Drewniana zabudowa w Kazimierzu
Ruiny zamku w Kazimierzu |
W nawiązaniu do części 1 wpisu kontynuuję krótkie wrażenia z wycieczki po kraju. Tak, byłam w Kazimierzu po raz pierwszy i myślę, że nie ostatni, choć podróż nie była komfortowa. Autobus z Warszawy do Kazimierza jedzie dłużej, niż pociąg z Gdańska do stolicy; jednak urok miasteczka jest w stanie zrekompensować tę niedogodność.
Wybrałam okres poza sezonem i poza weekendem i to był bardzo dobry wybór, nie musiałam bowiem dzielić swego zachwytu z tłumem turystów, a jak wiadomo każdy prawdziwy podróżnik bywa egoistą i lubi zawłaszczać dla siebie widoki. Z wiekiem coraz rzadziej jakieś miejsce jest w stanie przekonać mnie do siebie; człowiek sporo już doświadczył i niestety traci dziecięcą radość i umiejętność zachwycania się każdą nową rzeczą, bo każda wydaje się jakby znajoma, już wcześniej oglądana. Tymczasem Kazimierz (i jak się potem okazało także kolejne odwiedzone miasteczko) skradł moje serce od pierwszego spojrzenia. Spodobała mi się architektura, krajobraz, klimat. Możliwe, że też przypadek odegrał swą rolę. Przyjechałam wiosennego, słonecznego dnia. Kolejne dwa dni padał deszcz i było dość ponuro. Tak więc, gdybym przyjechała dzień później mogłabym odnieść zupełnie inne wrażenie.
Zdobienia pilastrami fasady FARY |
Pierwszą budowlą, jaka rzuciła mi się w oczy była Fara (kościół pod wezwaniem Św. Jana Chrzciciela i Bartłomieja Apostoła), świątynia nieopodal Rynku, która stanowi jeden z najbardziej malowniczych widoków miasteczka, choć trzeba przyznać, że Kazimierz ma takich widoków sporo; od romantycznych ruin zamkowych na wzgórzu, poprzez renesansowe kamieniczki, drewnianą zabudowę aż do lessowych wąwozów i nabrzeża Wisły.
Nie wiem, czy sprawił to nadmiar wolnego czasu, czy też architektura tego miasteczka ma taki specyficzny urok, ale niemal każda mijana kamieniczka, każda budowla przyzywała spojrzenie i sprawiała chęć uwiecznienia. Wcale nie dziwię się, że Kazimierz jest Mekką artystów- malarzy, a galerie obrazów znajdują się niemal na każdym kroku.
Fara jest najstarszą świątynią w Kazimierzu Dolnym ufundowaną przez Kazimierza Wielkiego, zbudowaną w stylu gotyckim i rozbudowaną w stylu lubelskiego renesansu pod kierunkiem włoskiego architekta Jakuba Balina. Wzrok przyciągają szczyty świątyni, zdobienia fasady pilastrami i bogatą ornamentyką.
Jeśli mowa o ornamentyce to nie sposób przejść obojętnie obok
późnorenesansowych kamienic Mikołaja i Krzysztofa Przybyłów, które łączą cechy renesansu z manierystyczną dekoracją, wpływy niderlandzkie i włoskie z miejscową tradycją budowania. Obie mają identyczną zabudowę; podcienia z arkadami, niezwykle bogato zdobione płaskorzeźbami ludzi, zwierząt, ornamentów roślinnych, wątków obyczajowych, mitologicznych, religijnych fasady (wśród których wyróżniają się święci patroni fundatorów) oraz zwieńczenia dachu pięknymi attykami.
Kamienice Przybyłów |
Ale jeśli chodzi o piękne attyki to Kamienica Przybyłów nie dorównuje kamienicy Celejowskiej (w której mieści się jeden z oddziałów Muzeum Nadwiślańskiego). W trzech zwieńczeniach dachu umieszczono naturalnej postaci figury Jana Chrzciciela, Chrystusa, Matki Boskiej i Św. Bartłomieja. Pod attykami znajduje się rząd nisz wykończonych pięknymi elementami dekoracyjnymi w kształcie muszli.
Kamienica Celejowska |
Kazimierz to nie tylko wspaniała przyciągająca wzrok architektura (poza tą renesansową, także wzorowana na niej dwudziestowieczna nie mniej ciekawa), to przede wszystkim niezwykły klimat, który nadają mu niezliczonej ilości galerie sztuki.
