Każdy kto czytał biografie któregokolwiek z przedstawicieli paryskiej bohemy spotkał się z postacią intrygującej Polki Misi Godebskiej, muzy malarzy, pisarzy i poetów, znajomej kompozytorów, osoby, tak wpływowej, że mogła nawet załatwić odroczenie z służby wojskowej (Jean Cocteau), czy zamianę wyroku skazującego na wyrok w zawieszeniu (Eric Satie). Maria Zofia Olga Zenajda Godebska była córką polskiego rzeźbiarza Cypriana Godebskiego i wnuczką belgijskiego wiolonczelisty. Dziadek Adrien -François Servais był nazywany Paganinim wiolonczeli. Matka Misi zmarła przy porodzie, do czego mógł przyczynić się ojciec Misi, zostawiając ciężarną żonę, aby romansować z jej ciotką. Urodzona w atmosferze skandalu od najmłodszych lat wykazywała zdecydowany, niezależny charakter, czego jednym z pierwszych przejawów była ucieczka z Klasztoru Sacre Coeur w wieku 14 lat do Londynu. Marii nikt nie nazywał inaczej, jak Misia. W wieku 21 lat wyszła za mąż za Tadeusza Natansona, jednego z założycieli literacko - artystycznego czasopisma La Revue blanche. „Chociaż nie była w Tadeuszu szaleńczo zakochana, odczuwała ogromną potrzebę miłości. Podziwiała go, dobrze czuła się w jego towarzystwie, mieli podobne poczucie humoru i bawiły ich te same żarty” (str.51). Ponadto małżeństwo oznaczało dla Misi uwolnienie się od kurateli rodziców i krok ku wolności. Jej niezależna dusza potrzebowała swobody, a towarzystwo, w jakim obracał się Tadeusz doskonale odpowiadało jej potrzebom i zainteresowaniom. Natansonowie prowadzili dom otwarty, w którym spotykali się malarze (Lautrec, Renoir, Bonnard, Vuillard), pisarze (Zola, Proust, Gide, Verlaine, Colette), poeci (Mallarme, Cocteau), kompozytorzy (Debussy, Ravel, Satie). „Wykształcenie Misi było powierzchowne, ale dzięki codziennemu kontaktowi z pismem [wydawanym przez Tadeusza La Revue Blanche”] nabrała intelektualnej ogłady” (str. 77). Pismo było dla niej „niewyczerpanym źródłem poezji, literatury pięknej, wiedzy z różnych dziedzin życia”. Kiedy spojrzy się na listę publikujących w czasopiśmie autorów jest ona imponująca; od Tołstoja, przez Ibsena, Austin, Gide`a, Prousta, do Stendhala, Zoli, Twaina, Wilde`a. A to tylko niektóre nazwiska. Na czym polegał jej fenomen - trudno określić. Nie była ładna, ale miała niezwykły urok, który sprawiał, że nikt nie potrafił jej się oprzeć. Kiedy patrzy się na jej wczesne zdjęcia trudno to zrozumieć; twarz nie wydaje się interesująca, figura raczej niezgrabna, zaś głowę wieńczy fryzura przypominająca gniazdo os. Jednak już na obrazach Toulouse – Lautreca, Felixa Vallotton, Pierre`a Bonnard czy Auguste Renoire`a wygląda subtelnie, poetycko i interesująco. Szybko zostaje inspiracją literatów: Proust opisał ją, jako księżną Jurbeletiew w książce W poszukiwaniu straconego czasu, zjawiającą się w Paryżu wraz z rozkwitem rosyjskiego baletu, objawiającym nagle Baksta, Niżyńskiego, Benois, geniusz Strawińskiego (str.10). Na niej także wzorował się tworząc portret pani Verdurin, niezbyt sympatycznej parweniuszki, która pozycję zdobyła dzięki łutowi szczęścia i zręcznym manipulacjom (str. 10). Jej postać była też pierwowzorem jednej z bohaterek utworu Jeana Cocteau, a Mallarme poświęcił jej dwuwiersz. O znajomość z Misią zabiegają wszyscy, którzy się liczyli, lub zamierzali wspiąć się na szczyt towarzyskiej śmietanki Paryża.
