Pożoga to zapis zbrodni, jakiej dopuszczono się w latach 1917-1919 na Kresach. Począwszy od napadów o charakterze rabunkowym, poprzez mordy i pogromy, aż do próby wymazania z pamięci ludzkiej faktu istnienia na tej ziemi świata innego niż bolszewicki autorka opisuje zdarzenia, których była świadkiem – żona administratora jednego z majątków na Wołyniu.
Debiut pisarski pani Kossak-Szczuckiej wywołuje we mnie mieszane uczucia.
Z jednej strony Pożoga budzi uczucie wdzięczności z powodu utrwalenia pewnego okresu dziejów, który, być może, gdyby nie zapisy świadków rozmyłby się w historii, jako niebyły, lub li tylko, jako zbiór suchych faktów.
Z drugiej strony sposób pisania (emfatyczny, metaforyczny, trochę infantylny) powodował momentami zgrzytanie zębami.
Za największy walor książki uważam jej wartość dokumentalną, danie świadectwa obrazu zbrodni i ludzkiego zwyrodnienia, świadectwa zniszczenia świata na Kresach. Moja wiedza na ten temat - przyznaję - była niewielka.
Po niezwykle urokliwym wstępie, będącym fotografią arkadyjskiej krainy ziemiańskiego dworku, oazy radości, piękna, ostoi kultury, sprawiedliwości, sielskiego dzieciństwa i młodości autorka przenosi czytelnika w świat chaosu, rabunków i mordów. Obraz przechodzenia z rąk do rąk ziem kresowych od ukraińskich chłopów, poprzez bolszewików, Niemców, do działających pod różnymi sztandarami Ukraińców oraz obraz grabieży, rzezi i pogromów jest niezwykle poruszający, żeby nie powiedzieć wstrząsający. Bardzo żałuję, iż po raz kolejny książkę poznałam w formie audio, bowiem nie mogłam zamknąć uszu na opisy bestialstwa katów (dorównujące w swym okrucieństwie i zwyrodnieniu jedynie opisom średniowiecznych tortur).
Kossak – Szczucka pisze w sposób niezwykle emocjonalny, co z jednej strony jest zaletą książki; daje autentyczny obraz przeżyć, z drugiej pozbawia jasnego osądu zdarzeń i powoduje jednostronność sądów (kiedy np. idealizuje ziemiaństwo przedstawiając je, jako pozbawione wad zbiorowisko ludzi szlachetnych, kulturalnych i sprawiedliwych, albo kiedy dokonuje osądu zachowań poszczególnych nacji, któremu to osądowi często brakuje konsekwencji).
Mimo wszystko, uważam, iż książkę warto przeczytać, choćby ze względu na jej wartość poznawczą. Jako relacja naocznego świadka wydarzeń ma nieocenioną wartość historyczną.
Ta jednostronność sądów Kossak jest zrozumiała - trudno od kogoś kto utracił dom oczekiwać wyważonych, obiektywnych opinii, ale nie zmienia to faktu, że brak krytycznej refleksji rzeczywiście jest rozczarowujący.
OdpowiedzUsuńToteż ja ją rozumiem, współczuję, że była świadkiem, że żyła w takim czasie i jestem wdzięczna, że podzieliła się z innymi swoimi przeżyciami, co nie zmienia faktu, że taki opis zdarzeń rzutuje na ich odbiór.
UsuńTo chyba była powszechna postawa, podobnie jest u Dunin-Kozickiej w "Burzy od wschodu", tyle że u D-K widać cień tej spóźnionej refleksji, w stylu, że oto my polska szlachta mieliśmy takie wspaniałe plany nieść kaganek oświaty pomiędzy czerń, ale już nie zdążyliśmy, bo nam nie dano, a takie mieliśmy dobre chęci.
UsuńMoże zabrakło dystansu, jednak inaczej oceniamy wydarzenia, kiedy się dzieją, lub krótko po, a inaczej z perspektywy czasu. Jeśli tak, to ciekawa jestem powieści z czasów wcześniejszych. Drugiej z pań nie czytałam (jeszcze?)
UsuńJej brakło dystansu wobec spraw, które dotykały ją bezpośrednio, co widać też w "Z otchłani". To zaskakuje jeśli ma się w pamięci "Krzyżowców" chyba jedną z wybitniejszych polskich powieści historycznych.
UsuńNo to już wiem, która z książek ZKS będzie następną moją lekturą.
UsuńJeśli myśli o "Z otchłani" zwłaszcza we wcześniejszej wersji to możesz być mocno zdegustowana, jeśli "Krzyżowców" to wręcz przeciwnie.