Co kawałek przyzywają wzrok witryny z różnokolorowymi figurkami rzeźb tudzież wystawione przed frontami budynków obrazy dzisiejszych mistrzów. Kiedy dodać do tego pstrokate straganiki z pamiątkami; wśród których przeważa w różnych postaciach kogut z Kazimierza (od ceramicznego, glinianego, szklanego po ten jadalny z ciasta drożdżowego) oraz kuszące bogato ilustrowanym menu witryny knajpek to mamy obraz
miasteczka, któremu nie sposób się oprzeć. Mogę sobie jedynie wyobrazić najazd Hunów, który mógłby skutecznie ostudzić zapał podróżnika do odwiedzenia tego miejsca. Na szczęście pod koniec kwietnia było tu cicho i spokojnie. Dzięki temu miałam niepowtarzalną okazję przejścia wąwozami: korzeniowym i Plebanka zupełnie sama, co niosło ze sobą pewien dreszczyk emocji. Niewielu też turystów towarzyszyło mi podczas spaceru bulwarem nad Wisłą. Padający nieprzerwanie podczas dwóch kolejnych dni deszcz nieco pomieszał plany (nie udało mi się na przykład dojść do Domu Kuncewiczów, czy na cmentarz żydowski). Spacery zapłakanymi uliczkami miasteczka przerywane małym co nieco w kazimierskich knajpkach miały jednak swój urok. A romantyczno-rusycystyczny pokoik hotelowy stanowił doskonałą oprawę niespiesznej lektury przy kieliszku wina.
jedna z licznych galerii |
Korzeniowy wąwóz oraz bulwar nad Wisłą Poniżej - romantyczny pokoik hotelowy
|
Kazimierz Dolny jest przepiękny. Może kiedyś go odwiedzę. Dzięki tobie widzę, że warto.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Właściwie ten wpis nie oddaje nawet małej cząstki uroku tego miejsca. Nie mam umiejętności ani fotograficznych, ani literackich, ale jeśli kogoś zachęci ten wpis do zwrócenia uwagi na Kazimierz (choć wydawało mi się, że na to miasteczko nie trzeba nikomu zwracać uwagi) to będzie mi bardzo miło.
OdpowiedzUsuńMiasteczko mojej mlodosci ;)spalo sie tam pod chmurami lub namiotem ;))) fajne wspomnienia
OdpowiedzUsuńTylko pozazdrościć takich wspomnień. i tego spania pod namiotem- tak nie wiele było nam potrzeba za młodu, a dziś już pod namiotem nie dałabym rady, a to zimno, a to niewygodnie, a to reumatyzm strzyka :)
OdpowiedzUsuńByłam w Kazimierzu i zimą i latem i mogę zapewnić że ma urok o każdej porze roku. Cieszę się że go polubilas ☺
OdpowiedzUsuńJak to mówią- ładnemu we wszystkim ładnie. Już sobie wyobrażam otulony zimową pierzynką- ach cóż to za piękny widok. Chyba nie sposób go nie pokochać, choć zdarza się. Czytałam u kogoś, że zawiodły go tłumy ludzi i drożyzna. Na pierwsze nie narzekałam, na drugie nie zwróciłam uwagi :)
UsuńO widzę spore zmiany w Kazimierzu. Do zamku nie było schodów a ruiny zamku też dostały nowy szlif.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę odświeżyć swoje wspomnienia.
Serdecznie pozdrawiam:)
Te schodki znajdują się z tyłu Fary obok tablicy upamiętniającej wojowników za wolność Polski z 1863-64 r. Patrząc na ruiny zamku (sama nie wchodziłam do środka) pomyślałam o Tobie, znając twoje upodobanie do zamków. Pozdrawiam
UsuńWspaniały miałaś wypoczynek i cudny pokój hotelowy :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Urlop był cudowny, a pokoik przyznam- zrobił na mnie wrażenie, mimo, że sporo podróżuję- taki trafił mi się po raz pierwszy.
