Miałam dzisiaj pisać na zupełnie inny temat. Na recenzję czekają: Nad Niemnem Orzeszkowej, Lalka Prusa, Grona gniewu Steinbecka, Tristan 1946 Kuncewiczowej i D`Artagnan Dumasa. W przeciwieństwie do wielu rozleniwionych wiosną czytam z prędkością światła, gorzej z recenzowaniem (nie nadążam sama za sobą). Jednak przywołany pod poprzednim wpisem link do recenzji pewnego pana doktora, który krytykuje pisarza w sposób dość napastliwy i agresywny przypomniał mi myśl, która dopada mnie, ilekroć przeczytam, iż lektura została przez czytelnika (blogera) zaliczona do gniotów, miernot, literackich hamburgerów. Ilekroć czytam, iż przeczytana książka zaliczona została do powyższej kategorii zastanawiają mnie kryteria oceny.
Profesjonalny osąd, gust recenzenta, czy sugestia opinią tych, których zdanie ma charakter opiniotwórczy?
Uśmiech na twarzy wywołuje zwłaszcza łatwość zaliczania lektury do nadającej się jedynie na przemiał makulatury. Dotyczy to zwłaszcza tych czytelników, którzy kilka dni wcześniej wpadali w zachwyt nad książką, którą ja sama zaliczyłabym do literatury mało ambitnej.
Osobiście, jak diabeł święconej wody staram się unikać tego typu opinii. A powodem wcale nie jest obawa przed polskimi (tudzież obcojęzycznymi) autorami. Powodem jest to, że na moim blogu piszę o odczuciach i upodobaniach. Nie mam wiedzy pozwalającej na uprawianie zawodu krytyka literackiego. Ja się po prostu na tym nie znam, a wszystko co piszę, jest wyrazem emocji, jakie budzą we mnie przeczytane lektury. A skoro nie oceniam z pozycji krytyka, a z pozycji czytelnika trudno byłoby mi pisać, iż książka jest dobra, bądź zła. Skoro piszę z pozycji czytelnika piszę o tym, czy mi się ona podobała. A to jest kwestią gustu i zainteresowań, które trudno byłoby oceniać czy wartościować. A jak oceniać upodobania. Czy miarą wyrobienia i dobrego gustu jest czytanie klasyki, a powodem przypięcia łatki odbiorcy literackiej papki jest czytanie romansów, czy powieści o wampirach. Czy jeśli zachwycam się biografiami artystów i powieścią historyczną to jestem nudziarą, czy wręcz przeciwnie posiadam wyrobiony smak i gust. A jeśli uwielbiam Dana Browna, czy Wiśniewskiego to znaczy, że gustuję w zakalcach. Nawiasem mówiąc nie uwielbiam Wiśniewskiego, choć bardzo mi się podobała Samotność w sieci, ale Dana Browna rzeczywiście uwielbiam.
Staram się zatem używać sformułowań, typu - książka nie zachwyciła mnie, znudziła, rozczarowała, zamiast „książka nie zachwyca”, „nudzi”, „rozczarowuje”. Ale oczywiście tak jak mnie wolno pisać o moich odczuciach, tak każdemu wolno pisać o jego odczuciach.
Ilekroć czytam, iż książka nie zasługuje na miano literatury, a autor wpisu wstydziłby się czytać inne pozycje tego typu, bądź przestrzega innych przed stratą czasu przypomina mi się dyskusja, jaka miała miejsce jakiś czas temu w klubie dyskusyjnym u Kreatywy.
Jest cała lista pisarzy, których czytać się nie powinno, których czytać nie wypada, albo jeśli się czyta, nie powinno się do tego przyznawać. Ewentualnie przeczytawszy można napisać, że sięgnęło się po raz pierwszy i ostatni, że nie rozumie się, skąd cała ta popularność utworu i dobrze jest dodać, iż książkę odłożyło się po paru-dziesięciu stronach i żałuje się, że w ogóle się po nią sięgnęło. Warto by jeszcze dodać, iż odrzuciło się ją ze wstrętem.
W swoich opiniach czasami piszę, iż nie czytam pewnego rodzaju literatury, a to wcale nie dlatego, abym uznawała go za jakiś gorszy, wybrakowany odłam piśmiennictwa, ale dlatego, że mnie osobiście on nie przypadł do gustu.