Misia z Tadeuszem korzystali z życia zgodnie z zasadą carpe diem. Mogli sobie na to pozwolić. „Byli młodzi, atrakcyjni i mieli pieniądze oraz czas, by się nimi cieszyć. Żyli dla przyjemności, z których największą była radość obcowania ze sztuką, co samo w sobie było ogromnym przywilejem. Bezbłędnie wychwytywali to, co najlepsze w awangardowych prądach artystycznych - znajdowali się w wąskim gronie ludzi zdolnych odczytywać nowoczesne malarstwo tak, jak robimy to dziś. Byli też wyczuleni na wszelkie nowości w muzyce, literaturze i teatrze. Co więcej dogłębnie je rozumieli, w czym wyprzedzali swoją epokę o całe dziesięciolecia. Charakteryzowało ich radosne podniecenie odkrywców, którzy usłyszeli głos nowej sztuki opisujący ich własne emocje. Chociaż sami nie byli artystami, potrafili odczuwać sztukę, jak artyści.” (str.65).
Sielankę przerywa pojawienie się Alfreda Edwardsa, które zbiega się z kłopotami finansowymi pisma Tadeusza. Edwards tajemniczy milioner, władczy i grubiański, brutalny i ordynarny, od chwili kiedy dostrzegł Misię („ponętne krągłości, promienista cera, prowokacyjny dowcip i nieco perwersyjny uśmiech - wszystko to urzekło Edwardsa” – str. 135) został owładnięty jedną myślą zdobycia pani Natanson. Misia, która początkowo broniła się przed zalotami milionera, jednak uległa pokusie; mogłaby zostać jedną z najbogatszych kobiet w Paryżu. „Misia, którą zawsze pociągali silni mężczyźni […] Wyobrażała sobie, że jeśli poślubi smoka (Edwardsa), nie będzie już potrzebowała ochrony. […] Coraz bardziej pociągał ją jego majątek, władza oraz to, że był od niej szesnaście lat starszy. (str.142). Kiedy w końcu związała się z Edwardsem uświadomiła sobie, iż wszystkie klejnoty, jakimi obsypuje ją milioner nie są w stanie zastąpić miłości, ani choćby uczucia przyjaźni, jakie łączyło ją z Tadeuszem. „Nie kochała ani Edwardsa, ani Tadeusza - tak naprawdę nigdy w życiu nie była zakochana. Sama przyznała, że wymieniła uroczego, subtelnego towarzysza zabaw na mężczyznę, który zrobił z niej „najbardziej rozpuszczoną dziewczynkę na świecie” (str. 152). Nic dziwnego, że nie mając oparcia w towarzyszu życia, który nie rozumiał jej potrzeb popadła w depresję. Jak sama pisała „Naprawdę niczego mi nie brakowało. Mimo to pamiętam, jak w niedzielne poranki siadałam w fotelu na biegunach […] powtarzałam wtedy w duchu „O mój Boże! Czy moje życie już zawsze będzie takie nudne i nieszczęśliwe?” (str.157). Pocieszenie znajdowała w sztuce i udzielaniu pomocy artystom. To było jej życie. Kiedy Edwards znudził się Misią i znalazł kolejny obiekt pożądania ta oddała się z całą zachłannością organizowaniu życia artystycznego. Nawiązała znajomość z Diagilewem, który sprowadził do Paryża Balety Rosyjskie, będące połączeniem muzyki, tańca, bogatych kostiumów i oszałamiającej scenografii tworzonej nierzadko przez najbardziej znanych malarzy tego okresu. Obracała się w kręgu kompozytora Igora Strawińskiego, tancerza Wacława Niżyńskiego, malarza Pablo Picasso i wielu innych najbardziej znanych przedstawicieli ówczesnego świata artystycznego; dyrygentów, muzyków, literatów. O jej pasji do muzyki świadczy choćby opisana w książce reakcja na przedstawienie Opery Borys Godunow. „Po półgodzinie od podniesienia kurtyny była tak […] dogłębnie poruszona muzyką