UsuńSzkoda, że nie udało Ci się dojść do Domu Kuncewiczów. Maria Kuncewiczowa uwielbiała to miasteczko i przepięknie opisała je w "Dwóch księżycach". To jedna z moich ulubionych polskich książek. :)
OdpowiedzUsuńTeż żałuję, ale będzie pretekst, aby powrócić. Żałuję, ale nogi ślizgały mi się w błocku i nie dałam radę podejść pod górkę. Muszę przeczytać Dwa księżyce. Widziałam film, ale dość dawno temu, musiałabym sobie go przypomnieć.
UsuńSamotnie w Kazimierzu, bez tłumów mając wszystko dla siebie. Tez bym tak chciał, ale jednak jedną osobę bym zabrał. Mam na myśli moją żonę. Oboje lubimy takie klimaty.
OdpowiedzUsuńDziękuję za piękny spacer.
Pozdrawiam.
:) Jasna sprawa, osoba bliska sercu jest nawet wskazana w takiej podróży. Cudownie jest móc dzielić z kimś swoje przeżycia to sprawia, że zostają one pomnożone - zwielokrotnione :)
UsuńKazimierz odwiedziliśmy z Kitkiem w zeszłym roku, rowerowo. Niestety, w środku sezonu i przy dobrej pogodzie, więc ... Ale mam ochotę na powtórkę, tylko nie wiem, czy Żona się zgodzi, bo to podczas tego wypadu wydarzyła się rowerowa kraksa :( Chciałbym pozwiedzać wnętrza i pospacerować nad Wisłą. Spokojnie, bo ograniczeni czasem przelecieliśmy przez miasteczko w tempie dość ekspresowym :)
OdpowiedzUsuńPS. A byłaś na zamku w pobliskim Janowcu? :)
Wyobrażam sobie to mrowie, mrowie ludzi :)Niestety nie tylko nam marzy się wędrowanie... i trzeba się dzielić -choć niechętnie. Nad Wisłą po wyludnionym bulwarze przyjemnie byłoby sobie rowerem pojechać. W zamku nie byłam. Niestety i mój pobyt nie był idealny, pogoda dwóch z trzech dni pobytu zweryfikowała plany.
UsuńJak tam pięknie.
OdpowiedzUsuńWszyscy jadą do Kazimierza, do Sandomierza. "Francio" był, rodzice byli, znajomi byli a mi zawsze trafia się praca albo po prostu - nie możesz jechać bo to czy tamto.
Jednak daję sobie to za cel, to miejsce i na pewno je wreszcie moimi oczyma zobaczę :)
pozdrawiam
Ja czekałam na tą wizytę kilkadziesiąt lat :) więc rozumiesz sama.
UsuńNie byłam w Kazimierzu toteż z tym większą przyjemnością zagłębiłam się w Twym obszernym i ciekawym poście.
OdpowiedzUsuńA także powędrowałam Twoim śladem. Może i ja namówię rodzinę byśmy się tam wybrali. I Sandomierz mi się też marzy.
Słyszałam wiele dobrego o Sandomierzu i mnie korci, aby tam zawitać. A Kazimierz polecam, zwłaszcza poza sezonem, jak nie lubisz tłumów. Można tak nieśpiesznie powędrować. No i myślę, że jest taniej poza sezonem. Jak ja byłam słyszałam narzekanie miejscowych, że nie ma turystów i przez to nic się nie dzieje i jest nudno.
UsuńZnam z autopsji tę nudę pozasezonową. We wczesnej młodości/lata 60/70/ nasza miejscowość była typowo wczasową....głównie dla Krakowa i Nowej Huty, ale pojawiali się u nas wczasowicze z całej Polski. Sezon trwał krótko, bo tylko dwa miesiące lata/wakacji. I pAMIĘTAM JAK DISIaj, gdy 1 września skądś wracałam.....wysiadłam na przystanku z autobusu i przywitała mnie cisza.....
UsuńDomyślam się, że upragniona cisza. Mam malutki przedsmak tego uczucia, kiedy jesienią Gdańsk nieco pustoszeje i robi się tak cicho i spokojnie. Choć muszę przyznać, iż ostatnimi czasy moje miasto cieszy się dużym zainteresowaniem przyjezdnych o każdej porze roku.
UsuńCzyta się jednym tchem pomimo Twojego "braku zdolności literackich". :) O namiary na urokliwe lokum poproszę na mejla.
OdpowiedzUsuńUjmujace wspomnienie i troche zaskakujace zdjęcia bez ludzi. Tak to zdarza sie poza sezonem. A pokoik wyjatkowej urody.