Kiedyś natomiast pięknie napisała Iza, w lekturze ważne jest to, aby poruszyła w nas jakieś czułe struny. I czy to ma znaczenie, czy tym kimś, kto te struny poruszy będzie Dostojewski, Żeromski, Joyce, czy też któryś z pisarzy, których czytać nie wypada, których czytanie to „obciach” (Coelho, Brown, Wiśniewski, Schmidt, Grochola, Szwaja czy cała masa poczytnych autorów).
Czytam, to co lubię i co sprawia mi przyjemność. I nie wstydzę się swoich gustów i sympatii. I bardzo cenię u innych odwagę przyznania się do tego, iż czytają także autorów, którzy są popularni, a nie tylko wybitni, bez dodawania, że to jedynie dla rozrywki i odprężenia po poważnej literaturze.
No i jeszcze jedno, najczęściej nie mamy najlepszego zdania o literackim guście tych, którzy czytają książki autorów, za którymi my nie przepadamy. Ale jeśli czytają książki autorów z tzw. niższej półki (to też bywa względne), których i my darzymy sympatią nie będziemy przecież kwestionować ich gustu, bo tym samym wystawilibyśmy sobie nie najlepszą oceną.
Ktoś kiedyś powiedział, że życie jest za krótkie na kiepskich powieści. Zgadzam się z tym. Zwłaszcza upływ czasu determinuje moje wybory. Szkoda byłoby mi dziś przeznaczać czas na czytanie, czegoś co mnie nuży i nudzi. Ale lubię też od czasu do czasu poczytać coś co porusza we mnie czułe struny, a czy jest to literatura ambitna, wybitna, czy też nie - szczerze mówiąc nie wiele mnie to obchodzi. Nie to ładne co ładne, ale to, co się komu podoba. I tego wszystkim życzę, aby każdy czytał co lubi i nie wstydził się swoich wyborów. No i nie można zapominać, że na świecie jest wielu zwolenników hamburgerów.
Bardzo lubię Twoje przemyślenia :-) Wydaje mi się, że trudno się z Tobą w tej kwestii nie zgodzić. Myślę też, że często negatywne oceny książek, a nie emocji towarzyszących czytaniu, są pewnego rodzaju skrótem myślowym. Oczywiście dbałość o język i o prawidłowe przekazywanie tego, co się chce, jest niezwykle ważne, więc należy się tego wystrzegać.
OdpowiedzUsuńZapewne często są to jak piszesz skróty myślowe. Jak piszę sama staram się wystrzegać takowych sformułowań, choć nie dam głowy, że i mnie się to nie trafia. Wszyscy jesteśmy omylni. Ja zresztą nie chciałabym krytykować osób, które dosadnie formułują swoje opinie na temat książek, to też wymaga odwagi. Podziwiam do czasu, kiedy nie przekracza się pewnych granic. To zresztą jedna z moich życiowych dewiz- potrzeba zachowania równowagi.
UsuńBrawo, brawo, po trzykroć brawo!!! Lubię czytać Twoje recenzje. Zachęcona nimi, przeczytałam kilka książek, które okazały się strzałem w dziesiątkę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twojego bloga, że przedstawiasz w nim swoje odczucia i upodobania.
Prawdę mówiąc, dobry byłby z Ciebie krytyk literacki.
Serdecznie pozdrawiam
Sara-Maria
To że czytasz coś pod wpływem moich recenzji to miłe, ale to, że masz podobny gust cieszy mnie jeszcze bardziej. Jak wiadomo nie mamy wpływu na zbieżność gustów, ale to zawsze przyjemne spotkać osobę o podobnych upodobaniach.
UsuńGosiu, musisz przyznać, że w bardzo wielu przypadkach uwielbiamy te same miejsca, zabytki, katedry, muzea... a czasem i jedzonko...
UsuńTelepatycznie czasem piszemy na podobny temat...
Serdecznie pozdrawiam
Sara-Maria
To prawda, że mamy podobne gusta i krajoznawcze i jak piszesz literackie. Coby nie było, że identyczne to muszę się przyznac, iż mnie nie oczarował balet. Jezioro łabędzie, które oglądałam dzień po powrocie z Paryża, z jednej strony nie miało szans z taką konkurencją, a z drugiej jakoś nie przypadli mi do gustu panowie w rajtuzach, bałam się o paluszki baletniczek i rozpraszał mnie tupot nóżek po scenie. Natomiast muzyka przepiękna i chyba wolę ją słuchać bez oglądania. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, ale nie była to taka radość, aby spowodować częstszy kontakt. To tak a propos gustów, że nie każdemu to samo, nawet, jeśli są te gusta zbliżone.
