Zanim sięgnęłam po książkę nazwisko Beksiński mówiło mi niewiele. Nie wiem, jakim dziwnym zbiegiem okoliczności ominął mnie fenomen Tomasza Beksińskiego - fantastycznego radiowca, którego audycji musiałam słuchać. Dziś wysłuchawszy fragmentu Trójki pod księżycem dochodzę do wniosku, że znałam ten głos i wcale nie dziwi mnie, iż urzekał tylu słuchaczy, a jeszcze więcej słuchaczek. Jednak nazwiska Beksiński nie łączyłam z Tomaszem. Ominął mnie zachwyt Bondami, nie dałam się porwać humorowi Monty Pythona (a tym samym, jak wieść niesie, rewelacyjnym jego tłumaczeniom). Z Beksińskich „znałam” (i to za dużo powiedziane) - Zdzisława. Zobaczyłam gdzieś, kiedyś kilka jego mrocznych obrazów, tyle, że wystarczyło, abym nie chciała ich więcej oglądać.
W mojej filozofii życia staram się szukać jasnych barw, a tamte obrazy były przygnębiające, niepokojące, co tu dużo mówić koszmarne (nie w sensie brzydoty, a w sensie nastroju).
Kiedy ukazała się książka byłam nastawiona sceptycznie. Jednak kolejne wpisy u osób, których opinie są dla mnie drogowskazami i gwarancją, że nawet jeśli zachwytu nie będzie to nie będzie poczucia straconego czasu były zachętą.
No i jeszcze ta nota na okładce mówiąca, iż książka jest o samotności, tak wielkiej, że staje się murem, przez który nikt nie może się przebić. Dla introwertyka samotnik to temat niezwykle ciekawy i ważny, bo to trochę, jakby czytał o sobie, jakby doszukiwał się stycznych.
Samotność może być rajem, ale i może być przekleństwem, a czasami bywa i jednym i drugim. Zawsze budziły ciekawość osoby, które odmienność separuje od społeczeństwa, osoby, które cechuje nienaturalna wrażliwość, to ona stwarza ludzi nieprzeciętnych. Ludzi, którym trudno i z którymi trudno współegzystować.
Rodzinę Beksińskich otacza aura tajemniczości i przekleństwa. Teraz, kiedy nie żyje Zofia, Tomasz popełnił samobójstwo, a Zdzisław został zamordowany, dom rodzinny już nie istnieje, a muzeum w Sanoku gromadzące większość prac artysty grozi bankructwo, wydaje się że nad rodziną ciąży jakaś klątwa. Ich historia jest równie pesymistyczna, jak obrazy, które malował Zdzisław, równie zamglona jak tło powieści, którymi zaczytywali się obaj panowie (powieści E.A.Poe).
Malarstwo Zdzisława jest mroczne, ponure, niepokojące, pełno tu ludzkich szczątków, ruin, zniszczenia i przerażającej, kosmicznej pustki. Nie można wobec niego pozostać obojętnym, albo się je wielbi, albo od niego ucieka. Głosom na temat geniuszu twórcy będą odpowiadają głosy oburzenia z powodu jego nihilizmem i destrukcyjnej siły obrazów.
Ojciec był odludkiem, panicznie bał się wychodzenia z domu, tolerował w swym otoczeniu jedynie żonę. Mimo, iż krytyka dopatruje się w jego malarstwie wpływów wojny – on zaprzecza. Nie należy ich traktować, jak wyraz wojennej traumy, pacyfistycznego manifestu, one są jedynie środkiem artystycznego wyrazu mawiał Zdzisław. Czyli sztuka dla sztuki. Czy rzeczywiście? Nie mnie się wypowiadać. Może ich twórca sam nie wiedział, że tkwiące w jego głowie koszmary, od których uwalnia się przenosząc je na papier, drzewo, plastik, czy inny materiał mają też podłoże zewnętrzne (wojna, sposób wychowania).
Beksiński nie cierpiał wywiadów, gości, wystaw, jubileuszy, wyjazdów. Swoje życie zapisywał na taśmach; magnetofonowych, filmowych, rejestrował niemal dzień za dniem codzienne czynności. Kolejna sprzeczność. Odizolowanie się od świata i dążenie do utrwalenia własnego ja a to na taśmie, a to w swoich dziełach.
