|
Łazienki w Warszawie
|
Pierwszy od ponad roku wyjazd spędziłam na łonie natury. Zmieniając nieco treść cytowanego często powiedzonka mojego ulubionego historyka sztuki iż na jeden kościół powinny przypadać trzy bary, u mnie na jedną wystawę malarstwa przypadły trzy ogrody.
Parki i ogrody należą do tych miejsc, które chętnie odwiedzam, zapewne jak większość z nas. Tym razem stały się myślą przewodnią wycieczki do Warszawy.
Czy ja już pisałam, iż lubię Warszawę? Jeśli nie, to składam taką deklarację. Lubię za różnorodność i wielość atrakcji kulturalno-rekreacyjnych. A Łazienki znajdują się wysoko na mojej liście miejsc odwiedzanych podczas pobytu w mieście. Przy czym są to z reguły Łazienki o poranku, kiedy jedynymi towarzyszami spacerów bywają wiewiórki i różnego rodzaju ptactwo. Soczysta zieleń drzew, ich odbijające się w wodzie kontury są wytchnieniem dla oczu i systemu nerwowego.
|
Łazienki |
Taki widoczek powoduje nostalgię i chęć natychmiastowego powrotu do oazy ciszy, spokoju i ukojenia. Troszkę jak raj utracony, albo jeszcze nie odzyskany. Nie każdy może znaleźć się tutaj o ósmej rano w dzień powszedni i zanucić ... jak dobrze wstać skoro świt, jutrzenki blask duszkiem pić. Takie widoki można konsumować bez uczucia przejedzenia.
Pojawiający się na tle zieleni posąg, rzeźba czy obiekt architektoniczny tworzą doskonałą harmonię z roślinnością podkreślając wzajemnie swą urodę.
Do moich ulubionych posągów należą znajdujące się w pobliżu Pałacu na Wodzie satyry podtrzymujące latarnie. Mimo zamiłowania do porannych odwiedzin zdarza mi się też bywać w Łazienkach po zmroku. Wówczas światło latarni rzucane na biel marmuru nadaje otaczającej roślinności szczególny wyraz. Podobnie interesująco wyglądają popiersia rzymskich cezarów w pobliżu wejścia do Starej Oranżerii. Nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na liczne akweny wodne. Najbardziej widowiskowym jest staw, na którym znajduje się Pałac na Wodzie. Na odbijające się w wodzie kontury budynku i drzew można patrzeć bez końca. Latem upiększają go dodatkowo pływające kolorowe gondole. To miejsce ze wszech miar warte ciągłych powrotów. Tuż obok kompleksu Parkowego w Łazienkach znajduje się Ogród Botaniczny Uniwersytetu Warszawskiego, ostatnio tłumnie odwiedzany z powodu budzącego wielkie zainteresowanie - dziwidła olbrzymiego. Roślina należy do zagrożonego gatunku, w naturze rośnie w tropikalnych lasach równikowych. Dziwidło zakwita niezwykle rzadko, raz na kilka lat, a podczas kwitnienia wytwarza zapach przyciągający owady. Kwitnie jedynie dwa - trzy dni. Nic zatem dziwnego, że znajdujące się w Ogrodzie Botanicznym dziwidło, które lada dzień (po raz pierwszy w Polsce) miało zakwitnąć budziło duże zainteresowanie. Wybrałam się i ja, licząc, że uda się zobaczyć owo cudo w momencie rozkwitu. Niestety roślina nie była jeszcze gotowa ukazać swych wdzięków. Zakwitła dwa dni później. Nie mniej odwiedziny w Ogrodzie nie były czasem straconym. Podczas gdy wszyscy oczekujący na otwarcie Ogrodu pobiegli do szklarni niespiesznie udałam się w głąb Ogrodu. Moje ukochane magnolie zdążyły co prawda przekwitnąć, ale ogromna różnorodność kwitnącej roślinności i puste alejki powodowały, że czułam się tam wspaniale.
|
W Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego
|
Na terenie Ogrodu znajdują się trzy szklarnie. Większość odwiedzających, mijała dwie z nich bez zainteresowania, kierując się do trzeciej, gdzie pod okiem kamery miało zakwitnąć dziwidło. Korzystając z nikłego zainteresowania i braku chętnych odwiedziłam pozostałe szklarnie, z przepięknymi pomarańczowymi kliwiami, różowo-białymi nenufarami czy wspaniałą kolekcją sukulentów o kształtach tak różnorodnych, że nie śniło się to nawet filozofom.