UsuńGdyby to był pewien portal bez wahania kliknęłabym "lubię to!". Zgadzam się z Twoimi przemyśleniami.
OdpowiedzUsuńSama się nieraz zastanawiam, co konkretnie o mnie/o moim guście myślą czytający moje wpisy ;-)
Pozdrawiam słonecznie!
Miło mi. A co czytelnicy myślą o naszych gustach? Piszę prawie od półtora roku i nie spotkałam jeszcze osoby, której gust odpowiadałby w stu procentach mojemu i myślę, że takiej osoby nie spotkam. Więc nie ma się co przejmować tym, co ktoś pomyśli o naszym guście, bo przecież o gustach.... Pozdrawiam
UsuńNie, ja się nie przejmuję, bo co komu do tego, co ja lubię, tylko naprawdę jestem ciekawa, jak odbierany jest taki misz- masz jak u mnie, bo ja i tzw. ambitną i harlekiny...i podobają mi się niektóre "gnioty" (tzn. przez nie których uważane za takowe)
Usuńpozdrowionka
Myślę, że poza nielicznymi wyjątkami, które mają jednorodne i sprecyzowane gusta większość z nas stanowi ciekawy materiał do obserwacji. :)
UsuńPrzeczytałam krytyczną wypowiedź na temat Dehnela i myślę, że to zawodowcy tak się ze sobą rozprawiają. Na blogach jest - albo raczej powinno być - inaczej. Niby jasne, że każdy ma prawo czytać i lubić to, co jemu się podoba, ale rzeczywiście bywa z tym różnie. Inaczej byśmy o tym nie pisały. Może czasem zbyt dużo emocji w dyskusjach.
OdpowiedzUsuńTak myślę nad słowami Agnesto - co inni myślą o naszych gustach? To ciekawe. Dlatego z lubością gapię się na stosiki (tu i ówdzie krytykowane, ośmieszane), bo to skondensowana opinia o naszych wyborach lekturowych. Z tego samego powodu zapuszczam żurawia do biblioteczek znanych ludzi; jakie książki włynęły na to, kim są i jacy są. Myślę, że tutaj nasze dzisiejsze wpisy się łączą, bo mówią o tym, ile w nas czytanych książek. I co ma ktoś do powiedzenia w sprawie mojego apetytu? W ocenianiu ważne też jest - jak wspominasz - pisanie od siebie, w pierwszej osobie, co nikogo nie może urazić. Ale burza mózgu! Pozdrawiam:)
Bogusiu - emocje to takie ludzkie. Moje wpisy w większości opierają się na emocjach.
UsuńPodglądanie stosików, biblioteczek i czytanie o ulubionych książkach znanych i lubianych przez nas pisarzy jest i moim ulubionym zajęciem.
Najpierw napisałam i opublikowałam wpis, a potem przeczytałam twój dzisiejszy wpis. Choć zupełnie różne, to jednak nie są od siebie tak odległe, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. :)Pozdrawiam
Brawo Gosiu... Z czytaniem to trochę tak jak z winem - kto tak naprawdę WIE, które są tylko wartościowe, a które nie... Wszak DE GUSTIBUS NON DISPUTANDUM EST :)
OdpowiedzUsuńPS. Czasami tęsknię za naszą "Babcią" od łaciny...
Tak o gustach się nie dyskutuje. A wpis rzeczywiście równie dobrze mógłby dotyczyc innych dziedzin życia. Kiedyś koleżanka na stwierdzenie, że nie lubię pantomimy - powiedziała, że nie mam racji :), bo to bardzo wartościowa sztuka.
UsuńBabcia która mówiła szeptem do mnie mów :))) i której zawsze można było wmówic, iż było zadane co innego niż było :) Obawiam się, że niedługo i nam będzie można wmówic, że pracujemy do 85 lat. :( i też uwierzymy
Gosiu, ale ONA była przez duże O... kobieta z klasą... a oszukiwacze dostaja swoją turę od losu...bo przecież tak naprawdę nie chodzi o zadania domowe, ale o lekcję życia... PER ASPERA.... I te gusta, które nie zawsze odpowiadają naszym, hahhaha...
