Film nie jest jedynie reklamą, której to reklamy Galeria nie potrzebuje, bowiem jeśli odwiedzający Florencję decyduje się na odwiedziny któregoś z muzeów to w pierwszej kolejności odwiedzi właśnie Uffizi. To najważniejsza i największa galeria zbiorów renesansowych na świecie; 500 sal i tysiące odwiedzających dziennie dowodzą, iż nie potrzebuje ona zachęty do odwiedzin. Co prawda kolejki przed wejściem i ścisk w środku mogłyby zniechęcić, ale jak widać czynią to nie dość skutecznie.
Przed Galerią |
Zdjęcie ze strony |
Kiedy wypowiadają się pracownicy prezentujący różne zawody widać, iż łączy je jedno; duma z faktu, iż są
cząstką tego miejsca i pasja w wykonywaniu swoich zadań. Pani kustosz pokazująca obraz Głowa Meduzy
Caravaggio najmłodszym gościom, dyrektor Eike Schmidt doglądający
gospodarskim okiem całości (od pozyskiwania donatorów, uczestniczenia w
rozmowach z artystami, puentowania nowych sposobów ekspozycji dzieł po rozmowy
w sprawie szaty graficznej wizytówek), czy pani konserwator, która z tysięcy malutkich
fragmentów zniszczonego wybuchem bomby dzieła niczym z puzzli odtwarza obraz,
czy w końcu pan ochroniarz – wszyscy sprawiają wrażenie osób, którym
przyjemność sprawia przebywanie w tym otoczeniu, a wykonywanego zajęcia nie
traktują jak pracy.
Film ukazuje nie tylko to, co znajduje się na wysokości wzroku, ale też na co sama nie zwróciłam uwagi, mimo kilkukrotnych wizyt w Galerii; freski na sufitach oraz galerię portretów znanych florentyńczyków.
A w tle co chwila migają nam Botticelli, Tycjan, Caravaggio, Piero Della Francesca, Rafael Santi, Uccello i twarze oglądających je ludzi, jedni zachwyceni, inni zaciekawieni, jeszcze inni jakby przestraszeni widokiem namalowanych okropności (Judyta obcinająca głowę Holofernesowi nie należy do przyjemnych widoków). Ciekawie ogląda się wrażenia dzieci, które nie sprawiają wrażenia znudzonych tym co oglądają, co tylko potwierdza, jak dużą wartość stanowi wczesna edukacja w tej dziedzinie.
Podobała mi się wypowiedz jednego z kustoszy, który opowiadał o współczesnych odwiedzających, skupiających się wyłącznie na robieniu zdjęć obrazom; jedno, drugie, dziesiąte i kolejna sala bez obejrzenia dzieł. Pan nie wspomniał o tym, co również zostało pokazane na filmie – uwiecznianie siebie na tle obrazu czy rzeźby.
Pokazane zostały także zdjęcia dokumentujące wywóz dzieł sztuki przez nazistów w czasie II wojny światowej i sposób ich zabezpieczenia przed działaniami wojennymi.
Zainteresował mnie obraz Leonardo da Vinci Pokłon Trzech Króli. Ma on ciekawą historię; Leonardo zaczął go malować i nie dokończywszy wyjechał do Mediolanu. Być może to artysta podjął decyzję o nieukończeniu dzieła, a może sami zleceniodawcy nie byli zachwyceni sposobem potraktowania tematu. Obraz wrócił do zleceniodawców, gdzie przeleżał kilkanaście lat w piwnicach zakonu. Następnie został powierzony nieznanemu malarzowi do przemalowania. Nieukończony i mocno zniszczony został odrestaurowany i po pięciu latach zabiegów konserwatorskich pod koniec 2017 roku wyeksponowany w Galerii. Kiedy oglądałam go na filmie miałam skojarzenia ze szkicami Bitwy pod Anghiari, fresku Leonardo, który przetrwał tylko w szkicach.
Zdjęcie ze strony |
Przekaz filmu wyraża się w słowach jednego z jego bohaterów - nie jesteśmy tutaj dla tej chwili, jesteśmy po to, aby zapewnić przetrwanie dziedzictwa kulturowego, aby mogło ono cieszyć następne pokolenia.
Film uświadomił mi także, że nawet jeśli odwiedziło się Galerię kilkakrotnie każde kolejne odwiedziny pozwolą odnaleźć coś nowego, bowiem czas nie stoi tu w miejscu, pojawiają się obrazy, które podlegały renowacji, dzieła, które z uwagi na ograniczoną przestrzeń znajdowały się w magazynach, czy w końcu pojawiają się wystawy (jak wspomniana wystawa Essere), nie wspominając o tym, iż nasza percepcja nie pozwala na przyswojenie sobie ogromu zbiorów i za każdym razem powinno się wybierać kilka dzieł, lub kilka sal do obejrzenia. O tym także mówił jeden z bohaterów filmu, co wyraża i moją opinię w tej kwestii. Już zaczynam żałować że podczas tegorocznego pobytu we Florencji nie zajrzałam do Uffizi.
Zainteresowanym sztuką polecam
obejrzenie filmu.
