Wydawnictwo Noir sur blanc rok 2010 |
Po dość kiepskim kryminale Śmieci S. Dixona z przyjemnością wróciłam do lektury kryminałów Donny Leon. Tęsknota za Wenecją, a może za komisarzem Brunettim; męskim ucieleśnieniem wyśnionego stróża prawa, co to i rozwiąże tajemnicę śmierci stróża nocnego i w międzyczasie zajdzie do kościoła obejrzeć piękny obraz, poczyta coś z klasyki i jeszcze żonie kupi pierwsze wiosenne kwiaty. Czy taki facet w ogóle istnieje? W każdym razie w powieści Donny Leon owszem i ma się dobrze. Pomyślałam, że komisarz mógłby być ideałem, gdyby jeszcze pomagał żonie w pracach domowych, ale to chyba byłoby zbyt wiele. Nawet Paola nie wymaga tego od swego mężczyzny.
Komisarz jest smakoszem i brak dobrego posiłku może wystawić jego cierpliwość na próbę. O czym doskonale wie żona. Kiedy wróciwszy po ciężkim dniu w pracy zamiast żony i obiadu na stole komisarz zauważa karteczkę z informacją o lazani w piekarniku i sałacie w lodówce, do której trzeba dodać oliwy i octu zaczyna narzekać pod nosem „przeszedł pół miasta żeby samotnie zjeść podgrzewaną potrawę z piekarnika, przypuszczalnie jakiś półprodukt nie wiadomo z czego, z dodatkiem tego obrzydliwego pomarańczowego amerykańskiego sera- kiedy przeczytał ostatnie zdanie Paoli: Przestań marudzić. Zrobiłam według przepisu Twojej matki i bardzo lubisz takie lazanie”. Wobec perspektywy jedzenia w samotności Brunetti najpierw zatroszczył się o właściwą lekturę. Dobry byłby jakiś tygodnik, ale skończył już czytać ostatni numer „Espresso”. Gazeta codzienna zajmuje za dużo miejsca na stole. Książkę w miękkiej oprawie trudno utrzymać otwartą bez złamania grzbietu, co potem powoduje wypadanie kartek. Albumy są dość duże, ale grożą im plamy z tłuszczu. Brunetti poszedł na kompromis i przyniósł sobie ze stolika przy łóżku Gibbona, którego ze względu na styl musiał czytać we włoskim przekładzie. Wyjął lazanie, pokroił i położył na talerzu. Nalał kieliszek pinot grigio i otworzył Gibbona w odpowiednim miejscu, opierając go o dwie książki, które Paola zostawiła na stole. Dla utrzymania książki otwartej z obu stron użył deski do krojenia i dużej łyżki. Zadowolony z siebie usiadł i zaczął czytać. Przeniósł się na dwór cesarza Heliogabala, jednego ze swych ulubionych potworów. Ach, ten brak umiaru, przemoc, totalna korupcja wszystkich i we wszystkim…. Dzielił stół ze zdekapitowanymi senatorami, wrednymi doradcami, barbarzyńcami, którzy chcieli zniszczyć cesarstwo...Pojawił się cesarz przebrany za słońce. Wszyscy musieli bić pokłony i głosić jego chwałę i łaskawość. Dwór był wspaniały do przesady, był miejscem, gdzie, jak zauważył Gibbon: kapryśna rozrzutność zastępowała potrzebę smaku i elegancji. (str. 141). I tak to Brunetti przeplatał rozkosze smaku z rozkoszami lektury. Czytanie w rodzinie komisarza jest tak powszechne, że kiedy raz widzi on żonę bez książki, gazety, ani żadnego pisma przygląda się jej długo, świadom, że coś jest z nią nie w porządku, ale w pierwszej chwili nie potrafi powiedzieć co, zanim dojdzie zrozumie, że to właśnie, iż nie czyta tak go zaskoczyło. Oczywiście Mętne szkło nie jest książką li tylko dla bibliofili, choć dwoje jej bohaterów właśnie czytaniem chciałoby wypełniać cały wolny czas.
Tym razem komisarz Brunetti chcąc pomóc przyjacielowi inspektora Vianello – zapalonemu ekologowi trafia na przestępczą działalność fabrykantów szkła na wyspie Murano.