Usuń:) :) :) :) :)
OdpowiedzUsuńi brava :*
Grazie seniora :)
UsuńŚwietny wpis :) Mnie też straszliwie denerwuje wartościowanie ludzi po rodzaju literatury, jaką czytają :) Jak sama wiesz - ja czytam prawie wszystko - nie wiem, o czym to świadczy ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że o różnorodności twoich zainteresowań :)
UsuńGosiu,
OdpowiedzUsuńtak ostatnio wyszło, że pewnei czytam mało "popu', a to dlatego, że nudzą mnie powtarzające się schematy.
Ale tak naprawdę: często literatura popularna niesie więcej treści, emocji i zaangażowania pisarza niż te wszystkie ą-ę książki z wyższej półki.
Taki przykład: tutaj słaba literacko książka poruszająca jednak ważny temat. A na drugim biegunie choćby moje ostatnie lektury z wyzwania anielskiego. Co takie książki w zasadzie dają czytelnikowi? duża erudycja, a za nia pustka.
Co do Dehnela: widac, że on po prostu pana krytyka denerwuje (pewnei najbardziej to, że umie się wylansować), ocenia zresztą głownie jakieś historie pozapowieściowe.
Zwykli blogerzy raczej zżymali się, że sprzedaje własna babcię w Lali. A ja uważam, że to bardzo dobrze:). Jeśli ma się taka babcię i potrafi ja opisać (łącznie z jej chorobą), to szkoda by bylo, gdyby tego nie zrobił.
Moim zdaniem to właśnie świadczy, że nie powinno się generalizować, że dobrze dać szansę różnym rodzajom (w tym przypadku) literatury i robić (tu czytać) to co się lubi. No i jeszcze jest tak, że w tej śmieciowo hamburgerowej literaturze- ja znajdę coś poruszającego, inspirującego, chwytającego za serce, a literatura powiedzmy noblowska mnie znudzi i odwrotnie.
UsuńCo do pana doktora- krytyka- też mi się zdawało, że pisze naokoło, ja rozumiem, że na takim pudelku czy innych tego typu stronach pisze się różne rzeczy, typu kto z kim sypia, ale jakie znaczenie dla oceny warsztatu pisarskiego ma orientacja seksualna pisarza- to nie wiem. Może jedynie takie, że czasami wpływa na większą wrażliwośc.
A że własna babcia- to moim zdaniem dobrze, lepiej własna niż cudza, gdybym miała (nie-moja babcia też była ciekawą osobowością), gdybym umiała tak pisać to chętnie też bym opisała babcię, ciocię i pół rodziny. W tej książce odnalazłam wiele swoich emocji związanych z moją babcią i jej powracaniem do tematu i snuciem opowieści pobocznych, nie zwracaniem uwagi, na to, że znamy. A także wiele emocji związanych z chorobą bliskiej osoby, jej niedołężnością, jej odchodzeniem. Pozdrawiam
BTW- a jak Ci się czytalo Murdoch? czy wymiękłaś, bo nie widze na liście przeczytanych:)?