i tak wstrząśnięta wspaniałością wielkiego śpiewaka Szalapina, że musiała przez chwilę pobyć sama. Wymknęła się po cichu ze swej loży i uciekła na najwyższy balkon, gdzie siedząc na schodach, wysłuchała przedstawienia do końca. Gdy opuszczała teatr, a w uszach wciąż rozbrzmiewały jej dzwony ze sceny koronacji, wiedziała, że będzie musiała bez końca słuchać tej opery. […]. Za każdym razem (Borysa Godunowa w ciągu pięciu tygodni wystawiono siedem razy) Misia całkowicie zanurzała się w muzyce. Zirytowana widokiem wolnych miejsc w teatrze kupowała pozostałe bilety i wysyłała swoich przyjaciół …” (str. 209-210). Kilka lat wcześniej Misia spotkała hiszpańskiego malarza Jose Maria Serta słynącego z dekorowania publicznych i prywatnych budynków dużymi malowidłami ściennymi. Po dwunastu latach wspólnego z nim życia Misia zdecydowała się na ślub. Nie była kobietą, która mogłaby żyć samotnie. Misia wierzyła, iż będzie umiała postępować z malarzem, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wierność nie jest jego mocną stroną, czego dawał liczne dowody na długo przed ślubem. Kilka lat przed zawarciem związku małżeńskiego z Sertem Misia poznała Gabrielle Chanel, zwaną potem Coco Chanel. Był rok 1916 r. a Coco z kapeluszniczki utrzymanki starała się przemienić w czołową projektantkę mody. Misia została kompletnie zauroczona nową znajomą. Ich znajomość przetrwała ponad trzydzieści lat. Misia traktowała Chanel, jako swoją własność i domagała się dowodów wdzięczności za to co dla niej zrobiła (wprowadziła do towarzystwa i przedstawiła Diagilewowi i związanemu z nim kręgowi artystów). Ich znajomość pełna była emocji; wspierały się, pomagały sobie, a jednocześnie walczyły ze sobą „..te dwie kobiety tkwiły w uścisku, czasem zdawałoby się miłosnym, a czasem przypominającym śmiertelną walkę. Mimo swej niezależności Misia całe życie poszukiwała tyranów. Bezwzględne i despotyczne traktowanie było dla nie nieodłącznym składnikiem miłości. […] Każdy z (jej) związków oparty był na walce o władzę. Miała niezwykłą potrzebę, by rozbrajać, zniewalać i tyranizować własnych tyranów” (str. 316). W latach dwudziestych XX wieku Misia znajdowała się u szczytu swej potęgi. To ona wyznaczała trendy, jej poglądy były opiniotwórcze, zwłaszcza w kręgu, w którym się obracała. Była arbitrem smaku. W biografii Misi pojawiają się wątki polskie. Podczas I wojny światowej z ożywieniem mówiła o sprawie polskiej i narzekała na obietnice bez pokrycia Rosji wyzwolenia kraju. Kiedy na początku lat dwudziestych do Paryża przyjechał młody polski malarz Józef Czapski wydała bal, aby go wypromować, wcześniej fundując mu stypendium i przedstawiając Picasso i Sertowi. Wielokrotnie zresztą pomagała finansowo paryskim artystom. W drugiej połowie lat dwudziestych zeszłego stulecia Sertowie zaopiekowali się młodą Rosjanką Rusadaną Mdiwani. Tę trójkę połączył fatalny związek, który w 1927 roku doprowadził do rozwodu Sertów. Misia zakochana jednocześnie w mężu i w jego kochance próbowała ratować ten związek za wszelką cenę, obdarowując kochankę męża prezentami, roztaczając nad nią opiekę, a w końcu posuwając się nawet do zorganizowania jej ślubu z swoim byłym mężem. To ona w końcu opiekowała się śmiertelnie chorą Roussy. Przez całe życie kochała Wenecję, tak opisywała