OdpowiedzUsuńTo wszystko zalezy gdzie mieszkamy. Ja jestem ze swietokrzyskiego, do Kazimierza mam 80 km, a do Sandomierza 50. To ulubione destynacje ABSOLUTNIE WSZYSTKICH wycieczek szkolnych z naszych okolic. W zwiazku z tym jako nauczycielka, rowniez jako osoba prywatna, wczesniej tez uczennica bywalam tam dziesiatki razy, poczawszy od poznych lat 60. W Sandomierzu od urodzenia mozna rzec, bo stamtad pochodzili moi rodzice, jezdziło sie do dziadkow i innej rodziny. Starszy brat jeszcze urodzil sie w Sandomierzu.
Odwiedzam czesto te miejsca i obserwuje zmiany jakie dokonaly sie na przestrzeni lat. Do Kazimierza jezdzi sie na romantyczne randki,na zegluge statkiem, po drodze tez obowiazkowo Naleczow. Pulawy tez trzeba zaliczyc i dobra Izabelii Czartoryskiej.
Sandomierz rozslawil na cala Polske serial Ojciec Mateusz i na szczescie. Zawsze bylismy rozaleni, ze takie piekne miasto, a nie mialo dobrego gospodarza, a wrecz przeciwnie trafiali się kombinatorzy, ktorzy okradali miasto kiedyś.Dawna wladza nie chciala rozwoju biskupiego miasta i wojewodztwo kiedys bylo tarnobrzeskie! Wstyd do dzisiaj. Zeby nie zabrzmialo, ze jestem zwolennikiem obecnego rzadu, hehe. W porownaniu z Kazimierzem, tutaj jest niezwykła obfitość zabytkowa i też z różnych epok. Od 1999, kiedy przyjechal Papież, zaczelo sie zmieniac. Zapraszam do Sandomierza.
A jeszcze film Dwa ksiezycie lecial nie tak dawno na Kulturze lub Historii, plejada aktorow z lat 90. Taki nostalgiczny i nastrojowy,piekna scenografia, ale tez nudnawy.
Pozdrawiam.
Masz rację, że wiele zależy od naszego miejsca zamieszkania i osobistych doświadczeń. Będąc mieszkanką Gdańska od urodzenia zupełnie inaczej postrzegam to miejsce, podobnie, jak Sopot, czy Gdynię. Kocham je najbardziej na świecie, bo tu wyrosłam, z tym miejscem wiążą wspomnienia, przeżycia miłe i piękne, ale też i te smutne i dramatyczne. Ilekroć wyjadę tęsknię za moim miejscem na ziemi, choć przecież podróże są istotną częścią mego życia. Ale też ilekroć przebijam się przez tłumy turystów na Długiej, Mariackiej czy Pobrzeżu ogarniają mnie niezbyt sympatyczne uczucia. Co do Kazimierza - obawiałam się tłumu turystów, hałasu, braku miejsc w knajpkach, dlatego wybierałam termin mniej oczywisty i poza weekendowy. I udało się. Choć... człowiek jest jednak istotą złożoną i niezrozumiałą.... brakowało troszkę tego gwaru i tętnienia życiem :)
UsuńO Sandomierzu słyszałam również sporo dobrego i mam w planach go odwiedzić. Jednakże spora odległość i konieczność zdania się na publiczną komunikację odsuwa tę wycieczkę w czasie. Ale, ponieważ ostatnio chętniej podróżuję po Polsce (ach z wiekiem robię się bardziej wygodna) to i tam zapewne zawitam za jakiś czas. Dwa księżyce oglądałam dość dawno temu, jest chyba możliwość obejrzeć je w necie. Muszę poszukać. Pozdrawiam
Świetna relacja, bardzo mnie zachęciła do poznania Kazimierza. Miałam na to ochotę od dawna, ale wydawało mi się, że to miasteczko strasznie zatłoczone przez turystów, Jak widać jednak - można trafić na mniej "ludny" termin :).
OdpowiedzUsuńCzęsto się zastanawiam skąd nam się to bierze, to zachłanne umiłowanie do zawłaszczania miejsca, wszak sami też jesteśmy intruzami w miejscach do których przybywamy. Co nie zmienia faktu, że staram się tak wybierać terminy wojaży, aby trafić w najodpowiedniejszy moment.
Usuń