądź dlatego, że tak wypada, niż z potrzeby serca. Jest głośno, dzieciaki biegają, dorośli zaciągają się dymkiem z papierosa, tu i
ówdzie odbywają telefoniczne rozmowy informując się o zaliczeniu kolejnego punktu na mapie do zaliczenia, a między tym wszystkim krążą różnej maści kwestujący. Brakuje tylko handlu obwoźnego, który jeszcze (z naciskiem na jeszcze) pozostaje poza bramą cmentarza. Dlatego wolę odwiedzać nekropolie w 364 pozostałe dni roku. No ale tradycja zobowiązuje. Sama również nie wyobrażam sobie, aby tego dnia nie pójść do taty. Dlatego i ja
udaję się na cmentarz tego właśnie dnia, niezależnie od pogody, nastroju czy samopoczucia myśląc jak pięknie będzie po zmroku, kiedy to miejsce rozbłyśnie tysiącem światełek i kiedy zmarli odzyskają spokojny sen (wieczny). 
Taka refleksja nachodzi mnie w każdy pierwszy dzień listopada.
Zdjęcia z najbardziej znanego Zakopiańskiego cmentarza na Pęksowym Brzyzku, który odwiedziłam podczas tegorocznych wakacji po raz pierwszy. Niesamowite miejsce, jeśli ktoś nie był to zachęcam do obejrzenia, bo to nekropolia wyjątkowa.

17 komentarzy:

  1. Myślę, że każdy kto odwiedza stary, zakopiański cmentarz na Pęksowym Brzyku, jest pod ogromnym wrażeniem. Jest to przecież miejsce o niepowtarzalnym klimacie, o niepowtarzalnej atmosferze.
    Dla mnie 1 listopada ma bardzo sentymentalny wymiar, jednak nie smutny. Powiedziałabym, że refleksyjny. Przed ósmą rano byłam u Rodziców i Dziadków, którzy spoczywają w grobie rodzinnym. Dopiero jutro w Zaduszki gdy odwiedzę Ich grób, przysiądę na ławeczce i będę wspominać czasy kiedy byli wśród nas.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I u mnie nie jest to dzień smutku, raczej nostalgii, czy zadumy. Odwiedziny na grobach o tak wczesnej porze- dzięki za pomysł, moim zdaniem fantastyczny, można uniknąć tłumów i porozmawiać z bliskimi. Cmentarz zakopiański zadziwił mnie swoją niewielką powierzchnią, ale co tam rozmiar, kiedy na tak małej przestrzeni mieści się tyle bogactwa formy i treści. Jakże mi się te drewniane daszki i frasobliwy podobali. Niby podobnie, a niemal każdy inny. Kamień, drewno i zieleń- jak to pięknie współgrało.

      Usuń
  2. Masz rację, jeśli chodzi o komercję na cmentarzach. Przegląd mody, wzajemne obserwacje, kwesty, konkurs najpiękniejszych kwiatów i zniczy. Trzeba jednak iść w tym dniu odwiedzić groby bliskich. Za pół godziny wychodzę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym roku, może dzięki pogodzie (deszczowej) było jakby spokojniej. Na cmentarz dotarli najwytrwalsi.

      Usuń
  3. Na pewno jeden z piękniejszych naszych cmentarzy o charakterystycznym wystroju i wielu pięknych nagrobkach. Do tego ludzi znanych, których jeszcze niedawno można było spotkać w Zakopanem lub posłuchać w TV. Zawsze z przyjemnością tu zagladam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że go zobaczyłam. Tyle razy czytałam na blogach o tym miejscu, ale do Zakopanego zawsze było mi za daleko. I przyznam, że tylko własnej determinacji zawdzięczam, iż dotarłam tam podczas wakacji, bo wszystko sprzysięgało się przeciwko tej wycieczce. Na szczęście udało się.

      Usuń
  4. Właśnie niedawno wróciłam z naszego cmentarza ....wieczór to najlepszy moment do jego odwiedzenia.
    Pamiętam rodzinne powroty z cmentarza, na którym leżą moi dziadkowie. Długo w czasie powrotu z niego patrzyliśmy hen za zalew czchowski, za którym wtedy skromne światełka błyskały na grobach. Dzisiaj cmentarz jest rozświetlony mnóstwem zniczy różnej wielkości. Trzeba przyznać, że wieczorem jest to widok niesamowity.

    Pozdrawiam Gosiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam, niestety migrena nie pozwoliła mi na wieczorny spacer, czego bardzo żałuję. Za to spędziłam wyjątkowe rodzinne popołudnie w Dniu Wszystkich Świętych.