Mętne szkło nie zostanie moim ulubionym kryminałem Donny Leon, jednak czytało się to lekko, a lektura była odprężająca. Osobiście wolałabym jednak więcej Wenecji niż fabryk na Murano.
Na koniec dla przepracowanych i niezadowolonych ze swych przełożonych mały fragment książki. Może też macie ochotę zrobić z nimi (przełożonymi), to co komisarz Brunetti chciałby zrobić swemu przełożonemu Pattcie. Brunetti postanowił zejść na dół i porozmawiać z Pattą, choćby z perwersyjnej chęci udowodnienia sobie, że miał rację w ocenie przełożonego. [jakby po tak długiej współpracy z szefem nie mógł być tego pewien] Celestyn V odrzucił papiestwo, aby uniknąć władania urzędem. Odwrotnie niż Patta, który odrzucił każdy aspekt swojej pracy oprócz władzy i korzyści wynikających z jej sprawowania. Przegnanie nagiego Patty przez pole robaków i czerwi, płaczącego i krwawiącego [skojarzenia z lekturą Boskiej komedii, którą Brunetti przeglądał w toku śledztwa], byłoby może nadmierną karą za zaniedbania w pracy, jednakże takie wyobrażenie zajęło umysł Brunettiego w drodze do biura przełożonego. (str. 208).
Przeczytane w ramach stosikowego losowania u Anny.
Szkło z Murano (wcale nie takie mętne jak mi się wydaje) |
Na Murano turyści nie jeżdżą tak często jak na Wenecję, a przecież też jest tam wiele ciekawych rzeczy do oglądania, np. zabytkowe kościoły, latarnia morska. W sumie miałabym chęć przeczytać tę książkę. I ciekawa jestem, ile części będzie miał cykl o Brunettim. Donna Leon wciąż pisze nowe książki z tego cyklu. Ja czytałam tylko kilka wcześniejszych. :)
OdpowiedzUsuńPrawda w dodatku jak płynę na wyspę Murano to najczęściej do którejś z fabryk szkła na wycieczkę, aby zobaczyć proces produkcji, co też może być ciekawe. Przyznam, że sama byłam tylko raz i zwiedziałam dość powierzchownie, więc przy kolejnej wizycie w Wenecji już wiem, gdzie powinnam się udać. Pani Leon liczy 81 lat i z tego co podaje internet napisała 31 książek z cyklu o Brunettim. U nas zapewne nie wszystkie przetłumaczono. Ostatnia powstała w 2022 r. więc może to jeszcze nie koniec. Czytałam 18 kryminałów z cyklu :) Zaczęłąm sobie zapisywać tytułu, bo pamięć ulotna
UsuńCiekawie wygląda to szkło. Nie przepadam za kryminałami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Uwielbiam weneckie czy raczej szkło z Murano. A kryminały z Brunettim bardzo polubiłam, choć wydawało mi się do tej pory, że poza Agatą Christie czy Conan Doylem szkoda na nie czasu. Myliłam się.
OdpowiedzUsuńKsiążki, w których bohaterowie lubią czytać książki darzę szczególnym uwielbieniem, chociaż akurat za kryminałami nie przepadam. Byłam na Murano i jako pamiątkę przywiozłam sobie ręcznie robioną zakładkę do książki i prześliczną bransoletkę. Pleciona ze sznurków z elementami szkła z Murano. Wydałam krocie, sklep był ekskluzywny, zapakowali mi ją tak, że aż żal było otwierać. Jakiś czas później okazało się, że zapięcie, które miało być srebrne, było niklowane a ja mam na nikiel uczulenie i bransoletka leży w domu bo jej nie mogę nosić. Ale z zakładki korzystam.
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
Też miałam przygodę jeśli idzie o szkło. Rok a może dwa lata temu kupiłam sobie przecudnej urody wisiorek ze szkła z Murano (co prawda w Wenecji, ale sygnowany, więc miałam pewność, co do pochodzenia). W tym roku szukałam owego sklepiku przez dwa dni, aby kupić sobie kolejny wisiorek. Bowiem bardzo mi się podobał tamten i często go nosiłam. W końcu znalazł, kupiłam, moją kiepską włoszczyzną opowiadając właścicielowi, że jestem po raz kolejny i mam już od nich wisiorek. Tak jak i twój zakup był pięknie zapakowany. Kiedy chciałam go ubrać okazało się, iż został on ukruszony (pewnie jak przekładałam do pudełka musiałam gdzieś uderzyć, a miał bardzo delikatną końcówkę - podstawa serduszka). No i ten drugi wisiorek leży już tylko na pamiątkę kruchości szkła. Mam parę sznurków korali i inne wisiorki, ale tamten zeszłoroczny jest najładniejszy i najczęściej go noszę (choć w ogóle noszę rzadko takie ozdoby).