Syn - rozpieszczony, egocentryczny, niesamowicie samotny, od najmłodszych lat dążący do samounicestwienia. Całe życie poszukiwał miłości, jednak żadna z wybranek nie dorastała wyobrażeniom. Kochał muzykę, świetnie znał angielski, interesował się wampirami, tłumaczył dialogi filmowe, był prezenterem radiowej trójki. Wydaje się, że miał wszystko; pracę która była pasją, własne mieszkanie, dziewczyny. Niestety miał też swoje demony, od których nie potrafi się uwolnić.
Autorka przedstawia obu panów bez upiększeń; z wadami, tajemnicami, dziwnością, poranioną psychiką, mrocznych, a jednocześnie mimo wszystko budzących sympatię i współczucie. Raz są wkurzający, ich zachowania są niezrozumiałe, innym razem chciałoby się przytulić do serca.
W życiu obydwu ogromną rolę odgrywa muzyka, ojciec maluje przy niej, syn zwiąże swe życie z jej brzmieniem. Ona pomaga im żyć. Poniższe cytaty sporo mówią nie tylko o ich stosunku do dźwięków ale i o nich samych.
Zdzisław;
Malując przy muzyce pop, wykonuję ruchy tułowiem, utrudniające mi oczywiście pracę, a więc z pozoru bezsensowne, tym niemniej wyłączenie nagłośnienia wywołuje uczucie braku czegoś, bez czego nie można pracować. Jeśli idzie natomiast o muzykę klasyczną, to występuje tutaj coś, co można by uznać za inspirację. Po prostu wydaje mi się, że o obrazie myślę w ten sposób jak o poemacie symfonicznym z końca XIX wieku. I dlatego obojętne jest, co zostanie na obrazie namalowane- ważne jest to czego nie umiem wyrazić w słowach, ale mam nadzieję, że udaje mi się wyrazić w niektórych obrazach. Jakiś rodzaj niedającego się nazwać, ale (…)istniejącego uniesienia, które w najsilniejszy sposób występuje w muzyce postwagnerowskiej. Oczywiście, generalnie rzecz biorąc. Bo dostrzegam to też u wielu kompozytorów znacznie późniejszych, jak Szostakiewicz, Honegger czy Britten. (str. 138)
Czy ta potrzeba dźwięku jest potrzebą muzyki, czy potrzebą zagłuszenia pustki?
Pytają o muzykę w jego życiu. Beksiński odpowiada; „W ciągu dnia ciszy wręcz nie cierpię. Gotów jestem włączyć odkurzacz, by nie doznawać ciszy. …. Tak więc muzyka stanowi izolator, wtedy gdy u sąsiada płacze dziecko, natomiast z reguły jest słuchana dla samej siebie. Jest to zarazem przyzwyczajenie i stereotyp dynamiczny. Jak już powiedziałem, mogę malować wyłącznie przy muzyce, ale mogę słuchać muzyki też wyłącznie przy malowaniu. (str. 241).
Tomasz:
Tylko o muzyce mógł mówić bez przerwy. Kto na jakim koncercie w co był ubrany, jak zagrał, co powiedział. Był mrocznym facetem przy całym swoim poczuciu humoru, cechował go dowcip na poziomie werbalnym. Jakby była szyba pomiędzy tym, co mówi, a tym co czuje. Z nim było zawsze tak, jakby mówił do siebie, ciekawym, miłym głosem, ale jakby mówił w radiu. Odbiorca nie był mu potrzebny. Ale paradoksalnie, miał ogromną potrzebę kontaktu. Potrafił zrobić niesamowitą liczbę rzeczy, żeby się z drugim człowiekiem skontaktować, całe godziny taśm za darmo nagrać, i miał zupełną niemoc w razie tego kontaktu. (str. 248-251).
Tomasz nie przyjaźni się z nikim w redakcji (uważany jest za dziwaka). Nie zależy mu na osobistym kontakcie ze słuchaczami. Potrzebuje radia do komunikacji z samym sobą, a nie ze słuchaczami. Utwory i komentarze dobiera tak, żeby opowiadały o jego życiu. Radio przenosi go w świat fikcji, tylko tam czuje się naprawdę dobrze. Ale każdy jego wielbiciel i tak czuje, że to właśnie jemu się zwierza redaktor Beksiński, smutny, samotny wampir, który nie może znaleźć miłości. (str. 310)
Autorka wnika we wzajemne relacje ojciec – syn, Beksińscy- rodzina-znajomi. Zostajemy zaproszeni tak blisko, że już bliżej nie można. Listy, wywiady, opinie znajomych, relacje świadków, umowy, zapisy nagrań. To pozwala na poznanie panów B. od środka, a nawet można odnieść wrażenie, iż znamy ich lepiej, niż oni sami siebie poznali, bo widzimy ich z dystansu, choć jakbyśmy siedzieli w ich głowach.
