Kiedy do urlopu zostało jeszcze sporo czasu szukam wytchnienia w tym, co towarzyszy mojej codzienności. Idąc rano do pracy (a pracuję chwilowo na Starówce) mam okazję oglądać miasto w niezwykłej odsłonie. Widok, który jawi się moim oczom jest widokiem, jakiego nie ogląda większość turystów. Jest to miasto pozbawione tłumów, hałasu, zgiełku i muzyki. Widok powyżej jest dla mnie niczym oglądanie Placu Świętego Piotra w Watykanie czy Katedry Notre Dame w Paryżu. Oparta o balustradę mostu łączącego Zieloną Bramę z Wyspą Spichrzów mogę długo wpatrywać się w wodę, pływające po kanale stateczki, odrestaurowane kamieniczki czy tarasy nadbrzeżnych restauracji. Nie będę oryginalna, ale taka jest prawda; Pobrzeże, ulice Mariacka i Długa to ulubiona trasa moich spacerów. O takim widoku i takiej możliwości nieograniczonego niczym przejścia przez Mariacką (jak na zdjęciu nr 2) odwiedzający Gdańsk podczas Jarmarku Dominikańskiego (trwa od 26 lipca do połowy sierpnia) mogą jedynie pomarzyć. Dzisiaj trudno przecisnąć się między straganami z bursztynem i pamiątkami oraz snującymi leniwie przechodniami. Choć i tak mniej tutaj tłoczno niż na Długiej, gdzie zajęty jest niemal każdy stoliczek kawiarnianego ogródka. Dziś odwiedzający miasto chadzają już nie grupami, a kawalkadami. Wracając z pracy zastanawiam się, czy nie jest tu tłoczniej niż w którejś z metropolii, które odwiedziłam zeszłego roku, a może tylko tak mi się wydaje. Dlatego tak cenne są te poranne przed pracą spacery, wystarczy kilka minut, aby przypomnieć sobie, że moje miasto jest najpiękniejsze na świecie. Idąc Długą wzrok nieodmiennie zatrzymuje się na Neptunie. Jest to najładniejsza z gdańskich fontann. Pod Golasem umawiam się od zawsze ze znajomymi, choć nie jest to najlepszy punkt spotkań, z uwagi na kształt fontanny, który sprawia, iż można się bawić w kotka i myszkę, niczym Dziewoński z Gołasem w filmie "Żona dla Australijczyka". Przepiękny widok będący moim udziałem w drodze do pracy szlak trafia w drodze powrotnej, kiedy przez Długą i Długi Targ trzeba się niemal przedzierać niczym przez zasieki na polu bitwy. Chcąc uniknąć i tłumów i żaru z nieba wybrałam się na późnowieczorny spacer.
Można powiedzieć, iż trafiłam jak kulą w płot, bowiem, nie uniknęłam ani upału, który mimo minięcia północy nie zelżał ani odrobinkę, ani towarzystwa dwunożnych, ponieważ był to pierwszy Dzień Jarmarku, a więc w mieście odbywała się cała masa atrakcji; od uruchomienia Diabelskiego Młyna nad Motławą, który góruje nad kamieniczkami niczym London Eye nad Tamizą, poprzez liczne koncerty i przedstawienia związane z Festiwalem Szekspirowskim po fajerwerki włącznie. No cóż, nie można mieć wszystkiego, a poczucie więzi i współuczestnictwa też jest nie do pogardzenia. Aby całkiem zakręciło się w głowie od nadmiaru wrażeń proponuję
skorzystać z Koła Widokowego (Diabelskiego Młyna), z którego wagoników rozciąga się piękna panorama miasta. Jeszcze nie zdążyłam zakosztować powrotu do przeszłości, ale mam to w planach. Niezmiernie ciekawa nowego Teatru Szekspirowskiego skorzystałam z możliwości wejścia na jego teren (jeszcze w budowie), aby na dziedzińcu pod gołym niebem, jak to za czasów Wiliama bywało obejrzeć dwie miniaturki Sceny miłosne wg Szekspira. Było to niezwykłe przeżycie z powodu scenerii, jaka towarzyszyła oglądaniu sztuki. Publiczność stała, a aktorzy występowali na zaimprowizowanej scenie. Jeśli do tego dodać, iż przedstawienia zaczynały się o godzinie dwudziestej drugie, trzeciej i czwartej to możecie sobie wyobrazić niezwykły klimat spektaklu. Pomimo, że nie przepadam za pantomimą było to ciekawe doświadczenie. Niestety zdjęcia robione w nocy jakoś kiepsko mi wychodzą. Na zakończenie spaceru życzę wszystkim błogiego spokoju(bierzcie przykład z wygrzewającego się na słoneczku futrzaka).