Niestety kiedy ja odwiedzałam Uffizi nie było możliwości robienia zdjęć, bo mimo, iż pochlebiam sobie, że nie jestem bezmyślnym odwiedzającym lubię poza oglądaniem robić też zdjęcia eksponatów.
Poniżej jedna z bardziej przerażających wersji Judyty obcinającej głowę Holofernesa pędzla kobiety (Artemisia Gentchileschi), jakże to odmienna wersja od tej Botticellowskiej z przepiękną kobietą i sługą niosącą głowę w koszu (Powracająca Judyta).
Zdjęcie ze strony |
500 sal dobrze zrozumiałam? Toż i trzy życia można tam spędzić, żeby zapoznać się ze wszystkimi dziełami. A gdybym miała tylko jeden dzień, to jakie proponujesz? W tym koniecznie z freskami sufitowymi, bo te uwielbiam i w każdym muzeum choćby najmniejszym zadzieram głowę bez końca:)
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że trzeba skorzystać z filmoteki - to też forma kontaktu ze sztuką:)
Też byłam zadziwiona. Myślę, że te 500 sal to łączna ich ilość z magazynami i pomieszczeniami nie udostępnionymi zwiedzającym. Sama byłam pewnie w kilkudziesięciu, a może kilkunastu. Z reguły wiem, czego szukam i skupiam się na tych kilkunastu dziełach, na których mi najbardziej zależy. Co proponuję? Zależy co lubisz najbardziej, którego z malarzy, który obraz, bo trudno, aby wszystkim podobało się to samo. Ja będąc po raz pierwszy chciałam obejrzeć Botticellego La Pimavera i Narodziny Wenus, to było moje marzenie od dziecka. Oczywiście robiły na mnie wrażenie wielkie nazwiska Leonardo,Rafael, Tycjan, Caravaggio, ale one były wówczas dodatkiem do sali chyba numer 9 i 10 (jeśli dobrze pamiętam), gdzie ku wielkiej mojej radości znalazłam obrazy Botticellego. Pamiętam też tam jeden z obrazów Pallaiuollo będący ilustracją któregoś z mitów. Za tym pierwszym razem wrażenie zrobiła i Głowa Meduzy Caravaggio czy Tondo Doni Michała Anioła. Ale zupełnie nie zwróciłam uwagi na Lippiego na przykład, co teraz na pewno bym uczyniła. Trzeba obejrzeć album, albo sprawdzić, co znajduje się w muzeum i wybrać sobie to, co ciebie zainteresuje. Wróć, to co zainteresuje ciebie najbardziej, bo interesujące jest mnóstwo dzieł. Jeden z pracowników twierdził, że można by cały rok przychodzić dzień w dzień i nie poznać wszystkich i to prawda. Sama pracowałam w o wiele mniejszym muzeum przez parę miesięcy i mimo, iż oglądałam je codziennie nie mogę powiedzieć, aby je dobrze poznała. Można odbyć też wirtualny spacer po muzeum.
UsuńUff, odetchnęłam.;) Cieszę się, że nie był to przegląd kolekcji, tylko faktycznie coś nowego. Oby film pokazano kiedyś w telewizji.
OdpowiedzUsuńMyślę, że nawet gdyby to był przegląd kolekcji to też byłabym zadowolona, choć byłby to mało odkrywczy film, jak na festiwal. Miałam tylko leciutki niedosyt, że nie wspomniano o powodzi z 1966 roku, może dlatego, że niedawno o niej czytałam i byłam tego tematu szczególnie ciekawa, ale zapewne wiele było różnych zdarzeń związanych z muzeum i zagrożeniem dla zbiorów, że trudno było wybrać. Brakowało mi zatem choćby paru zdjęć z czasów działania aniołów od błota. natomiast nie słyszałam zupełnie o wybuchu bomby w pobliżu galerii i uszkodzeniu obrazów.
UsuńChętnie obejrzę ten film, bo byłam przed drzwiami tej galerii:) Kolejka po bilety odstraszyła mnie na dobre.
OdpowiedzUsuńNa moje kilka odwiedzin we Florencji tylko raz udało mi się wejść bez zarezerwowanych wcześniej biletów, z reguły dokonują internetowej rezerwacji- zakupu biletu. Kosztuje to parę euro drożej, ale pozwala zaoszczędzić godzinę a może dwie oczekiwania do kasy, a jak się ma tego czasu tak niewiele to szkoda go na stanie w kolejce.
UsuńPasuję do wypowiedzi tego kustosza, który opowiadał o współczesnych odwiedzających, skupiających się na robieniu zdjęć obrazom; jedno, drugie, dziesiąte ..., które potem mogę na spokojnie obejrzeć w domu, przeanalizować, sięgnąć do biografii autorów dzieł, zastanowić się nad przekazem...itd. Lubię robić zdjęcia, bo one przedłużają moje obcowanie z danym miejscem, no i dają mi ten cenny czas na podziwianie geniuszu ludzkiego. Często widzę w mediach jakiś obraz bez tytułu i miejsca, gdzie został umieszczony i nagle zapala mi się lampka, przecież widziałam go na własne oczy i mam nawet w swoich zbiorach zdjęcie tego obrazu i wiem gdzie je zrobiłam...