Jeśli miałabym się czegoś czepiać, to może usunęłabym kilka dialogów, które moim zdaniem niewiele wnoszą w sensie poznawczym (jak dla przykładu ten z koleżanką, którą pogryzł w dzieciństwie pies Beksińskich). Ale w pewnym momencie przestaje się zwracać uwagę na takie niuansiki.
Portret podwójny to pasjonująca biografia wewnętrznego świata dwóch osobowości: fascynujących i odpychających zarazem. To jedna z najlepszych biografii, jakie czytałam.
Portret podwójny to pasjonująca biografia wewnętrznego świata dwóch osobowości: fascynujących i odpychających zarazem. To jedna z najlepszych biografii, jakie czytałam.
Ja o Beksińskim, seniorze, usłyszałam wtedy, gdy go zamordowano....było o tym głośno...
OdpowiedzUsuńJuniora nigdy nie słyszałam....trójkę owszem słuchałam ale w innym czasie. I raczej tylko Niedźwiedzkiego.
A o tej biografii już sporo czytałam ...Twój post więc dodatkowo mnie zachęcił do poszukania jej w bibliotece.
Trudno chyba jest być introwertykiem, ale jeszcze trudniej pewno jest żyć z introwertykiem..... Ale w tej rodzinie jakoś to wszystko dziwnie tragicznie się poukładało.
Ja też najbardziej pamiętam nazwisko Niedzwieckiego, choć jak posłuchałam na y-t Tomasza to jestem pewna że słyszałam go wcześniej. Bardzo miły tembr głosu. Książkę polecam jak najbardziej, nawet, jeśli bohaterowie wydają Ci się niezbyt bliscy. To wielka umiejętność, aby opisać czyjeś życie w sposób tak interesujący, że "kupi" nawet osobę, która nie jest wielbicielką żadnego z panów. A z introwertykiem trudno, a uwierz, że jemu może jeszcze trudniej :)
UsuńPrzez chwilę miałam dziwne déjà vu - czy to nie z Tobą, na Twoim blogu właśnie rozmawiałam o Beksińskich? Dlaczego więc znów "Portret podwójny", nie mogłam zrozumieć. Na szczęście chyba wszystko już sobie uporządkowałam ;)
OdpowiedzUsuńBy nie powtarzać tego co wcześniej, powiem tylko, że obaj są w jakiś sposób mistrzami moich młodych lat, szczególnie Tomasz, jego audycje i tłumaczenia tekstów. Nikt tak jak on nie mówił o muzyce i do dziś pamiętam jego głos. Niedawno odsłuchałam fragmenty jego ostatniej radiowej audycji, nie mogłam całej, za dużo wspomnień. Posłuchaj, gdybyś miała chęć, jest na you tube*. Wyjątkowo też komentarze nie powodują jakiegoś załamania czy przerażenia (jak to często bywa), piszą ludzie, dla których Beksiński był ważny... i ciągle jest. Dzięki niemu poznałam Bauhaus, milowy kamień mojej muzycznej drogi, że tak to niezręcznie wyrażę. Pierwsze spotkanie z surrealizmem.
Nie wiem jak to wyrazić - cieszy mnie Twoja opinia o książce, jako jeszcze jeden z kilku punktów stycznych; jako wyjście poza utarte schematy - że destrukcyjny wpływ, że nihilizm. Eh, no i smutne to wszystko, ścieżki szaleństwa, geniuszu, jakaś immanentna odmienność i brak możliwości bycia w świecie.