Jakiż miły spacer:) Miasta słynące zabytkami "mają to do siebie", że są w sezonie opanowane przez turystów. To samo mówią rzymianie, wenecjanie, ateńczycy, krakowianie... Jak pogodzić tęsknotę do spaceru bez tłumów z tęsknotą zobaczenia, spełnienia marzeń? Przyjaciółką może być tylko noc i ranek.
OdpowiedzUsuńTylko raz odwiedziłam Gdańsk, bo dla mnie to wyprawa przez całą Polskę. Noclegi miałam przy ulicy Długiej z widokiem na Neptuna. Pierwszą moją gdańską powieścią była "Panienka z okienka", nawet sfilmowana z piękną Polą Raksą.
Dla mnie daleko do Krakowa, choć z powodu połączeń lotniczych wydaje się, że i tak nie najdalej. Mieszkanie przy Długiej - kiedyś marzyłam, aby tam zamieszkać, co skutecznie wybiły mi z głowy osoby tam pracujące oraz koleżanka mieszkająca nieopodal; głośno niemal przez cały rok, pora rankami i nocami, a i to nie zawsze (jarmark, sylwester, różnego typu imprezy). A jest to uciążliwe nie tylko dla ludzi starszych, ale i tych całkiem młodych, którzy co rano muszą iść do pracy. Ale na wakacyjny pobyt to chyba super miejsce, starówka na wyciągnięcie ręki, tętni życiem. Ja uwielbiam te niemal coniedzielne spacery i kawę wypijaną w którejś z kafejek, przeważnie tam umawiam się ze znajomymi, choć latem raczej ją omijamy :) Panienka z okienka - wspominam z łezką w oku, nawet niedawno sobie odświeżyłam czytając książeczkę. Z chęcią bym ten film sobie jeszcze raz obejrzała. We wspomnianym filmie żona dla Australijczyka też grają gdańskie uliczki:)
UsuńPięknie, nastrojowo. Aż zatęskniłam. Tylko że to najdalej położone ode mnie miasto! Wciąż sobie obiecuję, że już za rok to z pewnością. A jak tam kuranty? Nie słychać "Roty"?
OdpowiedzUsuń:) wiele miast u nas leży tak daleko od siebie, że przez to lepiej poznajemy Europę niż Polskę, niestety. Ale jak już ruszy to Pendolino, a może potem kolejne połączenia, to i my ruszymy w kraj, my niezmotoryzowaniu:)
UsuńSpecjalnie wsłuchuję się w dźwięki carilionu z Ratusz i stwierdzić mogę z całym przekonaniem, że wydzwaniają różne melodie. I jedyna, którą moje nadepnięte przez słonia ucho rozpoznaje to właśnie Rota. Jest też coś alla Oda do radości, ale tu nie mam stuprocentowej pewności, moja mama zapytana stwierdziła, że nigdy się nad tym nie zastanawiała i nie wsłuchiwała w dźwięki (co jakoś potwierdza, iż najciemniej pod latarnią i najsłabiej znamy to co mamy pod nosem).
Dzięki za podsłuch! Jest "Rota", jest dobrze:)
Usuń:)
UsuńPo Gdańsku zawsze z przyjemnością pospaceruję. Rok temu sobie odpuściłem sobie tę przyjemność, w tym też mnie tam nie będzie, może za rok :)
OdpowiedzUsuńTak mam z Krakowem, zawsze i o każdej porze. Ano właśnie, czemu ja tak dawno tam nie byłam. Może jakiś weekendowy wypad?