OdpowiedzUsuńFilm interesujący, podobny oglądałam kiedyś o Luwrze.
Pozdrawiam :)
Myślę, że kustoszowi nie do końca chodziło o takich zwiedzających, jak my. Robimy zdjęcia, aby potem poszukać, aby zapamiętać, aby móc dostrzec coś, czego nie dostrzegło się wcześniej, ale nie koncentrujemy się wyłącznie na cykaniu fotek. Przynajmniej ja tak mam. Najpierw obchodzę całość, aby zorientować się w zbiorach, potem idę raz kolejny aby przyjrzeć się tym najciekawszym dla mnie obrazom, a na końcu robię zdjęcia. Często robię zdjęcia, aby poszukać więcej informacji na temat dzieła i twórcy.
UsuńPodobnie jak Agnieszka nie udało nam się zwiedzić galerii. Wtedy o rezerwacji przez internet nie pomyśleliśmy a szkoda. Dobrze, że są albumy ale sama wiesz, że to nie to samo. Bardzo jestem ciekaw tego filmu. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńAlbumy to nie to samo, ale przecież nie każdy ma możliwość i szansę obejrzenia interesujących dzieł na żywo, więc jest to jakieś rozwiązanie. A rezerwację przez internet polecam to duża oszczędność czasu i wygoda.
OdpowiedzUsuńW tym roku nie zajrzałaś do Uffizi, bo zabrakło Ci czasu? :) Ja akurat wirtualnych spacerów nie lubię. Wmawia się nam, że odbyć wirtualny spacer po jakimś mieście, muzeum czy jaskini to tak, jakby odbyć spacer rzeczywisty, ale dla mnie to nie to samo.
OdpowiedzUsuńTak zabrakło czasu, byłam w pięciu innych galeriach, więc Uffizi musiało pójść w odstawkę, bowiem tam bywam najczęściej. Wirtualny spacer, to oczywiście nie to samo, oglądanie albumu też, ale czasami nie ma wyjścia, nie zawsze możemy wybrać się w różne miejsca z różnych powodów, więc czasami ratujemy się patrząc cudzymi oczyma, choć wiadomo, że to tylko namiastka. No ale głodny musi czasami zjeść choć skórkę od chleba, jeśli nie może zjeść całej kromki.
OdpowiedzUsuń500 sal? To brzmi aż niewiarygodnie. Wielodaniowa kulturalna uczta dla smakoszy sztuki. Ja w przeciwieństwie do Ciebie nie robię zdjęć w muzeach, wyjątek zrobiłam dla Mona Lisy 🙂. Udanego weekendu.
OdpowiedzUsuńRobi wrażenie, brzmi nieprawdopodobnie nawet jeśli wlicza się magazyny, czy pomieszczenia filii (choć nie mam pojęcia, czy Uffizi ma jakieś filie). Zaczęłam się zastanawiać, co sfotografowałam Mona Lisę, taki tam zawsze tłum. Pamiętam natomiast, że zrobiłam zdjęcie rzeźbie Canovy Kupidyn i Psyche przy którym jak wół stoi tabliczka z zakazem zdjęć (a ja jej nie zauważyłam- było mi strasznie głupio, jak zwrócono mi uwagę, na ten zakaz- bo jestem dość zdyscyplinowaną odwiedzającą- chciałam się zapaść pod ziemię, choć z drugiej strony zakaz fotografowania rzeźb wydaje mi się idiotyczny).
OdpowiedzUsuńA ja pod tym Amorem i Psyche(tak mi weszła w pamięć nazwa rzeźby) mam dwa zdjęcia: swoje i Mateusza a był to rok 2005. Czyżby wtedy nie było zakazy robienia zdjęć? Nikt nam nie zwrócił uwagi ani żadnej tabliczki nie widziałam, dziwne.
OdpowiedzUsuńJak znajdę swoje zdjęcie rzeźby, gdzie jak byk widać tabliczkę z przekreślonym aparatem foto to ci prześlę. A z tymi zakazami to tak jest, że reguły zmieniają się co jakiś czas. pamiętam, że podczas wcześniejszych wizyt w muzeach często był całkowity zakaz fotografowania, dziś coraz częściej można fotografować wszystko, poza nielicznymi wyjątkami. W świątyniach zaradni włoscy przedstawiciele kk wymyślili sobie niezły sposób dorobienia. Przepiękne ołtarze, obrazy mistrzów, czy rzeźby są kiepsko oświetlone, często w ogóle nie widoczne na zdjęciach, jest tam zatem możliwość włączenia światła na bodajże minutę- płacąc euro.
UsuńPrawdę mówiąc zatęskniłam już za galerią Uffizi. Ja też byłam w tym czasie gdzie był zakaz fotografowania. Lubię mieć zdjęcia z muzeów. W domu mogę je oglądać dokładnie, poczytać na ich i autora temat. Może kiedyś zaprezentują ten film w telewizji. Hmm tylko, że ja rzadko ją oglądam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)