swój pierwszy w niej z Tadeuszem pobyt: „To nasz ostatni dzień w Wenecji. Mój drogi Przyjacielu. Chciałabym poświęcić go tym, których kocham. Jakże wspaniałe rzeczy widzieliśmy! […] Wenecja jest nie tylko o wiele ładniejsza, niż myślałam, lecz także przerasta wszelkie wyobrażenie o pięknie jako takim. Zaraz po przyjeździe wskoczyłam do gondoli i na samą myśl, że to wszystko dzieje się naprawdę, że naprawdę siedzę w tej łodzi, odczuwam niemal fizyczny ból. […] Ten tydzień był dla nas istną rozkoszą. Czasami nie byłam w stanie znieść otaczającego mnie przepychu i zamykałam oczy. Nawet najdrobniejsze rzeczy, bez żadnego powodu, sprawiały, że płakałam z radości.” (str. 464). Jednym z ostatnich obrazów w książce jest pobyt Misi w Wenecji w 1947 roku, kiedy niemal całkiem niewidoma (od lat traciła wzrok) oprowadzała po Galerie dell` Accademia swego znajomego opowiadając mu z pasją o swych ulubionych obrazach, których już nie była w stanie dostrzec.
Biografia Misi jest niezwykle cennym źródłem informacji nie tylko o jej bohaterce, osobie, bez wątpienia interesującej, ale także o osobach, których ścieżki życia przecięły się ze ścieżką życia Misi. Tym cenniejszym, iż opartym w dużej mierze na wspomnieniach osób, które bohaterkę miały okazję poznać oraz dzięki zachowanej korespondencji świadków życia jej i jej przyjaciół. Książka ukazuje osobę o złożonym charakterze; pasjonatkę tego co piękne, osobę przekonaną o własnej wyjątkowości, rozpieszczoną bogactwem kobietę, spragnioną miłości, niespełnioną artystką, hojną protektorkę. Jak twierdzili autorzy biografii „Żyła chwilą i uczyniła z tego prawdziwą sztukę”.
Długie milczenie spowodowane trwającą cztery miesiące bezdomnością dobiega końca. Choć teraz wpadłam w pułapkę remontu, który miał się zakończyć dwa tygodnie temu, a trwa i trwa i trwa. A panu majstrowi chyba się u mnie spodobało i wygląda, jakby zamierzał tu zamieszkać. Tak więc nie dość, że "uwięziona w domu" przez wirusa i chorobę nie mającą związku z wirusem, to jeszcze "uwięziona w towarzystwie majstra". Trzymajcie się.
Sielankę przerywa pojawienie się Alfreda Edwardsa, które zbiega się z kłopotami finansowymi pisma Tadeusza. Edwards tajemniczy milioner, władczy i grubiański, brutalny i ordynarny, od chwili kiedy dostrzegł Misię („ponętne krągłości, promienista cera, prowokacyjny dowcip i nieco perwersyjny uśmiech - wszystko to urzekło Edwardsa” – str. 135) został owładnięty jedną myślą zdobycia pani Natanson. Misia, która początkowo broniła się przed zalotami milionera, jednak uległa pokusie; mogłaby zostać jedną z najbogatszych kobiet w Paryżu. „Misia, którą zawsze pociągali silni mężczyźni […] Wyobrażała sobie, że jeśli poślubi smoka (Edwardsa), nie będzie już potrzebowała ochrony. […] Coraz bardziej pociągał ją jego majątek, władza oraz to, że był od niej szesnaście lat starszy. (str.142). Kiedy w końcu związała się z Edwardsem uświadomiła sobie, iż wszystkie klejnoty, jakimi obsypuje ją milioner nie są w stanie zastąpić miłości, ani choćby uczucia przyjaźni, jakie łączyło ją z Tadeuszem. „Nie kochała ani Edwardsa, ani Tadeusza - tak naprawdę nigdy w życiu nie była zakochana. Sama przyznała, że wymieniła uroczego, subtelnego towarzysza zabaw na mężczyznę, który zrobił z niej „najbardziej rozpuszczoną dziewczynkę