Jak wspomniałam wyżej dziwidło nie zakwitło podczas mojej obecności, może i dobrze, bowiem zapach (smród?) zepsutego mięsa przyciągający padlinożerne owady i jak widać ciekawskich dwunożnych nie byłby zachętą do stania w długim ogonku chętnych do zrobienia zdjęcie lud selfie. Roślina na dwa dni przed kwitnieniem nie wygląda szczególnie imponująco wśród innych tropikalnych roślin, często bardziej okazałych. Na zdjęciach
dziwidło na dwa dni przed rozkwitem oraz w fazie rozkwitu (to zdjęcie ze strony Ogrodu Botanicznego UW). Kolejnym odwiedzonym przeze mnie Ogrodem był znajdujący się obok i na dachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Już sam budynek Biblioteki jest ciekawy, jego psychodeliczna różowo-filotetowa kolorystyka przykuwa uwagę, a znajdujące się nań literackie cytaty zachęcają do lektury. Przeszklony dach i uliczka prowadząca do Ogrodu nadają charakteru temu ciekawemu połączeniu natury i architektury. Nieodmiennie zachwyca mnie drzewko z koroną w kształcie kuli-parasola. Jest niczym dekoracja dla dziecięcych zabaw, domek dla lalek a może miejsce schadzki dla zakochanych. Motyw kuli w przestrzeni Ogrodu pojawia się kilkakrotnie w postaci szklanych kopuł, z których najciekawsza jest ta porośnięta winobluszczem na dachu Biblioteki. Bluszcz i winobluszcz oplata też mury budynku. Kolejnym miejscem, na które lubię patrzeć jest malutki staw z nenufarami. Podobnie jak Barbara Niechcic uważam że są piękne i szkoda, że nie można się do nich dostać, choć ewentualne zapędy współczesnego Józia Toliboskiego próbowałabym powstrzymać w zalążku.
|
Ogród Biblioteki UW
|
Tym razem trafiłam na kwitnące piwonie, jakże one cudownie pachną, ten zapach należałoby zamykać do flakoników i sprzedawać. Jakże dziś rzadko się je spotyka, a przecież to tak ładny kwiat. Moje umiłowanie do kulistych kształtów wciąż daje znać o sobie. Z dachu biblioteki rozciąga się widok na Wisłę, Centrum Nauki i Techniki Kopernik, Stadion Narodowy a z drugiej strony na Pałac Kultury i Nauki. Lubię podglądać przez (a jakże by inaczej) okrągłe okno korzystających z Biblioteki czytelników, stojące tam rzeźby i regały z książkami, które pobudzają wyobraźnię. Ileż zamkniętych w nich światów, ileż podróży, przeżyć, pokrewnych dusz. Nie wiem, czy nadal w gmachu biblioteki znajdują się stoiska antykwaryczne, bowiem tradycyjnie byłam w Ogrodzie wczesnym rankiem. Te stoiska to taki dodatkowy bonus odwiedzin w Bibliotece i jej Ogrodach.
Tym co zachwyca w Ogrodzie na dachu są także pergole. Pięknie wychodzą na zdjęciach i dają wytchnienie w upalny dzień.