      Usuń
  5. Podobne refleksje naszły mnie ostatnio na cmentarzyku przy Świątyni Wang, w deszczu. Nigdy nie byłam na Pęksowym Brzyku. Nadrobię to przy najbliższej okazji. W tym miejscu, jak widzę, bardziej można zanurzyć się w historii i klimacie niż w obleganych zaułkach miasta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sądzę nie piszesz li tylko o Zakopanem, ale tak sobie pomyślałam, że to miejsce Zakopane nie zachwyciło mnie, właśnie z powodu dużego zagęszczenia na metr kwadratowy. Dziwne, że pisze to osoba, której nie przeszkadzały tłumy w Rzymie, Paryżu czy nawet Londynie, a w Zakopanem i owszem. Dlatego z całej wycieczki najmilej wspominam zejście z Gubałówki (jedynie miejsce bez tłoku) w przeciwieństwie to kolejki, w której człowiek na człowieku i właśnie ten mały cmentarzyk.

      Usuń
  6. Wyjątkowe miejsce, nie tylko dlatego, że cmentarz. Pamiętam, że sama nazwa brzmiała dla mnie intrygująco.
    Szkoda tylko, że cmentarze zalewaną są obecnie plastikowymi wyrobami, mnie kolą one w oczy.;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nazwa nadal brzmi dla mnie intrygująco, właśnie sprawdziłam i widzę, iż znowu po raz nie wiem który, przeinaczyłam, co niniejszym poprawiam. Pęksowy pochodzi od nazwiska właściciela ziemi, a brzyz (brzyzek) urwisko nad potokiem. Plastikowe wyroby made in China niestety znajdują wielu zwolenników, głównie z powodu wygody; raz się postawi i nie trzeba chodzić przez długi czas. :(

      Usuń
    2. Wiem, że ta "ornamentyka" wynika z wygody i trwałości, ale w tym roku aż zatęskniłam za starymi płaskimi glinianymi (chyba) zniczami.;(

      Usuń
    3. Ostatnio preferuję szklane przezroczyste znicze i przyznam, że burzą moje poczucie harmonii znicze w innych kolorach pozostawiane przez znajomych, ale taktownie przemilczam :)

      Usuń
  7. Ja też nie lubię tłumów, zwłaszcza na cmentarzach. Chociaż, gdy przepycham się w tłoku, zawsze pociesza mnie myśl, że jeśli nawet nie większość, to przynajmniej część odwiedzających przybywa tam z potrzeby serca, a nie zwyczajnie, na spacer... W wielu innych krajach nie ma takiej pięknej tradycji jak u nas. Mniejsze tłumy są na cmentarzach w Zaduszki - pewnie dlatego, że to dzień powszedni.
    Piękny jest ten zakopiański cmentarz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w końcu my też się przepychamy przez te tłumy ludzkie, a na czole nie mamy napisane, że my to inny sort :) człowieka. I to też prawda, że nasza tradycja, coby nie mówić jest niezwykle piękna. I nasze dbanie o zmarłych i miejsca pochówku też wydaje mi się szczególna i rzadko spotykana. Odwiedzając cmentarze za granicą nie widziałam tak powszechnych jak u nas oznak odwiedzin, w postaci zniczy, czy kwiatów. Pamiętam np. na najbardziej znanym paryskim cmentarzu, jak wyróżniał się grób Chopina, tylko tam widziałam świeże kwiaty i zapalone znicze. Co do Zaduszek obiecuję sobie wybrać się na groby tego właśnie dnia od lat, ale jakoś rzadko mi się to udaje.

      Usuń
  8. Nie wierzę własnym oczom, byłaś w tym czarownym miejscu! Mnie udało się trafić tam w ciszy i spokoju, bo pogoda była tak paskudna, że ludzi w zasadzie nie było. Z fascynacją oglądałam groby sławnych ludzi zgromadzone na takim maleńkim cmentarzyku, myśląc o ich życiu i dokonaniach, a także o tym, że teraz leżą tak blisko siebie. Najbardziej jednak zabolał mnie nagrobek chłopca dziewiętnastoletniego(chyba zginął w górach, o ile pamiętam)gdzie jego matka umieściła niezwykle wzruszające przesłanie o miłości i bólu z powodu jego utraty. A był to rok chyba 1911 czy coś około tego. I pomyślałam wtedy: tak strasznie cierpiałaś po jego odejściu, a od dawna już i ty pożegnałaś ten świat, twój ból odleciał gdzieś we mgle. Dlatego dobrze jest myśleć, że połączyła się ze swoim synem. A najważniejsze, że ktoś o tych zmarłych pamięta, że nie pozostali bezimienni.
    A jak to się stało, że trafiłaś do Zakopanego, przyjechałaś z Krakowa?

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).