OdpowiedzUsuńCiekawa propozycja książki, choć nie do końca jestem pewna czy dla mnie na obecną chwilę. Miałam okazję być w tym muzeum w Murano. Traf chciał, że właściciel wypatrzył mnie wśród tłumu wycieczki i zabrał na górę, gdzie mogłam obejrzeć tak piękne wytwory ze szkła, że naprawdę byłam w wielkim szoku!
OdpowiedzUsuńTo miałaś farta- zazdroszczę. Ja ten proces oglądałam jedynie na filmie, a to zupełnie inne wrażenia.
UsuńPan Brunetti nie zostanie moim idolem:) Mężczyzna, którego w XXI wieku trzeba obsługiwać gotowaniem obiadków, a żona, jak się domyślam, nie pracuje tylko siedzi w kuchni, koszmar!!! Rozumiem, że ludzi bawi takie życie, lecz mnie od samej myśli o tym podnosi się ciśnienie grożące rozerwaniem na strzępy. Niemniej z przyjemnością poczytałabym o fabryce szkła na Murano - przywiozłam sobie taką pamiątkę, a sam proces wyrobu szkła ma dla mnie coś z pogranicza magii i wysublimowanej sztuki. Wszystko jednak musi ustąpić przed Królową Gęsią Nóżką, którą pochłaniam z zapartym tchem, a przede mną odpływ w ocean miłości do sztuki żaglowcem o nazwie "Udręka i ekstaza" - zarezerwowany już w bibliotece:) A potem chętnie zapoznam się z tym mieszczańskim życiem we Włoszech, skąd inąd wiem, że tam od rana celebruje się kwestię dla mnie absurdalną pt.co będziemy dziś jeść na obiad. Moja odpowiedź brzmi: cokolwiek co wpadnie w ręce, byle było zjadliwie. A dla nich to problem, który zajmuje cały dzień. Co jednoznacznie eliminuje czas na proces twórczy, a to przecież we Włoszech powstała większość nieśmiertelnych dzieł sztuki. A zatem wielcy tego świata nie poświęcają na kwestię jedzenia nawet minuty, bo mają inne priorytety, co za ulga:) Pozdrawiam i czekam na dalsze wskazówki, co by tu przeczytać.
OdpowiedzUsuńOj źle się domyślasz, żona jest akademickim wykładowcą, więc jak najbardziej spełnia się zawodowo, przy czym wydaje się, że lubi gotować, choć uwielbia czytać. Każdą wolną chwilę, a z racji wykonywanego zajęcia na uczelni ma ich sporo (dużo więcej od męża) poświęca na czytanie. Włosi są smakoszami i u nich jedzenie urasta niemal do rangi sztuki i choć lubię zjeść smacznie to też wydaje mi się to przesadą poświęcanie tak wiele czasu na prace kuchenne. :) A wyrób przedmiotów ze szkła to rzeczywiście musi być magia. Zazdroszczę lektury Udręki i ekstazy. Ja czytałam ją ze trzy razy, ale ten pierwszy raz - tego już nie doświadczę. A ja jestem przed lekturą Franca - czeka w bibliotece na mnie.
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałem dużo kryminałów, ale od kilku lat jakoś nic nie wpadło mi w ręce. Ten kryminał wydaje mi się interesujący głownie ze względu na miejsce akcji. Będę miał sposobność odwiedzić w ten sposób Murano, gdzie nie miałem dotąd okazji być. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że z pewną jakby to powiedzieć satysfakcją, a może zadowoleniem czytam, że jest więcej osób które nie czytują kryminałów, bowiem sama rzadko po nie sięgam i nie czuję się w tym osamotniona :). Jedynie dla serii z Brunettim zrobiłam wyjątek i to z powodu Wenecji, a potem wciągnęła mnie już cała rodzinka, koledzy i koleżanki z komendy, ich zainteresowania. Pozdrawiam serdecznie
UsuńWciąż nie poznałam żadnej z książek tej autorki, muszę sobie zanotować i w końcu coś wybrać do przeczytania.