*Przeoczyłam ten fragment, w którym piszesz o słuchaniu fragmentów "Trójki pod księżycem". Tutaj link do ostatniej audycji, o której wspominałam:
https://www.youtube.com/watch?v=6GifAoNZuQc
Tak rozmawiałyśmy o Portrecie, kiedy pisałam o tym, co znalazłam pod choinką, czyli co sama sobie kupiłam :) Nie przypuszczałam wtedy, iż tak szybko ją przeczytam, mimo wielu pozytywnych recenzji. Chyba z powodu bohaterów właśnie. Pamiętam, iż w twoich wspomnieniach Tomasz był osobą bardzo ważną (muzyka, którą "zarażał" , wspaniałe tłumaczenia, zapewne poczucie humoru (trzeba je mieć, aby tłumaczyć nieprzetłumaczalne czasami teksty Monty Pythona- o czym wspomina autorka). Słuchałam na y-t paru jego nagrań i oczywiście zaczęłam słuchanie od tego ostatniego, tego pożegnania. Po przeczytaniu książki słucha się tego już z wiedzą, jaki będzie finał, jednak, gdyby wyzwolić się z tej wiedzy i świadomości- nigdy nie pomyślałabym, że to jest pożegnanie, ten głos tak spokojny, tak rzeczowy. A głos tak miły, że w pewien sposób urzekający. Żałuję, że nie zapamiętałam go lepiej. Szkoda ogromna, że tak się to skończyło. Co do obrazów ojca nie mogę się przekonać. Będąc w którymś z muzeów trafiłam na mały album z reprodukcjami, całkiem niedrogi, ale nie chciałam ich mieć. Nie chciałam nawet tutaj zamieszczać żadnego zdjęcia, bo działają na mnie niepokojąco. Co nie zmienia postaci rzeczy, że był niezwykle interesującym i dziwnym człowiekiem. Momentami go nawet rozumiałam (ta niechęć do wychodzenie z domu, do przyjmowania gości, do tracenia czasu na rzeczy nudne i powierzchowne), a momentami mnie przerażał, a czasami było mi go żal ( ten brak asertywności)- przy jednoczesnej umiejętności wymagania od innych rzeczy trudnych i czasochłonnych (te zakupy dotyczące sprzętu:).
OdpowiedzUsuńKolejna pozycja, ktora bardzo chce przeczytac (zaczne chyba zamawiac ksiazki z Polski na kilogramy), Tomasza Beksinskiego pamietam z Trojki, tak sie zastanawiam, jak bardzo czlowiek, imo pozornych zyciowych sukcesow, musi byc nieszczesliwy, zeby sie targnac na wlasne zycie i to nie raz, nie dwa? Nawiasem calkiem, szkoda, ze przy calym moim introwertyzmie nie jestem nikim wybitnym:)
OdpowiedzUsuńU Tomka to tkwiło gdzieś w głowie całe lata, ta chęć samounicestwienia, ludzie go rozczarowali, świat, w jakim żył mu nie odpowiadał- tak pisał w pożegnalnym liście. Chyba miał jakąś blokadę, która nie pozwalała się otworzyć i zbliżyć do ludzi, z jednej strony pragnął z nimi kontaktu, a z drugiej nie potrafił nawiązać więzi. Trochę go rozumiem, tyle, że we mnie jest silne i zachłanne pragnienie życia (jeszcze/ nadal?:) No popatrz, to nie tylko ja introwertyk- który nie został geniuszem:)
UsuńBędąc w Sanoku. Odwiedziłam tamtejsze muzeum, które ma w swoich zbiorach obrazy Zdzisława Beksińskiego. Przyznam szczerze nie spodobały mi się, były takie jakieś ponure. Moim skromnym zdaniem brzydkie. Książki o nim nie czytałam. Twoja recenzja Gosiu zachęciła mnie do poszukania jej w mojej bibliotece.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Jak mówią, nie to ładne co ładne, a co się komu podoba. To pewne, że Tobie się nie podobają, mnie też. Ale książkę naprawdę warto przeczytać. Świetnie napisana.
UsuńGosiu, na któryś z blogów czytałam, że nie mogłaś otworzyć archiwum z 2012 roku i pojawiały się aktualne posty.
OdpowiedzUsuńWybacz moje pytanie ale czy tak tak wchodziłaś w archiwum?
Z lewej strony np. przy 2015 roku jest przewrócony trójkącik, klikasz na niego. Otwiera się cały 2015. Potem klikasz w trójkąciki po lewej stronie w poszczególne miesiące np. w styczeń i pojawiają się wszystkie posty z danego miesiąca.
Gosiu mam nadzieję, że się nie będziesz mi miała za złe, że o tym piszę.
Ten komentarz jest tylko dla Twojej wiadomości.
Pozdrawiam serdecznie:)
Opublikowałam, bo chciałam ci odpisać. Właśnie tak robiłam, tyle, że otwierał klikając w miesiąc i tak otwierał się grudzień od końca. Musiałam cofać się i cofać, a jeśli tych wpisów za dany rok było dużo, to długo trwało, a ja dodatkowo miałam kłopot z przewijaniem. Ale dziękuję za intencje. :)
Usuń