OdpowiedzUsuńRównież uwielbiam spacery po Gdańsku.. Nawet powiem, że zdarzyło mi się pojechać specjalnie zimą, żeby uniknąć turystów i odbyć właśnie taki spokojny spacer, jak ten Twój. Co prawda zabrakło uroku lata, ale i tak z przyjemnością wspominam tamten tydzień :-)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia. Nie mogę się napatrzeć.
Ja tak mam z Krakowem, choć ostatnimi czasy turyści coraz częściej podróżują i zimą, ale i tak najtłumniej i gwarniej jest latem. Uśmiecham się, bo sama stanowię część tego tłumu we wrześniu w innych metropoliach. Taki, jak napisała nutta urok pięknych i znanych miast :)
UsuńMoże wreszcie się zmobilizuję na wycieczkę do Gdańska? Ech, mamy w planach od... ślubu.
OdpowiedzUsuńAle na bank moja wielka zagraniczna podróż odbędzie się do Paryża. tak sobie obiecałam i teraz zbieram siły (i materiały).
Dziękuję serdecznie za dodanie do blogrolla!
U mnie też parę takich miast wciąż czeka na odwiedziny, tzn. czeka o wiele więcej, ale jest kilka takich, które muszę zobaczyć. Paryż :) wart jest mszy .. i obejrzenia, a niektóry się nawet w nim zakochują (jak ja), choć są i tacy, których wyobrażenia rozbijają się z rzeczywistością. Na moim blogrollu byłaś od dawna, zmieniłam tylko adres na aktualny.
UsuńNigdy nie byłam w Gdańsku...Czas by tam się wybrać...Choć to trochę daleko ode mnie...Pozdrawiam Monika:)
OdpowiedzUsuńGdańsk zaprasza :)
UsuńByłam w Gdańsku dawno temu. Bardzo dawno i chętnie bym go odwiedziła szczególnie w czasie Jarmarku Dominikańskiego.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością powędrowałam za Twoimi zdjęciami.
Czyli są osoby, które lubią jak jest gwarno i tłoczno :) Pewnie, że są, inaczej wszyscy siedzieliby w domu :)
UsuńRaczej za tłokiem nie przepadam toteż cieszy mnie, że mieszkam niby w miasteczku, ale jak na wsi. Niemniej taki Jarmark przyciąga - chociaż już pewno to nie jest to samo jak w latach 70-tych, gdy tam byłam po raz pierwszy i ostatni.
UsuńDzisiejszy Jarmark to już zupełnie inny Jarmark, niż ten lata temu, ale to można powiedzieć niemal o każdej rzeczy (czas nie stoi w miejscu), kilkadziesiąt lat temu to gdyby nie ten tłok to nawet mogłabym powiedzieć, iż lubiłam chodzić na Jarmark, potem chodziłam ostatniego dnia po południu, było wiele obniżek i mniejszy tłok, teraz, ci co chodzą mówią, że nie ma tam nic, czego by nie można kupić gdzie indziej, ale też nam takich, którzy lubią chodzić, bo czują tam specyficzny klimat. Pewnie, gdyby nie te ocierające się o mnie tłumy z chęcią bym zajrzała na stoiska, zwłaszcza te z rękodziełem; malowane szkło, fajans, obrazki, rzeźby, tudzież bukiety kwiatów zasuszone, czy warkocze czosnku. A Jarmark rzeczywiście przyciąga, zwłaszcza turystów, pewnie, gdybym wyjechała gdzieś, gdzie by się odbywał nie odmówiłabym sobie obejrzenia:), jak robię to na świątecznym krakowskim czy robiłam na grudniowym amsterdamskim.
UsuńChętnie odwiedzę Gdańsk, jak tylko czas pozwoli ;)
OdpowiedzUsuńPowoli upały zelżały i robi się coraz przyjemniej, jest czym oddychać, a za tydzień mam nadzieję, Gdańsk odetchnie, bo sporo turystów wyjedzie (z końcem Jarmarku).
UsuńI oczywiście Gdańsk zaprasza wszystkich chętnych :)
Usuń