na świecie” (str. 152). Nic dziwnego, że nie mając oparcia w towarzyszu życia, który nie rozumiał jej potrzeb popadła w depresję. Jak sama pisała „Naprawdę niczego mi nie brakowało. Mimo to pamiętam, jak w niedzielne poranki siadałam w fotelu na biegunach […] powtarzałam wtedy w duchu „O mój Boże! Czy moje życie już zawsze będzie takie nudne i nieszczęśliwe?” (str.157). Pocieszenie znajdowała w sztuce i udzielaniu pomocy artystom. To było jej życie. Kiedy Edwards znudził się Misią i znalazł kolejny obiekt pożądania ta oddała się z całą zachłannością organizowaniu życia artystycznego. Nawiązała znajomość z Diagilewem, który sprowadził do Paryża Balety Rosyjskie, będące połączeniem muzyki, tańca, bogatych kostiumów i oszałamiającej scenografii tworzonej nierzadko przez najbardziej znanych malarzy tego okresu. Obracała się w kręgu kompozytora Igora Strawińskiego, tancerza Wacława Niżyńskiego, malarza Pablo Picasso i wielu innych najbardziej znanych przedstawicieli ówczesnego świata artystycznego; dyrygentów, muzyków, literatów. O jej pasji do muzyki świadczy choćby opisana w książce reakcja na przedstawienie Opery Borys Godunow. „Po półgodzinie od podniesienia kurtyny była tak […] dogłębnie poruszona muzyką i tak wstrząśnięta wspaniałością wielkiego śpiewaka Szalapina, że musiała przez chwilę pobyć sama. Wymknęła się po cichu ze swej loży i uciekła na najwyższy balkon, gdzie siedząc na schodach, wysłuchała przedstawienia do końca. Gdy opuszczała teatr, a w uszach wciąż rozbrzmiewały jej dzwony ze sceny koronacji, wiedziała, że będzie musiała bez końca słuchać tej opery. […]. Za każdym razem (Borysa Godunowa w ciągu pięciu tygodni wystawiono siedem razy) Misia całkowicie zanurzała się w muzyce. Zirytowana widokiem wolnych miejsc w teatrze kupowała pozostałe bilety i wysyłała swoich przyjaciół …” (str. 209-210). Kilka lat wcześniej Misia spotkała hiszpańskiego malarza Jose Maria Serta słynącego z dekorowania publicznych i prywatnych budynków dużymi malowidłami ściennymi. Po dwunastu latach wspólnego z nim życia Misia zdecydowała się na ślub. Nie była kobietą, która mogłaby żyć samotnie. Misia wierzyła, iż będzie umiała postępować z malarzem, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wierność nie jest jego mocną stroną, czego dawał liczne dowody na długo przed ślubem. Kilka lat przed zawarciem związku małżeńskiego z Sertem Misia poznała Gabrielle Chanel, zwaną potem Coco Chanel. Był rok 1916 r. a Coco z kapeluszniczki utrzymanki starała się przemienić w czołową projektantkę mody. Misia została kompletnie zauroczona nową znajomą. Ich znajomość przetrwała ponad trzydzieści lat. Misia traktowała Chanel, jako swoją własność i domagała się dowodów wdzięczności za to co dla niej zrobiła (wprowadziła do towarzystwa i przedstawiła Diagilewowi i związanemu z nim kręgowi artystów). Ich znajomość pełna była emocji; wspierały się, pomagały sobie, a jednocześnie walczyły ze sobą „..te dwie kobiety tkwiły w uścisku, czasem zdawałoby się miłosnym, a czasem przypominającym śmiertelną walkę. Mimo swej niezależności Misia całe życie poszukiwała tyranów. Bezwzględne i despotyczne traktowanie było dla nie nieodłącznym składnikiem miłości. […] Każdy z (jej) związków oparty był na walce o władzę. Miała niezwykłą potrzebę, by