Skoro napisałam już o wizytach wypada wspomnieć i o wystawie. Nie była to wizyta zaplanowana, jednak kiedy zauważyłam afisz przez Zamkiem Królewskim informujący o wystawie Arcydzieła z Watykanu - Wystawa w stulecie urodzin Jana Pawła II wiedziałam, że muszę ją obejrzeć. Firmującym wystawę dziełem była Madonna z dzieciątkiem i świętymi Dominikiem i Katarzyną Aleksandryjską pędzla Fra Angelico. Tych obrazów na wystawie z watykańskich archiwów było siedem, ale dla mnie dość było tego jednego. Od chwili, kiedy zobaczyłam Zwiastowanie Fra Angelico oglądam wszystkie jego obrazy i obrazki, jakie udaje mi się spotkać na swej życiowej drodze. Jego wycyzelowane miniaturki na paryskiej wystawie do dziś mam przed oczami, jego obrazy w klasztorze San Marco we Florencji wspominam z rozrzewnieniem, ale tego wrażenia, jakie spotkało mnie, kiedy weszłam po raz pierwszy na pierwsze piętro w Klasztorze San Marco i zupełnie bez ostrzeżenia na wprost klatki schodowej wzrok napotkał na Zwiastowanie nie da się opowiedzieć. Przeżycie mistyczne i niezapomniane, nogi jak z waty, brak tchu i zapatrzenie i nienasycenie. Znajdująca się na warszawskiej wystawie Madonna z dzieciątkiem i świętymi to nawet nie obraz, to miniaturka, formatu zeszytu szkolnego, ale jak to u Fra Angelico malowana sercem. To był prawdziwie bogobojny zakonnik i dobry człowiek. Aż trudno uwierzyć, że w tym samym klasztorze Świętego Marka kilka lat później zamieszkał straszny, okrutny Savonarola.
Poza Fra Angelico uwagę przyciąga Święty Mateusz z Aniołem Guido Reni wzorowany na obrazach Caravaggio. Ileż prostoty jest w tej scence, w której Anioł mówi Mateuszowi co napisać w Ewangelii, ile powagi i skupienia w postaci Mateusza. Lubię takie mikro wystawy, dają możność zapamiętania większej ilości szczegółów.
Tradycyjnie jakość zdjęć pozostawia wiele do życzenia, a ja cóż i tak wolę te moje kiepskie zdjęcia od najlepszych internetowych, bo tylko one wiążą mnie z obrazem emocjonalnie.
Podsumowując sezon podróżniczy został rozpoczęty.
Znam i kocham te miejsca. Życzę udanego sezonu podróżniczego:)
OdpowiedzUsuńJa to miło usłyszeć, że ktoś jeszcze kocha te same miejsca. Z wzajemnością udanych podróży.
OdpowiedzUsuńSpacer po parkach szczególnie w taki upał to sama przyjemność. Nie tylko kontakt z naturą ale i architekturą ogrodową no i oczywiście światło padające przez liście i miły chłodek są zawsze mile widziane. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńW upalne dni też staram się szukać schronienia w cieniu drzew, zdecydowanie przyjemniejszy niż cień rzucany przez betonowe bloki. Mój warszawski weekend na szczęście dla mnie nie był tak upalny, jak choćby dzień wczorajszy i dzisiejszy. Pozdrawiam również
OdpowiedzUsuńUdanego sezonu podróżniczego :)
OdpowiedzUsuńZ wielką przyjemnością czytało mi się Twój tekst, bo choć podróżuję dość rzadko, zawsze w swoich planach staram się uwzględnić zwiedzanie parków i ogrodów botanicznych.
Dziękuję. Dobrze, że tak wielu z nas lubi naturę, bo jak napisał poeta właśnie z ogrodów przyszliśmy.
OdpowiedzUsuńBluszczem ku oknom
Kwiatem w samotność
Poszumem traw
Drzewem co stoi
Uspokojeniem
Wśród tylu spraw
Wspaniały post, uwielbiam takie miejsca :)
OdpowiedzUsuńJa również.