OdpowiedzUsuńSzkłem z Murano zafascynowana jest moja koleżanka, ma trochę tych wyrobów, no i miałam okazję być z nią w sklepie z biżuterią z tego szkła, obejrzałam wtedy dokładnie większość kolekcji i muszę przyznać, że zupełnie nie rozumiem tego fenomenu. Szkło jak szkło, wzornictwo takie sobie, żaden obiekt mnie jakoś szczególnie nie zachwycił. A inne wyroby (wazony, figurki itd) znacznie piękniejsze tworzą polscy artyści. Więc o co tu chodzi?
O co chodzi? :) Zapewne o to, że jednemu podoba się Picasso, a drugi woli Rembrandta, jeden lubi słodycze a inny śledzie i wódkę, jeden czyta romanse a inny książki historyczne. Sama łapię się na tym, że jeśli nie czytuję pewnego gatunku to patrzę nań z pewnego rodzaju lekceważeniem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKiedyś myślałam, że może czegoś nie wiem o tym murańskim szkle, że jest jakieś wyjątkowe chemicznie, fizycznie czy jakoś tam, ale trochę poczytałam i różnice są niewielkie (w stosunku do polskiego). Przypuszczam, że to bardziej chodzi o "markę", bo szkło z Murano zasłynęło znacznie wcześniej niż nasze, więc kupuje się to przeważnie jako regionalną pamiątkę. Ale oczywiście, masz rację, wielu osobom akurat to się podoba - jeden woli ogórki, drugi ogrodnika córki ;), o gustach nie ma co dyskutować.
Usuń:) Ano właśnie. Nie znam się na procesie wyrobu szklanych przedmiotów, wiem jedynie, że to szkło z Murano jest dość drogie, natomiast bardzo łatwo o podróbkę chińskiego szkła niby z Murano. Z drugiej strony są piękne szklane wyroby czy to z Polski, czy to z dawnych Czech, czy z innych miejsc. Może to weneckie (murańskie) jest bardziej znane wśród laików, bo oglądając taki program jak Łowcy skarbów dowiedziałam się o wielu pięknych przedmiotach, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Ja w każdym razie mam słabość do szklanej biżuterii z Murano (o ile nie padłam ofiarą podróbek) i w zasadzie to jedyna biżuteria jaką od czasu do czasu noszę (wisiorek czy korale z szklanych kolorowych kuleczek).
UsuńZ Murano mam tradycyjną papryczkę od uroku, którą powinno nosić się przy sobie ale jakoś nie mogę znaleźć dla niej miejsca więc leży w pudełku. Co do komisarza bardzo go lubię, to fajny facet. Książek nie czytałam za to obejrzałam wszystkie filmy które nakręcono na ich podstawie. Są świetne ładna Wenecja komisarz bardzo włoski chociaż gra go Niemiec a jego rodzina bardzo sympatyczna. W jednym z filmów Brunetti próbował ugotować pyszną kolację ale wyszła porażka. Swego czasu rozglądałam się za książkami Donny Leon bo uwielbiam dobre kryminały ale okazało się że są dość drogie więc byłaby to kosztowna inwestycja. Dobrze że mi o nich przypomniałaś poszukam w bibliotekach. 🥰🙂
OdpowiedzUsuńZnam te papryczki, po raz pierwszy spotkałam się z nimi (jako symbolem) w Neapolu. Są bardzo dekoracyjne :) Zawsze oglądam różne figurki zwierzątek szklanych. Wiem, że to chińska seryjna produkcja, a mimo to drogie jak licho. Mam koleżanki kociary, ptasiary i psiary i chciałabym im kupić, ale jak na razie to zbyt droga inwestycja w przyjaźń, zwłaszcza, iż nie wiem, czy byłaby trafiona, bo mogą nie lubić takich bibelotów. O serialu niemieckim słyszałam. Koleżanka oglądała. Niestety jest na kanale romantica, a ja mam bardzo ograniczony zakres usług w tv, bo mało jej oglądam (chyba z 8 może 10 kanałów, z czego i tak oglądam czasami dwa, może trzy). Żałuję, bo byłabym ciekawa, jednak wyrabiamy sobie jakieś wyobrażenia o postaci i tak moja koleżanka mówi, że Brunetti to sympatyczny ale taki trochę ciamajdowaty facet, a ja wprost przeciwnie - jako bardzo dobrego i zdecydowanego glinę a w dodatku ciepłego faceta (rodzinnego) i zainteresowanego sztuką (klasyczne powieści, opera, malarstwo), żadnej ciapowatości, czy gapowatości, a ponoć tak troszkę jest w filmie przedstawiony, tak po włosku (rozlazły?). No w każdym razie moja ciekawość mogłaby przegrać z rozczarowaniem telewizyjną wizją. Oglądałam zdjęcia aktorów i żaden z nich nie odpowiadał mojej wizji postaci :) Książki rzeczywiście drogie, jak na kryminały, które z reguły czyta się raz i rzadko powraca, choć ja mam fioła na ich punkcie i niektóre czytam drugi raz. Ale w mojej bibliotece jest całkiem spora ich ilość, wczoraj też jedną przyniosłam. A to taka świetna letnia odskocznia dla głowy.