UsuńMyślałam o Krzyżowcach :)
UsuńWięc jednak mieszane uczucia? Ja akurat "Pożogi" nie czytałam, ale takie właśnie bardzo mieszane uczucia miałam po przeczytaniu "W otchłani". Z jednej strony kronikarski zapis bardzo ważnych, tragicznych wydarzeń, z drugiej - chwilami nieznośny język, infantylne myśli i wnioski... Z tego powodu nie mogę zaliczyć Kossak do moich ulubionych autorek.
OdpowiedzUsuńPożoga była moim pierwszym spotkaniem z pisarką. Po jej lekturze byłam pod wrażeniem zdarzeń, które opisała, a jednocześnie nie potrafiłam się zgodzić z wieloma prezentowanymi przez nią wnioskami, czy ocenami.
UsuńMasz rację, że Kossak-Szczucka pisze w sposób niezwykle emocjonalny. Mnie się te emocje bardzo udzieliły.
OdpowiedzUsuńMam tę książkę. Muszę się przyznać, że bardzo często przeżywam zbyt mocno te wszystkie świadectwa zbrodni i ludzkie zwyrodnienia, nie tylko tu na Kresach lecz wszędzie. A przecież to wszystko dotyczy tylko lat 1917-1919.
A lata późniejsze? Lata II wojny i powojenne? W moich genach nie płynie nienawiść ale trudno zapomnieć o tych wszystkich pomordowanych. I kiedy pojechałam w 2009 roku na Ukrainę i zobaczyłam jak bardzo jest niszczone nasze dawne dobro kulturowe, postanowiłam, że nigdy już nie odwiedzę tego kraju.
Tamto społeczeństwo ma w genach niszczenie wszystkiego co ludzkie i co do ludzi należało.
Małgosiu, musiałam to napisać. Dlaczego? myślę, że kiedyś Ci wyjaśnię.
Pozdrawiam serdecznie:)
Ja także mocno przeżyłam opisane w książce historie. Niejednokrotnie opowiadałam o wrażeniach z lektury znajomym mówiąc, iż wiedząc o zdarzeniu, nie miałam jednocześnie świadomości skali zbrodni i okrucieństwa tej nacji. Przecież te opisy dotyczące bardzo drastycznych scen były jak opisy średniowiecznych tortur, które łatwiej nam "przełknąć" bo działy się tak dawno temu. Tymczasem ... brakuje słów... Tak więc chyba rozumiem, co chciałaś napisać..
UsuńLektura jeszcze przede mną, ale muszę powiedzieć, że nie dziwię się "jednostronności sądów" autorki. Niedawno czytałam jej biografię i - o ile dobrze pamiętam - w momencie ucieczki z "pożogi" jej młodsze dziecko liczyło sobie osiem miesięcy, a starsze kilka lat. Po tym, co przeżyła, nic więc dziwnego, że czasy przedrewolucyjne wspominała jak sielankę. W podobnej, a może nawet gorszej sytuacji była Anna Pruszyńska, matka Ksawerego i Mieczysława, która z kilkuletnimi chłopcami, zdana tylko na siebie, przedzierała się przez kilka frontów, aby dotrzeć w bezpieczne miejsce. Polecam również jej wspomnienia.
OdpowiedzUsuńOgrom cierpień i okropności, jakie były udziałem pani Zofii jest niewyobrażalny. W Pożodze wspomina rozterki związane z dziećmi, kiedy mogła wraz z mężem uciec poza obszar działań, ale to niosło za sobą zbyt duże ryzyko dla małych dzieci (nie przeżycia drogi), a z drugiej strony pozostanie wcale nie było bezpieczniejsze. Sytuacja bez wyjścia. W Pożodze wspomina się Pruszyńskich (choć nie wiem, czy tych samych).
UsuńTych samych. :)
UsuńMi nie przeszkadzała jednostronność (chyba nie można wymagać wczuwania się w sytuacji zagrożenia życia wczuwania się w intencje drugiej strony) , tylko pewne poczucie wyższości narratorki.
OdpowiedzUsuńAle zgadzam się, że dobrze, że powstała.
Masz rację - wymagać nie można- dobrze sobie po latach z perspektywy ciepłego i bezpiecznego kąta wybrzydzać nosem, a gdyby się było postawionym w takiej sytuacji ... to co ty nazywasz poczuciem wyższości - ja nazwałam idealizowaniem ziemiaństwa, z której to idealizacji wynika chyba to poczucie wyższości... a może się mylę..
UsuńOstatnio nie mogę już czytać takich rzeczy. Serce zbyt boli...
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię, ja też sobie dawkuję tego typu literaturę.
Usuń