OdpowiedzUsuńCudowny post niczym miód na moje serce. Jak wiesz uwielbiam odwiedzać parki i ogrody. Wczoraj w czasie śniadania rozważaliśmy wyjazd do Warszawy w połowie lipca na kilka dni. Odświeżenie wspomnień i odwiedzenie tych miejsc. Nam parki, ogrody nigdy się nie nudzą. Wiem, że nie przepadasz za upałami, więc życzę u Ciebie trochę chłodniejszych dni.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Dzięki, ledwie dycham więc się przyda. A u Ciebie może świecić słoneczko :) bo lubisz. Trzymam kciuki za realizację planów.
OdpowiedzUsuńJednemu z moich ogrodowych postów nadałam tytuł "Pamiętajcie o ogrodach ... w żar epoki nie użyczy wam chłodu żaden schron, żaden beton…"
OdpowiedzUsuńWspaniała wyprawa Małgosiu. Gdzieś na blogu mam sporo informacji na temat BUW i ogrodów. Świetny projekt i budynku i zielonej przestrzeni. Zainteresowałaś mnie tą wystawą. Na Facebooku znalazłam ciekawy fil z tego wydarzenia
https://www.facebook.com/zamek.krolewski.warszawa/videos/300527278178965/
Pozdrawiam ciepło :)
Kiedy myśli się o ogrodach to sam nasuwa się tekst piosenki ze słowami Kofty. Ja również nie mogę się napatrzeć na ten kompleks biblioteczny. To miejsce ma dobry klimat. Kiedyś poszukam Twojego wpisu. Kiedyś zrobię tyle rzeczy, na które wciąż nie mam czasu. Wystawa ciekawa i okazało się, że wystarczy kilka obrazów, a zainteresowanie było dość duże, może to efekt pandemii, może krótkiego czaso-okresu wystawy, a może więcej niż myślałam osób interesuje się sztuką. Filmiki widziałam, nawet kupiłam sobie katalog, ale kiedy będzie bardziej szczegółowa relacja. Kiedyś. W tej przyszłości niesprecyzowanej, w której znajdę czas na czytanie, pisanie, oglądanie, wędrowanie. Pozdrawiam
UsuńParki każdy lubi odwiedzać, szczególnie w upalne dni. Pod tym względem wszyscy ludzie są do siebie podobni. :) Szkoda, że nie trafiłaś na moment kwitnienia tej niezwykłej rośliny... Może za rok się uda?
OdpowiedzUsuńZa rok to mało prawdopodobne, bo roślina jest kapryśna i czasami kwitnie raz na kilka lat, a ponadto nie ma sprecyzowanego harmonogramu zakwitania, ale mogę wybrać okres wyjazdu na czas kwitnienia magnolii :)
UsuńZ przyjemnością przeszłam się wirtualnie po raz drugi dzisiaj po parku w Łazienkach. Pierwszy dzisiaj taki spacer odbyłam wcześniej z Mają Popielarską w ramach programu "Maja w ogrodzie" Była to uczta dla oczu. Lubię takie wczesne spacery wśród pięknej natury.
OdpowiedzUsuńCzuję się zaszczycona będąc niejako następczynią :) Mai Popielarskiej.
UsuńPiękne miejsca pokazałaś Małgosiu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Sama lubię powracać tam, gdzie już byłam, a za każdym razem na nowo odkrywam detale.
UsuńPiękny opis, wspaniałe ogrody... i jeszcze ten Fra Angelico :)
OdpowiedzUsuńJa nie mogłem się na niego napatrzeć w Cortonie, a i niedawno zachwyciły mnie dwa namalowane przez niego cudeńka, które spotkałem w Detroit Instotute of Arts. Zwłaszcza to: https://www.dia.org/art/collection/object/annunciatory-angel-24766
A wcale się nie dziwię twojemu nienapatrzeniu - uroczy Anioł Zwiastowania. Jak wspomniałam widziałam całkiem sporą kolekcję błogosławionego braciszka z Fiesole, ale nie spodziewałam się zobaczyć go w Polsce. Może coś kiedyś więcej napiszę na temat tej wystawy. Znowu kiedyś pojawia się w moim komentarzu. Na razie pozostanie ten zamysł w sferze pobożnych życzeń, a że u mnie z pobożnością całkiem inaczej niż u Fra Angelico więc sam rozumiesz.