OdpowiedzUsuńMałgosiu, na YouTube sa wszystkie filmy, ale po niemiecku. W razie czego można włączyć napisy z automatycznym tłumaczeniem na angielski, niestety na polski nie robi. Jeśli potrzebujesz więcej informacji napisz na maila. Mnie Brunetti się podoba, nie jest ciapą po prostu zrównoważony facet, który ciągle ma głowę zajęta myśleniem o sprawach kryminalnych. Nie jest typem amanta ani ekstrawertycznym Italiano, to już bardziej jego szef. Natomiast co do figurek zwierzaczków też byłabym ostrożna. W domu mam trzy żywe kotki i chociaż je bardzo kocham nie kultywuję kocich gadżetów, koszulek i t.d. ponieważ wydaje mi się to trochę maniakalne, chociaż oczywiście są kociarze, którzy to lubią i jest to ich święte prawo. Buziaki przesyłam, miałam okropny dzień (niestety) marzę łóżku i odpoczynku.
OdpowiedzUsuńFilmik znalazłam po niemiecku, ale napisów nie umiem ustawić czy dodać. Dziś już nie będę próbowała, bo jestem trochę zmęczona nauką angielskiego. Moje lekcje włoskiego są po angielsku, a że nie znam dobrze tego języka (a raczej znam kiepsko, muszę się podszkolić, bo połowa błędów wynika z niezrozumienia poleceń, albo złego przetłumaczenia ang. :) To tak, żeby mi nie było zbyt łatwo. Jesteś kolejną osobą, która mając żywe kotki nie lubi czy też nie przepada za pamiątkami z kotami. Postaram się to zapamiętać. Jak na razie uszczęśliwiłam tylko jedną koleżankę książką z wierszami o kotach i karteczkami z kociakami (twierdzi że trafiłam, ale więcej nie będę próbować). Wypoczywaj po trudnym, ciężkim dniu. Ja wracam do lektury kolejnego kryminału z komisarzem B.