UsuńIza- dziwna sprawa. Zamieściłam w bibliotece- czytam, zapakowałam książkę do torebki i nie wiem co się dalej z nią działo. Od tygodnia chodzę i szukam i nie mogę znaleźć. Głupio mi okrutnie. Tę książkę wylosował mi ZWL do wyzwania losowanie z własnej półki, a ją diabeł ogonem nakrył. Nawet porobiłam porządki na półeczkach i nic. Mam nadzieję, że się odnajdzie, może jak przestanę szukać. Dlatego teraz zmieniłam książkę na wyzwaniu na Pod mocnym aniołem. Tak więc nie wymiękłam, tylko zapodziałam gdzieś :(((
UsuńŚwięte słowa, że ładne jest to, co sie nam podoba, a że innym niekoniecznie to trudno. Jeszcze nie powstała książka, która wszystkim bez wyjątku by się podobała. Nie lubie snobizmu literackiego. Genialny i wartościowy wpis, podpisuję się pod nim całym sercem. Mi np. dobrze się czyta Grocholę, a że jej twóczość jest przez wiekszośc oceniana jako słaba, przeciętna i niewarta lektury to mnie to nie rusza, bo ja ja lubię i już. Pozdrawiam Cię cieplutko
OdpowiedzUsuńJest też tak, że na odpowiednią lekturę musi nadejśc jej czas. Są książki, które podobały mi się, kiedy byłam 20-30 lat młodsza, a dzisiaj nie i odwrotnie, takie które wówczas nudziły, a dziś zachwycają. Myślę, że gdybym przeczytała Katedrę NMP (czyli Dzwonnika z Notre Dame) Hugo w młodości znudziłyby mnie opisy średniowiecznego Paryża, dzisiaj uważam je za wielką wartość powieści i bez nich nie odczułabym klimatu książki. Grocholą i Szwają zaczytywałam się jeszcze parę lat temu, dzisiaj poczułam przesyt książkami tego typu, ale co będzie za kilka lat- nie wiem. Pozdrawiam i gratuluję rocznicy
UsuńJa przyznaję, że zdarza mi się używać sformułowań typu "nie zachwyca", ale też staram się nigdy nie przekreślać całkowicie żadnej książki. I czytam prawie wszystko, od tych najgłośniejszych, przez zwykłe książki z bibliotecznych półek po klasykę; a jeśli mi się coś podoba, to piszę o tym wprost, niezależnie od tego, czy książka jest ambitna czy nie.
OdpowiedzUsuńI zdecydowanie zgadzam się, że ogromne znaczenie ma czas; akurat też mam przykład z Hugo :) Pierwszy raz czytałam "Nędzników" w gimnazjum i długaśne opisy (np. o życiu w klasztorach) śmiertelnie mnie nudziły, a rozdział z bitwą w ogóle pominęłam. Drugi raz czytałam do matury ustnej i okazało się, że fragment o klasztorach ma tylko 40 stron, a nie 100, jak mi się wcześniej wydawało. I był bardzo interesujący!
I drugi przykład - w pierwszym tygodniu po porodzie czytałam "Małe trzęsienia ziemi", książkę zdecydowanie z nurtu literatury popularnej. I dałam jej w swojej prywatnej skali 9/10 (co się prawie nie zdarza). Czemu? Bo idealnie trafiła w moje ówczesne samopoczucie i problemy - czytając każdą stronę, miałam wrażenie, jakby była o mnie.
Nędznicy to kolejny przykład. Jestem przekonana, że lata temu nazwałabym je nudziarstwem i nie przebrnęłabym przez opisy życia w klasztorze, więzieniu, opis bitwy, system kanałów paryskich i tym podobne wstawki, a teraz po latach czytałam tak zachłannie, że spędziłam kilka godzin z książką nie ruszając się z miejsca, jeszcze kawałek, jeszcze chwilkę i tak do końca. A na drugim biegunie znalazła się książka Nie wiem, jak ona to robi, którą trudno zaliczyć do literatury z górnej półki, a ja przyznałam jej najwyższą ocenę w mojej skali ocen.
UsuńA Potop?????????? Te strony opisów czegoś, i czegoś, i jeszcze więcej, i toczy się to strona za stroną, brrrrrrrrrrrr.... chociaż szczerze mówiąc, to nie wiem dokładnie, bo kartkowałam, byle szybciej dotrzeć do dialogów i konkretów.... I teraz musze uczciwie przyznać, że zdałam maturę w klasie humanistycznej, w tzw. dobrym liceum - BEZ PRZECZYTANIA CAŁEGO PANA TADEUSZA.... Nie wiem jak to świadczy o szkole, maturze, itp.... ale od razu przepraszam z góry wszystkich, których to obraża, ale mnie wiele opisów w tzw. "klasykach" doprowadza do, co najmniej, alergicznych reakcji... De gustibus.....etc., etc., etc........
OdpowiedzUsuńNie jesteś Jolu osamotniona w swych odczuciach. Przyznam się, że nie tak dawno (w styczniu) przeczytałam Nad Niemnem. Opisy przyrody, aczkolwiek na pewno piękne i mogące się podobać, podobały mi się na pierwszej stronie, nieco mniej na drugie, a już na trzeciej i dalszych zaczynały irytować i "opuszczałam" ich kolejne fragmenty. Pana Tadeusza przeczytałam w całości, ale Chłopi czytani w jedno popołudnie cztery tomy - wyobrażasz sobie jak dokładnie? Teraz nadrabiam słuchając audiobooka.
Usuń