Lubię muzea, lubię ciszę. Intrygujący tytuł i piękna recenzja u Nemeni spowodowały, że książka powędrowała na moją półkę. Powędrowała i pewnie długo by tam czekała na swoją kolej, gdyby nie trójkowe wyzwanie u Sardegny, które zakładało w maju przeczytanie jednej pozycji z literatury azjatyckiej.
Młody muzealnik przybywa na zaproszenie nieznanej mu kobiety (zwanej Staruchą) do prowincjonalnego miasteczka, aby stworzyć tutaj niecodzienne Muzeum. Muzeum to nie ma nic wspólnego z powszechnie rozumianą definicją tego rodzaju przybytku, która stanowi, iż "Muzeum to niekomercyjna, trwała instytucja publiczna, która służy społeczeństwu i jego rozwojowi, prowadzi różnorodne badania nad materialnymi dowodami działalności człowieka oraz nad jego środowiskiem, ponadto zbiera i przechowuje owe materiały, ogłaszając wyniki swoich badań, a także wystawia swoje zbiory w celach naukowych, edukacyjnych i rekreacyjnych."
Muzeum, jakie na zlecenie Staruchy ma stworzyć Muzealnik to muzeum pamiątek po mieszkańcach miasteczka, ale pamiątek nie byle jakich, pamiątek, które były bardzo osobiste i bardzo ważne dla tych osób, które przeszły już na drugą stronę, w krainę ciszy. W zwykłym obserwatorze zestaw zgromadzonych „eksponatów” budzić może mieszane uczucia; drwiny, lęku, niesmaku, a może zaciekawienia. Jaki związek z mieszkańcami miasteczka mogą mieć spirala antykoncepcyjna, tubki po farbach, piędź trawy. Każdy z eksponatów potrzebuje swojej legendy, opisu, który spowoduje, iż dawno zmarli staną na powrót przed oczyma żyjących. Muzealnik przy pomocy adoptowanej córki Staruchy porządkuje, kataloguje i gromadzi pamiątki po zmarłych.
Do stworzenia tego osobliwego Muzeum potrzeba wielkiej wyobraźni, bo „bez wyobraźni, która sprawia, że najzwyklejsza pamiątka budzi szacunek i czułość nie powstanie muzeum z prawdziwego zdarzenia”.
Powieść od pierwszej strony wprowadza w klimat; prowincjonalnego, cichego, dziwnego miasteczka, w którym życie toczy się jak senna wizja. W niespiesznie toczącą się opowieść autorka wplata wątki kryminalne, które czynią atmosferę bardziej dramatyczną i jeszcze bardziej odrealnioną. Przez całą opowieść bezimiennym bohaterom (Starucha, muzealnik, dziewczynka, ogrodnik) towarzyszy cisza. Cisza której nauczają mnisi z klasztoru, cisza, jaka wypełnia muzeum, cisza, którą przemawiają pamiątki po zmarłych, cisza, która towarzyszy odchodzeniu, i wreszcie cisza, którą od czasu do czasu przerywają dramatyczne wydarzenia (wybuch bomby, kolejne zabójstwo, odwiedziny policjantów).
Muzeum ciszy to niewątpliwie ciekawa pozycja, która wciągnie swą duszną atmosferą, mrocznym klimatem, subtelnością opisu, prostotą przekazu, refleksyjnością niejednego czytelnika.
Niestety, chyba mój obecny nastrój nie współgrał z nastrojem powieści. Książkę przeczytałam do końca nie bez zainteresowania, ale odłożyłam na półkę bez żalu. Może to za sprawą wątku makabrycznych pamiątek po zmarłych, a może zbyt dosadnych opisów fizycznych ułomności Staruchy książka momentami wzbudzała we mnie niesmak i odrazę.
Moja subiektywna ocena 3,5/6
Dziękuję za udział w wyzwaniu :) Książka raczej nie w moim guście.Cieszę się, że mogłam się przyczynić do Twojego sięgnięcia po powieść, dawno odkładaną. Z moją azjatycką było podobnie, nie mogła doczekać się swojej kolejności :)
OdpowiedzUsuńJa także się cieszę, że udało mi się po raz kolejny sprostać wyzwaniu i ciekawa jestem, co przyniesie kolejny miesiąc. Może jeszcze raz uda się wziąć udział.
UsuńDla mnie Muzeum było zbyt zwiewne, zabrakło mi jakiegoś jednego mocnego elementu, tak się całość rozpłynęła na koniec. Ale pięknie napisane, to trzeba przyznać.
OdpowiedzUsuńTak, czegoś tu brakowało, ale też z mego punktu widzenia czegoś było za dużo (właśnie tych makabryczno-fizjologicznych wątków).
UsuńMuszę się przyznać. Nie lubię literatury azjatyckiej ale filmów także.
OdpowiedzUsuńKilka razy próbowałam, miałam chęci, jednak nic z tego nie wyszło.
Pozdrawiam
Moja znajomość zarówno literatury jak i kinematografii azjatyckiej jest uboga, ale jak dotąd nie przypominam sobie, aby coś mnie zachwyciło tak bardzo. Chyba tkwię w kulturze europejskiej zbyt głęboko.
UsuńNo i jeszcze amerykańskiej :)
UsuńJa również nie przepadam za literaturą azjatycka.
OdpowiedzUsuńJak wyżej :)
UsuńZ książek "muzealnych" polecam za to "Muzeum ziemi ojczystej" S. Lenza - prowincjonalny klimat bez makabry i znacznie nam bliższy :-)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam tytułu, ale zwrócę uwagę, zwłaszcza, że jak piszesz bez makabry :)
OdpowiedzUsuńTo kolejna recenzja bez entuzjazmu, więc chyba nie sięgnę. Ale tytuł chwytliwy, bo kto dzisiaj nie potrzebuje ciszy? I muzea lubię. Ech...