OdpowiedzUsuńZ twojej inspiracji wypożyczyłam kiedyś książki o komisarzu Brunettim, ale mnie nie zainteresowały. Wydawały mi się naiwne jako kryminalne historie. Autorka Donna Leon to niezwykła osobowość. Zwróciłam uwagę na te kwestie kulinarne, i to mi się podobało, bo wiem że u nich jedzenie to jak rytuał neoreligijny 🤣 byłam we Włoszech wiele razy i nawet na bardzo eleganckim weselu włoskim na zamku w Chianti koło Florencji. Pobierali się młodzi artyści, muzyk i malarka. Prosili w miarę możliwości ubrać się w stroje nawiązujące do lat 50. Przypomniało mi się teraz, że nawet o tym nie pisałam na blogu, bo zaraz potem miałam inne ciekawy wyjazd. Muszę się też pochwalić, że moja uczennica z lat 80. Napisała teraz autobiograficzną książkę po włosku i często o mnie wspomina jako swojej wychowawczyni, która miała wpływ na jej pozytywne decyzje. O tym też powinnam napisać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie z upalnego świętokrzyskiego ♥️
To jest ryzyko polecającego, że coś się może nie spodobać. Inne mamy gusta i czego innego oczekujemy od lektury. Ciekawa jestem, czy moja siostra jest zadowolona z polecenia (i pożyczenia) książki, czy też nie trafiła ona w jej gust. Ja pamiętam jak wiele osób zachwycało się skandynawskimi kryminałami a ja czytałam zgrzytając zębami. Mnie w kryminałach Donny Leon najbardziej podoba się właśnie to, że one mają mało wspólnego z kryminałami. Ja byłam na włoskim weselu mojej ciotki, gdzie przyjęcie odbywało się na powietrzu - przy stołach - drewnianych ławach (było mało elegancko, za to jedzenie było pyszne a zabawa mimo braku tańców było bardzo wesoło. Mieć wpływ na czyjeś życie to duża odpowiedzialność. Ja w zasadzie nie mogę powiedzieć o żadnej z moich nauczycielek, aby wywarła wpływ na mnie, czy moje decyzje, choć miałam bardzo nietuzinkową nauczycielkę polskiego, która sporo mnie nauczyła i której zawdzięczam zainteresowanie humanizmem, choć wówczas sobie tego nie uświadamiałam. Pozdrawiam z przyjemnie chłodnego Gdańska (nie to, aby było zimno, ale nie jest już tak koszmarnie upalnie, jak wczoraj).
OdpowiedzUsuńA ja lubię skandynawskie kryminały, bardzo bardzo. Takie bardzo noir. Ale tak w ogóle to preferuję inną literaturę. Noblowską 🤣
OdpowiedzUsuńMoje włoskie wesele było międzynarodowe. Panna młoda amerykańsko-włoska i ona była z rodziny mojego męża. Pan młody Włosi słoweńskiego pochodzenia, a znajomi młodej pary byli z całego świata. Sam ślub we Florencji, w Ratuszu na Rynku, wesele na zamku, też trochę w plenerze, trochę wewnątrz. Grał na wiolonczeli sam następca Mścisława Rostropowicza. Nie mogę teraz sprawdzić nazwiska, bo mi zniknie komentarz. Znal nawet język polski. Ach, co to był za ślub jak ten dawny tytuł.
Muszę coś napisać na temat mojej uczennicy, z cytatami z książki, ale czekałam na wyjazd do niej, żeby to połączyć. Tylko obowiązki rodzinne mnie wstrzymują.
U nas nadal straszny upał.
Chwilę wcześniej małgosia pisała, że nie rozumie o co chodzi z tym szkłem z Murano :) Tak ja nie pojmuję fenomenu skandynawskiego kryminału, choć prawdę powiedziawszy to przeczytałam jeden Camili Lackerg i tak się zraziłam, że nie chcę sięgać po inne. To zapewne krzywdzące dla prozy skandynawskiej z gatunku kryminału, ale mam tyle ulubionych gatunków, że rzadko sięgam po coś nowego, bo tak bardzo brakuje czasu to to, co jest dla mnie must read. Po Donnę Leon też bym nie sięgnęła, gdybym nie dostała w prezencie na nowy etap życia książki o weneckich tropach w powiastkach kryminalnych Donny Leon i ... zażarło. Cieszę się, bo taki lekki przerywnik nie wymagający skupienia jest dla mnie miłą odmianą.
OdpowiedzUsuńNa "naszym" tj. na weselu mojej ciotki też było międzynarodowe towarzystwo, ale nie było takiego high lifu. Choć i muzyczka też była:) Widzę, że przywołałam miłe wspomnienia, co mnie cieszy. I jeszcze bardziej cieszy, iż pogoda dała nam nieco odpocząć od upałów. I może jeszcze jutro uda się ich uniknąć. :)
Pozdrawiam
Po noblistów też sięgam od czasu do czasu, choć nie każdy noblista zyskuje moje uznanie, ale warto jest poznawać różną twórczość i tę nagradzaną z różnych powodów i tę która nie miała takiego farta. A to mi uzmysławia, iż muszę zamieścić ostatnie recenzje noblistów na stronie wyzwania czytamy noblistów, bo jakoś o nie zapomniałam.
OdpowiedzUsuń