rozbrajać, zniewalać i tyranizować własnych tyranów” (str. 316). W latach dwudziestych XX wieku Misia znajdowała się u szczytu swej potęgi. To ona wyznaczała trendy, jej poglądy były opiniotwórcze, zwłaszcza w kręgu, w którym się obracała. Była arbitrem smaku. W biografii Misi pojawiają się wątki polskie. Podczas I wojny światowej z ożywieniem mówiła o sprawie polskiej i narzekała na obietnice bez pokrycia Rosji wyzwolenia kraju. Kiedy na początku lat dwudziestych do Paryża przyjechał młody polski malarz Józef Czapski wydała bal, aby go wypromować, wcześniej fundując mu stypendium i przedstawiając Picasso i Sertowi. Wielokrotnie zresztą pomagała finansowo paryskim artystom. W drugiej połowie lat dwudziestych zeszłego stulecia Sertowie zaopiekowali się młodą Rosjanką Rusadaną Mdiwani. Tę trójkę połączył fatalny związek, który w 1927 roku doprowadził do rozwodu Sertów. Misia zakochana jednocześnie w mężu i w jego kochance próbowała ratować ten związek za wszelką cenę, obdarowując kochankę męża prezentami, roztaczając nad nią opiekę, a w końcu posuwając się nawet do zorganizowania jej ślubu z swoim byłym mężem. To ona w końcu opiekowała się śmiertelnie chorą Roussy. Przez całe życie kochała Wenecję, tak opisywała swój pierwszy w niej z Tadeuszem pobyt: „To nasz ostatni dzień w Wenecji. Mój drogi Przyjacielu. Chciałabym poświęcić go tym, których kocham. Jakże wspaniałe rzeczy widzieliśmy! […] Wenecja jest nie tylko o wiele ładniejsza, niż myślałam, lecz także przerasta wszelkie wyobrażenie o pięknie jako takim. Zaraz po przyjeździe wskoczyłam do gondoli i na samą myśl, że to wszystko dzieje się naprawdę, że naprawdę siedzę w tej łodzi, odczuwam niemal fizyczny ból. […] Ten tydzień był dla nas istną rozkoszą. Czasami nie byłam w stanie znieść otaczającego mnie przepychu i zamykałam oczy. Nawet najdrobniejsze rzeczy, bez żadnego powodu, sprawiały, że płakałam z radości.” (str. 464). Jednym z ostatnich obrazów w książce jest pobyt Misi w Wenecji w 1947 roku, kiedy niemal całkiem niewidoma (od lat traciła wzrok) oprowadzała po Galerie dell` Accademia swego znajomego opowiadając mu z pasją o swych ulubionych obrazach, których już nie była w stanie dostrzec.
Biografia Misi jest niezwykle cennym źródłem informacji nie tylko o jej bohaterce, osobie, bez wątpienia interesującej, ale także o osobach, których ścieżki życia przecięły się ze ścieżką życia Misi. Tym cenniejszym, iż opartym w dużej mierze na wspomnieniach osób, które bohaterkę miały okazję poznać oraz dzięki zachowanej korespondencji świadków życia jej i jej przyjaciół. Książka ukazuje osobę o złożonym charakterze; pasjonatkę tego co piękne, osobę przekonaną o własnej wyjątkowości, rozpieszczoną bogactwem kobietę, spragnioną miłości, niespełnioną artystką, hojną protektorkę. Jak twierdzili autorzy biografii „Żyła chwilą i uczyniła z tego prawdziwą sztukę”.
Długie milczenie spowodowane trwającą cztery miesiące bezdomnością dobiega końca. Choć teraz wpadłam w pułapkę remontu, który miał się zakończyć dwa tygodnie temu, a trwa i trwa i trwa. A panu majstrowi chyba się u mnie spodobało i wygląda, jakby zamierzał tu zamieszkać. Tak więc nie dość, że "uwięziona w domu" przez wirusa i chorobę nie mającą związku z wirusem, to jeszcze "uwięziona w towarzystwie majstra". Trzymajcie się.