OdpowiedzUsuńJa również często sobie nucę "pamiętajcie o ogrodach" i "jak dobrze wstać skoro świt" :))). Uwielbiam parki i ogrody, zwłaszcza te stare, dawno temu założone. O Łazienkach często myślę, że chętnie bym się tam wybrała, byłam dość dawno temu, zostały przemiłe wspomnienia... Może uda się w tym roku :).
OdpowiedzUsuńTego Ci życzę. Mnie ostatnio też wzięło na piosenki z lat młodości, słowa, melodia, rytm i dobre wykonanie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUwielbiam te ogrody... Wspaniałe Łazienki, dawno już nie byłam - muszę to nadrobić. Ogród botaniczny też planowałam (m.in. właśnie ze względu na słynne dziwidło!), ale czerwiec był bardzo pracowitym miesiącem i póki co nie udało się. Ale mam nadzieję, że tegoroczne lato będzie pod względem wycieczek bardziej owocne niż poprzednie! ;)
OdpowiedzUsuńWitaj Marto. Staram się korzystać póki można, bo kto wie, co będzie za miesiąc. Co nie oznacza, że mogę pozwolić sobie na realizację każdego pomysłu, ogranicza czas. Jeszcze półtora roku będzie ograniczał, a potem hulaj dusza... no chyba żeby nie
UsuńTytułem wpisu poruszyłaś najwrażliwsze nuty mojego serca bo była to jedna z ulubionych piosenek mojej babci, często ją nuciła. I podobnie jak Ty i ja kochała zieleń i przyrodę a Jej przyblokowy ogród budził zachwyt wszystkich. Na niewielkim skrawku ziemi znalazła miejsce i dla kwiatów, i dla owoców, i dla warzyw. Zejście z balkonu do ogródka miała oplecione pnącą różą, miała też bzy. Gdybym mogła cofnąć czas to z chęcią wskoczyłabym do ogródka mojej Babci, której już nie ma z nami, i podążała za nią labiryntem wydeptanych ścieżek.
OdpowiedzUsuńO mojej miłości do zieleni już wiesz, po kilku dniach deszczu dzisiejsze popołudnie spędzę w lesie bo już serce i dusza bardzo domagają się zielonego :). Pięknego weekendu.
Labiryntem wydeptanych ścieżek brzmi bardzo ładnie. Dziękuję za Twoje życzenia. W momencie kiedy pisałaś ten komentarz właśnie dobijałam do hotelu w Poznaniu, gdzie udało mi się spędzić cudowny weekend. Może uda się też o tym wspomnieć na blogu. Oby, bo tyle jest rzeczy, o których chciałabym wspominać chociażby. Szczęśliwie pogoda mi dopisała i nie było zbyt upalnie, ani nie padało, więc wymarzona pogoda na wędrowanie. Choć tym razem w otoczeniu murów miasta.
OdpowiedzUsuńPięknie dzielisz się swoimi zachwytami. Oj, pokrewne my duszyczki, bardzo pokrewne. Jako i Ty lubię Warszawę, przepadam za malarstwem, piwoniami, parkami i muzeami (szczególnie bezludnymi), piosenką "Jak dobrze wstać"... Żebym tak jeszcze pisać polubiła... ;)
OdpowiedzUsuńAno szkoda, że tak rzadko pisujesz. I mnie przydarza się to coraz rzadziej, a tyle bym chciała opisać, a tak czuję, że nie nadążam za moimi wrażeniami. Chciałabym więcej i głębiej, a czasem nie stać nawet na mniej i powierzchownie.
Usuń