OdpowiedzUsuńBardziej entuzjastyczna recenzja znajduje się u Nemeni, której zdanie bardzo sobie cenię. Tym razem jednak odbiór nieco nam się rozminął :)
UsuńMnie Azja jakoś tak ogólnie niezbyt ciekawi. Owszem, widziałam na różnych festiwalach kilka świetnych azjatyckich filmów. Ale jakoś w literaturze azjatyckiej tego klimatu już nie odnalazłam. I jako kierunek podróży też mnie tam nie ciągnie. Pozostanę bliższa rodzimej kulturze.
OdpowiedzUsuńMnie również Azja nie ciągnie, ani w sensie geograficznym, ani literacko-kulturowym. Zdecydowanie jestem pro-europejska. Trochę pro-amerykańska i troszeńkę pro-afrykańska. :)
UsuńJa do tej pory miałam wielką ochotę na tę książkę i myślę, że mimo wszystko ją przeczytam, choć może nie tak zaraz. Mimo że te wątki makabryczne też mi raczej nie przypadną do gustu.
OdpowiedzUsuńAgnieszko, jeśli nie masz, to mogę pożyczyć łącznie z pozostałymi. W tym tygodniu nie dam rady, ale odezwę się już wkrótce i mam nadzieję, że nasze spotkanie wreszcie dojdzie do skutku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie mam, ale jest w mojej osiedlowej bibliotece, więc chyba nie będę Ci podkradać - co prawda miałabym motywację, żeby w miarę szybko przeczytać, ale z drugiej strony nie chciałabym trzymać książki pół roku, a stosy pożyczonych zawalają już całą półkę :/
UsuńCzekam w takim razie na maila, mi jest wszystko jedno, dla mnie wszystkie dni są takie same ;)
Czy osoby, które tak stanowczo nie lubią literatury azjatyckiej potrafią wskazać konkretny(-e) tytuł(-y), który tak je zniechęcił(-y)? Bo mnie to ciekawi. Może zwyczajnie osoby te trafiły na trudnych pisarzy? Azja to strasznie szeroki obszar, szkoda tak nie lubić całej Azji po jednym czy dwóch pisarzach chińskich/japońskich (bo mam wrażenie, że mówiąc Azja większość z tych osób ma na uwadze Daleki Wschód).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!:)
To bardzo ciekawe pytanie. No cóż, mogę wypowiadać się jedynie w swoim imieniu. Jak napisałam wyżej moja znajomość zarówno literatury, jak i kultury azjatyckiej jest dość uboga. Ale to, że mnie do niej nie ciągnie jest bardziej wynikiem całokształtu odczuć, skojarzeń, jakie wywołuje we mnie ten region świata, niż konkretnej lektury, filmu, obrazu. To kwestia gustu, który sprawia, że coś nam się bardziej podoba, a coś mniej. Bardziej lubimy klasykę, a mnie romanse, albo na odwrót. To nawet nie jest kwestia lubię/ nie lubię- ale podoba mi się, albo mi się nie podoba, ciągnie mnie, albo jest mi obojętne. Nie znaczy to przecież, że skreślamy jakiś gatunek (tu: literatury), między innymi wyzwanie u Sardegny ma na celu rozszerzanie naszych horyzontów i poszukiwanie, przekonanie się, czy tak na prawdę ta klasyka, literatura skandynawska, azjatycka to nie nasza bajka, czy może jednak okaże się, że nasze wyobrażenia, przeświadczenia były mylne.
UsuńOwszem, z drugiej jednak strony, gdybym nie znała literatury japońskiej (tu okroję do Japonii, zamiast o całej Azji mówić), zaczęła znajomość od Kenzaburo Oe i na nim poprzestała, bo mi kompletnie podpadł (czytając go, miałam wrażenie, że świat cały jest lepki, brudny i nieprzyjemny), to straciłabym tylu genialnych pisarzy, że aż słów brak. A tu patrzę, jak ludzie po jednej/dwóch lekturach ochoczo deklarują, że Azja im nie pasuje. Dziwi mnie to, no, zaskakuje.
UsuńZgadzam się, że takie zamykanie się na jakąkolwiek dziedzinę sztuki (życia) może nas szalenie ubogacić. Ale z drugiej strony życie jest sztuką wyborów, nie przeczytamy wszystkich wartościowych książek, nie poznamy wszystkich pięknych dzieł malarskich, muzycznych, etc.. Ważne chyba jest to, aby się nie bronic przed nowymi odkryciami, nie zasklepiać w jednorodności. To taka troszkę moja dewiza życiowa- cały urok życia w różnorodności. No i jest też i tak, że czasami do czegoś się dojrzewa, coś co nie podobało nam się w młodszym wieku, z czasem zaczyna nas fascynować. Bardzo dziękuję za wypowiedz. I chętnie będę gościła cię w moich skromnych progach częściej, choć nie mogę obiecać, że będzie to często literatura azjatycka :).
UsuńMnie ta książka bardzo się podobała, oceniłam ją wysoko :-)
OdpowiedzUsuńJedyny wątek, który wzbudził we mnie niesmak, to ten, kiedy pan kustosz kroił żywego ślimaka, by go oglądać pod mikroskopem. Kusztosz wydał mi się trochę nieludzki i bezduszny.
Wierzę, że ta książka może się spodobać. Jak dziś czytam swoją recenzję sama się dziwię, dlaczego książka nie trafiła w mój gust. Może jak napisałam to nie był ten właściwy czas, a może nie każda książka nawet dobra musi się nam spodobać :)
OdpowiedzUsuń