Belle Époque to jedna z moich ulubionych epok, w której między innymi przewija się postać Misi Godebskiej. Dzięki Tobie zwróciłam większą uwagę na tę niezwykłą kobietę, mecenaskę i muzę artystów... Będę szukać jej biografii. Polecam także https://niezlasztuka.net/o-sztuce/misia-godebska-sert-krolowa-paryza-w-czasach-belle-epoque/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Czytałam ten wpis. Ciekawy, bo ciekawa jest historia Misi. Te podróże, te teatry, koncerty, te obracanie się w świcie kultury, z jednej strony można pozazdrościć tej intensywności życia, a z drugiej czasami człowiek zatęskni za takim zwykłym, spokojnym życiem. I dość ma tych wszystkich wzajemnych depresji, podchodów, kłótni artystów, którzy bywają chimeryczni, rozedrgani, wkurzający, nieznośni, poza tym, że są geniuszami w swoich dziedzinach.
UsuńMisia Sert - niesamowite, ale i tragiczne życie.
OdpowiedzUsuńJesli chodzi o zmianę męża, z Natansona na Edwardsa, to słyszłem wersję, że Edwards zapewnił Natansonowi finansowanie jego pisma, za odstąpienie żony.
Fascynacja Diagilewem - gdy Diagilew umarł, a miał spore długi, to Misia załatwiła i opłaciła jego pogrzeb. Napisałem o niej sporo tutaj ==> https://ewamaria.blog/2014/11/23/w-salonach/
Mam nadzieję, że zgadza się to z faktami podanymi w książce.
Autorzy podają wiele faktów z życia Misi, między innymi i te o niemoralnej propozycji złożonej Tadeuszowi, a także o finansowaniu pogrzebu Diagilewa przez Misię (i chyba Coco się dołożyła). Pozdrawiam
UsuńCo prawda nie mam w sobie nutki awanturnictwa i pędzę sobie żywot w porównaniu do Misi, szary, ale sobie taki stan rzeczy chwalę. Za to poczytać o takich osobach zawsze lubiłem :)
OdpowiedzUsuńNo popatrz, a sądziłam, że awanturnik z Waćpana. Ja również szara myszka cichutko sobie żyję bez szaleństw ale poczytać o takowych lubię. Czytam i myślę sobie, że to bardzo niehigieniczne życie, te imprezki w oparach alkoholu i narkotyków, te trójkąty i czworokąty, ale tej nuty szaleństwa to trochę zazdroszczę. I wciąż mam nadzieję, że kiedyś na jakoweś się zdobędę. Np. wsiądę do pociągu byle jakiego...(jak już wirusy sobie pójdą daleko stąd).
UsuńNo chciałoby się trochę tak pożyć :). Ale z drugiej strony - to chyba była kobieta raczej nieszczęśliwa, wiecznie szczęścia szukająca... Więc może nie ma czego zazdrościć. Ale ja też lubię takie historie, na pewno sięgnę po tę książkę. I o tym pociągu bylejakim to też czasem myślę...;)
OdpowiedzUsuńTeż myślę, że na dłuższą metę byłoby to męczące, choć niewątpliwie ekscytujące życie. Tak do pociągu wsiąść- kiedyś nam się to uda. Na pewno.
OdpowiedzUsuńŻycie godne filmu, a może nawet i serialu.;) O takich kobietach zawsze dobrze się czytaMoże ta książką będzie odtrutką na biografię Boznańskiej.;)
OdpowiedzUsuńZajrzałam do przypisów, czy nie ma tam czasem odniesienia do Olgi, w końcu Misia znała niemal wszystkich w Paryżu, a Boznańska była krajanką i malarką, ale albo panie się nie spotkały (gdzie tam Oldze bywać na salonach, zamknięta w pracowni z myszkami malowała i malowała), albo jeśli się nawet zetknęły to autorzy nie uznali tego spotkania za ważne.
OdpowiedzUsuń